Pozwolę sobie polecić wydany u nas niedawno "Flash Forward" autorstwa Scotta Lobdella i rysowników Bretta Booth'a i Norma Rapmund'a. Ogólnie nie spodziewam się już wiele po scenariuszach do historii trykotów autorstwa DC lecz tytuł przykuł moją uwagę parą rysowników, którą cenię jeszcze z występów przy niestety nie wydanej u nas serii Titans z DC Rebirth. Bo jeżeli nie można zachwycić się prezentowaną fabułą, to można chociaż pogapić się na fajne rysunki rodem z lat 90. Styl jaki prezentują wspomniani wcześniej panowie to obok znanego Jasona Faboka, moim zdaniem idealne kultywowanie stylu graficznego, który dominował w latach 80-90. Jest on jednym z moich ulubionych sposobów prezentacji herosów i ze szczerą radością wypatruję takich albumów. Niestety większość współczesnych komiksów preferuje ascetyczne, pseudo artystyczne, karykaturalne wizje lub ukazywanie postaci w aseksualny, anemiczny lub otyły sposób aby po drodze nie urazić osób z kompleksami.
Odnośnie fabuły, mamy tu do czynienia z kontynuacją wydarzeń po Kryzysie Bohaterów Kinga. Moim zdaniem przed lekturą warto także przeczytać Titans z DC rebirth i album DC Odrodzenie. Wally West odpokutowuje w więzieniu za uczynki, których dopuścił się w trakcie wydarzeń z Kryzysu Bohaterów. Z placówki karnej wyrywa go transcendentalny byt Tempus Fuginauta, który wysyła go w multiwersalną podróż celem uleczenia swojego sumienia i usunięcia przy okazji choroby toczącej wszechświaty. Nie ma tu nic skomplikowanego i osoby szukające odkrywczych prawd czy jakiegoś przesłania odejdą zawiedzione ale moim zdaniem historia ta przywoluje mi na myśl właśnie proste, szczere fabuły komiksów z lat 90. Trochę pachnie tu także inspiracją JLA Morrisona albo Multiversity z uwagi na odjechane wizje postaci z różnych rzeczywistości i spory "przepych" motywów niczym w Kryzysach. Przez całą lekturę czułem się trochę tak, jakbym właśnie czytali jeden z Kryzysów.
Głównym atutem albumu jest moim zdaniem warstwa wizualna. Booth i Rapmund dostarczają prawdziwy fastfood dla fanów klasycznego superhero, który przykuwa oko na każdym kadrze. Czasami aż dziw bierze ile motywów poupychali na jednej stronie. Komiks wypełniony jest też sporą jak na tego typu produkcję ilością double-page spreadów lub splash page'y na calą kartkę. Zwłaszcza w ostatnim zeszycie Generation Zero: Gods Among Us widać spora ilość pracy przy poszczególnych panelach. Skojarzyło mi sie z Darkseid War Faboka, który również wręcz ociekał w epickie kadry (może nie jest to poziom Faboka ale jest dobrze).
Podsumowując jest to całkiem niezły komiksowy popcorn. Fabuła nie jest odkrywcza i nie będzie co wspominać ale fajnie pogapić się na wybijające się z powszechnego marazmu rysunki. Kto wie, może z tego powodu nawet kiedyś do niego wrócę, czego nie mogę powiedzieć o całej masie innych komiksów z przeciętną fabułą i zupełnie nijaką, niewzbudzającą żadnych emocji oprawą wizualną.