Sam niektóre niestrawne dla mnie kiedyś pozycje dzisiaj czytam z wypiekami na twarzy. Musiałem zdobyć większą wiedzę, doświadczenie życiowe, oczytać się, by dostrzec to coś. A czasem z niektórych wyrosłem i stały się infantylne, ale i tak z chęcią do nich wracam. A bełkot zawsze jakiś też znajdę.
Podobne mam zdanie, że do niektórych pozycji - czy to filmowych czy literackich - powinno się dojrzeć lub mieć więcej lat i wciskanie tego młodszym mija się to celem i robi obu stronom krzywdę. W liceum to w życiu bym nie tknął z własnej woli jakichś filmowych patodramatów dziejących się na Śląsku, dziś będąc po 30-stce rzucę chętnym okiem na jakiś ambitniejszy film. O lekturach nie trzeba pisać.
Wracając do tematu - z Marveli to rozczarowały mnie
Wojna i krucjata nieskończoności. O ile
Rękawica nieskończoności była spoko i zdobi moją półkę, tak dwa pozostałe sequele to dla mnie paskudnie narysowany bełkot. Dobrze, że pierwszy kontakt z nimi to był w bibliotece i portfel odetchnął z ulgą, bo miałby uraz do mnie.
Z tej samej biblioteki wypożyczyłem
X-Men Piskora i widać tu wiedzę+miłość autora co do bohaterów, a pozycja OK to czytałem bez większych emocji i chęci fizycznego zakupu.
Annihilacja - od początku męczyłem się czytając o bohaterach, którzy kompletnie mnie nie interesują.
Ku miłemu zaskoczeniu
Annihilacja wypożyczona z biblioteki mi się spodobała i po jakimś czasie zakupiłem. Co innego dalsze kontynuacje i spin-offy (
Strażnicy Galaktyki,
Podbój Shi'ar) -
Podbój był taki sobie - ot, czytadło do jazdy autobusem. Podobnie było z
Wojną i Domeną Królów jako niezobowiązująca lektura umilająca czas w autokarze.
Podobnie miałem z
Wonder Woman Rucki. Nie planowałem zakupu, ale jak pojawiła się w bibliotece to rzuciłem okiem. Też spoko, ale żaden must-have.
Na
Authority złakomiłem się po lekturze
Planetary tego samego autora. Tu mniej zachwytów i choć cenię Ellisa za uczciwość, to po jakimś czasie sprzedałem bez żalu bez czekania na 2. tom.