27
« dnia: So, 02 Grudzień 2023, 15:52:34 »
Ciekawa analiza sceny, która jest ... kolejnym spotkania Batmana i Supermana. Scena, która analizujesz ma mnóstwo odniesień do poprzednich scen, ale też do pierwszego spotkania i tego jako ono się toczyło, jak finalnie się skończyło. Skończyło się jeszcze większą eskalacją, furią Batmana. Scena, którą opisujesz jest przyczynowo-skutkowa do sceny, gdzie oboje się spotykają. Charakter pierwszego spotkania jest taki, że każda ze stron obwieszcza swoje stanowisko i będzie się go trzymać, oni na pierwszym spotkaniu nie rozmawiają, tylko rzucają wobec siebie groźby. Czy po takim spotkaniu spodziewać się mam, że na kolejnym spotkaniu zaczynają ze sobą rozmawiać i wyjaśniać waśnie, czy raczej tego, że będą walczyć i interesuje ich tylko wygrana?
Superman ani w filmie, ani w komiksach - być może się mylę - nie jest mistrzem strategii, ani nie włada jakąś sztuką walki w jakimś stopniu - on jest po prostu silny i w zasadzie niezniszczalny i tyle, o ile nie użyje się kryptonitu, a wtedy jest zwykłym facetem z ulicy niczym się nie odznaczającym. To, że Superman jest kreowany na Boga ze względu na swoje możliwości i ich skale jest raczej powszechne w świadomości wszystkich ludzi także Batmana, a jedyne i najważniejsze, co wie on o Supermanie, to widać w początkowych scenach otwierających film, gdy walczy z Zodem demolując miasto Metropolis - straty nie tylko w budynkach, ale i w ludziach, co na własne oczy widzi Bruce - chyba, że tę scenę też pomijamy? Ona doskonale tłumaczy, dlaczego Bruce jest tak zdeterminowany, aby wyeliminować Supermana jako potencjalne zagrożenie, ale nie potencjalne, bo już przyczynił się pośrednio do śmierci cywilów. Wcześniej była scena, gdy Superman oddaje się systemowi sprawiedliwości, staje przed sądem i wynik tego, to kolejne ofiary. To też pominąć w analizie sceny, którą podałeś?
Ostanie filmy z Batmanem Nolana, Snydera, Revessa. W każdym z nich Batman jest bardziej zemstą niż sprawiedliwością, czyli brutalny, bezwzględny agresor, który rządzi strachem. Jak rozwiązano to, aby kroczył drogą sprawiedliwości? W skrócie u Nolana i Revessa zobaczył skutki swoich działań, czyli wpływ jaki ma na ludzi, że jest wielu tak, jak on wściekłych, których napędza gniew, ale niewiadomo, czemu nie dał im szansy tak, jak sobie, aby stać się dla nich przykładem, aby ich prowadzić. Snyder poszedł inną drogą - trzymał się granicy, gdzie zaszła przemiana między Brucem, a Batmanem, czyli śmierć jego rodziców stał się momentem, w którym to się stało ... to była krawędź nad przepaścią, która odróżniała Bruce'a od innych przestępców i trzymała go po właściwej stronie. Ten moment przemiany, natychmiastowy pstryk został bardzo sprytnie i pomysłowo wykorzystany w przypadku Supermana w momencie, gdy miał go zakończyć. Dla mnie to zatoczenie koła w tym momencie jest niezwykle kreatywne i sensowne, bo głęboko zakorzenione w mitologii bohatera, ale też symboliczne.
Jeżeli chodzi o walkę i przebieg walki, to nie rozumiem zarzutu. Poprzednie doświadczenia/starcie, gdzie brał udział Superman spowodowało, że Batman walczył z nim w opuszczonym miejscu z dale od ludzi, gdzie niewielkie było zagrożenie dla cywilów. Wykorzystał doskonale miejsce i przygotował je do walki, chyba, że spodziewamy się tego, że miał w krótkim czasie zbudować skomplikowany kompleks przygotowany na kogoś z Kryptona. Teren walki był rozległy, więc chyba nie do końca można przewidzieć, gdzie i kiedy się będzie w danym momencie walki, że w tym momencie dobrze byłoby mieć pod ręką włócznie z kryptonitem, a nie zlew. A może po prostu chodzi o to, aby też reagować na szybko. Były momenty, etapy na które Batman był przygotowany, więc nie podszedł do zadania spontanicznie. Czepianie się, że nie skończył tego na wcześniejszym etapie, a na późniejszym w taki, a nie inny sposób jest dziwne, gdy weźmie się pod uwagę, że nie walczył on z przedstawicielami Kryptona, a wszelka taktyka/przewaga jaką posiada dla niego jest czysto teoretyczna, nigdy wcześniej nie sprawdzona, a tym samym może być samobójcza, a gdy tak może być, to scena kończąca z zlewem wydaje się dobra, fajnie zamykająca klamrę, bo pokazuję, że nie zawsze da się perfekcyjnie przygotować, finalnie i tak wszystko jest wyczerpujące, trochę to jak wyrwanie ostatnimi siłami zlewu ze ściany, by dokończyć dzieła.
Jeżeli chodzi o Supermana, to o ile dobrze mi się wydaje w wielu filmach i komiksach pada, że on się wstrzymuje, że nigdy nie pokazał pełni swoich możliwości. W każdym z filmów Snydera Superman się wstrzymuje nawet wtedy, gdy walczy z Zodem do samego końca. Być może mógłby Batmana w kilka sekund pokonać, rozerwać, ale czy to nie było by "out of character" największego kalibru jaki ma miejsce jeżeli chodzi o tę postać. Nieważnie z kim Superman walczy, ostatecznie nie chce go skrzywdzić, to było zawsze czymś, co definiuję postać, co ma tutaj także miejsce.
Scena, gdy Lois mówi po imieniu do Supermana. Batman chce skończyć żywot Supermana i ktoś krzyczy Superman ewidentnie dając znać, że jest po jego stronie może zostać zignorowane, nawet, gdyby przyjąć, że jest to znana dziennikarka Lois Lane, która szuka materiału. Jednak, gdy Lois powszechnie znana dziennikarka zwraca się do Supermana po imieniu pokazuje, że go zna, że może za niego ręczyć, bo jest mu kimś bliskim. Dla mnie to ma więcej sensu pokazanie, że Superman ma bliskie kontakty z innym człowiekiem, to go uwiarygodnia i bardziej trafia do mnie, gdy Lois się za nim wstawia ciągle posługując się ludzką stroną i imieniem Clarka. Gdyby ciągle używała Superman, Superman, to może wyglądać na kolejną zaślepioną fanatyczkę, którą lepiej zlekceważyć.