Pierwszy tom DMZ kupiłem z dwóch powodów. Po pierwsze lubię takie popaprane wizje przyszłości, drugim motywem była osoba scenarzysty - Brian Wood kilka miesięcy temu mocno przekonał mnie do swojej pracy w serii Briggs Land. Tak więc kupiłem, przeczytałem i... pora coś napisać.
Zacznę od najważniejszego czyli fabuły. Pomysł aby napisać serię o konflikcie w Stanach Zjednoczonych to nic odkrywczego musicie przyznać, druga wojna secesyjna czyli jedni wykorzystują drugich, tamci są pokrzywdzeni, napięcie sięga zenitu i bum wojna. Można było tak to rozpisać, ale Wood postanowił ulepić ze znanego nam ciasta coś innego. W całym tym zamieszaniu postanowił dać upatrzonej osobie szansę, wybrał więc fotoreportera i dał mu możliwość na dokonanie czegoś niewyobrażalnego. Czego dokładnie? Stania się największym korespondentem wojennym w dziejach, zapisania się na stałe w historii. No kusząca wizja dla wiecznego popychadła. I tak oto zaczyna się wyzwanie, do którego trzeba będzie podejść z maksymalnym zaangażowaniem i skupieniem.
Gdzie znajduje się strefa DMZ? Na Manhattanie
no jak to przeczytałem to aż wyobraziłem sobie śmigającego po wieżowcach Spider-Mana
Nie no zarys serii jest genialny, jak natomiast jest z wykonaniem?
Moim zdaniem tom pierwszy jest dobry. Dobry z plusem. Komiks czyta się błyskawicznie, ponieważ dzieje się bardzo dużo. Czasami miałem wrażenie że aż za dużo. Bardzo dynamicznie Wood wrzuca nas w wir akcji, sprawnie przedstawia pionków i cyk zaczyna zabawę. Momentami czytając odnosiłem wrażenie że oczekiwałbym więcej czasu na poświęcenie uwagi bohaterom, na przedstawieniu ich emocji. To nieźle wygląda z perspektywy "tamtych" czyli populacji zamieszkującej wyspę, z naszej to już mniej zrozumiale ponieważ dopiero wchodzimy do świata przedstawionego. Uważam że mocniej można było nanieść nacisk na moment gdy po raz pierwszy Matty ma szansę na obserwację świata od środka. Najdłuższa historia zawarta w tym tomie zdecydowanie była najlepszą. Dojrzała, można rzec bezprecedensowa. Obie strony jadą po bandzie i tak po cichu można odnieść wrażenie jakby nikt nie chciał złagodzić relacji ze zwaśnioną opcją.
Warstwa graficzna mocno się wyróżnia, ludzie, otoczenie są jakby brudne, szare. Od razu widać że nie żyją w krainie miodem i mlekiem płynącej. Natomiast są momenty kiedy widzimy jakby jaśniejszą stronę egzystencji, kiedy się uśmiechają i zapominają o całym bagnie w jakim się znajdują. A są sceny kiedy otrzymujemy naprawdę mocne obrazy. Zapadają w pamięć.
7,5/10