Cieszę się, że "Ostatnia noc" (chociaż zdecydowanie bardziej preferowałbym tłumaczenie tytułu jako "Noc ostateczna") w końcu doczekała się swojej polskiej edycji. Do tego co najmniej z dwóch powodów. Pierwszy jest taki, że spina ona (przynajmniej jak dla mnie) wartościowe i ważne fabuły takie jak m.in. "Rządy Supermanów", "Szmaragdowy Zmierzch", "Godzina Zero" i "Kołczan". To spory kawałek dziejów uniwersum DC, w moim przekonaniu pasjonujący, a zarazem przełomowy zarówno dla tego multiwersum przedstawionego jak i sposobu opowiadania superbohaterskich narracji w całej ich rozciągłości. I to jest właśnie drugi powód znaczenia tego tytułu, zaistniałego w momencie jednego z najbardziej dotkliwych załamań komiksowej branży za Atlantykiem (bankructwo Marvela w roku 1996). Problematyczna sytuacja wymusiła zmodernizowanie metod narracyjnych, które de facto obowiązują do dzisiaj. A poza tym to po prostu wartka i zajmująca fabuła. O ile rzecz jasna toleruje się superbohaterskie produkcje.