Kto kolekcję Conana prenumerował, ten w cyrku się nie śmieje.
Tak bardziej na poważnie, to dziś dotarła do mnie ostatnia paczka z komiksami z kolekcji Conan Barbarzyńca, więc wykorzystam ten moment, by podzielić się moimi wrażeniami z tej trzyletniej niemal podróży.
Odnośnie samej prenumeraty. Wbrew żartowi z początku mam same pozytywne odczucia. Jako opłacający zaraz po otrzymaniu paczki, nigdy nie mogłem uskarżać się na terminy. Przeciwnie, w drugim okresie prenumeraty udawało mi się przecyzyjnie wytypować tydzień, a czasami nawet dzień, kiedy powinienem spodziewać się awizo. Innymi słowy, jeśli nie zwlekasz z kasą i nie strugasz jelenia, paczka przychodzi.
Pakowanie. Hmm... Mimo czasami ilości folii bąbelkowej danej na styk i mimo lekkiego odczucia, że zawartość przesuwa się w środku, stan komiksów był w większości przypadków bez zarzutu. Na 37 przesyłek dosłownie jedna w mojej ocenie podpadała pod wymianę (rąbnięte narożniki), czego zaniechałem, bo nie jestem aż takim purystą - uszkodzenia nie były aż tak konkretne. Za to widząc stan paczki z zewnątrz dwa razy na poczcie nie omieszkałem dać krótkiej prośby, by przekazano komu trzeba, że jednak z przesyłkami warto uważać. Komiksy mimo tych sytuacji wychodziły raczej bez szwanku.
Na tej podstawie zaryzykuję polecenie takiej przenumeraty w miejmy nadzieję kolejnych kolekcjach.
Trochę zabrakło mi dzisiaj jakiegoś insertu do paczki, w stylu ulotki informującej o innych kolekcjach, jakiegoś zainteresowania inną ofertą, albo chociaż "po info o kolejnych kolekcjach zaglądajcie na forum komikspec"
. Ale może potencjalny zwrot od lojalnych klientów jest za mały względem kosztów, pewnie wydawca wie to już najlepiej. Miło by pewnie było przeczytać jakieś słowo podziękowania, ale nie to, że jestem jakoś strasznie zawiedziony - po prostu inaczej bym to rozegrał komunikacyjnie. Wiem, że umieszczono jakąś formę pożegnania w ostatnim tomie i też doceniam, choć to pewnie przedruk. Na samej fakturze dostajemy za to standardowe info o możliwościach odstąpienia od prenumeraty
Treść. Dużo już zostało powiedziane w tym temacie, więc krótko. Ja w przeciwieństwie do najczęściej spotykanych na forum opinii, im więcej tych historii czytałem, tym łatwiej pochłaniałem kolejne. Działało tu chyba przyzwyczajenie do konwencji. Wiadomo było, czego należy się spodziewać. Na przestrzeni tych kilkunastu lat możemy śledzić ewolucję w stylach narracji, możemy prześledzić jak historie o Conanie reagowały na zmiany w samym medium i poza nim. Dostajemy Conana z literackimi opisami, dostajemy Conana karatekę, przez chwilę rozdającego bardzo techniczne kopy na głowę, mamy podróżnika w czasie widzącego osiągnięcia kosmiczne człowieka, po 60 tomie doświadczamy też nieco bardziej marvelowskiej narracji, gdzie bohaterowie w rozmowie między sobą opowiadają sobie, co się wydarzyło w poprzednim tomie. Wszystkie te rzeczy to bardzo fajny kąsek dla kogoś, kto chciałby śledzić w tych fabułach zarówno zmiany w samym stylu, jak i nawiązania do motywów spoza samego universum bohatera.
Sam bohater również przechodził przez różne fazy, na co zwracają uwagę redaktorzy serii w ich przedmowach. Raz jest dobrotliwy, innym razem jest bezwzględny. Rzadko chyba odstępuje od własnych zasad. Nieokrzesanemu niby barbarzyńcy zdarza się też przemycić kilka uniwersalnych prawd życiowych, jak choćby "Crom pomaga tym, którzy umieją pomóc sobie sami", "Wszystko, co krwawi, da się zabić". Jest również mistrzem iście filmowych dialogów, kiedy w rozmowie z kobietą mówi (pisane z pamięci): "Jeśli mówią o mnie dobre rzeczy, to prawda. - A jeśli złe? - To po dwakroć prawda". Czasami na wyżyny filozoficzne wspinają się towarzysze broni naszego bohatera: "Barbarzyństwo to naturalny stan ludzkości. Cywilizacja jest formą jedynie przejściową". Jako Król, Conan jest władcą hojnym i szczodrym: "Dziś będziemy pić wino. - Ale wino nam się kończy i zostanie nam już tylko piwo! - Nieważne, dziś będziemy pić wino!".
Najmocniejszą stroną całej serii jest bez wątpienia warstwa graficzna i dla samego rzemiosła twórców warto zapoznać się z tą częścią amerykańskiego komiksu. O niej nie trzeba pisać - kto gustuje, tego nie trzeba przekonywać. Kto jest nieprzekonany, niech zdobędzie się na odwagę.
Bardzo polecam całą serię, większość tomów da się chyba czytać na wyrywki. Bardzo się cieszę, że Hachette odważyło się na tę kolekcję, zasiadłem dzięki niej do trzyletniej uczty przy cymeryjskim - i nie tylko - stole.