Jaki macie top komiksów Taurusa?
No troche tego dobrego było.
300, niedokończone Za królową i ojczyznę i Zbir, Zamieć, WE3 (wejście mieli naprawdę mocne), Torpedo, Srebrny Księżyc nad Providence (klimatyczna rzecz ze znakomitymi rysunkami Herenguela), Kraken, Valerian, Katanga, no może ramotkowy Luc Orient. Lazarusa mam po angielsku.
Więszkość frankofońskich serii odpuszczałem po jednym tomie (West, Undertaker, Orbital, Ekho, Orły Rzymu, Urban, Wartownicy, Borgia <Jodo w trybie przeginka>), w paru wypadkach dwóch-trzech (Long John Silver, Zabójca, Silas Corey).
Z amerykańskich próbowałem ale nie wciągnęły Żywe trupy, Black Science, Locke&Key (chociaż tu z ciekawości kupiłem compendium i doczytam), Straceńcy.
Z bardziej alternatywnych pozycji to przeczytałem i nie żałuję, ale też bez żalu wystawiałem na sprzedaż 'Ostatnią kapele świata', 'Kobieta mojego życia...', 'Niczego nie dotykać' (świetny graficznie średniak), 'Pogrzeby Łucji'. Hector Umbra nie podszedł zupełnie.
Z Jasonem było u mnie hit and miss, chyba Gang Hemingwaya wszedł najlepiej, chociaż fanem autora nie zostałem. 'Do ostatniego' ładny graficznie, ale fabularnie to tam trochę mało mięsa jak dla mnie. Po 'Silasa Coreya' sięgnąłem po lekturze 'Pewnego razu we Francji', zgrabny akcyjniak, ale jak na Nury'ego bez szału. 'Caravaggio' Manary miał niezły pierwszy tom, drugi to juz tylko ładne rysunki, fabularnie to wikipediowy przegląd najważniejszych wydarzeń z życia. 'D'Artagnan' był przyjemną lekturą, Juncker bardzo swobodnie operuje komiksowym językiem, trochę w manierze Blaina czy Trondheima.
Najsłabszy przeczytany od Byczka - Okko.