Oj, chłopaki, włączyliście ładunek nostalgii...
Przez lata byłem klientem Waldiego, kupowałem u niego wszystko co się ukazywało z komiksów, zawsze miałem pakiecik przygotowany, jakaś zniżka dla stałego klienta też była. Pamiętam, że często było wiadomo kiedy pojawią się nowości i czatowało się już pod księgarnią, kiedy Pan Waldemar przywiezie nowości.
W niedzielę natomiast można było go spotkać pod Halą Targową, także cudownym miejscem dla miłośników książek i innych towarów, nawet miałem epizod, że pod Halą też handlowałem, i nie powiem, dla gówniarza były z tego całkiem fajne pieniążki.
Ogólnie w tamtych czasach często urządzało się wycieczkę po księgarniach - w moim przypadku rozpoczynało się od ulicy Królewskiej - były tam dwie księgarnie oraz sporo stoisk. Po czym ruszało się w stronę rynku, po drodze były kolejne stoiska i dobrze zaopatrzony kiosk, który zawsze miał pełna ofertę Orbity czy Pegasusa. To tam pierwszy raz zobaczyłem Szninkiela, właścicielka bez obciachu eksponowała jedną bardziej pikantną planszę na wystawie (tą z rozpinającym się stanikiem, pamiętam do dziś

).
Oczywiście obowiązkowo na Starowiślnej trzeba było obadać trzy księgarnie, w tym techniczną, która na antresoli miła oryginalne gry na Atari XL - w całkiem dobrej cenie, do dzisiaj nieco mi ich po szufladzie się wala.
Na rynku było parę księgarni, w tym takich niewielkich, z wejściem od bocznej ulicy, mających za to niesamowity klimat. Wycieczka kończyła się na Waldim, i do domu, poczytać świeżo upolowane kaski. Wtedy nie było kupek wstydu, wszystko zaczytywało się od razu.
A, wspomniane stosika, czyli rozłożone stoliki na ulicy wypełnione książkami. Nawet pod Bagatelą były takie stanowiska, mimo, że obok były cztery księgarnie! Na Królewskiej było jakieś chyba zagłębie, gdyż na przeciwko Pewexu stale wystawiało się przynajmniej parę osób. na takich stanowiskach, jeszcze przed czasami Waldiego, kupowało się Thorgale czy właśnie Orbity. I książki, Amber wtedy szalał z sensacjami, pojawiały się coraz grubsze tomiszcza, niedługo potem wystartowała Saga o Ludziach Lodu której gówniak czytać nie powinien, ale cóż zrobić, łykało się co podeszło. Większość z tych książek do dzisiaj mam, gdzieś lezą Cusslery, Ludlumy, Smitchy i inna "klasyka". Saga o Ludziach Lodu także mi została, może kiedyś wrócę? Swoją droga, mój nic "nori" to imię które pojawiło się w Sadze o Czarnoksiężniku, kontynuacji Sagi o Ludziach Lodu.