Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - SkandalistaLarryFlynt

Strony: [1] 2 3 ... 223
1
Dział ogólny / Odp: Nagle Comics - nowy wydawca na rynku
« dnia: So, 12 Październik 2024, 13:35:28 »
  Drodzy są, od samego początku byli drodzy, może z wyjątkiem tych obszerniejszych pozycji Parker czy Nocturnals, które pod względem ceny trzymają fason, te cieniasy maja drożej niż wszyscy inni. Mnie tam akurat to nie odstrasza specjalnie i tak jest bardzo drogo w porównaniu do tego co było jeszcze 3-4 lata temu więc dycha w tę, dycha wewtę to nie jest specjalna różnica. Natomiast w obecnej sytuacji kupię tylko to co chcę mieć na 100%, koszty ich komiksów zniechęcają mnie absolutnie do jakichkolwiek eksperymentów co nie wróży tak na zdrowy rozsądek świetlanej przyszłości wydawnictwu, bo raczej nie jestem sam.

2
Dział ogólny / Odp: Kurc
« dnia: So, 12 Październik 2024, 12:16:04 »
  Wszystko jest w porządku, korekta odbywa się tyle razy, ile potrzeba.

3
Zakupy / Odp: Wyprzedaże i promocje - komentarze
« dnia: Śr, 09 Październik 2024, 16:31:40 »
Patrząc na opinie to prawdziwe ryzyko: https://www.ceneo.pl/sklepy/megaksiazki.pl-s20882?srsltid=AfmBOoohezjTBQNaRRPaFW8nXz8RFNuQc7jhAIXN0IpTe0589OdsQtvV

  No ryzyko jest, sklep archaiczny, wpłata tylko na konto, wysyłka tylko kurierem i to niespecjalnie szybko, za to lepszych cen właściwie się nie znajdzie. Trzy razy u nich brałem i wszystko było w porządku, aczkolwiek sposób pakowania co wrażliwszych mógłby przyprawić o zawał.

4
Komiksy polskie / Odp: Rafał Spórna
« dnia: Śr, 09 Październik 2024, 16:18:23 »
  Taki jakby Witkacy po wylewie połączony z Hieronymusem Boschem po zawale.

5
   Kolejny miesiąc, czyli wrzesień tradycyjnie miesiącem komiksu polskiego, tudzież zagranicznego przy powstawaniu którego brał/a udział ktoś z naszego kraju. UWAGA jak zwykle mogą pojawić się pewne SPOILERY!!!


   "Wiedźmin tom 7:Ballada o dwóch Wilkach" - Bartosz Sztybor, Miki Monttlo. Po katastrofie którą był poprzedni tom, jako że staram się być optymistą oczekiwałem że będzie sporo lepiej (trochę kłamię, zajrzałem na reddit bodajże i tam wszyscy twierdzili, że jest sporo lepiej więc było to prawie pewne). No w każdym bądź razie wystarczy spojrzeć na tytuł i okładkę, aby szybko zajarzyć, że fabuła będzie opierała się na Czerwonym Kapturku (oczywiście to świat Wiedźmina więc Kapturek jest odpowiednio starszy niż oryginał, wystarczająco starszy rzekłbym), który wynajmuje Geralta do pewnego zadania, w którym wiadomo musi się znaleźć i babcia i wilk. Zadaniem tym dokładnie będzie pozbycie się wilkołaka z niewielkiego miasteczka Grimmwald, którego to (wilkołaka nie miasteczko) jak rzecze Kapturek sprowadziły trzy siostry Schwinke byłe pracowniczki domu Vivaldich, które starają się (zresztą z powodzeniem) przemienić byłą górniczą mieścinę w luksusowy ośrodek wypoczynkowy i chcą przepłoszyć mieszkańców, aby wykupić za bezcen ich nieruchomości. Wiedźmin z Jaskrem udadzą się do posiadłości pazernych siostrzyczek gdzie rzecz to po raz kolejny oczywista historia opowiedziana z ich punktu widzenia będzie wyglądała zupełnie inaczej, na dodatek ku zdziwieniu obydwu łowców potworów one również będą chciały śmierci wilkołaka. Sprawy nie będzie ułatwiał straszliwie bluzgający ochroniarz biznesmenek, który jednakże trzeba przyznać mocny jest nie tylko w gębie.
  Rysunki Mikiego Monttlo, chociaż dosyć proste bardzo przyjemne w stylistyce kojarzonej z animacją dla nieco młodszych widzów co w sumie w historii w bajkowym anturażu wypada całkiem wdzięcznie (więcej o tym będzie przy okazji jednego z komiksów poniżej). Jest przejrzyście i kolorowo więc może z wyjątkiem tomu rysowanego przez Mariannę Strychowską jest raczej nietypowe dla serii, dodatkowy plusik za Jaskra jako gwiazdę rocka.
  Może i rysunki nie są typowe dla serii, ale za to fabuła już jak najbardziej bo wygląda to jak jakiś poboczny aczkolwiek rozbudowany sidequest w grze...i szczerze mówiąc paradoksalnie ten brak oryginalności wyszedł temu komiksowi na dobre. Chwila przerwy teraz gdzieś w początkowym etapie komiksu, pan Sztybor wkłada w usta Jaskra odautorski komentarz na temat poprzedniego tomu. Wyszło to nawet zabawnie, tylko że ciężko mi było zrozumieć intencje, czy chodziło o to, że jest świadom jego słabego odbioru i tylko o to chodzi, czy też raczej to przytyk w stronę czytelników i ich pospolitego gustu. Jeżeli to drugie, to nie wiem może zagląda na to forum a jeżeli nie to ma tutaj znajomych i w razie jakby kiedyś nastąpiła rozmowa na ten temat to można mu przekazać, żeby nie winił czytelników i ich gustu tylko w lustro spojrzał bo "Wiedźmi Lament" to pod każdym względem istne gówno, koniec przerwy. Wracając do tematu, dosyć sporo w tym komiksie humoru (niestety raczej nie tego dosyć wisielczego w stylu Sapkowskiego, ale idzie się uśmiechnąć) podsuwanego głównie za pomocą barda, który usiłuje stworzyć heroiczną balladę na temat Geralta, przedstawiając często dosyć alternatywny zapis wydarzeń. Scenarzysta po kolei odhacza obowiązkowe punkty obecne w prozie Andrzeja Sapkowskiego dosyć umiejętnie snując swoją wypełnioną postmodernistycznymi motywami opowieść wokół baśni braci Grimm, opowieść jednocześnie lekką, ale zgodnie z regułami wiedźmińskiego świata nie mogącą skończyć się dobrze. Postacie nakreślone grubą krechą i niespecjalnie skomplikowane pod względem charakterologicznym, ale jednocześnie nakreślone są one na tyle umiejętnie że nie przeszkadza to komiksowi w żadnym razie. Trochę jestem zawiedziony postacią Czerwonego Kapturka, która wbrew moim oczekiwaniom rozbudzonym na podstawie okładki, wcale nie okazuje się jakąś szczególnie ważną personą, za to nie wyobrażam sobie żeby ktoś nie polubił pyskatego ochroniarza, czy rezolutnej czarownicy (całkiem ładnej i z racji tego oraz wykonywanego zawodu oczywistej kandydatki na kolejną kochankę Geralta). Podsumowując jest łatwo, lekko i przyjemnie (oczywiście o ile pewna ilość goryczy może być przyjemna) i bez zbędnego kombinowania i nie pomimo, ale raczej dzięki temu, to może i nie na poziomie pierwszych tomów (żeby nie było to żaden mistrzowski poziom), ale najlepszy wiedźminski komiks od Bartosza Sztybora. Do kupowania nie namawiam bo to raczej tytuł dla fanów, którzy przeczytają wszystkie komiksy, ale jakby się znalazł jednak jakiś osobnik lub osobniczka, którzy chcieliby wziąć jeden tom na spróbowanie, może spokojnie zacząć od tego, prawie na bank się nie zawiedzie. Ocena 7/10.


   "Smert'Lachom" - Robert Zaręba, Zygmunt Similak. Tytuł zdaje się dostatecznie wiele mówiący, więc nie ma sensu raczej go streszczać. Komiks zaczyna się nieco niedorzecznie, od historii hetmana Jabłonowskiego, który założył Mariampol, co właściwie jakoś mocno nie przekłada się fabularnie na resztę albumu i sprawia wrażenie jakby powstało po to, aby sobie porysować trochę husarzy. No powiedzmy jednak historia właściwa zaczyna się jednak w Mariampolu w momencie przybycia ks. Cieńskiego, tyle że autor nie raczył umieścić jakiejś konkretnej daty, ale tak na logikę gdzieś to w przededniach IIWŚ musi się dziać. Później pierwszy wrzesień, dalej siedemnasty, Armia Czerwona, Wehrmacht i znowu Armia Czerwona, dalej rzezie wołyńskie i w Galicji Wschodniej, ostatnie strony to zakończenie wojny oraz czasy współczesne (w momencie wydania komiksu, czyli 10 lat temu).
  Rysunki pana Similaka jakie są każdy widzi, plecy konia potrafi narysować od biedy. Na pierwszy rzut oka mogą się wydawać rażąco brzydkie, ale dosyć szybko te wrażenie przechodzi. Ciężko nie zauważyć, że autor nawiązuje stylistycznie (oczywiście zachowując pewną skalę) do prac Roberta Crumba i to całkiem udatnie. Dobór takiego a nie innego wyglądu czyli połączenia rysunku realistycznego z sporą dawką jakby satyryczno-groteskowej karykatury to dobór jest dobry, taki który pomoże strawić czytelnikowi obrazy okrucieństw jakie miały miejsce na Wołyniu i Podolu a tych jest niemało. Rażą spore nieścisłości, których w komiksach historycznych strawić nie mogę a mianowicie bardzo dowolny sposób przedstawienia sprzętu czy mundurów (Polacy wiozą armaty czołgowe w rzeczywistości małokalibrowe od jakichś starych modeli Panzerkampfwagenów na rysunku wyglądające jak działa z jakiegoś Abramsa). Na pochwałę zasługują całkiem niezłe oddanie wrażenia ruchu oraz dosyć spora ilość szczegółów na planszach, Zygmunt Similak jak na artystę starej daty nie pozwala sobie na rysowanie gadających głów bez żadnego tła i chwała mu z tego powodu. Za to kompletnym hitem jest ostatnia strona przedstawiająca ukraiński Majdan, na którym zamiast narysować to wkleił sobie na karki postaci zdjęcia Lecha Kaczyńskiego i Radosława Sikorskiego.
  Tak po prawdzie jestem komiksem zaskoczony na plus, spodziewałem się raczej czegoś bardziej tandetnego, mającego w założeniu szokować brutalnością. Natomiast całość w całkiem niezły sposób naświetla kulisy wydarzeń, które tam miały miejsce. Znający dobrze temat nie dowiedzą się niczego nowego, natomiast osoby które znają sprawę bardzo pobieżnie lub zgoła wcale mogą sporo z lektury wynieść (b.rzadko wspominana a naprawdę ciekawa historia obrony Przebraża). Autorzy starają się naświetlić powody dla których Ukraińcy rozpoczęli swoje chore mordy (sporo zarzutów naprawdę niebezpodstawnych), ale też trudno nie zauważyć pewnych manipulacji czytelnikiem, ot chociażby w obrazie akcji odwetowej AK, gdzie na obrazku wygląda jakby Polacy atakowali cygański tabor pełen pijanych siekierników i ich dziwek ucztujących po kolejnej udanej rzezi a nie normalne wsie i nie podają żadnych choćby szacunkowych liczb dotyczących takich zajść. Dosyć dziwnie też wygląda sprawa przedstawienia OUN-B, o ile oni są pokazywani dosyć często i jako oczywiści organizatorzy mordów, to ani specjalnie szczegółowo nie przedstawiono idei jakie przyświecały tej organizacji, ani nazwisk z nią związanych. Scenarzysta wspomina o tym, że jej członkowie często rekrutowali się spośród byłych żołnierzy Ukraińskiej Armii Ludowej a nie wspomina, że jednym z głównych inicjatorów tej armii był rząd IIRP. Z wyjątkiem głównych nacji zamieszanych w opisywane wydarzenia nie wspomina również o ofiarach innych narodowości a to dosyć ważne skoro sam uważał za umieszczenie ledwie wczorajszych wydarzeń, skoro Ukraina ma kosę z praktycznie każdym ze swoich sąsiadów. Brakuje całkiem sporo ważnych danych (chociaż tego też nie zbraknie, niektórym niezaznajomionym z tematem oczy się mogą otworzyć, o ile ziemie w okolicach Lwowa można było nazwać Polską, to w dalszych regionach procentowa ilość ludności polskiej oczywiście trzymającej władzę w swoich rękach była chyba mniejsza niż dzisiaj w Niemczech), dat, nazwisk, szerokości i długości geograficznych. Chyba zbyt dużo jest braków aby uznać ten komiks za stricte historyczny za to z pewnością można go uznać za kronikę tamtych smutnych czasów i tragicznych dziejów ziem deptanych przez różnorakie armie kręcące się wte i nazad i pomimo różnego pochodzenia zostawiających po sobie zawsze to samo czyli zgliszcza, taki obrazek kresowego multi-kulti w praktyce, które miejmy nadzieję nie objawi się ponownie. Mocny komiks i ważny komiks, ważny również w dzisiejszych czasach gdy z pewnością sporo Ukraińców skierowało swoją sympatię w kierunku Polski, ale i kult bandery obrósł w piórka, ważny wbrew opiniom, że "teraz nie jest dobry czas". Dla Ukrainy żaden czas na to nie był dobry, chociaż i Niemcy i Rosjanie jakoś czas na to zdołali znaleźć. Ocena 7/10.
 
   
   "Alchenit" - Rafał Spórna. Tematyka interesująca, opinie naprawdę dobre więc zakupione. Założenia fabularne raczej wszystkim znane więc nie ma wielkiego sensu powtarzać, dzięki odkryciu jakiejś średniowiecznej alchemicznej księgi III Rzesza (prawie) wygrywa IIWŚ i tyle. Komiks podzielony jest na kilka rozdziałów, prolog dzieje się w Polsce w czasie wojny i zobaczymy w nim Niemców pastwiących się nad małą wioską, później cofniemy się wstecz do początku lat 20-tych i poznamy ojców-założycieli Tysiącletniej Rzeszy a także tajemnicę ich powodzenia czyli rośliny-nierośliny zwanej alchenitem. Kolejnym rozdziałem będzie rok 1946 w którym wojna dalej trwa Niemcy odpierają inwazje na Normandię i Sardynię a także przetrzymują ataki amerykańskimi bombami atomowymi i zdobywają Moskwę. Dalej czas na rok 1961, wojna już zakończona, cała Europa łącznie ze Związkiem Radzieckim aż po Ural podbita (autor nic nie wspomina o Wielkiej Brytanii), Amerykanie liżą rany po zniszczonym Nowym Jorku, umiera Hitler, zaczynają się pojawiać dziwne zaburzenia rzeczywistości. Ostatni rozdział to zaciągające się nad Niemcami spowodowane między innymi kończącymi się zapasami alchenitu czarne chmury.
  Nie to, żebym chciał na nowo kręcić aferę, która co jakiś czas wraca i tak samoistnie, ale ten komiks to graficzny koszmarek. Większość teł oparta jest na fotografiach,  powleczonych jakimś filtrem, na których autor dorysował czy przynajmniej w pewnym procencie powklejał postacie lub przedmioty. Niektóre z tych rysunków to takie potworki, że klękajcie narody tutaj nawet nie trzeba wyjeżdżać z faktycznie nieco zgranym "moje ośmioletnie dziecko...", nie trzeba zatrudniać dzieci, momentami miałem wrażenie, że ja bym niektóre rzeczy potrafił lepiej narysować. Co interesujące, niektóre kadry wyglądają całkiem przyzwoicie, na pewno te przy których miałem wrażenie, że autor przerysowywał skądś tam twarze, ale są i takie bardziej "autorskie" wyglądające całkiem znośnie, więc ciężko w sumie stwierdzić dlaczego pełno jest takich po których można dostać niestrawności. Brak czasu? Brak chęci? Z tymi efektami wklejania to też różnie bywa, niektóre kolaże wypadają całkiem udanie, na niektórych dokładnie widać, że tło sobie gdzieś tam wisi, postać nr.1 to kolejna warstwa a postać nr. 2 jeszcze inna. Ja osobiście wolałbym już więcej takich konstruktów nie oglądać, ale jak ktoś lubi oglądać takie makabreski to zapraszam.
  Ogólnie rzecz biorąc mam dosyć mieszane odczucia na temat tego komiksu. Brakuje w nim szczerze mówiąc jakiejś konkretnej historii a przede wszystkim jakiegokolwiek pierwszoplanowego bohatera, można by uznać za takowego niemieckiego jednookiego oficera, tyle że większość jego występów bardzo słabo koreluje z całością, jego wątek prowadzi w sumie donikąd a sama postać służy chyba, tylko i wyłącznie do wpychania do głowy czytelnika jeszcze więcej informacji o otaczającym go świecie nie dając mu okazji do stania się autonomiczną postacią z krwi i kości. Na głównym planie znajduje się tu tak naprawdę, jak twierdzą niektórzy dickowska wizja alternatywnego świata po zwycięstwie III Rzeszy. I szczerze mówiąc nie jest to wizja specjalnie udanie przemyślana (do Dicka tutaj lata świetlne). Największym problemem jest tutaj tytułowy alchenit dzięki któremu Niemcy odnieśli swoje sukcesy, czyli górski porost (nie do końca jak się później okazuje) stanowiący cudowny narkotyk poszerzający świadomość (Diuna się kłania). Naukowcy spożywający ten specyfik wymyślają różne cudowne rzeczy łamiące znane nam prawa fizyki, tyle że oczywiście wszystko działające na alchenit. I w tym momencie ta oto niezwykła roślina staje się odpowiednikiem vibranium (będącego naraz i najlepszym izolatorem i superprzewodnikiem zależy co akurat scenarzyście pasuje) z disnejowskiej Czarnej Pantery, czyli kamieniem filozoficznym, który nie tylko transformuje wszystko wkoło siebie w co tylko dusza zapragnie, ale sam w sobie też jest wszystkim. Żeby zauważyć alchenit musisz najpierw spożyć alchenit, żeby go zerwać musisz zrobić to samo, nie wystarczy wskazać go palcem przez widzącego, aby go dotknąć trzeba go najpierw użyć. Wszystko co niezwykłe działa oczywiście na alchenit a dzieje się tak tylko dlatego bo autor jednocześnie opierając wydarzenia na triumfie Niemiec, to pomimo takiej przewagi technologicznej musi ich w jakichś sposób osłabić osłabić, aby nie zgasić emocji na starcie. Więc czytamy tutaj bzdety o niezwykłych gatunkach stali a to superlekkich a to superwytrzymałych a to niewidzialnych wyprodukowanych z alchenitu, które aby dostać swoich właściwości muszą być smarowane a jakże alchenitem co i tak wystarcza tylko na jeden dzień i tak wkoło Wojciecha. Pochodzenie tego alchenitu zwłaszcza na początku to istne pierdololo, w dalszej części albumu autor postara się o bardziej "naukowe" wyjaśnienie tego fenomenu (oczywiście to nauka na poziomie komiksów Stana Lee uwspółcześniona o kilka koncepcji co się pojawiły od tamtego czasu) co wyszło w sumie nienajgorzej. Spożywający alchenit, wszczepiają sobie w gardła jakieś fantastyczne urządzenia, które pozwalają na wypowiadanie równie fantastycznych wzorów matematycznych jako dźwięków, które "modulują" rzeczywistość co w praktyce czyni z nich magów. I na pierwszy rzut oka jest to bardzo fajny pomysł. Tylko, że takie coś doskonale sprawdza się w utworach ślizgających się po obszarach świadomego kiczu takich jak Hellboy czy Poszukiwacze zaginionej Arki a tutaj wszystko jest pisane tak bardzo, ale to bardzo na serio, że śmigający po niebie niczym Superman hitlerowcy (fatalnie oczywiście wklejeni w kadry) wypadają nieco idiotycznie. Ogólnie autor bardzo mocno epatuje tą stylistyką gestapowskich płaszczy i swastyk, które nie są swastykami wspominając co drugą stronę o słowiańskich podludziach (tak często, że się przez chwilę zastanawiałem czy on sam taki wielki "aryjczyk" czy raczej wręcz przeciwnie), że sam komiks przemienia się nie w wizję świata, który uległ planowi rozszerzenia Lebensraumu a raczej w jakieś szmirowate nazisploitation. Za to mniej więcej od połowy robi się całkiem interesująco i czytelnik ma okazję się przekonać, że autor faktycznie całkiem sporo zaczerpnął z prozy Dicka, tyle że nieżyjący dawno mistrz, zawsze opierał historię na konkretnym bohaterze, którego czytelnik miał okazję bardzo dobrze poznać i pewnie dlatego bardziej się wczuwał w jego zagubienie w niestałej rzeczywistości tu jak wspomniałem takowego bohatera brakuje, przez co końcówka raczej słabo skleja się z resztą (na dodatek Amerykanin, aż takim pesymistą chyba nie był). Ponarzekałem, ponarzekałem i odniosłem wrażenie, że Rafał Spórna owszem ma całkiem sporo dobrych pomysłów, tyle że niespecjalnie dobry z niego scenarzysta i jeszcze gorszy rysownik (czy tam grafik), natomiast raz komiks jakby nie patrzeć jest w sumie interesujący i potrafi przytrzymać przy sobie czytelnika, to na dodatek nie powoduje rozczarowania konkluzjami (no na bank koniec jest lepszy niż powiedzmy środek). No i oczywistym jego plusem zwłaszcza na naszym rynku jest to że jest dosyć oryginalny co powoduje, że pomimo sporej ilości rzeczy, które mi się nie podobały wystawię całkiem przyzwoite. -6/10.
   

   "Jeśli  zrobisz to teraz, to co będzie zaraz?" - Bartosz Sztybor, Piotr Nowacki. Kupione, bo kupione, bo tanio było. Kryminalno-gangstersko-obyczajowa historia w której głównymi postaciami są Pan Giraud - płatny morderca, Pani Mazgaj - kura domowa oraz Magiczny Juan - wrestler. Do tego dwójka czy trójka postaci raczej drugoplanowych. Komiks o tyle ciekawy, że większość opisów to porównanie do Pulp Fiction. Porównania tego typu z reguły o tyle zwracają uwagę na opisywane rzeczy o tyle prawie zawsze są niesprawiedliwe nieco w końcu to, że ktoś nigdy nie namalował Mony Lisy nie znaczy, że nie umie malować. No jakby nie patrzeć nie są te porównania całkowicie nietrafione, bo komiks ma postać układanki, która za pomocą nielinearnie przedstawionych perypetii, kilku całkowicie na zdrowy rozum nie powiązanych ze sobą postaci splata jeden gobelin ludzkich losów, który oglądając na sam koniec przekonamy się, że oni wszyscy lub rzeczy, które im się przydarzyły są lub byli w jakiś tam sposób ze sobą powiązani. Oprócz wcześniej wspomnianej produkcji Quentina Tarantino nakręcono całkiem sporo podobnych filmowych puzzli Memento, Przekręt, Magnolia, Amores Perros, 11:14 i pewnie wiele innych o których zapomniałem, ale dobrze faktycznie przyjmijmy, że najbliżej będzie do tego Pulp Fiction. Bo w tym momencie pada jeden z moich największych zarzutów co do tego tytułu, mam wrażenie, że scenarzysta, bo zakładam że to on jest pomysłodawcą tego przedsięwzięcia (chociaż oczywiście może być całkowicie odwrotnie), jakby nie bardzo zrozumiał co jest mocną stroną tego filmu. Tam zachwyca nie z pietyzmem konstruowana fabuła, ale bardziej czynnik ludzki na sposób, którego w komiksie raczej nie sposób oddać. Hipnotyzująca Uma Thurman, Samuel L. Jackson wyciągnięty prosto z lat 70-tych i John Travolta przeniesiony żywcem z późniejszej dekady oraz ich wysokiej próby aktorstwo, nieoczywiste hity na soundtracku, absurdalne dialogi prowadzone przez równie niedorzecznych bohaterów. "Jeśli zrobisz to teraz..." owszem pod względem konstrukcji fabuły może i ten film przypominać, ale pod względem formy kompletnie nic z tego nie zostaje. Są za to rysunki Piotra Nowackiego. Nie będę udawał, że jestem jakimś specjalistą od polskiej sceny bo mijam ją coraz szerszym łukiem, ale zdaje się to gość od Misia Zbysia. Rysunki sympatyczne, przyjemne dla oka, lekkie i jednocześnie nie wiem jak to nazwać energetyczne powiedzmy, wygląda na to, że pokazują to co ich autor chciał pokazać. Natomiast jestem raczej fanem szaty graficznej do treści, aczkolwiek powiedzmy że od czasu do czasu mały skok w bok od tej zasady jest nawet wskazany, tyle że zastanawiam się czy inni czytelnicy również będą wyrozumiali dla kryminalnego komiksu wyglądającego jak kolorowanka dla 6-latków, osobiście mam wrażenie, że autorzy nie doceniają trochę konserwatyzmu czytelników opowieści obrazkowych.
  Rysunki są fajne zatem, ale to w jaki sposób autorzy przekazują za ich pomocą treść już nie bardzo. Kadry na stronach umieszczone są w różnej liczbie od zera do czterech na dodatek na różnych pozycjach, co zapewne ma kontrolować tempo czytania. Nie wiem ja nie lubię być aż tak sterowany, owszem manipulacje autora czytelnikiem to rzecz dosyć częsta a takie które trudno dojrzeć to dobra zabawa, ale tutaj to zbyt ordynarne było i na dobrą sprawę nie do końca jestem pewien co miało na celu. Ogólnie forma całości jest dla mnie szczerze mówiąc nie do zaakceptowania, komiks pozbawiony jest dialogów a jedynymi występującymi tekstami są te w ramkach, z których na oko 80% opisuje dokładnie to co przedstawione jest na obrazku na dodatek dosyć często są one w postaci zdań prostych i czytanie czegoś takiego, było dla mnie po prostu męczącym doświadczeniem. Owszem komiks jest w pewien specyficzny sposób interesujący i byłem w sumie zaciekawiony jak to się wszystko rozwiąże czy raczek zawiąże, ale przez ten monotonny stukot słów mniej więcej w połowie już tylko chciałem, żeby się skończył. Czy zakończenie się spodoba? A ciężko powiedzieć w sumie, podejrzewam że pewne powiązania pominąłem, tego typu historie są raczej wielorazowego użytku, ale ja nie mam najmniejszej ochoty czytać tego jeszcze raz. Owszem widzę, że autorzy włożyli w ten komiks naprawdę dużo pracy zwłaszcza koncepcyjnej, tylko nie mogłem podczas lektury opędzić się od myśli "właściwie po co?". Tytuł niewiele mówiący i niespecjalnie zachęcający, okładka tak samo. Ja nie wątpię, że znajdzie się kilkoro wielbicieli tego komiksu, ale ja do tej podejrzewam sporej mniejszości nie należę. Ocena 4/10.


  "Kajko i Kokosz - Szkoła Latania, Wielki Turniej, Na Wczasach" - Janusz Christa. Klasyka którą znają "prawie" wszyscy więc ciężko cokolwiek mądrego (mniej lub bardziej) tu napisać. Czyli skrótowo, dwaj wierni wojowie zabierają swojego kasztelana do wiedźmiej szkoły wydającej prawa latania, wybierają się znaleźć barana do konkursu walk baranów (dla pewnych osób w 2024 roku, może to być wstrząsające) ogłoszonego przez miejscowego księcia oraz wybierają się na zasłużone wczasy.
   "Szkoła Latania" została dołączona do kanonu lektur szkolnych i tak czytając po tylu latach, zastanawiam się dlaczego akurat ten tom, bo szczerze mówiąc jestem nim odrobinę rozczarowany. O wiele bardziej podobały mi się poprzednie części, które były sporo obszerniejsze i rozbudowane. W "Szkole..." tak naprawdę miałem wrażenie, że niespecjalnie wiele się działo, jakby Christa dopiero uczył się pisania komiksów mieszczących się w jednym albumie przypominającym mniej więcej obszernością produkcje francuskie/belgijskie, zwraca uwagę jednakże solidny plus tego komiksu w postaci raczej ponadprzeciętnej nawet jak na tę serię ilości nawiązań do historii/mitologii/baśni. Za to bardzo przypadł mi do gustu "Wielki Turniej" on już zdecydowanie jest umiejętniej napisany, zabawniejszy i po prostu ciekawszy. Na dodatek autorowi zawsze bardzo fajnie wychodziło rysowanie wszelkiego rodzaju zwierzątek więc w fabule opartej w dużej mierze na nich musiało to po prostu zadziałać. No i oczywiście nie zapominajmy o oficjalnym debiucie Ofermy, który jeszcze nie był tutaj Ofermą tylko zwykłą ofermą i odrobinę inaczej wygląda niż w późniejszych komiksach (co nie jest pierwszyzną w tej serii, Janusz Christa dosyć sporo postaci przeprojektował w miarę rozwoju serii). "Na wczasach" uznałbym za niemalże tak udany jak "Wielki Turniej", gdyby nie fakt że wydaje się on dosyć wtórny zarówno w kwestii gagów jak i wątków fabularnych przypominając raczej coś w stylu wydania the best off...Tym razem dosyć sporo nawiązań do współczesności (tamtejszej) no i na głównym planie słynne "bum tra la la chlapie fala...", ten tekst pamiętam całe życie. Powtórzę się zatem po raz kolejny, pisząc to samo co przy poprzednikach, zapomniałem już jaki ten komiks jest fajny, ale na szczęście sobie przypomniałem. Ocena 7+/10.


  "Tytus, Romek i A'Tomek księgi XXI-XXXI" - Papcio Chmiel. Zgodnie z oczekiwaniami wobec zaczynającego się powoli spadku formy serii w okolicach tomu 20 dalszy jej upadek. Po kolei, stosunkowo nienajgorzej wypada tom 21 ten z mrówkami, przypominający nieco pod względem fabuły tom 15, chociaż z racji tego, że Papcio nigdy nie był specjalnie dobry w projektowaniu fantastycznych stworów obciążony koszmarnie wyglądającymi mrówkami, które występują w równie koszmarnych scenach rodem z horroru. Zeszyt nr. 21 Tytus gangsterem nie dość, że słaby fabularnie to na dodatek kończący się jakby w połowie i moralnie bardzo dwuznaczny (gdzie słynne bawiąc-uczy?). Jeszcze słabszy nr.22 Tytus i bzikotyki, nie dość że stanowiący fabularną powtórkę z rozrywki (marnej) z tomu poprzedniego to będący na dodatek przedstawicielem tej szkodliwej przynajmniej w moim mniemaniu dydaktyki, która więcej złego robi niż dobrego. Zdziebko lepszy niż poprzednicy Tytus w Nato, z plusikiem za występ Rambo, colonela Lechmana, który wyglądał toczka w toczkę jak zdebilały chorąży, który pastwił się nade mną podczas wypełniania moich obywatelskich powinności oraz wietnamskiej partyzantki (wcześniej handlarki ze Stadionu Dziesięciolecia) z peemem. Połączone luźno fabularnie dwa kolejny tomy bazujące na kompletnie poronionym pomyśle ożenienia Tytusa i kompletnie nijaki Tytus Graficiarzem. Tom 28 Tytus internautą, który bezapelacyjnie uznałbym za najgorszego Tytusa w dziejach, gdyby nie ostatni epizod, czyli taka bardzo staroszkolna kryminalna przygoda. Ostatnie trzy tomy to wymazanie żony Tytusa, która raczej nie zdobyła sympatii czytelników i nie do końca udana próba powrotu do klasycznych klimatów (aczkolwiek było już gorzej), całkiem przyzwoite tomy z piernikami i poszukiwaniem owoców chichotu ("origin" prof. T.Alenta!!!), niespecjalnie dobry z kibicami (prawie bez kibiców).
   No cóż jestem zakłopotany jakoś ciężko mi jechać po kochanym i nieżyjącym już Papciu, więc może zacznę od plusów. Rysunki ciągle potrafią być fajne (raczej główni bohaterowie, poboczne postacie to często istne koszmarki), chociaż ja zawsze byłem fanem tych z wczesnych książeczek, prostszych a jednocześnie pokazujących, że Henryk Jerzy Chmielewski był całkiem pomysłowym i naprawdę niezłym plastykiem. Jak zwykle fajnie wychodzą wierszyki, jak zwykle dobrze wychodzą fragmenty w których bohaterowie przenoszą się siłą wyobraźni w odległe czasy, kilka powiedzonek zabawnych i może nawet wartych zapamiętania. No i niestety to by było na tyle. Fatalny pomysł "udoroślenia" bohaterów, to co fajnie wyszło w Tytus Dziennikarzem mogącego się tłumaczyć, że chłopcy ucząc się mogą gdzieś tam dorabiać czy nabierać praktyk tak tutaj nie wiadomo z czego się utrzymują, bo najwyraźniej się niczym nie zajmują (może bezrobotni? takie czasy w końcu były). Kompletnie koszmarna żona Tytusa, Szympansia, chodząca makabreska z wyglądu i skupiająca w sobie chyba wszystkie negatywne cechy kojarzone powszechnie z kobietami za to nie posiadająca żadnego plusa (plusów lepiej, ten żart w Hanie Solo, może i niskich lotów ale był śmieszny). Na dodatek jest ona kompletnie nieśmieszna i w żaden sposób nie pasująca do grupy poszukiwaczy przygód, nie wspominając że cały czas się ciągają we czwórkę, przez co Rom i A'Tom faktycznie nieco kojarzą się jakimiś looserami-zboczkami. Kilka faktycznie śmiesznych gagów nie przesłania faktu, że większość dowcipów to suchary tyle, że ciężkie jak beton a ten końcowy już fragment serii pomimo oczywistego braku przekleństw wydaje się jakiś taki strasznie wulgarny, komiks niekoniecznie już skierowany do dzieci, chociaż nigdy nie brakowało w nim "dorosłych" tematów to dotychczas były one przekazywane w o wiele bardziej przyswajalnej formie. Bohaterowie piją, ćpają a sam Tytus zamiast urwisa, którego większość wygłupów spowodowana była raczej pewną nieświadomością przypomina częściej zwykłego luja (okradającego zwłoki w kostnicy, powaga), terroryści giną w eksplozji, japoński pilot-rozbitek, który całe życie przekoczował na bezludnej wyspie ratujący profesora T.Alenta na wieść o porażce Cesarstwa w IIWŚ umiera z rozpaczy (???) itd . Wspomnę jeszcze raz, nie oznacza to, że nie ma tutaj fajniejszych momentów czy w sumie całkiem przyzwoitych książeczek, natomiast mocno znaczący jest fakt, że te nieco lepsze fragmenty to czysty recykling wcześniejszych pomysłów, za to te gorsze potrafią być naprawdę prymitywne. Ocena zbiorcza 5/10. 

6
Komiksy polskie / Odp: Komiks Pan Samochodzik
« dnia: Wt, 01 Październik 2024, 16:36:15 »
  Wziąłem i kupiłem i kto lubi Pana Samochodzika niech również bierze, kupuje i nie czeka. Są osoby, które będą życzyć Siedmiorogowi, żeby spadł z rowerka.

7
Dział ogólny / Odp: Tłumaczenia komiksów vol. 2
« dnia: Nd, 29 Wrzesień 2024, 18:21:54 »
  To nie żaden mit, tylko treść wyssanego z palca artykułu nie pamiętam, albo z Gazety Wyborczej, albo Przeglądu, który ludzie przekazują sobie niczym mem. Wystarczy znaleźć książkę jakąkolwiek lub gazetę i można się samemu przekonać jaka to domniemana popularność feminatywów panowała w okresie międzywojennym.   No ewentualnie obejrzeć jedną z najpopularniejszych w tamtym czasie komedyjek muzycznych znaną zresztą dobrze do dzisiaj "Pani minister tańczy".

DÓŁ
Tak, tak chodziło mi o to, że to nie jest mit, tylko zwykła bzdura na dodatek z konkretnym źródłem pochodzenia.

8
Dział ogólny / Odp: Egmont 2024
« dnia: So, 28 Wrzesień 2024, 23:42:34 »
 No i zobacz w samym mateczniku takie historie. Albo kolejny przypadkowy błąd, albo jacyś wsteczniacy co jeszcze nie wgrali sobie aktualizacji, albo spisek dobrze wiemy kogo zatacza coraz szersze kręgi.

 "...był to jednak zamęt grubymi nićmi szyty i wiemy, lep jakiej propagandy kryje się za tymi nićmi..."

9
Dział ogólny / Odp: Egmont 2024
« dnia: So, 28 Wrzesień 2024, 21:21:47 »
  Nie, nie, nie, nie tak nie można. Identyfikacja wzrokowa w 2024 jest passe. Nie patrz jak wygląda, spójrz w jej/jego/onego wnętrze. Łam kody kulturowe, odrzuć społeczne aksjomaty. Módlmy się wszyscy o to, żeby wojna nie nawiedziła tego miejsca, dzisiaj jest to podwójnie ważne bo to będzie masakra.

10
Dział ogólny / Odp: Egmont 2024
« dnia: So, 28 Wrzesień 2024, 20:31:20 »
 No rewelacja. A później ludziska się pytają, ale dlaczego UW w rankingu znajduje się za Uniwersytetem Wysp Kokosowych?

11
Dział ogólny / Odp: Egmont 2024
« dnia: So, 28 Wrzesień 2024, 20:13:57 »
No niesamowite, ktoś w internecie napisał coś z błędem. A gdyby pracownik Gildii odpowiedzialny za uzupełnianie bazy danych napisał sobie "Mużyn", to też byłby argument za poprawnością takiej formy?

  No, ale widzę, że zakładasz że to przypadkowy błąd. A jeżeli to z premedytacją napisał któryś z Nich?

https://etykajezyka.pl/jak-mowic-i-pisac-o-osobach-pochodzacych-z-afryki/

HAHAHAHAHAHAHA to takie oczywiste, wcale nie mówimy. Nie ma wódki? No to trudno.

12
Dział ogólny / Odp: Egmont 2024
« dnia: So, 28 Wrzesień 2024, 19:50:06 »
  No i masz ci los. Murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść.

13
Dział ogólny / Odp: Egmont 2024
« dnia: So, 28 Wrzesień 2024, 19:45:34 »
  Fiu, fiu jestem pod wrażeniem, pierwszy jarzący. Wiesz jaki jest problem Twoich kolegów? Są bardzo nietolerancyjni. Tak bardzo, że nie chcą lub nie są w stanie zrozumieć prostego tekstu. A może zresztą nie potrafią czytać po prostu?

14
Dział ogólny / Odp: Egmont 2024
« dnia: So, 28 Wrzesień 2024, 19:26:21 »
Z tego co mi wiadomo "nie" z przymiotnikami zawsze pisało się tak samo.

  Masz rację oczywiście, moja wina zawsze miałem z tym problem i z przecinkami. No, ale żaden ze mnie naukowiec w końcu, zwykły biały murzyn.


To teraz przyjrzyj się okładce.
 
  A teraz przyjrzyj się tytułowi nad oceną.

15
Dział ogólny / Odp: Egmont 2024
« dnia: So, 28 Wrzesień 2024, 19:03:46 »
 Ej, ej tylko bez takich. Nie może być White, tylko musi być white, nie czytałeś definicji ze słownika PWN? To są rozumiesz, takie kwestie rasowe, tyczące się koloru skóry. Bo ja w sumie dalej tego nie rozumiem, mam chyba kiwać tylko głową.

Strony: [1] 2 3 ... 223