7
« dnia: Pt, 25 Październik 2024, 18:14:07 »
No mnóstwo nazwisk mógłbym zapodać, nie wiem czy jest sens bawić się w wyliczanki. Ale akurat Larcenet i Pedrosa to dla mnie takie typowe dzieci zachodu końcówki XXw. Już przy 'Trzech cieniach' wiedziałem, że Pedrosa nie będzie moją bajką, ale to jeszcze była niezła, sprawna opowieść, z mojego punktu widzenia dla młodszych bardziej, ale sprawna, no i świetnie narysowana. Portugalia to okropny snój, fantastyczny graficznie, ale fabularnie mocno niewykorzystany, postaci przewija się masa, ale Pedrozie brakuje wyczucia, spostrzegawczości, dociekliwości by wyciągnąć z nich coś ciekawego. Takie przeciwieństwo Sattoufa, który gdziekolwiek się znajdzie, w jakimkolwiek towarzystwie będzie, jest w stanie wyciągnąć coś prawdziwego, trafnego, dowcipnego, poruszającego. Pedrosa wygląda przy nim jak emo - 'no ładnie tu, ładnie tam, ale jakoś tak nie cieszy mię nic, no nie wiem, nie wiem, coś bym napisał, ale nie wiem co, nie wiem po co'. Z grubsza tak jego 'Portugalie' zapamiętałem - jako podróż autora, który potrafi w ciekawe miejsca trafić, ale nie potrafi o nich ciekawie opowiedzieć.
Larcenet - no też nie miał u mnie udanego startu z 'Codzienną walką', ot, problemy pierwszego świata, sam autor nie był na tyle ciekawy, by mnie jakoś miały obchodzić, i zbyt mało dowcipny, by miały bawić. W Raporcie Brodecka pokazał się bardziej jako fantastyczny ilustrator bardziej niż fantastyczny komiksiarz - mnóstwo dokładnych, dopracowanych, dopieszczonych kadrów, widać hektolitry godzin spędzonych nad planszami. Tyle że sporo z tych kadrów jest dla opowieści zbędnych, nie służących narracji, nie posuwających do przodu fabuły, nie mówiących wiele o postaciach - bohater jest zmęczony, biedny, pokrzywdzony, no źle mu jest bardzo. Razi tu banalność świata, gdzie nie ma ludzi, charakterów, jest zlana w jedno masa ze złymi intencjami, podkreślanymi każdym możliwym rodzajem ponurego spojrzenia na twarzach - to na wypadek, gdyby się czytelnik nie domyślił, że masa ma złowrogie zamiary i jest niesympatyczna. Tu mi się kojarzy 'Ode to Kirihito' Tezuki, gdzie bohater trafia w podobnie nieprzyjazne miejsce, i jednak Tezuka wyciągać nieporównywalnie więcej z sytuacji, potrafi pokazać nie tak jednowymiarowe postacie, potrafi znaleźć wyróżniające się jednostki. Do tego używając maksymalnie uproszczonej kreski. Larcenet wpada tu w banały i stereotypy troche jak Loisel i Tripp w Składzie głównym.
To tak z grubsza, pokrótce to uważam obu artystów nieco za snobów, zaintersowanych najbardziej sobą, ale niepotrafiących mnie sobą zainteresować.