W piątek wolno było wszystko: mieć płyny i jedzenie, trzymać bagaże przy stolikach artystów, siedzieć na krzesełkach i podłodze, sam siedziałem ze dwie godziny na krzesełku Oliviera Ledroit czekając na jego sesję. Ze dwie osoby podeszły nawet do mnie prosząc o wrys. A, najlepsze było jak przyszedł gościu ze stoiska Scream i zapytał, „czy Pan Olivier?”. Można było też suszyć komiksy na stolikach i parapetach i nikt nigdzie nie sprawdzał mi plecaka.