Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Pokaż wątki - Piterrini

Strony: [1]
1
Filmy i seriale / Polskie komedie
« dnia: Nd, 23 Lipiec 2023, 21:52:22 »
Ku mojemu zdziwieniu takiego wątku na forum nie ma (chyba że przeoczyłem). Niby tutaj o komiksach, ale jeśli chodzi o polskie fora dyskusyjne, gdzie o filmach/serialach można 'pogadać' to jest mało takich miejsc, a w tych znanych bardzo ciężko o kulturę wypowiedzi i zachowanie jakiegoś poziomu dyskusji...

Dla mnie osobiście (jako osoby niezbyt starej i niezbyt młodej :P ) kluczowe/znaczące/wartościowe są dwie "ery" w polskiej komedii filmowej/serialowej, ogólnie od lat częściej sięgam po seriale niż filmy, więc mój post na nich się raczej skupia, ale do sedna...

Era nr 1 - PRL (raczej późniejszy).

Filmy Barei i Chmielewskiego, a w mniejszym stopniu (dla mnie) Machulskiego czy Piwowarskiego:
- Nie lubię poniedziałku;
- Miś (+ Rozmowy kontrolowane + Ryś);
- Rejs;
- Brunet Wieczorową porą;
- Poszukiwany, poszukiwana;
- Co mi zrobisz jak mnie złapiesz;
- Kingsajz;
- Seksmisja;
- Jak rozpętałem drugą wojnę światową;
- Sami swoi (+ Nie ma mocnych + Kochaj albo rzuć)
.

Oraz seriale Barei i Gruzy:
- Alternatywy 4;
- Czterdziestolatek (+ Czterdziestolatek dwadzieścia lat później);
- Zmiennicy
.

Era nr 2 - po PRL (a przed wszechobecnym Karolakiem).

Filmy, głównie komedie kryminalne, myślę że dobrze wstrzelono się klimatycznie w coś niby Guy Ritchie, ale jednak autorskie, "polskie" poczucie humoru, Lubaszenko, znów Machulski i w mniejszym stopniu Bromski:
- Chłopaki nie płaczą;
- Kiler (+ Kilerów 2-óch);
- Kariera Nikosia Dyzmy;
- Poranek kojota;
- E=mc2
.

Co do seriali z tego okresu to mógłbym pisać sporo, bo tak jak są odmienne od wcześniejszej PRL-owskiej satyry, tak niektóre znacznie lepiej do mnie trafiają, są nieporównywalnie bardziej rozrywkowe i jakby łatwiejsze w odbiorze, chociaż jako kontrargument można powiedzieć, że są "głupsze", no są, ale...
Te seriale które lubię w zupełnie niespodziewany sposób ( ;) ) nie są produktami oryginalnymi, a licencjonowanymi i/lub mocno inspirowanymi zagranicznymi produkcjami, można powiedzieć że to ich wada, ale moim zdaniem wpłynęło to tylko pozytywnie na tzw. konsystencję seriali, postaci są już uformowane, znane twórcom są ich dalsze losy i nie ma (zwykle) tzw. przeskakiwania rekina jak to ma miejsce często w innych (nie tylko polskich) serialach:
- Miodowe lata - serial na licencji The Honeymooners, amerykańskiej serii i skeczy z lat jeszcze 50 o ile dobrze pamiętam, w sposób autorski przeniesione realia na nasze tzw. podwórko, dużo slapsticku, początek i koniec serialu nierówne, ale całościowo, postaci i scenariusze stanowiły świetne źródło rozrywki, stale do serialu wracam z uśmiechem (+ Całkiem nowe lata miodowe);
- 13 Posterunek - dawniej mój ulubiony polski serial komediowy, obecnie jako całość oceniam trochę mniej pozytywnie, ale pierwszy sezon jest wciąż nie do pobicia, Pazura to jeszcze więcej slapsticku, ale w serialu też sporo różnego rodzaju humoru, zdaje się że widzowie pamiętają jak serial był wulgarny, ale zapominają że nie to było jego wizytówką; był to serial oryginalny, ale po latach widzę znaczący wpływ seriali takich jak Barney Miller i trochę Sledge Hammer (starsze amerykańskie sitcomy, lata 70 - 80?), i to trochę obniżyło moją ocenę całości (niektóre scenariusze to czysta kopia sytuacji z ww. sitcomów), ale aktorstwo i postaci jw. stale mnie śmieszą;
- Lokatorzy - nie twierdzę że jest to serial "jeden z najlepszych", jest bardzo nierówny, tak scenariuszowo, jak i aktorsko i komediowo, ale wiele sytuacji śmieszy tak czy inaczej, a zdecydowanie bardziej niż oryginalne seriale na jakich jest oparty; a to kwestia złożona, bo brytyjski serial Man About the House był tak popularny, że w USA zrobili jeszcze popularniejszy remake w latach chyba 70? - Three's Company, format praktycznie identyczny z tym polskim, tyle że jw. w oryginalne produkcje nie dałem rady wsiąknąć, ten humor zbytnio się zestarzał (niewiele sitcomów z lat 70-80 jestem w stanie przetrawić, dopiero te z lat 90 do mnie dobrze trafiają);
- Sąsiedzi - spin-off Lokatorów, poziom produkcji zbliżony, aktorsko niestety też różnie, ale wciąż zabawne sytuacje, tym razem serial oparty na spin-offach ww. seriali jakie były podstawą dla Lokatorów, a do tego na I Love Lucy, w latach 50 to był drugi po The Honeymooners komediowy ewenement; Sąsiadów aż tak jak Lokatorów nie lubię, ale postaci grane przez Siudyma i Szykulską do dzisiaj mnie śmieszą;
- Bulionerzy - ten serial chyba był oryginalny, aktorsko całkiem ok, wykonanie w porządku, bez śmiechu z puszki, więc inna nieco komedia od tych wyżej; myślę że całkiem autorskie to wszystko nie jest, bo np. serial chyba z lat 60 The Beverly Hillbillies przypominał w założeniu Bulionerów, ale jeśli chodzi o polskie realia to całkiem miło się oglądało, dawno nie wracałem do tego serialu i ciężko mi coś więcej napisać teraz;
- Ranczo - to fenomen m.in. Wojciecha Adamczyka, który dużo w Miodowych latach zrobił (nie bez powodu duża część obsady prosto z tego serialu), a później inne sitcomy, m.in. o niebo lepsza komedia familijna od Rodzinki pl. - Rodzina zastępcza z Fronczewskim (długi serial, moim zdaniem niestety nie ma takiej wartości jako całość jak np. Ranczo); ranczo nie należy do moich głównych wyborów komediowych, ale nie sposób nie docenić postaci i ogólnie tego jak został świat Rancza zbudowany, jest dużo zabawnych sytuacji, tyle że jest też sporo jako-takiego dramatu, preferuję jednak komedie jak Miodowe lata, ale Ranczo uważam i tak za jeden z najlepszych polskich seriali komediowych.

Oczywiście masa innych tytułów, ale wypisałem te, które dla mnie są "najlepsze", czy to jakościowo czy po prostu najbardziej śmieszą. Wiem że dużo fanów ma Świat według Kiepskich, przyznam że na samym początku spodobała mi się ta komedia, niestety było to bardzo krótko, bo szybko serial przeskoczył rekina i zamiast satyry skierował się ku "odjechanym" pomysłom, tak jakby nie było pomysłu na dalsze prowadzenie serialu tą samą drogą, a sprzedawanie coraz to "odważniejszych" i "kontrowersyjnych" sytuacji i bohaterów, są seriale w których to lubię (ba, uwielbiam konwencję absurdalną, francuskie komedie czy slapstick ogólnie), ale w tym jakoś kompletnie nie byłem w stanie przyswoić kolejnych odcinków...

Z nowszych seriali dobre opinie słyszę o polskim The Office PL, przy czym spróbowałem i jakoś nie przypasował, ciężko mi strawić ten humor w polskiej wersji aktorskiej...
Także Mały zgon mnie dawniej zainteresował, serial Machulskiego z 2020 roku, zdaje się że zrobiony jest w stylu lepiej znanym z filmów ww. ery nr 2 niż w stylu współczesnych komedii (?).

Jestem względnie ciekaw jakie dla innych tutaj zebranych polskie komedie są "najlepsze", a jeśli moglibyście polecić coś w stylu wyżej wymienionych, filmy czy seriale które mogłem przeoczyć z tych starszych produkcji, albo, a może tym bardziej, coś nowego co po prostu zignorowałem, to byłoby świetnie :)

Tyle na teraz, w zasadzie post jest dosyć ogólny, ale też nie chcę się we wszystko "zagłębiać", bo jednak może być to widziane różnie.
Gdyby to ode mnie zależało to chciałbym żeby wątek skupiał najlepsze/najbardziej wartościowe filmy i seriale komediowe wyprodukowane w Polsce w dowolnym czasie, wraz z opiniami o nich. Oczywiście jeśli dyskusja skieruje się ku najgorszym, czy po prostu nowym komediom to nic się nie stanie ;)

2
Temat nie jest mi obcy, czasem enigmatycznie przywołuję go w wypowiedziach, a w zeszłym tygodniu kilka zdań wprost na forum napisałem. Widzę wczoraj dosyć 'ładny' wyciek danych, i pomimo że to forum komiksowe, to wątek o bezpieczeństwie może się przydać (jeśli nie, to najwyżej przejdzie w zapomnienie). Zacytuję to co pisałem ostatnio i zawczasu pytanie - macie do dodania jakieś porady jak sobie radzicie z wyciekami, jak zachowywać ostrożność w internecie, przy używaniu różnych urządzeń i usług itp.?
Moje zdanie na pewno popularne nie jest, bo widzę jak na forum wielu lubi pochwalić się zakupami itp., i faktycznie nikogo 'niepowołanego' nie będzie interesował Pan Żarówka czy inny Donżon, ale tu pojawia się kwestia ilości podanych na tacy danych i łatwości dostania się do czyjegoś dobytku, jeśli kombinacja powyższego jest 'korzystna' dla hipotetycznego złodzieja, to zagrożenie jest realne. Ja obserwuję takie zjawiska w odniesieniu do droższych rzeczy, samochody czy nawet rowery są kradzione 'na zamówienie', wiem że zdarzają się też takie sytuacje z komiksami (głównie poza naszymi granicami), no i biżuteria, obrazy czy inne rzadkie kosztowności to też nie jest coś zarezerwowanego dla hollywoodzkiej fikcji, tyle że często tematy nie są medialne i/lub właścicielom zależy na dyskrecji...
Tylko w miarę możliwości, jak macie większą wiedzę, to niektóre rzeczy przemilczcie, aby nie podpowiadać 'niepowołanym' (forum może czytać każdy). Odnośnie wczorajszego wycieku, to na szybko policzono, że haseł do popularnych serwisów było tam tyle (ciekawe ile z komikspeca ;)):
Cytuj
facebook.com: 119 334
allegro.pl: 88 282
.gov.pl: 44 385
poczta.onet.pl: 28 747
poczta.wp.pl: 12 056
x-kom.pl: 10 761
morele.net: 2672
online.mbank.pl: 10 140
.ingbank.pl 1227
https://zaufanatrzeciastrona.pl/post/kilka-milionow-loginow-i-hasel-z-polski-wycieklo-do-sieci/
To nie jest dużo, zwłaszcza zwracając uwagę na to, że kilka lat temu cała baza morele poszła do sieci (różne były doniesienia, ale z moich obserwacji wynika że to był koniec morele w poprzedniej formie, więc przypuszczam że wyciekło wszystko), wp dawniej w podobnej skali, facebook niecałe rok temu miał ogromny wyciek (w skali światowej), a jak macie konta w zagranicznych serwisach to lepiej się nie zamartwiać, bo prawdopodobnie wszędzie mniejsze czy większe wycieki już były.

W przypadku wczorajszego to hipotetyczny ciąg zdarzeń - kliknięcie w nieodpowiednim miejscu pobrało program szpiegujący, który następnie wysłał zapisane hasła do centrali z tego wycieku, tak zrobiło 100 000 czy więcej ludzi i jest 10 000 haseł do mbanku, kto stoi za tym wyciekiem równie dobrze 'ręcznie' mógł te hasła wpisywać, jeśli jedno na sto wejdzie bez dodatkowych weryfikacji to jest 100 kont, które można było wyczyścić. Nie wiem czy macie podobne obserwacje, ale osoby mające najwięcej do stracenia bywają najmniej ostrożne, więc strzelam że ze skumulowaną kwotą z kont takich osób dałoby radę bezkarnie zniknąć bez problemu...
To jest oczywiście stare jak internet, ale denerwuje niezmiennie, że zaradny uczciwy może całe życie jeździć Passatem, a innemu podobnie zaradnemu, tyle że uczciwości pozbawionemu powodzi się w taki hipotetyczny sposób...

Co do informacji to na tej stronie można sprawdzić kwestię przeszłych wycieków, które zostały upublicznione (czyli po prostu czy nasze hasła/dane są publicznie dostępne, 'wycieków' cennych, będących w obiegu za $ tam nie ma w większości, chociaż wiem że były składki i płacono za takie dane żeby właśnie chronić 'społeczności', coś jak przy szantażach firm itp.):
https://haveibeenpwned.com/

Jako względny laik lubię poniższą stronę czytać, przystępnym językiem podane informacje o aktualnych zagrożeniach. Kilka lat temu kierunek prowadzenia strony się zmienił, monetyzacja przez seminaria itp., więc dużo reklam odnośnie tego, ale przydatne informacje wciąż są w artykułach:
https://niebezpiecznik.pl/

W kwestiach dostępu do kont elektronicznych i takich jak kradzieże fizyczne po udostępnieniu danych (u nas większych spraw raczej nie ma, ale takie rzeczy jak porwania po nieświadomym udostępnieniu lokalizacji przez "targetowaną" osobę to niestety codzienność na świecie...) to nie tylko kwestia naszego bezpieczeństwa, ale też rodziny itp., u nas szczególnie trzeba przestrzegać starsze osoby, kilka kliknięć w nie to co trzeba i konto czyste (już nie wspominam o kwestiach "na wnuczka" itp., bo to było, jest i będzie powszechne, z bezpieczeństwem w sieci ma to jednak mało wspólnego)...

Mógłbym tak jeszcze pisać, podawać źródła zagraniczne itp., ale w zasadzie to chciałbym tylko zwrócić uwagę na tą kwestię bezpieczeństwa, może poznać Wasze podejście do niej... Nie trzeba być biegłym "informatycznie" żeby zwracać uwagę na takie rzeczy, chociaż bez biegłości jest to faktycznie utrudnione, różne urządzenia mają odmienne 'słabe punkty' itp., ale dobre nawyki itp. są równie ważne :)
Jeszcze zacytuję to co pisałem ostatnio, bo w wątku o serialach raczej nikt nie znajdzie gdyby ewentualnie był zainteresowany ;)
(...)
Wspomniałem wcześniej o tym jak złudna jest anonimowość w internecie, wypowiadając się tutaj (czy gdziekolwiek) zostawiamy "ziarenka", które w niepowołanych rękach mogą spowodować mniejsze lub większe problemy. Przykładowo moje dane tzw. teleadresowe możesz zdobyć błyskawicznie, z innymi informacjami byłoby ciężej, ale mając chwilę czasu dałbyś radę zebrać sporo (wiek, rodzina, zatrudnienie, tryb życia itp.)... Nie cieszy mnie to, że takie możliwości są, ale w ogólności nie jest to jeszcze powodem do zmartwień (dopóki do dyspozycji każdego, w tym osób o niecnych zamiarach, nie ma narzędzi do automatycznego zbierania i łączenia danych, chociaż to tylko kwestia czasu...), ot trzeba ostrożnie się poruszać, chociaż jak ktoś by konkretnie daną osobę "targetował" to może zbierać ww. "ziarenka" przez lata i nawet ostrożność wtedy nie uchroni...
(...)
możecie mnie uznać za "paranoika", ale z zasady nie powinno się wrzucać publicznie zdjęć czy opisów tego co się posiada (wszystkie tematy "moja kolekcja", przypadki "targetowania" posiadaczy wartościowych komiksów nie są rzadkością [po "fakcie" nawet można nie zdawać sobie sprawy że samemu dało się wszystkie informacje na tacy], nie wspominając o innych dobrach które ludzie bezmyślnie pokazują...).
Z założenia, ze względu na ciągłe wycieki z portali społecznościowych, sprzedażowych, sklepów, stron rządowych itp. takie dane jak imię, nazwisko, pesel, numer telefonu, adres mailowy, najczęściej używane hasła i często też adres korespondencyjny to dane "publicznie" dostępne (tj. jak komuś będzie zależało żeby znaleźć, to znajdzie). Problemem nie jest już ta dostępność, ale jak z nią "żyć", różne są "szkoły", szczególnie polecana jest randomizacja haseł, a z rzeczy jakie zależą od naszej "wylewności" - jak najmniej informacji o sobie, rodzinie, zdrowiu, nawykach itp., tak opisowo jak i na zdjęciach, i to nie tylko kwestia co udostępniamy publicznie, ale też to co niby ma zostać w grupie zaufanych osób (tyle że często np. na facebooku, a jak ktoś się do takiego facebooka dostanie to ma wszystko na tacy). Jasne że większość szarych kowalskich może trzymać wszystko w chmurze i się nie przejmować, no i szansa że coś się "stanie" statystycznie jest niewielka... No dobra, ale co z kontaktem mailowym, telefonicznym itp., tam pewnie wszystkie informacje już wiele razy podane - dywersyfikacja (czyli żeby te wszystkie dane, które i tak elektronicznymi kanałami przepływają, nie były w jednym miejscu)!
(...)
znając różne przypadki ze świata, to od takich trywialnych spraw jak wstawianie zdjęć czy opisywanie dobytku zależeć może nie tylko stan portfela, ale też fizyczne bezpieczeństwo...

3
Dział ogólny / Ile czasu zajmuje nam przeczytanie komiksu
« dnia: Cz, 21 Kwiecień 2022, 21:30:05 »
Tytuł wątku dosyć ogólny, ciekawi mnie podejście do samego obcowania z komiksem i czasu nad komiksami spędzanego.

Kiedyś już o tym pisałem, jednak chyba gdzieś "przy okazji" (nie przypominam sobie osobnego wątku) - mnie czytanie standardowego amerykańskiego zeszytu (około 22 strony) zajmuje przeciętnie 15-20 minut, to skaluje się do albumów europejskich (nad ok. 44 stronami spędzam lekko ponad pół godziny) i tomów zbiorczych (odpowiednio wielokrotność czasu).
Wiadomo że na długość czasu spędzonego nad komiksem ma wpływ ilość zarówno dialogów, jak i innych informacji zawartych na planszach, ale też szczegółowość ilustracji (kiedy jest na czym, kolokwialnie, zawiesić oko), dlatego wyżej opisałem czas przeciętny.
Wiem że są różne podejścia do czytania komiksów, sądzę że na czytaniu spędzam więcej czasu z tego względu, że równolegle do śledzenia fabuły lubię "wstępnie" analizować pracę ilustratorów (wstępnie, bo w niektórych przypadkach po przeczytaniu wracam i po prostu oglądam plansze, aby podczas czytania zbytnio się nie rozpraszać).

Do założenia tematu i lekkiej "orientacji" w temacie popchnęły mnie obserwacje odnośnie produkcji telewizyjnych/filmowych, gdzie niejednokrotnie jedna strona scenariusza przekłada się na jedną minutę wynikowej prezentacji wizualnej. Jakoś skojarzyło mi się przy okazji dyskusji o nietłumaczonych scenariuszach w polskich wydaniach (w innych wątkach), że scenariusz amerykańskiego zeszytu komiksowego to kilkanaście stron, a i podchodzi pod przelicznik 1 strona scenariusza = 1 strona komiksu, co w przeliczeniu na czas jaki ja spędzam na czytaniu przekłada się na 1 strona komiksu = niecała minuta czytania. Stąd uproszczona korelacja między wizualnym medium w postaci filmu/serialu i komiksem - 1 strona scenariusza filmu/komiksu = 1 minuta oglądania filmu/czytania komiksu (jw. to w moim przypadku, no i też to wszystko uproszczone, wiec nie ma potrzeby podawać masy przykładów wymykającym się temu uogólnieniu ;) ).

Zastanowiłem się więc, czy dla względnie "pełnego odbioru" komiksu czas spędzony na jego czytaniu ma powszechnie istotne znaczenie(?). Niejednokrotnie widuję opinie, gdzie osoby opisują czas spędzony nad danym komiksem jako ok. dwukrotnie krótszy od czasu jaki sam poświęcam na czytanie tego samego tytułu...
Czy pod tym względem macie własne obserwacje, np. odbiór komiksu zmienia się względem czasu jaki poświęcacie na jego przeczytanie, czy np. czytacie szybciej komiksy, które aż tak Was nie zaciekawiły, a więcej czasu poświęcacie na lektury najlepsze, a może odwrotnie (bo np. narracja w niektórych komiksach wręcz zyskuje na "dynamicznym" czytaniu)? Czy np. grafika w komiksie jest dla Was tylko tłem dla opowiadanej historii i, hipotetycznie, czytając rozmowę dwóch postaci tylko rzucacie okiem do kogo "należy" dymek dialogowy nie zwracając większej uwagi np. na zilustrowaną postawę/mimikę itp. postaci (wiem że tak też komiksy są czytane...), co skraca automatycznie czas spędzany z danym tytułem...?
Pomijam przy tym temat różnych technik szybkiego czytania (zwłaszcza że one i tak przeznaczone są do tekstu ciągłego), bo temat wątku ogólny, ale oczywiście nie chodzi o sam czas przeznaczony na przeczytanie wydrukowanych słów (narracji/dialogów), a jw. czas spędzony nad komiksem od pierwszej do ostatniej strony zeszytu/tomu/albumu.

4
Dział ogólny / Remaki komiksów
« dnia: Nd, 10 Październik 2021, 20:34:30 »
Widzę w innym temacie została poruszona kwestia remaków komiksów ze wskazaniem na to, że takowe nie powstają (gdzie samo użycie wyszukiwarki na forum wskazuje chociażby na remaki pierwszej historii z Batmanem, zresztą przynajmniej dwa z nich zostały u nas wydane...), uznałem więc, że jest to ciekawy temat do dyskusji :)

Także uwaga - remaki komiksów powstają, ale nie działa to tak jak w mediach typu film.
Sequele i remaki to prosty sposób na cięcie kosztów (niezliczona liczba filmów gdzie marketing i tak kosztuje więcej niż budżet samej produkcji...), bo tytuł/marka jest już znana/kojarzona. To oczywiście w maksymalnym skrócie, w komiksach z kolei, przynajmniej w superhero, jest sequel na sequelu (wydarzenia w jednej serii rozpoczynają inną serię), a spin-offy (nie wiem czy muszę tłumaczyć, chociażby taki Punisher będący "wrogiem" spidera dopiero po latach się "uniezależnił" dostając własny tytuł) rozlewają się na komiks każdego pochodzenia (czy to europejski, czy manga...). No ale to nie remaki oczywiście.

Czym jest remake? Nie piszę pracy naukowej więc pominę zaglądanie do definicji - komiks tak jak film jest składową wielu aspektów, remake filmu po latach z oryginalnego dzieła wykorzystać może w zasadzie tylko scenariusz (może, ale zwykle tego nie robi, po prostu scenariusz pisany jest od nowa), ewentualnie (zależy ile czasu minęło) można wykorzystać identyczną obsadę i "pracowników produkcji" (z angielskiego crew), tak jest robione często w przypadku pilotowych odcinków seriali telewizyjnych (proszę nie pytajcie o przykłady, bo jest tego niezliczona ilość, w USA czy UK duża część tytułów jakie zostały "zaakceptowane" po oryginalnym pilocie dostaje większy budżet i robi pilota od nowa, często ludzie się "wykruszają" w tym czasie, ale często też większość jest dostępna i ci sami ludzie robią to samo jeszcze raz ;) ).
Dobra, tyle przykładów co do filmu, teraz komiks - składowe to scenariusz i rysunek, żeby remake był remakiem - co musi być "powtórzone"? Na tzw. logikę powiedziałbym, że musi być ta sama fabuła, czyli identyczna lub bardzo zbliżona intryga, w każdym akcie zbliżony ciąg zdarzeń, a także podobny zestaw bohaterów. Piszę zbliżony/podobny, bo np. w filmach bardzo dobry telewizyjny remake 12 gniewnych ludzi jest bardzo wierny oryginałowi, ale z małymi zmianami gdzie widzimy nieco więcej z sali sądowej, a np. "przewodniczący" jury jest reprezentantem mniejszości rasowej, sama ta zmiana w kontekście fabuły jest ogromna, a jednak jw. wierność oryginałowi jest nieosiągalna dla wielu innych remaków, gdzie zmiany są nieporównywalnie(!) większe (np. Scarface, wszystko jest inne w tym filmie, a jednak jest to jeden z naczelnych przykładów remaków).

Wyżej niby skupiłem się na przykładach filmowych, ale tylko po to, żeby pokazać co nazywamy remakiem, bo jak się okazuje z powyższego niemalże każda historia będąca "fillerem" w serii komiksowej (w serii, bo bohaterowie są ci sami, a filler = "zapychacz", przykładowy filler: Spider widzi okradany bank, walka, złodziej ucieka, Spider go szuka, napotyka na kogoś kogo lubi lub nie lubi, razem znajdują złodzieja, walka i koniec komiksu, dzieje się to pomiędzy "wydarzeniami" w serii, a zajmuje cały zeszyt [lub kilka zeszytów] bo scenarzysta nie wyrabia czasowo z dostarczaniem scenariusza gdzie dzieją się kolejne rzeczy "oryginalne" dla serii - to tylko przykład!) jest remakiem.
Jeszcze raz, bo wyszedł mi długi nawias - wiele z komiksów jakie czytamy to remaki, zależy tylko jak definiujemy remake (czy wystarczy sam tytuł, bohater i fabuła, czy muszą być jakieś inne identyczne cechy typu układ kadrów itp.). Były inicjatywy, gdzie rysownicy korzystając z identycznego scenariusza tworzą swój komiks, jeśli więc powstałoby coś takiego nie równolegle, a w odstępie czasu, to byłyby to "ścisłe" remaki, bo różnicą byłyby "tylko" rysunki, ale jak już wyżej pokazałem - remake nie ogranicza się do ścisłości co do słowa w dialogu czy też co do układu kadrów na stronie. Komiks jest bardzo elastycznym medium i to co wyżej pokazuję tylko to potwierdza, jako czytelnicy sami określamy co jest czym, jak definiować daną rzecz itp..

Jak to się mówi - pokażcie mi, że się mylę :D

5
Komiksy amerykańskie / Chew
« dnia: Cz, 18 Luty 2021, 23:16:20 »
Seria nie ma na forum swojego wątku, na forum gildii skończyły się wypowiedzi przed zakończeniem serii wydawanej przez Muchę…


Dobrze jakby pierwszy post zawierał jakieś merytoryczne informacje, więc… Chew to seria w głównej mierze humorystyczna, łącząca wątki kryminalne z ogólnie-pojętym sci-fi. Główny bohater, Tony Chu, ma taką umiejętność, która pozwala mu zobaczyć/odczuć wydarzenia/fakty/obserwacje z życia osób i zwierząt, po „skosztowaniu” ich ciała/tkanki/krwi. Akcja dzieje się w świecie, gdzie przed laty z powodu ptasiej grypy zmarło wiele milionów ludzi. W wyniku tego ogólny układ władzy się nieco zmienił, amerykański departament ds. żywności i leków jest najpotężniejszą organizacją strzegącą prawa, sprawy jakimi zajmuje się Tony (pracujący w ww. organizacji) to znane z procedurali kryminalnych/sci-fi schematy z różnymi twistami, jak np. łatwe do odniesienia się w obecnym świecie zakazanie działalności polegającej na sprzedaży czy serwowaniu drobiu będące tłem dla przynajmniej jednego zeszytu serii.

Niewiele więcej mogę napisać ze względu na oczywiste unikanie spoilerów, oraz dlatego, że dopiero jeden tom serii udało mi się przeczytać. Ogólnie całkiem szybko się czyta, nieco karykaturalne rysunki sprawiają że plansze nie zatrzymują czytelnika w miejscu, jednak w pierwszym tomie, pomimo różnych zapewnień że autor miał od początku klarowny pomysł na serię, zeszyty zdają się szukać solidnego fundamentu wśród różnych możliwych kierunków, co nieco mnie zastopowało przed ostatnim zeszytem. Ostatecznie nie wiem w jakim kierunku pójdzie seria, osobiście widziałbym humorystyczno-kryminalne motywy, jednak z tego co się orientuję dalej będzie bardziej „obyczajowo”-sci-fi (aczkolwiek mogę się mylić, stąd nowy temat na forum – coś ciekawego odnośnie całej serii chętnie się dowiem).

Krótka opinia – w zasadzie ciekawy koncept nieco tylko modyfikujący działanie znanego nam świata pozwala na rozwijanie niezliczonej ilości wątków, jest to zarówno wadą, jak i zaletą. W pierwszym tomie wątków jest zbyt dużo w moim odczuciu, główna intryga jest ciekawa, jednak mniej-więcej połowa komiksu wypełniona jest zapychaczami, które najpewniej mają się rozwinąć w przyszłości w wielowątkową lekturę, jednak na tym etapie wiele elementów wydaje się niepotrzebnych. Rozumiem jednak założenie, ww. główny wątek (celowo nie opisuję, może ktoś potrafi to zrobić bez spoilerów…) mógłby stanowić jeden komiks, który później byłby kontynuowany, ale wprowadzenie w dalszych zeszytach tych elementów które zaprezentowane zostały w pierwszym tomie jako „zapychacze” mogłoby zmienić tom historii, zmiana tonu serii po pierwszym tomie zdecydowanie nie jest pożądana. Także w skrócie – pierwszy tom to budowanie świata, rozwijanie postaci, stawianie „fundamentów”, a w jaki sposób jest to dalej pociągnięte – z tego co wiem satysfakcjonująco, nie wiem jednak czy będę miał okazję się przekonać, seria niestety mnie do siebie nie przekonała.

Co więc myślicie o serii Chew jako całości, możliwie bezspoilerowo, lub oczywiście z odpowiednim zaznaczeniem „spoiler”?
Przykładowo humor w pierwszym tomie mi się podobał, a kilka rozwiązań z piątego zeszytu wręcz zaskoczyło
Spoiler: PokażUkryj
jak np. to, że początek zeszytu sugeruje że Mason ochroni Tony’ego przed postrzałem jednocześnie samemu przypłacając to zdrowiem/życiem, co ostatecznie odbyło się zupełnie inaczej niż można byłoby się spodziewać (wiem, nic oryginalnego, ale i tak się nie spodziewałem). Mason oczywiście nie zginął, a stał się kimś w rodzaju antybohatera, głównym „przeciwnikiem” w serii na pewno będzie ww. organizacja ds. żywności i leków, a seria będzie eksplorować rozwój głównego bohatera, który z czasem będzie kwestionował to w co z początku wierzy itp. itd…. Dobrze że Mason dostał kilka zeszytów na „prezentację postaci” zanim zacznie działać poza prawem, ale jw. te historie będące zapychaczem wytrąciły z rytmu i ostatni zeszyt odebrałem z mniejszym wrażeniem niż gdyby tych zapychaczy nie było. Plus istotny zarzut – dlaczego Mason w ogóle zrekrutował Tony’ego? Albo inaczej, jeszcze przejrzałem przed publikacją posta – dlaczego pozwolił żeby Tony brał udział w sprawie agenta, którego Mason zabił? Hm, wiadomo nie spodziewał się, że Tony dowie się prawdy, może chciał dopilnować żeby ktoś inny „rozwiązał” sprawę, może… Sporo umowności, spodziewałem się czegoś lepszego. W superhero umowności jest jeszcze więcej, ale raz – taka konwencja, dwa – postaci mają długą historię i znając daną postać wiele rzeczy można wybaczyć (przynajmniej ja mogę), tutaj postaci najpierw muszą mnie zainteresować (co się w jakimś stopniu udało), a następnie mogę uwierzyć w skróty fabularne, a że tutaj jest to równoległe, to nie wiem kiedy/czy do serii faktycznie wrócę…

Jakie klimaty przeważają w całości serii, czy wątki są zamknięte, czy zakończenie jest satysfakcjonujące itd.?

Strony: [1]