Omnibus Aquamana przeczytany, a z rozpędu cały run w New 52 również. Nie sądziłem, że postać którą do tej pory głównie sledziłem w przygodach Ligi da mi aż tyle funu. Pierwsza część, ta pisana przez Johns, to po prostu kawał świentego superhero. Mamy tutaj wszystko co najbardziej lubię u tego scenarzysty - trzymająca w napięciu akcję, dobrze rozpisanych bohaterów pierwszego i drugiego planu, sporo dorbnych momentów z życia codzinnego bohaterów. Ale chyba największą zaletą (obok kapitalnych rysunków) jest postawienie Mery obok Artura jak pary głównych bohaterów - szcześliwa para (niedługo pewnie małżeństwo) to naprawdę rzadkość w światach superbohaterskich. Mamy co prawda Clarka i Lois jednak tutaj mam nieco inną dynamikę - Mera jest równie potężna co Aquaman. Po tym jak Marvel traktuje MJ i Petera naprawdę fajnie czytało się tą relację.
Po odejściu Johna niestety poziom spada, zmieniają się zespoły tworzące kolejne historie i bywa bardzo różnie.
"Sea of Storms" to bardzo sztmapowa opowieśc, może i czyta się gładko ale bardzo szybko zapomina.
Zwyżkę formy mamy w vol. 6 "Mealstorm" i tutaj mamy solidną historię, której nie warto pomijać.
Najgorszy tom to zdecydowanie "Exiled" - alternatywne światy i inne Atlantydy to coś co niezbyt pasuje do tego świata. Do tego dochodzi nieco kontrowersyjne przespanie się Aquamana ze złowrogą siostrą Mery i odpływamy w stronę kiczowatego fantasy.
Ósmy tom to już w sumie wprowadzenie do Rebirth - i mam nadzieję, że Aquaman dalej będzie prezentował ciekawe przygody.