Sorry, że się tak wetnę w dyskusję, niemniej:
Śmieszna sprawa, ale wychodzi na to, że nie należy sądzić komiksu po okładce albowiem można się cholernie pomylić.
"Wdówka" wyszła w połowie roku "siedemnastego" i pomimo, że postać zdecydowanie lubię to sądząc właśnie po koszmarnej okładce do lutego 19-tego nie mogłem się za Chiny ludowe przemóc. Ostatecznie mobilizująco zadziałał niemal wyprzedany stan na "Bonito" i teraz, po bitych dwóch wieczorach lektury mogę z czystym (bo nieużywanym) sumieniem i z ręką na robaczywym sercu napisać, że zatrudnienie Land`a do okładek z "Powrót do domu" (inna sprawa, że te z "Czego to o niej nie mówią" są już całkiem cacy) to najgorszy możliwy "pijar" jaki można było sobie zafundować, bo też właściwa zawartość komiksu to już naprawdę krwiste mięsko, które na całe szczęście tak się ma się do tego cukierkowego Greg`owego obrzydlistwa jak Goya do Davida, jak impresjonizm do akademizmu, jak Sienkiewicz do... Land`a... w każdym razie wiecie o co chodzi.
Pomiędzy koszmarnymi okładkami z telewizora dostajemy dwie całkiem fajne historie (a jakże) szpiegowskie, które tylko tyci brudzi osiadły tu i ówdzie nalot polityczny. W zasadzie czyta się to niemal tak jak gdyby Jessica Jones postanowiła poszaleć poza swoim stałym rewirem, tylko z większymi fajerwerkami (czyt. gościnne występy postaci znanych są i owszem, ale jednak sprawy toczą się na uboczu Marvela). Czyli jest brudno, jest krwawo, jest nawet miejsce na - o zgrozo - od czasu do czasu padające przekleństwa.
Co prawda momentami człowiek łapie się na tym, że gdzieś już ten motyw widział (na pewnym etapie namolnie włączały się flashback`i z "Wejście smoka"), niemniej czytało się to równie dobrze co "Velvet", a obrazkowo/klimatycznie przypominało DD w wydaniu Maleev`a (Sienkiewicz się spisał, co tu gadać, ale nie tylko on). Generalnie gdyby któraś z tych historii została przeniesiona na srebrny ekran we wdowiej solówce mogłoby być naprawdę nieźle... Chociaż nie. Cofam. MCU nie zrobiłoby tego tak jak powinno. Wdowa wg MCU (przykro mi Scarlett, muszę to napisać) to niewinna pensjonarka przy tej, którą zaserwował nam R.K. Morgan (swoją drogą to co Netflix zrobił z jego "Altered Carbon" woła o pomstę do nieba, ziemi i czterech wiatrów). Tutaj potrzeba byłoby tej samej koncepcji co przy "Logan". Tylko jeszcze trochę bardziej, bo też dzieje się sporo. W sumie jakby się zastanowić to ekranizacja Bourne`a z Damon`em wydaje się być ciut zbyt grzeczna dla tej historii.
Generalnie jestem baaardzo pozytywnie zaskoczony tym tomem. Oczekując głównego nurtu Marvela otrzymałem zdecydowanie więcej niż się spodziewałem. I w sumie nie wiem czy pluć sobie w brodę, że dopiero teraz wpadło mi to w ręce czy jednak cieszyć się, że w ogóle nabyłem.
Jeżeli zaś ktokolwiek ma nadal jakieś wątpliwości (przez tą naprawdę paskudną, okropną, fatalną okładkę) to mogę napisać tylko tyle: zaglądający tutaj porzućcie wszelką wątpliwość albowiem ten tom Wdówki wysoce satysfakcjonującą lekturą jest.
Dziękujemy Ci S.C. Egmont.
Tylko w sumie zastanawiamy się czy raczysz pociągnąć temat dalej, bo to przecież nie koniec tej opowieści...