A mógłbys podać jakiś przykład tego "kompasu moralnego" Conana, o którym piszesz? Bo ja mam przed oczami taką oto scene z pewnego (niedokonczonego) opowiadania Howarda, która moim zdaniem znamionuje Conana sposob "bycia-w-swiecie" Howarda":
Conan przeczesuje pole pełne trupów po skonczonej bitwie, by ograbiać zwłoki ze inkrustowanych sztyletów, etc., i jest mocno wkurzony, bo wyglada na to, ze wszystkie trupy juz zostały przez kogos ograbione, gdy on lezal nieprzytomny w wyniku zadanej rany w udo. Nagle słyszy jakis jęk, który napełnia go radością, bo daje mu nadzieje na to, ze jednak moze znajdzie cos kosztownego przy ciągle żywym ciele. Niestety znajduje tylko poranioną laske. Zatem mocno zawiedziony unosi miecz zeby ją dobić. I tu nagle wkracza Howard, który zatrzymuje w ostatniej chwili miecz Conana i powoduje, że Conan unosi laskę z pola walki.
Dlatego wydaje mi się, że Conan, choć niewatpliwie sprytny, zaradny, a nawet darzący na swój sposob szacunkiem sztukę i artystów (ale nie ze wzgledu na sama sztukę, tylko z pragmatycznych, bo sztuka przetrwa znacznie dluzej niz trwa zycie ludzkie), jesli chodzi o moralność pozostaje marionetką w rekach Howarda. To, że nie jest postrzegany przez czytelnika jako antybohater, nie wynika z podejmowanych przez Conana decyzji, tylko z decyzji samego Howarda, ktory stawia swojego zabijakę w odpowiednich kontekstach sytuacyjnych.