Pingwin to mój faworyt do Emmy zaraz obok Fallouta i chyba nie mam serca wskazywać, która z tych produkcji powinna zgarnąć więcej nagród.
Do rzeczy.
Serial jest świetnie osadzony w przyziemnym settingu jaki ustanowił kinowy Batman, na ten moment nie umiem sobie jeszcze mocniej wyobrazić w tym świecie Clayface'a, Poison Ivy czy jakichkolwiek innych postaci z super naturalnymi zdolnościami. Niby ogranicza to galerię złoczyńców w tym światku, ale też ten gęsty klimat przyziemnego, brudnego Gotham- imo dużo bardziej brudny niż to co zrobił‚ Nolan- trochę by uleciał‚ gdyby zaczęto się bawić w scifi wątki, chociaż wiele zależy od wykonania. Gdyby np. zrobiono z Clayfacem podobny zabieg jak z demonem "W sieci zła", gdzie to bohater nigdy nie widzi tego z czym walczy a jedynie przejmowane przez niego ciała to mogłoby nawet działać.
Klimat jest tutaj ujmujący w uderzaniu w człowieka beznadzieją i brudem świata przedstawionego. Przy okazji fakt, że w serialu praktycznie nie zobaczymy ani Batmana, Gordona i niezbyt dużo praworządnych stróżów prawa tak naprawdę świetnie dopełnia wagę i status samego Batmana bez którego to Gotham byłoby dosłownie miastem potępionym.
Co wybija się najmocniej w tym serialu poza klimatem to aktorstwo, tu praktycznie nie ma słabych ról. Farell jest wybitny i po okruchach, które dostał‚ w Batmanie z 2022 cieszę się sprezentowano mu pełnoprawny serial. W filmie oczywiste było, że gość to gangster więc aniołkiem być nie mógł, ale tam postać była takim trochę śmiesznym grubaskiem...tymczasem serial wymalował kogoś wręcz demonicznego.
Bardzo się cieszę, że produkcja HBO nie poszła po najmniejszej linii modnego zresztą… ostatnio oporu robiąc z Pignwina biednego skrzywdzonego złoczyńcę, który tak naprawdę to zły być nie chce i w ogóle przytulił‚ by każdego jakby się tylko dało. Zupełnie wbrew temu kursowi, które obrały Jokery z Pohenixem.
Jasne serial buduje sympatie u widza wobec tytułowej postaci, która po drodze czasem zrobi coś dobrego
jak chociażby przywrócenie elektryczności dla najbiedniejszych dzielnic
ale to nigdy nie dzieje się tak, że Oswald robi to ma dobre intencje, tylko po prostu akurat jest to zbieżne z czymś czego on potrzebuje.
Piękne jak z odcinka na odcinek opada fasada gangstera, który po prostu chce do czegoś dojść dla matki i w ogóle to tak naprawdę nie jest aż taki zły. W rzeczywistości tytułowa postać pogrywa sobie z widzem tak jak z innymi bohaterami serialu. Kantuje, momentami wręcz łże, wykazuje się socjopatycznymi popędami, lubi przemoc dla przemocy a co najgorsze zrobi dosłownie wszystko żeby się wyłgać, wykręcając od odpowiedzialności za to co robi. Bardzo śliski typ. Socjopata, potwór i tak naprawdę człowiek pozbawionych jakichkolwiek sentymentów.
Kumulacja tego wszystkiego wręcz eksplokduje w finale sezonu,
gdzie Oswald trzyma matkę w stanie wegetatywnym przy życiu wbrew jej woli, zabija Victora i wysyła Sophie Falcone z powrotem do Arkham
Jasne uczucia do matki są mocno uwydatnianie na przestrzeni całego serialu, ale to co pokazał finał‚ jak podważa zdrowy fundament uczuć do matki robiąc z tego wręcz chory fetysz i jest po prostu mistrzowskie w zrobieniu z czegoś tak pozytywnego nawet czegoś tak chorego.
Po finale to człowiek ma tylko nadzieję, że Pingwin w przyszłości dostanie jak największy oklep od Batmana.
Drugi największy aktorski plus po Fallerze to rola Cristin Milloti w roli Sophie Falcone.Od dawna nie czułem takiego współczucia wobec jakby nie patrzeć również postaci złoczyńcy.
Odcinek 4 bardzo mocny jak na "tylko" serial osadzony w świecie batmana, ale kto wie ten wie, że mitologia nietoperza jest mocno skąpana w mroczne i traumatyczne wątki, ale podejrzewam, że wielu tzw. casuali batmanowych mogło się zdziwić, w jaką stronę skręciła historia tej postaci.
Milloti na przemian pięknie emanuje kobiecością, szaleństwem i tragizmem. Więcj tak napisanych kobiecych postaciach w serialach poproszę.
Zawsze zawracam też sporą uwagę na utwory wykorzystywane w takich produkcjach i tutaj bardzo przyjemnie się zaskoczyłem jak elastyczne i dobrze dobrane są te utwory.
Jest tutaj Bob Moses - Broken Belief które ma posmak dobrej elektronicznej muzyki, ale też sentymentalne Happy Together Floor Cry i nieco muzyki lat 60 jak Call Me Irresponsible – Bobby Darin czy If This Is Goodbye – Margaret Whiting.
Zdjęcia trzymają poziom, całość jest utrzymana bardzo mocno w wiuzalnej estetyce jaką ustanowił kinowy Batman z 2022. Przy okazji serial wznowił u mnie apetyt na całe uniwersum Batamna Matta Reevesa zwane Epic Batman Crime Saga. Trochę kurde na razie bieda z tą tytułową sagą, bo na razie to jeden film i serial, ale dzięki serialowi przypomniałem sobie o istnieniu prequelowego komiksie osadzone w tym świecie "Riddler year one" po którego chętnie sięgnę.
Jasne, że Pingwin czerpie sporo z innych serial jak choćby kultowe Sporano, czy przynależy do mocno eksploatowanego już przed laty gatunku gangsterskiego tylko co z tego?
To jest bardzo dobry serial na kanwie DC i kiedy człowiek ogląda takie rzeczy to zachodzi w głowę jak Warner mógł być tak glupi pozwalając klepać The CW te biedne seriale, zamiast od lat uderzać z tematem do hbo, a tak mamy sytuację ze z Hbo obecnie są tylko dwa seriale oparte na marce jak Pingwin i Peacemaker i zalew totny bubli od bardziej budżetowej telwiziji na czele z takimi pierdołami jak Batwoman.
Przy okazji po serialu jeszcze mocniej utwierdzam się, w przekonaniu, ze oddzielnie tego światka od głównego uniwersum Jamesa Gunna jest bardzo dobrą decyzją. Nie sądzę, że chodzi o brak zdecydowania co ma być kanonem.
To co robi serial jest wyciągnięte ze skrajnie innej estetyki od twórczości Gunna. MCU przy pełnej mojej sympatii do tego projektu- przynajmniej za dawne projekty- wyrobiło w widzach trochę okropne manierę łączenia wszystkiego ze wszystkim w ramach koncepcji łączonego uniwersum w kinie komiksowy przy tym powołując się na komiksy, bo przecież tam były drużynowe crossovery. Owszem, ale były też od dawna oddzielne linie wydawnicze czy wręcz całe przedsięwzięcia wydawnicze zbudowane na tym, że były to de facto odrębne światy jak choćby Marvel Ultimates.