Jestem po lekturze Siedmiu Żołnierzy i kurczę, to komiks, który może naprawdę zniechęcać ilością stron ludzi, którzy nie mają aż tyle czasu na czytanie, ale jest naprawdę wart lektury. Warto tutaj zaznaczyć, że ten grubasek przebił ilością stron Animal Mana.
Całość to naprawdę fajny pomysł na drużynę z peryferii uniwersum DC, więc dostaniemy tutaj Klariona Witch Boya, Bulleteer czy Shining Knigtha, chociaż nie brak też tutaj odrobinę lepiej znanych postaci jak Zatanna czy Frankenstein. Warto dodać, że zbiorczy omnibus składa się z kilku zeszytów solowej serii dla każdej z tych postaci i 2 w których prym już wiodą Seven Soldiers jako całość. Na pewno znacząco tutaj przyciąga uwagę,
fakt, że to nie jest JL czy Avengers i te postaci nie współpracują sobą w taki klasyczny sposób działając jako drużyna, która się zna i dopiero w finale niektóre postaci stają sobą w oko, w oko
Sedno komiksu to jak to w superhero bywa walka z wielki złem, ale absolutnie nie nazwałbym tego po prostu kolejnym fajnym rozrywkowym sh.
To kolejny komiks pokroju "dajmy bardzo znanemu scenarzyście mało znane postaci i niech się z nimi bawi", które można umieścić w jednym rzędzie z Czarną Orchideą Gaimana, Potworem z Bagien Moore'a czy Animal Manem rzeczonego właśnie Morrisona.
Jest tutaj naprawdę fantastyczny koktajl z bardzo różnych obszarów gatunku. Mamy zarówno horror- Klarion i Frankenstein, obyczajówkę i dramat, który pewnymi zabiegami w dekonstrukcji i ukazywaniem brudu zahacza o zabiegi Alana Moore'a- Bulleteer czy przygodówkę w postaci Shining Knigtha, oczywiście wszystko podlano klasyczną już dla Morrisona psychodelą. Dużo tutaj interesujących obszarów z uniwersum DC, które jednak są daleko od najbardziej znanych miejscówek pokroju Watchtower. Zwiedzamy Limbo Town, Albion, najgłębsze zakamarki amerykańskiego metra zamieszkiwane przez dość niecodziennych na dzisiejsze czasy gości, bo
. Nie brak tutaj kreatywnych pomysłów na odświeżenie mitologii DC jak choćby
przeniesienie jaźni Nowych Bogów z New Genesis i Apokoplis w ciała ziemskich ludzi
Co jest zresztą motywem, który został później wykorzystany w Final Crisis. Ba historia Mister Miracela'a to przy okazji pewne preludium do tamtego eventu, ale bez obaw, to nie jest równocześnie fabuła-pretekst, służąca tylko jako wstęp do innego komiksu, a jednak mocno autonomiczna historia. Siódemka, to na tyle wiarygodnie i na swój sposób sympatycznie rozpisane postaci, że aż żałuje, że to w większości postaci z takich peryferii uniwersum, że trudno często wyglądać ich solo przygód. Rysunkowo jest różnorodnie i każdą mini serię dla danej postaci rysował ktoś inny. Frazer Irving świetnie oddaje demoniczną otoczkę serii Klariona, Simone Bianchi to bardziej malarski styl kreski trochę w stylu Billa Sienkiewicza co równie dobrze wpisało się w poetykę mini serii Shining Knigth, w którym sporo jest fantasy. Największe wrażenie robi jednak tutaj J. H. Williams III, który już tutaj pokazuje pełną klasę swojego stylu i już bawi się kadrami, jednak to ledwo wstęp przed wyczynami Batwoman i Sandman Overture.
Komiks wart poznania i aż szkoda, że to nie jest pod kątem popularności czołówka twórczości Morrisona, bo naprawdę nie brakuje mu niczego w odniesieniu do takiego Azylu Arkham czy All Star Superman.
Przy okazji ten komiks zaostrzył mi apetyt na więcej Morrisona, więc postaram się w tym roku nadrobić pozostałe tytuły tego twórcy, które zalegają mi na półkach.