To jest cholera jasna smutne.
Obcowanie z najnowszą odsłoną tytułu w wydaniu S. Phillips jest zwyczajnie i po prostu smutne. Wrażenie z lektury jest takie jakby pisała to szesnastoletnia aspirantka do statusu scenarzysty komiksowego a ilustrował gość na kwasie. Przy czym o ile jeszcze kreskę można byłoby uznać za eksperyment to jednak wypadałoby go czymś podsypać/wzmocnić żeby czytelnik nie skupiał się wyłącznie na tym karykaturalnym stylu.
Ale nie.
Nie w tym wypadku.
Phillips nudzi niemożebnie, prowadząc narrację dosłownie jak Humphries tylko że jeszcze bardziej płasko, jednostajnie, bez szczypty emocji czy choćby cienia żartu. Momentami wydaje się wręcz, że Harley jest tak jakby gościem we własnej serii. Ew. że podstawiono za nią słabo przygotowanego do roli Skrulla (w sumie to nie wiem jakich zmiennokształtnych mają tam w tym całym DC). Gdybym nie wiedział, że to jest oficjalne wydanie pomyślałbym, że wykorzystując nieuwagę wydawnictwa ktoś dystrybuuje jakiś fanfik, bo też budowa świata wokół Harley przypomina nieudolne naśladownictwo C&P tylko bez choćby 20% ich umiejętności. Zamiast kręgu oryginalnych postaci drugoplanowych dostajemy jakiegoś jednego smutnego przydupasa. Próba stworzenia jakichkolwiek innych (wzorem wesołej gromadki z Coney Island) to zwyczajna porażka i o dziwo chyba sama autorka się w tym zorientowała, bo w zasadzie jak się pojawiły tak w miarę szybko zniknęły (i dobrze zrobiły). O ikrze, dowcipie czy jakimkolwiek niekonwencjonalnym podejściu można w zasadzie zapomnieć a ból czterech liter jest o tyle większy, że wystarczy w kontrze otworzyć tomik wydany na 30lecie klaunicy żeby 2/3 zamieszczonych tam krótkich historyjek uwypukliło jak słaby jest obecny run i jak niczego nie potrafi wnieść do tytułu. W trakcie obcowania z tym czymś co jakiś czas odnosiłem wrażenie jakbym znowu czytał "Squirrel Girl" z WKKM. To jest mniej więcej podobna półka.
Zaś odnosząc się właśnie do "Harley Quinn 30th anniversary special" to mając do dyspozycji po dosłownie kilkanaście stron Conner&Palmiotti, Sejic, K. Garcia że już nie wspomnieć o "nestorze" Dinim udowadniają, że czują ten klimat i tę postać o kilka poziomów lepiej niż Phillips. Która albo nie czuje jej wcale albo zwyczajnie nie potrafi.
Nie mam pojęcia na jakiej podstawie obecnie rozdaje się etaty w DC, ale ten jest kolejnym zupełnie nietrafionym. Już będące prostym "kinem drogi" obecne solowe przygody Ivy sprawiają lepsze wrażenie niż to "dzieło".
Harley podobno jest obecnie drugim koniem pociągowym DC obok Batka. Pytanie jak długo to jeszcze potrwa z takim podejściem...
"Harley Quinn" by S. Phillips/R. Rossmo - 4,5/10
z czego ta połówka ponad 4 jest za formę wydania, która skądinąd jest bardzo przyzwoita, poczynając od papieru, przez kolory, po okładki alternatywne. Naprawdę przyjemnie jest wziąć te tomiki do ręki i tym bardziej żal się robi, że coś tak fajnie wydanego może być taką porażką pod względem treści. Drugoplanowa rola Harley w ramach "Wojna Jokera" to jest komiksowy Oscar przy tym czymś. Wracamy z powrotem do poziomu z okresu kiedy ta postać niczym nie różniła się od Strusia i Kojota a najgorsze w tym wszystkim jest to, że biorąc pod uwagę ile to już trwa w wydawnictwie najwyraźniej nikomu to nie przeszkadza.
Po "złotej erze" nadal jedynie gruz i pył.