Massimo De Vita i inni – "Miecz z lodu"O ile regularne czytanie Gigantów mam już dawno za sobą i raczej nie ciągnie mnie, żeby do niego wracać – mimo wszystko ilość pozycji, która aktualnie się ukazuje, jest spora i jak dla mnie zbyt duża, abym czuł, że mam czas i chęci być z tym na bieżąco – tak wszelkie zapowiedzi śledzę i jako niegdysiejszy stały czytelnik życzę powodzenia. Niemniej zapowiedź najnowszego tomu z linii Extra była dla mnie na tyle interesująca, że zdecydowałem się po niego sięgnąć. Dużo się pisało, że "Miecz z lodu" Massimo De Vity to jedna z ważniejszych włoskich serii, która w ogólnej opinii uchodzi za klasyk, od razu więc załapała się na listę tytułów, z którymi chciałem się zapoznać. Podobała mi się też koncepcja tego tomu – pełne wydanie jednego cyklu zamiast zbioru losowych komiksów i nazwisk. Dodawszy sobie do tego, że cena okładkowa to jedynie 34,99 zł, grzechem było nie wziąć choćby na próbę. A że gabarytowo to rzecz idealna na wyjazd, a mnie akurat trafił się tydzień wolnego, próbę tę podjąłem stosunkowo szybko – aczkolwiek z rezultatem średnim.
Akcja "Miecza z lodu" rozgrywa się w krainie Argaar, świecie fantasy wyraźnie inspirowanym mitologią nordycką z pewnymi naleciałościami SF w postaci obecnej tu i ówdzie nowoczesnej technologii (skąd ja znam takie połączenie?). Grający główne role Goofy i Miki nie są jednak alternatywnymi wersjami samych siebie, a tymi dobrze znanymi z komiksów, którzy ze swojej rzeczywistości przenoszą się do sąsiedniego wymiaru. W wyniku pewnych wydarzeń Goofy zostaje uznany za krewnego dawnego herosa, Alfa, i jako taki zostaje poproszony przez mieszkańców krainy o pomoc w walce z ciemiężącym Argaar Księciem Mgieł. Tak pokrótce prezentuje się fabuła pierwszej z zawartych tu opowieści – a tych jest pięć (podzielonych na w sumie 12 części): oryginalna trylogia ze scenariuszem i rysunkami De Vity z lat 1982-1984, napisana wspólnie z Fabio Michelinim część czwarta z 1993 roku oraz świeża, bo wydana w 2022 roku kontynuacja ze scenariuszem Marco Nucciego i grafiką Christiana Canfailly. Kolejne historie to kolejne odwiedziny tego świata, nowe zagrożenia, powroty dawnych antagonistów i tym podobne motywy.
Brzmi to jak typowa opowieść fantasy i w gruncie rzeczy nią jest – z tą różnicą, że z disneyowskimi bohaterami na pierwszym planie. Pod względem jakości jest różnie, ale na pewno najbardziej godna uwagi jest pierwotna trylogia. Poczynając od dość standardowej dla gatunku fabuły części pierwszej, poprzez nieoczywisty przebieg akcji w drugiej, aż po według mnie najlepszą i najmocniej odjechaną trzecią, De Vita utrzymuje scenariusz na solidnym poziomie. Nie zgodzę się, żeby było to jakkolwiek wybitne i po szumnych zapowiedziach poczułem jednak zawód, natomiast była to zadowalająca lektura, a autor sprawnie porusza się po tematyce fantasy, całkiem nieźle korzystając z ogranych motywów – bo należy pamiętać, że to dalej parodia i pewne momenty będą prześmiewczo podchodzić do utartych tropów gatunku. Na etapie części czwartej idzie odczuć, że fabuła robi się już zbyt naciągana, ale ma tu miejsce nieoczekiwane rozwiązanie, bo nie umyka to samym postaciom i następuje pewne przełamanie czwartej ściany. To zagranie było dla mnie bardzo ciekawe i na nowo rozbudziło zainteresowanie, niestety w dalszej części komiksu ten koncept umyka, a na pierwszy plan wychodzą dziury fabularne, których trochę tu jest. Wieńcząca tom historia Nucciego to już taka typowa kontynuacja po latach, która stoi głównie nawiązaniami do przeszłości. Scenariusz obowiązkowo musi odhaczyć wszystkie znane motywy i postaci, przypomnieć o każdym wydarzeniu z poprzednich części, a czytelnikowi zdecydowanie przydałaby się porcja nostalgii, o której w przypadku polskiej edycji raczej ciężko mówić – a niestety bez tego historia robi się męcząca, fabuła jest nudna, tak jak i sztampowy antagonista, który pojawia się znikąd i o którym nie dowiadujemy się nic.
Całość więc może pochwalić się kilkoma interesującymi konceptami czy ciekawymi rozwiązaniami fabularnymi, jednak w mojej opinii tych momentów było za mało, żebym zapamiętał ten komiks jako szczególnie udany. Większość czasu to jedynie ukazanie postaci Disneya w realiach fantasy, które ani fabularnie, ani pod kątem budowania świata niezbyt wyróżnia się na tle podobnych historii. To generalnie taki miks, w którym czuć nieco skandynawskiej mitologii, legend arturiańskich czy naleciałości Tolkiena (którego autor ponoć nie czytał). Czyli w gruncie rzeczy standard i dosyć stereotypowe wyobrażenie magicznej krainy. Co prawda pewnym urozmaiceniem są wspomniane motywy technologiczne, ale przez większość czasu nie pełnią one zbyt istotnej roli.
Dostrzegam też trochę niekonsekwencji w kreacji świata i prowadzeniu postaci, co według mnie jest przesłanką, że całość nie była od początku pomyślana jako seria i pewne rozwiązania musiały być wprowadzane w trakcie powstawania kolejnych odcinków. Pierwszy aspekt, który budzi moje wątpliwości, to upływ czasu, który w obu wymiarach biegnie w innym tempie. Pozwala to scenarzyście bez przeszkód wyciągać bohaterów z ich świata i przenosić do Argaaru na tyle, ile potrzebować będzie fabuła, tymczasem w ich linii czasowej minie tylko kilka minut. Z drugiej jednak strony powoduje to, że w Argaarze pomiędzy częściami mijają setki lat (a ostatnia historia dzieje się ponad 8000 lat po poprzedniej), tymczasem do fabuły nie wnosi to nic, bo jego mieszkańcy są najwyraźniej na tyle długowieczni, żeby przez ten czas w ogóle się nie zmieniać. Kraina zaś rozwija się tak, jak jest autorom akurat wygodnie. Najpierw jest nie do poznania po 200 latach, by innym razem nie zmienić się przez milenia. Kiedy trzeba jest technologicznie zaawansowana, później postacie wracają do mieszkania w drewnianych osadach. A sami bohaterowie chyba w międzyczasie pogubili się we własnej intrydze, bo można odnieść wrażenie, że z części na część zapominają, czy Goofy faktycznie jest tym herosem czy nie.
Następna kwestia, która zdaje się nigdzie nie wybrzmiała, a wydaje mi się dość istotna, jest taka, że to wydanie nie jest kompletne, bo jak się okazuje, twórcy ostatniej historii już pod koniec 2023 wypuścili szóstą odsłonę cyklu (czyli kolejne ponad 80 stron). Tej już tu nie uświadczymy, a w tym momencie na faktycznie pełną edycję chyba nie mamy co liczyć. W takiej sytuacji nie wiem, czy nie wolałbym, żeby znalazły się tu tylko komiksy De Vity, a kontynuacje Nucciego i Canfailly pojawiły się kiedyś jako ewentualny tom drugi.
Jeżeli chodzi o jakość wydania, można ją oceniać dwojako. Cieszy format powiększony względem standardowych Gigantów (fakt, że w mniejszym niż aktualne serie kioskowe puścili prawie 3 razy droższą twardookładkową wersję "Czarodziejów i ich dziejów" pozostaje nieporozumieniem), z zewnątrz tom też prezentuje się bardzo ładnie, na czele z posrebrzanymi elementami na okładce. Nadal jednak całość ma mocno budżetowy charakter. Papier jest słaby, wszelkie napisy to najprostsza możliwa czcionka, niektóre teksty nie mieszczą się w ramkach, a komiksy zaprezentowano w nieatrakcyjnym kolorowaniu – w moim odczuciu wyglądającym gorzej niż w pierwszym tomie kolekcji Cavazzano, któremu oberwało się za ten aspekt – które poza kiepską paletą barw jest totalnie niekonsekwentne. Postacie pomiędzy historiami (czy nawet w obrębie jednej) są kolorowane w różny sposób, przez co np. w drugiej części bohaterowie wyglądają na starszych, a ciężko stwierdzić, czy było to zamysłem autora, bo patrząc na późniejsze odsłony, można mieć co do tego wątpliwości. Porównałem sobie, jak nasze wydanie wypada w konfrontacji ze skanami amerykańskiej edycji w "Disney Masters" i no cóż, ten komiks mógł wyglądać dużo lepiej. Słaba jest też korekta, dużo tu literówek, zgubionych znaków interpunkcyjnych czy poprzekręcanych imion.
Całościowo jest więc tu trochę potknięć (trochę sporo) – tak w samym komiksie, jak i sposobie publikacji – choć dalej uważam, że zaprezentowany model wydawniczy ma potencjał i chętnie zobaczyłbym kolejne edycje zbiorcze różnych cykli, których Włosi mają przecież do zaprezentowania całą gamę. Natomiast "Miecz z lodu" to nadal pozycja kultowa, więc jeśli jest się fanem tych postaci, na pewno wypada się zapoznać (zwłaszcza w tej cenie), mimo że sama historia cierpi na szereg niedostatków.
Mimo wszystko rozczarowanie – 6/10.