Dziwi mnie słaba opinia ogólna na tym forum o LL Czarny pierścień. Ja akurat czytałem to na bieżąco z USA, wersja polska czeka w kolejce.
Cała historia LL była przeze mnie odebrana jako coś dobrego, świeżego, ciekawego. Wogóle w tamtym czasie przed N52 linia eSa (i inne linie) była wyjątkowo dobra (także m.in. Batman Czarne lustro). Scenarzyści mieli więcej swobody, pozwalano im na więcej. Dziwi brak w Polsce historii o powrocie Kryptona i wojnie.
W tej atmosferze historia Lexa świetnie pokazuje świat z jego punktu widzenia. Była czymś, na co czekałem co miesiąc, bardziej niż m.in na Gacka.
Dlatego może, że historia wyrwana jest z całości tak źle ją odbieracie? Zastanawiam się nad tym i ciekaw jestem jakiejś szerszej opinii dlaczego to jest takie słabe. Jeśli oczywiście ma ktoś ochotę pochylić się nad tym. Jak nie, to ja dalej będę się dziwić
Jestem świeżo po przeczytaniu Latarni Johnsa. Ledwo co mam za soba Najczarniejszą Nos i teraz sięgnąłem akurat po tego Luthora. Komiks bardzo rozczarował mnie na kilku płaszczyznach:
- Motywacja głównego bohatera nie mająca uzasadnienia w tym kierunku. Więcej sensu miałoby pójscie w motywie pierscieni z NC.
- Lois jako roboty? Potrzebuję wyjaśnienia, bo mam wrażenie, że coś mnie ominęło. Oceniajać wyłącznie po tym komiksie jest to przestrzelony, dziwny pomysł.
- Bardzo schematyczna historia wyładowana postaciami. Od pierwszego tomu motyw: nowy łotr, akcja, nowy łotr, akcja.
- Motyw smoczych kul (sorry, pierwsze co kojarzyło mi się z Dragon Ball) był w początkowych historiach traktowany prawie wcale. Cieżko tu mówić nawet o pozostawieniu motywu w tle, ponieważ nawet tam ledwo co się przewijał. Poprawa nastąpiła dopiero w drugiej części i to był mocny sztur z miejsca.
- Finał do przewidzenia przez motyw smoczych kul. Motyw orający aspirację Luthor ukazując ją w tamtym miejscu jako nic niezwykłego - dosłownie nie wyróżniający się na tle miliona innych postaci.
- Niemniej finałowe starcie nie rozczarowało pojawieniem się innej postaci przez co walka, choć mocno szła w kierunku typowej jadki, opierała się na grze myślowej, co oceniam na plus.
To nie tak, że komiks jest fatalny. Traktuję je jako przyjemne rozczarowanie, które czytało mi się lekko i szybko. Dużo w nim akcji, dialogi nie przytłaczały, maks godzinka i do domu. Scenarzysta garściami czerpał z bezprawnego zakątka świata DC i mimo schematyczności było to dobrze wykorzystane. Postacie miały swoje uzasadnienie fabularne, a że czasami zapominali o motywacjach, ich wątki nie pokrywały się z misją Luthora, to inna bramka.
Najmocniejszym punktem komiksu były dla mnie następstwa Najczarniejszej Nocy pokazujące, że nawet okresowe noszenie pomarańczowego pierścienia przez Luthora odcisnęło na nim swoje piętno wpływając na charakter. Było to konsekwentne pokierowanie starszym wątkiem, co ma rzadko miejsce w przypadku spektrum emocjonalnego.