No ale że są jaca z tym że to "niby" limitowane jednak nakładu nie podadzą bo tajemnica handlowa to chyba 100% jajca bez dwóch zdań?
Ja tylko pozwolę sobie zauważyć, że opisie Egmontu jest mowa o "limitowanym wydaniu", a nie "limitowanym nakładzie", a wiec owa "ograniczoność" odnosi się w nazwie bezpośrednio do "wydania" (a nie "nakładu"), co literalnie rzecz tłumacząc odczytuję jako "brak ponownych wydań".
Natomiast to, że "limitowane wydanie" ma limitowany i zwykle niewielki naklad jest dopiero logicznym nastepstwem podanej literalnej wykładni "limitowanego wydania" (bo jakby nakład nie był ograniczony, tj. byłby dodruki, to nie byłoby sensu mówić o "ograniczonym/limitowanym wydaniu", bo ponowne wydania po prostu nie byłyby potrzebne).
Z punktu widzenia podanej wyzej jezykowej wykładni "limitowanego wydania" nie wydaje mi się, że warunkiem koniecznym do jego "publicznego" zaistnienia i akceptacji było podanie wysokości nakładu przez wydawcę.
Co wiecej, wydaje mi się, że na świecie jest tak, że przy tzw. "limited edition" produktu (niekoniecznie komiksu) nierzadko wysokość nakładu nie jest podawana, poniewaz to "edition" w kontekscie "limited" rozumiane jest wlasnie jako "wydanie", a nie "nakład".
Sprawy jednak nie ulatwia fakt, że "edition" rozumiane moze być tez jako "nakład". Jednak Egmont explicite napisał tutaj o "wydaniu", odróżniając tym samym "ograniczość wydania" od "ograniczoności nakładu", a zatem wydaje mi się, że w tym przypadku Egmont rozumie przez "limitowane wydanie" to, co napisalem na początku, czyli brak dodruków.