Wiesz, ja bym nawet nie zaczynał tej dysputy, po prostu ciekaw byłem opinii uczestników.
O dziwo, okazuje się, że osoby, które były w sobotę, są zadowolone i sobie chwalą.
Nagle pojawiasz się Ty z opinią, że impreza jak z bazaru w latach 90-tych i raczej wielka wtopa a nie festiwal.
Okazuje się, że tradycyjnie mamy do czynienia z bardzo subiektywnymi ocenami, w dodatku spaczonymi przez czas i miejsce.
Ale spróbuję to jakoś poukładać, żeby wyobrazić sobie co straciłem.
W skrócie, rozpiska programowa była dostępna wcześniej, więc raczej (prawie)wszyscy wiedzieli na co i kiedy się nastawiać.
Z kilku relacji wynika, że w niedzielę była tylko strefa handlowa (raczej nie cała, bo przyjezdni wpadli tylko na sobotę) i to w dodatku upchnięta po kątach przez zarządcę obiektu.
Czyli, jeżeli ktoś szedł tylko w niedzielę, to raczej wiedział co go czeka, zaskoczeniem mogło być jedynie zepchnięcie stoisk na margines obiektu.
Jest oczywiste, że każdy idzie wtedy kiedy może, tyle tylko, że Ty tego kompletnie nie skalkulowałeś pod względem atrakcyjności i teraz piszesz, że to właściwie zaprzeczenie samej idei festiwalu, a wszyscy pozostali sobie chwalą.
Żeby było śmieszniej, chwalisz np. zdobycze Szekaka, jakby nie dostrzegając faktu, że to efekt tej samej imprezy, na której dla Ciebie nie było nic atrakcyjnego.
Dziwnie jakoś, jakbym czytał relacje z kilku różnych zdarzeń, odbywających się w różnych czasach i przestrzeni
