Co prawda trochę to trwało, zanim się w końcu zabrałem, ale dotychczas najgrubszy komiks z moich zbiorów przeczytany. Muszę przyznać, że pomimo kilku obaw i początkowo mieszanych odczuć, wsiąknąłem w tę serię niesamowicie. Wystarczyła tak naprawdę pierwsza 4-zeszytowa historia, żeby wciągnąć się w klimat i reszta tomu zleciała bardzo szybko. A chociaż komiksowi superbohaterskiemu daleko jest do bycia moim ulubionym gatunkiem, to "Animal Man" okazał się być na tyle dobrze napisany, żeby tematyka w niczym nie przeszkadzała i pozwoliła dalej przejmować się postaciami, których przygody śledzimy.
Zresztą poza standardowym superhero dostajemy całą gamę innych motywów, a autor nieraz odlatuje w kompletnie szalone rejony, jednak wszystko się tu ze sobą zgrywa i tworzy działającą całość. Superbohaterskość podana jest z pewnym przymróżeniem oka i bez zbędnego zadęcia, a Morrison nie boi się odważnych zagrań. Nie wstydzi się też korzeni gatunku i sięga po postacie z kompletnych obrzeży uniwersum, które wydawałoby się, że powinny już dawno przepaść w mroku dziejów, a tutaj odnajdują się zaskakująco dobrze. Są zgrabnie wplecione w fabułę, a ich obecność w niczym nie koliduje i w pełni kupuje się ten świat takim, jaki został wykreowany. Natomiast pewne gościnne występy sprawiają, że "Animal Man" może się również wpasować w inne serie Vertigo i absolutnie nic nie musi się ze sobą gryźć.
Na łamach jednej serii przeplatają się ze sobą kolorowy świat superherosów, rozważania na tematy egzystencjalne, kulisy funkcjonowania wszechświata czy przekaz o ochronie praw zwierząt. Ten ostatni podany jest prosto i wręcz dostajemy nim w twarz, co nie zmienia faktu, że działa, więc to chyba żaden minus. Widać zaangażowanie autora w temat i być może właśnie to sprawia, że ten brak subtelności nie razi i wydaje się całkowicie autentyczny. Widać również ogromną wiedzę o uniwersum DC i miłość do tych postaci i komiksu w ogóle, co również przekłada się na zainteresowanie czytelnika losem postaci przedstawionych na kartach tej historii, mimo że te są nieraz kuriozalne.
Niestety przed lekturą trafiłem na kilka spoilerów i niektóre rozwiązania były mi znane, ale na szczęście nie wpłynęło to negatywnie na przyjemność obcowania z tą historią. Okazuje się, że to połączenie może na pozór nie pasujących do siebie tematów zagrało idealnie i dostaliśmy kolejną wartą uwagi serię Vertigo - mimo, że mieszczącą się w jednym tomie, to niczym nie ustępującą swoim dłuższym kolegom. Cieszę się, że ten tytuł dotarł na nasz rynek, bo to ogromna cegła, kawał naprawdę dobrego komiksu i jedna z lepszych rzeczy, jakie czytałem w tym roku. Czekam na więcej, a póki co lektura zachęciła mnie do sięgnięcia po "Doom Patrol", który do tej pory odpuszczałem.
No i warto wspomnieć, że edycja Egmontu jest bardzo porządna. Miałem pewne obawy, ale gabaryt zdaje się nie mieć żadnego wpływu na solidność wydania i wygodę lektury.