bitwa o Hell's Kitchen, która w moim przekonaniu zepsuła nieco intymny charakter snutej przez niego opowieści. Było to tym bardziej odczuwalne ze względu na wprowadzenie przez Zdarsky'ego postaci nie do końca psujących. Robiący rozpierduchę Rhino albo Crossbones w komiksie o DD jakoś mnie nie przekonują, a pojawiający się Bullseye jest wprowadzony na siłę. Jest to zresztą obecnie największy problem tej postaci, która zaczął się zresztą jeszcze w runie Marka Waida. Postać przez te lata tak się zgrała, że obecnie z groźnego przeciwnika Bullseye stał się taką karykaturą i rodzajem "przypominajki", że taka postać istnieje i jest ważna, a to raczej nie może się podobać zważywszy na to jak świetnie Lester był pisany przez Millera, Bendisa, Brubakera, czy nawet Ann Nocenti.
Ale teraz do rzeczy, a mianowicie jakie zgrzyty i zagrożenia widzę w obecnych zeszytach. Po pierwsze docieramy do kolejnego punktu zwrotnego w tym runie. Matt wreszcie dojrzał i po etapie zaprzeczania i prób naprawy błędów na własną rękę, wreszcie robi to co powinien, czyli bierze odpowiedzialność za popełniony czyn. Zdarsky pisze te fragmenty bardzo konsekwentnie, przedstawia cały skomplikowany proces wewnętrzny, ale moje obawy związane są z finałem tej sprawy, a mianowicie Matt idzie na ugodę z Prokuraturą i trafia do więzienia. Zeszyt co prawda nie kończy się werdyktem sędziego, ale jasno wynika, że Matt a właściwie Daredevil trafi do więzienia. Boję się tutaj nieco odgrzewanego kotleta z runu Brubakera, a jeszcze bardziej, że Zdarsky tutaj nie podoła, bo "Więzień z Oddziału D" Brubakera to jedna z najlepszych historii ze Śmiałkiem w dziejach tego komiksu. Moim zdaniem z całego vol. 2 to zdecydowanie scenariusz najlepszy. Jest tu oczywiście pewien potencjał, bo tym razem to nie Matt jest w więzieniu, tylko Daredevil, ale obawiam się pewnego przekombinowania i zabrnięcia w ślepy zaułek. Chciałbym również, żeby sytuacja, w której znalazł się DD miała jakieś poważniejsze konsekwencje. Druga sprawa, która mi się nie podoba, to powrót dwóch postaci, w moim przekonaniu kompletnie zbędnych. Pierwszą jest Kirsten McDuffie - dziewczyna Daredevila w runie Marka Waida. Postać była krytykowana za swoją nijakość, ale moim zdaniem w runie Waida - o nieco lżejszym tonie, świetnie się wpasowała. U Zdarky'ego wydaje mi się wprowadzona na siłę. O ile Kirsten jednak Kirsten można jakoś tolerować, to powrót Mike'a Murdocka, który w naszych czasach pojawił się za sprawą Charlesa Soule'a jest pomysłem kompletnie nietrafionym. Już Soule niepotrzebnie go wyciągnął z mroków przeszłości, tutaj Zdarsky niestety zaczyna iść w jego ślady. Do tego dochodzi do scen bardzo naiwnych. Daredevil rozmawia z Kirsten w samochodzie w bliskiej odległości i z Mike'm na pustej ulicy, twarzą w twarz. I ani była dziewczyna ani tym bardziej brat bliźniak nie poznają z kim rozmawiają? Nie kupuję tego. Są to pierwsze rysy na tym świetnym runie, ale mam nadzieję, że Zdarsky zręcznie z tego wybrnie. Natomiast za pewną wadę poczytuję również kompletne zniknięcie ważnej z początku w tym runie postaci i zarazem chyba najciekawszej a mianowicie detektywa North'a Cole'a. Czy Zdarsky zrezygnował z tej postaci okaże się, a jeśli tak, to wielka szkoda.