169
« dnia: Cz, 17 Sierpień 2023, 10:22:01 »
Opowieści o Korpusie Zielonych Latarni - zaczyna go trzyzeszytowa miniseria Weina i Statona. Ramotka ze sztampową historią o zagrożeniu większym niż wszystko co największe. Nic szczególnego. Dalej znajdujemy kilkustronicowe historyjki zamieszczane na końcach regularnych zeszytów. I to jest całkiem ciekawe. Najsłabiej wypada znów najdłuższa historia rozłożona na kilka odcinków ("Zielona magia"). Natomiast ambicją tych krótszych jest zaprezentowanie oryginalnego, zaskakującego pomysłu, który nie sprowadza się do mordobicia. Alan Moore twierdził, że to idealny format do wprawienia się w pisaniu scenariuszy (mamy tu słynny "Mogo doesn't socialize"!). Doskonale wypadają tu jednak nie tylko shorty samego Moore'a, ale również Todda Kleina i Paula Kupperberga. Do tego piękne, klasyczne rysunki Dave'a Gibbonsa i dziwacznie pokręcone (o które była awantura z CCA) Kevina O'Neilla.
Wojna z Korpusem Sinestro - najsłynniejszy komiks Geoffa Johnsa, którego wiele osób pilnie wyczekiwało a po premierze panuje jakaś dziwna cisza. Sinestro, były najlepszy członek korpusu GL, wyrzucony za faszyzujące ciągoty, wykuł żółte pierścienie strachu i zgromadził wokół siebie armię. Rusza z nią na Zielone Latarnie. Zaskoczyło mnie jak wiele ten album czerpie pomysłów z komiksu opisanego powyżej. To co jest w nim najlepszego to zgrabne, drobiazgowe połączenie szczegółów całej mitologii Green Lanternów i świata DC. To nieprzebrane bogactwo postaci i konsekwencje dawnych zdarzeń, które zbierają się w wielkim finale. Niestety jeśli chodzi o poprowadzenie akcji jest już znacznie gorzej. Cała historia to niekończąca się nawalanka nie dająca chwili oddechu. Mocną stroną miały być zwroty akcji, ale nie są aż tak zaskakujące a nieustające mordobicie nie pozwala do końca wybrzmieć ich konsekwencjom. Johns chyba powinien był wziąć sobie do serca radę Moore'a i poeksperymentować z krótszymi historiami, które zamiast bijatyki dawały by odczuć na przykładach jak poważne jest zagrożenie ze strony Sinestro. Ponadto drażni mnie jedna niekonsekwencja. Zielone pierścienie miały być bezradne wobec żółtego koloru. Tymczasem tutaj nie działają tylko przez chwilę, po czym pada hasło, że nie działają "tylko żółtodziobom" i potem już heja - rozwalają cały czas wszystko co żółte bez najmniejszego problemu.