Jak by to powiedział jeden z użytkowników tego forum, zakończyłem proces doświadczania specyfiki komiksu Daredevil - Wizjonerzy, tom 2.
Historia i rysunki to absolutnie najwyższa jakość. Specyficzne kadrowanie zaproponowane przez autora wspiera narrację i statowi osobny atut serii - to naprawdę istotny jej element. Odstawanie tych zeszytów od tego, co potocznie nazywamy tutaj ramotkami, świadczy o kunszcie, jaki włożył w te prace F. Miller. Zakładam, że było to w swoich czasach czymś nowatorskim w komiksach SH.
Zaserwowałem sobie - jak powiedziałby to jeden z użytkowników tego forum - pełną immersję, czytając Wizjonerów jednocześnie z wydaniem Elektry z Kolekcji SBM i tymi kilkoma stronami z Essentiala Mandragory.
Lubię sobie porównywać tłumaczenia różnych wersji. Tłumaczenie z SBM wydaje mi się bardziej, hm, jak by to ująć... poetyckie. Tłumaczenie z Egmontu nie jest złe, wydaje się być bardziej prozaiczne, bliższe ziemi, twardsze.
Różnice potrafią być raz kosmetyczne, innym razem nieco większego kalibru: od użytego innego słowa po zupełnie inny szyk zdania, inną konstrukcję danego sformułowania. Nie ukrywam, że dla mnie miało to wpływ na odbiór. Nie udało się bowiem uniknąć większych rozjazdów.
Przykłady: w SBM Foggy mówi: "Sprzedalibyśmy jej Most Brookliński", w wersji Egmontu jest coś w stylu "dzięki niej znów zejdziemy się razem".
Przykład, w którym tłumaczenie mocno decyduje o stanie emocji, czy o charakterze bohatera - kiedy Ben Urich podgląda z ukrycia światek przestępczy: w SBM Ben mówi do siebie "staram się nie myśleć o tym, jak będę czuł się na mównicy", w wersji Egmontu "staram się nie myśleć o tym, jak będę wyglądał w trumnie".
Zawsze w takich przypadkach zastanawiam się, jaki cel przyświecał tłumaczowi - ale całkowicie bez osądzania.
Cóż, by wiedzieć, która wersja jest bliższa oryginałowi, należałoby sięgnąć po... oryginał. Ale przecież celem lektury nie jest osądzanie wierności przekładu.
Tłumaczenie SBM bardziej trafia w mój gust. Mamy tu "poczuła coś zimniejszego niż powiew wiatru znad zatoki" zamiast "poczuła dreszcz, który jest zimniejszy niż wiatr...".
Przy okazji dostajemy dowód na to, jak wiele nas omija w związku z kolekcyjnym wycinaniem poszczególnych historii: choćby pełny motyw Vanessy dzięki wydaniu Egmontu. Innymi słowy, zaznacza się tu przewaga kompleksowych wydań.
Plecam tego Daredevila, jeśli ktoś się jeszcze waha. Świetna narracja, świetne dialogi, mistrzowskie kadrowanie.