Przeczytałem ostatnio (a długo to nie zajęło) chyba najgłośniejszy u nas komiks z Obcym, czyli "Labirynt". Muszę zaznaczyć, że nie jestem jakimś wielkim fanem tej serii. Lubię pierwszy film Scotta, ale już na przykład nastawiona na akcję wersja Camerona średnio przypadła mi do gustu, a miałem do niej kilka podejść, natomiast części filmów w ogóle nie oglądałem. Nie jestem też raczej zwolennikiem komiksowych adaptacji czy dodatków do filmów, dla mnie to zwykle rzeczy trochę wyrwane z poprzedniej epoki i traktuję je bardziej, jako formę reklamy niż coś, co faktycznie chciałbym przeczytać, a te kilka pozycji, które zaliczyłem z uniwersów Obcego, Predatora czy Terminatora raczej utwierdziły mnie w tym przekonaniu (może z wyjątkiem "Aliens: Zbawienie", ale to tylko za sprawą super rysunków Mignoli) i kolejne podobne rzeczy zazwyczaj omijam.
Nieco inaczej było właśnie z "Labiryntem", o którym poczytałem już dawno temu, zanim jeszcze Scream zaczął masowo żerować na nostalgii czytelników. Pozytywne opinie o tym tytule, z którymi się wtedy spotkałem sprawiły, że kiedyś nawet rozważałem upolowanie wydania TM-Semica, ale jak to często bywa później zająłem się czymś innym i ostatecznie zamiaru nie zrealizowałem. A że siłą rzeczy Scream sięgnął w końcu i po ten komiks, do tego zaprezentował go w bardzo porządnym wydaniu (obyło się nawet bez błędów ortograficznych, które pojawiły się choćby w "Terminator: Sector War"), postanowiłem w końcu i tę zaległość nadrobić.
Album nie jest długi i jak już napisałem lektura długo nie zajęła. Uderzyły mnie dwie rzeczy. Po pierwsze rysunki, które są po prostu brzydkie. Szata graficzna jest odrzucająca i na niektóre postacie czasem ciężko się patrzyło. Co może się wydawać dziwne, muszę jednak stwierdzić, że w pewnym sensie taki właśnie "styl" rysownika tutaj pasuje, bo drugą rzeczą, której się nie spodziewałem, to jak bardzo hardcorowy jest ten komiks. Muszę przyznać, że niektóre sceny są jak żywcem wyrwane z rasowego horroru i w połączeniu z tą mega surową kreską czasami aż ciężko było patrzeć na niektóre kadry. Podczas czytania czułem się jakbym oglądał taki niedopracowany, niskobudżetowy horror gore nagrany na starym VHS-ie. Tytuł absolutnie R-rated i momentami wręcz obleśny.
Sama fabuła... jest solidna. Raczej nie należy spodziewać się fajerwerków (no ale w końcu w przypadku horrorów prostota nie musi być minusem), ale historia jest zwięzła, nieźle poprowadzona i raczej pozbawiona większych głupot, o co czasami ciężko w podobnych przypadkach. Jak na komiksowy dodatek do serii filmów jest naprawdę nieźle i gdyby tylko za rysunki wziął się ktoś inny (Mignola? marzenie...), to pewnie dołączyłbym do grona fanów i uważał "Labirynt" za sztandarowy przykład dobrego przeniesienia filmów na język komiksu. A tak, cóż - dalej jest nieźle, tak gdzieś w okolicach 6-7/10.
Aha, no i muszę się niestety zgodzić, że tłumaczenie jest drętwe, a dialogi nienaturalne - no ale może i tak było w oryginale?
Na półce gdzieś mi jeszcze zalega "Aliens: Bunt", który kupiłem dobre pół roku temu. Może przy okazji pora i za to się zabrać.