Garść wrażeń na świeżo po pierwszym tomie Azzarello od Egmontu. Był to mój pierwszy poważniejszy kontakt z tą serią, choć postać oczywiście znałem i spotykałem już choćby w gościnnych występach czy też filmach i animacjach. Dawno temu jak Egmont wydawał wersję Ennisa nigdy się za to nie zabrałem, a później weszła chyba kwestia dostępności tamtych tomów i temat mnie całkiem ominął.
Teraz zdecydowałem się trochę ponadrabiać zaległości, zwłaszcza że nowe wydanie prezentuje się całkiem sensownie. Od strony edytorskiej raczej nie ma się do czego przeczepić, wydanie jest solidne i niczego w nim nie brakuje. Wchodząc w treść trochę daje o sobie znać, że zaczynamy serię od 150 numeru i powinniśmy już mieć jakieś pojęcie o postaci Constantine'a, bo z samej lektury tego tomu nie dowiadujemy się o nim i jego umiejętnościach nic. Oczywiście sporo rzeczy można się domyślić, ale mimo wszystko czasem można się poczuć zagubionym, bo John tutaj mocno miesza ludziom w głowach i trochę nie wiadomo w jak dużym stopniu może wywierać wpływ na innych. Sama postać w interpretacji Azzarello raczej średnio daje się polubić i zdaje się dosyć topornie pisana w tej swojej arogancji i stosunku do świata.
Co do poszczególnych historii. Bardzo przypadła mi do gustu pierwsza cześć albumu z rysunkami Corbena, na które sporo osób tu narzekało. Mamy fajny klimat więzienia, który z dalszym tokiem historii i w połączeniu z karykaturalnym stylem rysownika przeradza się w bardziej chorą i psychodeliczną jazdę, a całość wydaje mi się też najlepiej napisana z tego zbioru.
Początkowe dobre wrażenie jednak mija w momencie przejścia do dalszej części tomu. Niezbyt podobają mi się rysunki Frusina (z naciskiem na jego wersję głównego bohatera), co w połączeniu z faktem, że pozostaje głównym rysownikiem już do końca tego tomu nie działa u mnie na korzyść. Od strony fabularnej nie zachwyciła mnie ani karkołomna opowieść o dziwnym miasteczku i dawnej miłości Johna, ani oparta na ogranym motywie historia o barze i śnieżycy. Za to wrzucony pomiędzy one-shot z rysunkami Dillona całkiem spoko, ale pojawia się duży zgrzyt w odbiorze ze względu na całkiem inny wygląd postaci.
Całość oceniam jako mocno średnią i jeżeli miałbym taką możliwość w języku polskim, to zostawiłbym u siebie tylko pierwszą historię, a resztę puścił w drugim obiegu. Czytałem oczywiście, że ten run nie jest reprezentatywny dla reszty Hellblazera, więc z racji kontynuacji serii przez Egmont sięgnę jeszcze po drugi tom Azzarello i przejdę do Ennisa, żeby mieć szerszy obraz tego tytułu, ale póki co szału nie ma.