Świeżo po ZSJL (spojlery).
Nie jestem fanem twórczości Snydera w DC, ale ten film mi się podobał. W porównaniu do pierwotnej wersji Ligi jest to bardziej kompletny film, ale jak ktoś już zauważył, wcześniejsza wersja to mocno okrojony materiał, więc i ciężej było z niego coś sklecić. Trochę mnie to dziwi, że Snyder miał aż tyle materiału do dyspozycji - rozumiem, że kręci się zwykle więcej, jakieś wątki wylatują, jakieś się skraca, ale tutaj scen było na 4 godziny, jakby to miały być 2 osobne filmy. Wynika mi z tego, że wątków już z założenia było za dużo i nie dało się z tego zrobić sensownego około 2-godzinnego filmu, więc już na etapie planowania filmu popełniono błędy. Ma to oczywiście związek z zawaleniem tworzenia filmowego uniwersum DC, bo kiedy w Marvelu wiele postaci zostało wprowadzonych w solowych filmach, tak w DC poznajemy je dopiero w filmie drużynowym. Oglądałem wersję z dubbingiem i był on taki sobie, a lekko mnie wkur-rzyło, że były tam błędy w tłumaczeniu:
- Steppenwolf mówi, że nie powstrzyma go żadna Latarnia ani... kryptonit;
- Barry żartuje, że może Diana lubi młodszych facetów, na to Cyborg mówi, że ona ma pięć tysięcy lat, więc wszyscy są od niej... starsi (nie wiem, jak było w oryginale, ale z kontekstu wynika, że wszyscy są od niej młodsi).
W filmie raziła mnie jakaś taka powaga, wręcz pompatyczność niektórych scen. Proste sceny typu Victor grający w futbol i brak jego ojca na widowni, a my dostajemy slow-mo, dramatyczną muzykę i miny, jakby kogoś spotkał życiowy dramat - naprawdę było to miejscami przesadzone. Do tego teatralne (sztuczne) dialogi w stylu ojciec Victora mówi coś o parademonie "To był jakiś potwór.", a Victor "Wiesz coś o tworzeniu potworów.". Raziła mnie sztuczność niektórych lokacji, np. miejsce upamiętniające Esa (ale to już w wersji pierwotnej była lipa).
Nie podobał mi się wygląd twarzy Steppenwolfa (nie to, żeby wcześniejszy mi się podobał), który skojarzył mi się z
Grumpy Catem - miał być chyba złowrogi, a jest całkiem sympatyczny. Tak czy siak do Thanosa nie ma podjazdu.
Fabuła dość prosta (inna sprawa, że mimo zmian jej większość była po prostu znana) i zgadzam się, że tam były jakieś dziury logiczne (jeśli Darkseid zapomniał, gdzie stracił Mother Boxy, to tam jeszcze parę osób z nim zwiało z Ziemi, więc chyba wiedzieli, gdzie dostali oklep). Dziwi, że przez parę tysięcy lat Mother Boxy były uśpione, bo Superman to tam był aktywny parę lat, na pewno były okresy, gdzie Ziemia nie miała wielu obrońców (samo wykorzystanie Mother Boxa do stworzenia Cyborga też powinno zaalarmować, kogo trzeba). Niezbyt wyjaśniona kwestia, czemu Steppenwolf próbuje zdobyć Mother Boxy (próbuje odkupić swoje winy, ale to wyjaśnienie wprowadza kolejne pytania). W porównaniu z motywacjami Thanosa, to tu dostajemy klasyczny brak wielkich motywacji złoczyńców - niszczenie światów i władanie (wszech)światem to takie ich hobby; z drugiej strony w pierwszych Avengersach też po prostu mieliśmy wjazd na chatę kosmitów (no ale to było parę lat wcześniej). W sumie jak Darkseid mówi, że podbił 100 tys. światów, to taką Ziemię powinien rozpykać parę minut po klęsce Steppenwolfa, takie powinie mieć zastępy i sprzęt (no chyba że co podbije, to rozwala - głupota).
Też mi się nie podobało ciachanie Steppenwolfa przez Ligę, zwłaszcza przez Dianę (jego prowokacyjne gadki tego nie tłumaczą). Lepiej by to wyglądało, gdyby Liga przesłała przez portal zranionego Steppenwolfa z jakimś ostrzeżeniem, że następnym razem go zabiją, a Darkseid na ich oczach by go zabił własnymi rękami - zobaczylibyśmy, że jest kozakiem i jakie wyzwanie czeka Ligę.
Nie podobał mi się wątek (i wygląd) Marsjańskiego Łowcy Ludzi - "aktywuje" Lois, a nie bierze udziału w prawdziwej walce, tylko po wszystkim proponuje swoją pomoc (wciśnięty na siłę).
Choć poetyka Snydera to nie mój klimat, to jestem zadowolony, że udało mu się dokończyć swoją wersję i jestem pełen uznania dla niego i jego fanów. Wolałbym jednak, żeby tworzono filmy na tyle porządnie, żeby nie trzeba było robić X ich wersji (jak już jest zaakceptowany scenariusz, to powinien być realizowany; ale nie, lepiej pociąć i posklejać film tak, że ostatecznie ani się nie podoba twórcom, ani publice).