Utwierdzam się w przekonaniu, że Brubaker jest jednoosobowym odpowiednikiem MCU.
Każda jego historia to przyzwoity kryminał (z wyj. chyba tylko "Fatale", który kryminałem nie jest) i każdy jego kryminał zbudowany jest z podobnych do siebie, tyle że za każdym razem inaczej wymieszanych klocków.
Ale jednego można być pewnym: "Zawsze jest Czarna Żmija i zawsze jest Baldrick".
"Śpioch" nie wyłamuje się z tego schematu. Sprawnie napisana historia z obowiązkowym twardzielem po przejściach i obowiązkową rudą femme fatale (skądinąd nie wiem czy nie jest to najlepszy - bo najbardziej pomysłowy - Edowy rudzielec). Szkoda tylko, że ostatni zeszyt aż tak zajeżdża telenowelą, bo jak przez całą historię w zasadzie nic nie zgrzyta tak końcówka jest mocno przerysowana.