Skończyłem wczoraj omnibus 2 (event Blackest Night czytałem naprzemiennie z GLC Blackest Night Tomasiego). Jestem pod wielkim wrażeniem pracy Johnsa i rysowników. Tak jak Gleason był mi obojętny, tak z każdym kolejnym zeszytem GLC coraz bardziej go doceniam (zwłaszcza za ten ładunek emocjonalny na twarzach bohaterów, dopracowane lokacje). Ivan Reis natomiast rysuje w taki sposób jaki bardzo lubię - szczegółowo i po prostu ładnie.
Fabularnie jest naprawdę dobrze. Tematy proroctwa, śmierci, powrotów do żywych były przedstawione w ciekawy sposób, trafiły w moje gusta (nie mamy tu nielubianego przeze mnie wirusa zombie [dlatego m.in. nie trawię DCeased], a SPOILER zmarli dosłownie powstają z grobów za pomocą czarnych pierścieni).
Inną kwestią są relacje międzyludzkie wśród bohaterów, które zawiązały się oczywiście jeszcze przed eventem, ale w trakcie niego zostały również wyeksponowane, zwłaszcza fajnie przedstawiona jest przyjaźń między Halem a Barrym, Atomem i Hawkmanem/Hawkgirl (w przypadku Cartera i Kendry również ich martyrologiczna relacja), Merą i Arthurem, Vathem i Isamotem (dwa mocne momenty SPOILER - gdy Vathowi obcięło nogi, a on nie chciał opuścić placu boju oraz dużo później gdy obudził się po operacji i wpadł w szał), Kylem i Soranik (rodzące się uczucie na kartach GLC Tomasiego), Kylem i Guyem (dwóch kumpli od piwka i wspólnego prowadzenia baru), Arisią i Sodamem (SPOILER poświęcenie tego drugiego jeszcze przed Blackest Night), czy wreszcie skomplikowana relacja Hala i Carol (wygląda obłędnie jako członkini Gwieździstych Szafirów).
Z tych wszystkich członków Czarnego Korpusu najbardziej obok głównego antagonisty podobał mi się Deathstorm i to w jaki sposób "pożerał" swoje ofiary (SPOILER scena śmierci ukochanej Jasona i to w jaki sposób zmusił go by patrzył jest przepełniona emocjami i realizmem).
Bardzo mi się też podobał dodatek na końcu omnibusa w postaci zapisków Black Handa. Ukazują one jego origin, tłumaczą zachowanie - na pewno jeden z ciekawszych złoczyńców. Słownictwo było dla mnie ciut trudniejsze (więcej wyszukanych słów), ale przynajmniej człowiek poszerza zasób.
p.s. Ze wszystkich korpusów najmniej podobał mi się Niebieski.
p.s. 2. Póki co najmniej wyrazistym GL jest John Stewart. Mam wrażenie, że jest trochę na uboczu i na tle innych członków Korpusu Zielonych Latarni wypada blado.
p.s. 3. Udało mi się też w międzyczasie kupić brakujący trejd Green Lantern Emerald Warriors Tomasiego i pozostaje mi tylko czekać na egmontowy Najjaśniejszy Dzień.
Komiksy z tamtego okresu (mniej więcej od końca lat '90 do początku N52) słyną z pięknych plansz. Nieporównywalnie lepiej mi się ogląda plansze np. Reisa, Benesa, Lee, van Scivera, Gleasona, Franka niż np. Jimeneza, Portera (wiem, rysował przed laty JLA Morrisona), Segovii, Sandovala, Godlewskiego, Hestera.
Kiedyś tez serie były bardziej równe, rysowane w całości lub niemal w całości przez danego rysownika, a dziś co kilka zeszytów zmieniają się rysownicy (ze względu na natężenie pracy), a rysunki mam wrażenie tracą na jakości, są często niedbałe.