Dokładnie. To, co mnie zawiodło ponad miarę w runie Morrisona to brak płynności scenariusza. Miałem wrażenie, że narracja jest rwana, co mnie strasznie męczyło. Druga sprawa to całkowite odcięcie od postaci. Niby występują, ale zero budowania więzi z czytelnikiem. Nie potrafiłem się identyfikować z nikim, nawet z Halem. Morrison nie zadał sobie trudu, by pokazać kim są, co myślą, urealnić ich jako prawdziwe żyjące istoty. Dla mnie to były po prostu puste, sterylne szablony wrzucone w wir chaotycznej akcji. Zupełnie nie zależało mi na ani jednej postaci w tym runie, przez co nie byłem zainteresowany ich losem.