Moje pierwsze Złote Kurczaki, więc kilka refleksji.
Różnica między Emefką czy KW a wrocławskim festem jest mniej więcej taka, jak między festiwalem w Sopocie a Ogólnokrajowym Przeglądem Młodych Zespołów w Domu Kultury "Lutnia" w Wąbrzeźnie.
Przy czym nie deprecjonuję i nie porównuję. Każdemu jego porno. Ktoś może preferować koncert Uriah Heep, gdzie najbliższym oryginalnemu składowi jest adoptowany syn drugiego perkusisty, a ktoś może jednak bardziej interesować się tym, co w młodych (niekoniecznie metrykalnie) komiksowych serduchach gra i buczy.
Osobiście jestem team Wąbrzeźno, bo wielką radochę dają mi pełne entuzjazmu, zacietrzewienia, czasem złości, częściej nadziei twarze komisiarek i komiksiarzy, którzy na małych stolikach sprzedają swój self-made towar, nie wyprodukowany za pieniądze z dotacji czy korporacji (choć to też nie grzech), ale pełen żaru, pasji i przekonania, że to co robią ma sens. Chętnie dają wrysy i autografy, zawsze pogadają, bez nadętych póz i ustawiania się w kolejkach po numerki-srerki.
Warte i warci są każdych zostawianych tam pieniędzy, żeby ten duch nie zginął, żeby robili swoje rzeczy jeszcze lepiej i mądrzej.
Nie trafisz tu na opasłe tomiszcza, które ładnie prezentują się na półeczkach, tylko na chamskie zeszyciki, kserowane i zszywane po nocach, pełne obserwacji, emocji, ciekawych rozwiązań i świeżego spojrzenia.
Chcesz iść na 35907 koncert Bajmu (ergo - co tam ten Batman znowu nawymyślał?) i karmić już syte kocury? Wolna droga. Ale jeśli serio i szczerze interesujesz się komiksową sztuką, jedź na niezależne festiwale. Do Wąbrzeźna. Czy Wrocławia.