Dalej w planach mam zamiar pociągnąć całego zebranego Moore'a, muszę tylko dokupić jeszcze te pierwsze stworzone przez niego komiksy, które wydało Studio Lain (chyba poczekam na dzień darmowej dostawy i zamówię komplet z Gildii).
Słowo się rzekło i tak jak sobie to w przeszłości zaplanowałem, tak uczyniłem
Na pierwszy ogień poszła
Ballada o Halo JonesSkładająca się z trzech części opowieść s-f o zaradnej dziewczynie, która pragnie wyrwać się z marazmu codziennego życia. Pomysł na fabułę nie jest zbyt odkrywczy, a i początek nie jest zbyt zachwycający. Pierwsza część jest najzwyczajniej w świecie nudna i jak na dłoni widać, że wątki stricte obyczajowe (nawet umiejscowione w wykreowanym od podstaw świecie) Moore'owi zdecydowanie nie wychodzą. Jones wraz z przyjaciółką snuje się po mieście i jego obrzeżach i choć mają w tym jakiś cel (wprawdzie prozaiczny, bo chodzi o zrobienie zakupów, ale to jednak jest jakiś cel), to wszystko jednak za bardzo wydłużono w czasie. Dość powiedzieć, że tak prosta czynność zajmuje prawie jedną trzecią całego albumu. Po prostu nuda!
Po przejściu tej części dostajemy już prawdziwą bombę w stylu Moore'a, czyli typową antywojenną sagę z ciekawymi postaciami w tle i inteligentnym, stonowanym humorem. Moore potrafi nawet najbardziej banalną ideę przekuć w fabularną perełkę, a niemalże każdy jego pomysł sprawia, że mam spory opad szczęki. Nie inaczej było kiedy czytałem o dziewczynce, której nikt nie zauważa, o toksycznej miłości robota do człowieka, czy o bezsensowności toczonej wojny i traktowaniu ludzi jak mięso armatnie.
Halo Jones i kolejne etapy jej życia zachwycają również pod względem graficznym. Gibson od podstaw stworzył fantastyczny świat a jego rysunki zachwycają niezależnie od tego czy mamy do czynienia z miejską dżunglą, z zamkniętymi pomieszczeniami czy z otwartą przestrzenią.
Moja ocena:
8/10 (trochę zaniżona ze względu na znacznie słabszą pierwszą część komiksu).
Następnie moim łupem padł
SkizzHistoria niemalże żywcem wzięta z filmu "E.T."; zresztą Moore nie ukrywa skąd czerpał inspirację, a nazwa samego filmu pojawia się nawet w komiksie. Mamy więc młodego zagubionego obcego, który utknął na naszej planecie, rządową organizację, która wpada na jego trop i próbuje go złapać w wiadomych celach oraz grupkę osób, które starają się uchronić naszego wyobcowanego bohatera. Kolejna opowieść bez odkrywczej fabuły, ale przygotowana jak najlepsze danie w najdroższej restauracji. Całą historię ciągnę naprzód nietuzinkowe postacie na czele z nierozgarniętym hydraulikiem Corneliusem (jego teksty o łączeniach rurkowych na zawsze pozostaną w mojej pamięci
). Wprawdzie można przyczepić się do pewnych rozwiązań fabularnych (kwestia zbyt łatwego odbicia kosmity z więzienia, wada wymowy u łowcy Van Owena, która utrudniała mi czytanie wymawianych przez niego kwestii czy ogólna wtórność opowieści) ale jednak finalnie czerpałem naprawdę wielką przyjemność z lektury.
Tym razem Moore również dobrał sobie świetnego rysownika, Jima Baikie, i spośród trzech komiksów jego prace były zdecydowanie najlepsze.
Moja ocena:
7/10.
Last but not least:
Kompletne świry D.R. & QuinchPrawdziwy humorystyczny rollercoaster!!! Tego nie da się opisać, to po prostu trzeba przeczytać! Moore nie raz radził sobie w komediowej konwencji, ale za każdym razem był to jedynie miły dodatek do jego horrorowych czy fantastyczno-naukowych fabuł. Tutaj z kolei dostajemy komiks wyłącznie z humorystycznymi elementami, gdzie epatowanie bezsensowną przemocą i termonuklearna zagłada są na porządku dziennym. Moore stawia naszych bohaterów w pozornie naturalnych (jak na komiksowe standardy) sytuacjach, wrzuca to wszystko do fabularnego miksera i wybiera wyłącznie te absurdalne i wyolbrzymione rozwiązania. Dlatego też i
ch wizyta na Ziemi stanowi totalną katastrofę dla tej planety, próba przywrócenia weteranów na łono społeczeństwa prowadzi do wywołania wojny, a ze zwykłej wielkomiejskiej dziewczyny powstaje mordercza maszynka do zabijania
. Takich absurdów jest całe mnóstwo! Cudo!!!
Jeszcze kwestia rysunków; za całość odpowiedzialny jest niejednokrotny partner Moore'a (Miracleman, Kapitan Brytania) szeroko znany w komiksowym światku Alan Davis. Niestety jego grafiki w tym komiksie nie zachwycają, wszystko jakoś za bardzo mi się rozmywało i widać, że dopiero szlifował swój warsztat, który dopiero w latach późniejszych wystrzelił z pełną mocą.
Moja ocena:
8/10.