Długo się zabierałem za wyrażenie swojej opinii, bo film widziałem już ponad tydzień temu, ale musiałem to wszystko sobie na spokojnie przetrawić, zrobić rewatch jedynki i zwyczajnie ochłonąć po kinie. Jest to na tyle duży projekt kinowy, że zawsze przy takich automatyczne wyrażanie odczuć zaraz po seansie może się zmienić w zbytni chaos myślowy.
Przechodząc do rzeczy. Były obawy, że to dwójka będzie tą jeszcze wolniejszą częścią, bo można było napotkać wiele opinii w sieci, że Denisowi została do ekranizacja druga połowa książki która jest jeszcze mniej filmowa, bardziej filozoficzna i oparta na snuciu się po pustyni. Poległ na tym film Lyncha, gdzie zresztą ten motyw został skondensowany do jakiś kilkudziesięciu minut, nie radził sobie z tym tak samo stary serial, gdzie robiło się z tego momentami głupawo- mądre, filozoficzne pieprzenie.
Villeneuve się z tego wybronił, bo po pierwsze rozbił film tak naprawdę na trzy wątki. Mamy Fremenów, Harkonnenów i Imperium. Do tego wątek freemenski w ogóle nie zamula, bo praktycznie od początku dostajemy sceny potyczek na pustyni sfilmowane tak, że palce lizać. Reżyser wyjaśnia nam lore fremenów, tworzy podział na północ i południe wśród tychże, różnicuje ich podejście do przepowiedzianego mesjasza od ostrożności po fanatyzm. Poznajemy sicze fremenów, obserwujemy ich partyzancką walkę z Harkonenami, widzimy kolejne wizje na temat Paula.
Chani jest zmieniona względem tego co pisał Herbert. Tak naprawdę tu się nie rozbija o żadne tam feminizmy i inne takie, a o zwyczajną złożoność postaci. Chani, która ma swoje wątpliwości, będąca momentami wręcz w totalnej opozycji do tego co się dzieje dookoła postaci Atrydy nadaje po prostu dynamiki i dramaturgii i nie jest z czapy, bo zgadza się z wewnętrzną logiką tego świata, gdzie przecież już w pierwszym filmie dostaliśmy postać Kynes, która nie była jakimś zaczadzonym religijnie fremenem. Film zresztą jak pisałem wyżej rozwija mocniej te wątki i zarysowuje różnice między konkretnymi frakcjami wewnątrz fremenów.
Paul zaczyna przechodzić drogę od tego wstrząśniętego wydarzeniami z jedynki młodzieńca, do lidera, który poprowadzi za sobą miliony. Czuć tutaj wahania, widać, że postać z czymś się zmaga i przychylam się tutaj do opinii Skandalisty Flynta. To nie jest laluś, który świeci tutaj tylko ładną buźką, ale młody aktor, który ma dobry wachlarz asów aktorskich w rękawie. To już zresztą było widać w jedynce, gdzie "zrobił robotę" sceną z pudełkiem i tą gdzie doznaje wizji w namiocie.
Metafizyka broni się świetną warstwą wizualną i wybitną jak w jedynce Ferguson, której jest tutaj jednak wyraźnie mniej.
Najbardziej kwasowy wątek, czyli rozmowy z płodem a matką, Lady Jesicą mają tak klimatyczne, sugestywne zdjęcia przedstawiające płód, że szczęka opada
Nie ma tu nic mętnego imo a na metafizycznych wątkach w fantastyce to zawsze jest łatwo przedobrzyć i przegiąć zwyczajnie pałę.
Harkonnenowie to jest wątek, który w sumie stoi tym czym stała jedynka, czyli knujący Vladimir i jeszcze bardziej rozjuszony Rabban, ale z warstwą premium bo dostajemy więcej informacji o lore tego wszystkiego. Widzimy fenomenalnie wręcz ukazaną wizualnie Giedi Prime z jej niesamowitym konceptem kolorystycznym. Nie spodziewałem się, ze można tak genialnie wizualnie przedstawić coś opartego tylko na dwóch kolorach ale jednak się da. Do tego jest też oczywiście Feyd Rautha w wykonaniu Butlera i tutaj muszę naprawdę bardzo mocno pochwalić za tak sugestywne wykreowanie psychopaty. Świetna rola drugoplanowa, imo nie przeszarżowana a przecież w takich rolach jest o to wyjątkowo łatwo.
Imperium jest z kolei najbardziej skromne aktorsko bo i nie ma tutaj dużo ukazanego Imperatora, a Walken gra wyjątkowo oszczędnie w słowa. Christopher jasne robi robotę i mnie kupuje wizja przedstawienia imperatora jako kogoś kto wcale nie otwiera butelki szampana z powodu tego co się odwaliło na jego rozkaz w jedynce, ba wydaje się w pewnej żałobie nawet, ale jednak kalkulacja polityczna u niego zwyciężyła. Florence Pugh też dużo nie jest, ale to jak ta kobieta zjawisko wygląda w tym stroju ala kolczuga przekonuje mnie, że powinna być w tym projekcie.
Co do wizualiów jeszcze znów, to sama scena ujeżdżania czerwia to jest taka moc, że cieszę się bardzo z tego jak mocno unikałem materiałów promocyjnych tego filmu, gdzie bodajże ta scena latała już oficjalnymi kanałami po sieci. To powinno się zobaczyć pierwszy dziewiczy raz w kinie. Po prostu powinno.
Muzyka to piękna sprawa, Zimmer w paru momentach wraca wręcz na poziom jaki kiedyś prezentował a kończące film "Kiss the ring"imo dosięga tego co wręcz Zimmer komponował do "Gladiatora" i przy okazji pokazuje jak bardzo Zimmer się męczył muzycznie tworząc te do przesady gromkopierdne utwory do filmów Snydera.
No i jeszcze sprawa comic relief w osobie jednej postaci mi tak nie przeszkadza jak części ludzi. Prawda jest taka, że Diuna to i tak na tyle monumentalne kino, że przydaje się tutaj jakieś lekkie rozluźnienie atmosfery i doceniam celowy zabieg z tą rolą. Jasne Bardem to dobry aktor i mógł zagrać coś dużo lepszego ale tak naprawdę raz, że w tym filmie nie ma praktycznie złego aktorstwa a dwa, ze ta postać i tak może co najwyżej pełnić rolę wspomagająca, że jestem w stanie przyjąć takie a nie inne rozwiązanie.
Rewatch jedynki też utwierdza mnie w przekonaniu, że dobrze zrobiło rozbicie tego wszystkiego na 2 filmy.
Wracając do jedyneczki z 2021, to widać, że dwójka ma w porównaniu do niej szybsze tempo, więcej scen akcji, ale absolutnie jedynka nie staje się przez dla mnie to gorszym obrazem. Ja ten wolny kontemplacyjny styl twórcy "Blade Runner 2049" lubię i zwyczajnie uważam, że dobrze się stało, ze ten facet dostał Diunę a nie nie daj Boże Imperatorze jakiś Michael Bay czy inny Zack Snyder.
Jasne można się wyzłośliwiać, że reżyser lubi bardzo długie ujęcia dlatego rozbito książke na 2 filmy, ale tak naprawdę u Lyncha bylo wszystko zbyt "upchane", wątek asymilacji Paula u Fremenow był już maksymalnie skondensowany w tamtym filmie. W ogóle nie rozumiem dziwnego sentymentu do tamtego obrazu, twierdzeń, że to jest lepsze od filmów z tego wieku. Plastikowe majtki Stinga, mopsy, kreskówkowe zachowanie Harkonenna. Sorry ale nie uważam, żeby to było godne potraktowanie czegoś takiego jak Diuna, zresztą sam Lynch ma traumę po tamtym projekcie i ja się chłopu w ogóle nie dziwię.
Diuna 21 wieku na pewno ma to coś, dobrze się wstrzeliła w zapotrzebowanie na takie epickie kino. Szczerze szkoda, że nie ma to szans na przebicie finansowo sw disneya czy avatara, bo jakością to zamiata tamte rzeczy jak chce.
Jedynkę oceniłem na 9/10 a dwójka dostaje ode mnie 10/10. Jasne to nie są idealne filmy, ale gdy oglądam takie kino z takim zachwytem to ciężko o jakieś obiektywne i super wyważone oceny.
Filmy na tyle rozbudziły głód przyprawowy, że czekam na serial z hbo osadzony w tym uniwersum i z chęcią sprawdzę growe Dune: Spice Wars.