Wolverine Epic 1 od Egmontu - wrażenia po jakiejś 1/4 lektury.
Na początek: bardzo przyjemne wydanie jakościowo. Leży fajnie w łapie, tak samo jak wcześniej She-Hulk.
Co do treści, zacznę od tłumaczenia: uważam, że Pan Bartosz Czartoryski robi tu świetną robotę. Nie powstrzymałem się od porównania z polską wersją od Mandragory, którą uważam za wzorową i tutaj mamy co najmniej tak samo. Co ciekawe, obydwie wersje różnią się dosyć mocno, jeśli chodzi o budowę zdań, używane zwroty, ale nie dzieje się to z krzywdą dla sensu przekazu. To fantastyczne, że w polszczyźnie można przekazać to samo na dwa różne sposoby.
Tak więc dalej mamy Logana prowadzącego dialog w stylu detektywów z czarnych kryminałów. Jest refleksyjnie, z humorem i klasą.
Sama treść to dla mnie najlepszy Marvel, jaki może być. Dobra, nie gwałcąca logiki przygoda. O rysunkach J. Buscemy to chyba nic mówić nie trzeba. Druga połowa lat 80' w Marvelu to jest teraz to, w co szczególnie od tej firmy będę celował.
Materiał dodatkowy względem Essentiala trzyma dobry, równy poziom serii głównej (zdaje się, że ją poprzedzał - to dopisek dla forumowych purystów-poprawiaczy, serdecznie pozdrawiam z dolnego Madripooru). Końcówka tylko była lekko "typowo marvelowska", bo zwlekanie autorów, aż Logan wyciągnie szpony, momentami prowadziło do lekkiego "hmm...". No, ale trzeba to zrozumieć: Wolverine jest tak potężny, że gdyby wyciągał je od razu, kończyłby każdą walkę na dwóch kadrach.
Kolor w wersji Egmontu naprawdę dużo wnosi. Nic odkrywczego, ale to stawia wersję czarno-białą w nieco mniej korzystnym świetle.
No i teraz co zrobić, czy zachować sobie obydwie wersje? Z 3 wersjami Thorgala nie ma takiego kłopotu, to może jednak tak trzeba zrobić