Wreszcie miałem okazje przeczytać Wojnę Trzech Światów. Co do pierwszej historii nie będę się specjalnie wypowiadał, bo każdy chyba zna tę historię z czasów TM-Semic. Dużym zaskoczeniem dla mnie była informacja, że ta seria jest nie tylko kontynuacją oryginalnej serii z żółtego albumu, ale również innej historii przedstawionej na łamach jednego z rocznicowych Alienów, mianowicie historii Alien Berserker. Z tego co pamiętam w wydaniu TM-Semic żadnej informacji nie było, pozostawało jedynie domyślać się samemu przyczyn dryfowania w przestrzeni kosmicznej grupki Marines. Świetny zabieg edytorski, który rozwiał moje wątpliwości co do tego, czy komiksy z samymi Alienami i AVP dzieją się w tym samym uniwersum.
Co, do kolejnej historii - "Wojna Trzech Światów" - to czuję spory zawód. Niby scenarzysta ten sam, ale komiks ten to on pisał chyba na kolanie i to pomiędzy innymi zleceniami. W teorii niby wszystko powinno grać: mamy konflikt dwóch walczących ze sobą grup Predatorów, z czego jedna z nich potrafi kontrolować Obcych, a we wszystko zostali wmieszani ludzie wraz z bohaterką poprzednich części. Jednak w praktyce wyszło delikatnie mówiąc nie najlepiej. Ewidentnie tej serii nie służy długość. Pierwsze trzy zeszyty to zasadniczo wprowadzenie, które nudzi jak cholera, najpierw to kozaczenie Machiko przed Marines, a potem ta cała scenka z dogadywaniem się z "dobrymi" Predatorami na Rayushi. Wydawało by się, że główna bohaterka wyniesie coś ze swoich przeżyć i dokona w sobie jakiejś przemiany wewnętrznej, ale zamiast tego dostajemy typowy dla komiksów ostatniej dekady sposób pokazywania kobiety w męski, wręcz karykaturalny sposób. Do tego ten jej kostium predatora, który wygląda po prostu żałośnie. Jest też jeden z członków Marines, z poprzedniej części, młody chłopak obsługujący mechy bojowe, który pomaga Machiko prowadzić jej "rezerwat". Tu też przydał by się jakiś rozwój postaci, to dalej ten sam miły, wątły i słaby fizycznie chłopak, lubiący bawić się komputerami. Wydawałoby się, że po tym co przeżył powinien zmężnieć i wydorośleć.
Przynajmniej scenarzysta miał na tyle świadomości, by był użyteczny i miał spory wkład w powodzenie misji, a nie robił za tło dla kobiecej wspaniałości. Następna sprawa to całe paktowanie z "dobrymi" Predatorami. Poprzednie przygody w dość szczegółowy i ciekawy sposób pokazywały zwyczaje i rytuały jakimi kierowali się Łowcy. Tutaj zredukowano to do jakiejś popijawy przy stole. No i wreszcie mamy samo starcie, które powinno być spektakularne i pełne emocji, a jest mdłe i nijakie. Nie wiem, czy to brak chęci ze strony scenarzysty, czy brak talentu rysownika. A propos rysownika, jeżeli ktoś tu narzekał na ilustracje w "Wojnie" to przy "Wojnie Trzech Światów" będzie będzie po prostu wył. Rysunki są okropne, niestaranne i często nieczytelne, brak w nich detali i wykończenia zupełnie jakby ktoś na wstępny szkic\layaout stron nałożył bezpośrednio tusz. I do tego kolorystyka utrzymana w mdłej sepii, która nie pomaga w odbiorze komiksu ani trochę.
Pomimo tych wad jednak nie uważam abym zmarnował pieniądze i w większości czas na czytanie tego komiksu. Dostałem komplet - całą trylogię. Pewnie gdyby Scream nie wydał Wojny Trzech... narzekałbym czemu nie skoro jest (i pewnie nie tylko ja). Także kto lubi Obcych i Predatorów i tak pewnie kupi ten komiks nie zważając na krytykę dla kompletu.