Drugi tom Hellblazera Azzarello już za mną. Jak tom pierwszy wydał mi się mocno średni, a zawarte w nim historie (w większości) oklepane, tak tutaj sytuacja wygląda lepiej. Co prawda dostajemy tylko dwie dłuższe historie, ale właśnie dzięki temu, że ten tom jest bardziej zwarty, a dwie główne fabuły poprzedzielane kilkoma pojedynczymi zeszytami z występami różnych rysowników, całość prezentuje się ciekawiej i bardziej różnorodnie.
Ponownie głównym rysownikiem jest Frusin, jednak o ile w pierwszym tomie kompletnie nie mogłem przekonać się do jego kreski, a zwłaszcza sposobu rysowania Johna, tak tutaj jego styl już mnie tak nie raził i chyba muszę nawet przyznać, że tym razem wypadł najlepiej spośród wszystkich obecnych nazwisk.
Przechodząc do kwestii fabuły... Jest specyficznie, występuje sporo dziwnych elementów, dużo napięcia seksualnego między postaciami (także tej samej płci) i na pewno nie każdemu się to spodoba. Ponownie bardzo spodobała mi się pierwsza dłuższa historia z tomu, czyli w tym przypadku Higwater. Podobał mi się sposób prowadzenia narracji, a całość utrzymała dobry balans pomiędzy opowiadaniem historii, a właśnie zanurzaniu się w ten pokręcony świat, który buduje scenarzysta. O tym, że ta seria może zmierzać w dziwne rejony świadczyła już historia o dziwnych praktykach w pewnym małym miasteczku z poprzedniego tomu, a pod koniec swojego runu Azzarello już całkiem poszedł po bandzie. Niestety finałowa historia trochę za bardzo kojarzyła mi się z podróbą 100 naboi (wymieszaną z klimatami BDSM), czekałem tylko, aż że za chwilę ktoś pochwali się walizką od agenta Gravesa. Generalnie zakończenie nie jest złe, aczkolwiek odczułem spadek po bardziej udanym Highwater.
Krótsze historie same w sobie może nie są niczym spektakularnym, ale jak już pisałem sprawdzają się jako fajna odskocznia i wprowadzają trochę dodatkowego koloru. Natomiast ostatni kilkustronny dodatek kompletnie zbędny i nic nie wnosi poza skompletowaniem wszystkiego spod pióra Azzarello.
Krótko podsumowując całość drugiego tomu - dalej jest średnio, acz oczko wyżej od jedynki. Podobnie oceniam cały run i tak naprawdę starczyłoby mi postawić na półce Hard Time i Highwater, a po reszcie bym raczej nie płakał.
Pora chyba zabrać się za Ennisa.