1
Zakupy / Odp: Sklepy komiksowe poza granicami kraju
« dnia: Dzisiaj o 13:17:43 »
@starcek sprawił, że tegoroczna wycieczka do Berlina otwierała mój sezon podróżniczy. Pierwszy dzień wiosny, piękny weekend, 15 stopni, warunki idealne. Szkoda, że do teraz się nie utrzymała taka pogoda. Po przybyciu szybko wylądowałem na części miasta, którą określam jako rozdroża Kreutzberga. Dominującą tam ulicą jest Bergmann Strasse, bo jest tam hala targowa, lecz kawałek dalej, przy budynku określanym jako „ratusz” (każda dzielnica taki ma), również jest ciekawie i obrodziło tam w knajpki. W tym rejonie swoją budę otworzył Mustafa, który zyskał niesamowity kult. 40 minut stałem w kolejce by kupić tam kebaba i warto było. I tak byłem o dobrej godzinie, bo w późniejszych porach kolejki są jeszcze dłuższe.
Najedzony ruszyłem zwiedzać znajdujące się obok cmentarze (takie mam hobby), a w Berlinie jest ich pełno i są wspaniałe, mimo częstych śladów po narkomanach. Za cmentarzem znajdował się klub Pandora, który chciałem również zobaczyć, bo znajduje się w... kościele, ale otwarty jest on tylko w weekendy. Obok cmentarza znajduje się za to interesujący ludzi na forum punkt podróży, czyli sklep komiksowy. Pięknie pomalowana ściana wpisuje się w berlińską alternatywę.


Sklepik nie jest jakiś wielki, dwa pomieszczenia, ale gęsto wypełnione towarem. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to, że jestem w raju dla boomerów. Zobaczcie sami na zdjęciach. @studio_lain zrobiło swoje i musiałem kupić sobie przypinkę ze Spawnem. Dech zapierały mi również piękne plakaty. Po ten z Magdaleną kiedyś wrócę, np. na polską premierę komiksu. Ten drugi też może wezmę, ale na pewno nie powieszę w mieszkaniu, bo jednak czasem wpada do mnie mama/dozorczyni/sąsiadka/koleżanka itp. osoby, więc ciężko byłoby się z tego wytłumaczyć. Komiksów Image/Top Cow także nie brakowało, Niemcy widać także je lubią. Starszy pan prowadzący sklepik tak średnio mówi po angielsku, ale można się było dogadać. Płatność oczywiście gotówką.








Później ruszyłem do kolejnego komiksowego punktu, znajdującego się kilka ulic dalej, po drodze mijając różne inne niezależne sklepiki, które chciałem odwiedzić. I tak dotarłem do oddziału Grober Unfug. Mają oni duży sklep w głębszym Mitte. Ten tutaj to raczej mały oddział. Co zwróciło moją uwagę to znajome już kubeczki z Asterixem. I to bardzo duży wybór. Ceny też dobre, niecałe 10 euro. To taniej niż w muzeum (16 euro). I to w tym sklepiku polecam się zaopatrywać. Sklep przyjazny boomerom jak widać, ale odwiedzają go także młode, fajne Niemki, szukające zapewne nowych mang. Przy Bergmann Strasse jest mój ulubiony cmentarzyk, tam ruszyłem spędzić resztę dnia i nawet znalazłem za nim polską kawiarnię, gdzie wśród niemieckich hipsterów delektujących się polskimi piwami wypiłem pyszną latte.






Na drugi dzień dotarłem do Muzeum Komunikacji. Nie raz mijałem to muzeum bokiem i pewnie nigdy bym do niego nie wszedł gdyby nie wystawa poświęcona Albertowi Udezo. Starcek już napisał o niej wystarczająco, więc nie będę się powtarzać. Muzeum bardzo ładne, na głównym dziedzińcu jeździły roboty, a z góry patrzyły na nas monumentalne anioły. Co zwróciło moją uwagę, na planszach z okładkami brak polskiej wersji komiku. A podobno Polacy kochają Asterixa i są ważnym rynkiem dla Francuzów.



Jakiś pan, nerdziuch plus/minus w moim wieku, oprowadzał wycieczkę bardzo zdrowych, niemieckich nastolatek i z pasją opowiadał o komiksowych eksponatach. Sam udawałem, że jestem zaciekawiony tym co mówi, choć nic nie rozumiałem... Kubeczki w muzeum, które polecał Starcek są droższe niż te z sklepie komiksowym, więc wiadomo gdzie polecam zrobić zakupy.




Nieopodal na Friedrich Strasse znajduje się znany sklep Figuya, jak sama nazwa mówi japońskie figurki, raj dla mangozjebów. A dalej jest również znana wielka na kilka pięter księgarnia Dussmann. Komiksy i książki po angielsku są na piętrze pierwszym. O dalszych podróżach po cmentarzach nie będę już się rozpisywać...
Najedzony ruszyłem zwiedzać znajdujące się obok cmentarze (takie mam hobby), a w Berlinie jest ich pełno i są wspaniałe, mimo częstych śladów po narkomanach. Za cmentarzem znajdował się klub Pandora, który chciałem również zobaczyć, bo znajduje się w... kościele, ale otwarty jest on tylko w weekendy. Obok cmentarza znajduje się za to interesujący ludzi na forum punkt podróży, czyli sklep komiksowy. Pięknie pomalowana ściana wpisuje się w berlińską alternatywę.


Sklepik nie jest jakiś wielki, dwa pomieszczenia, ale gęsto wypełnione towarem. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to, że jestem w raju dla boomerów. Zobaczcie sami na zdjęciach. @studio_lain zrobiło swoje i musiałem kupić sobie przypinkę ze Spawnem. Dech zapierały mi również piękne plakaty. Po ten z Magdaleną kiedyś wrócę, np. na polską premierę komiksu. Ten drugi też może wezmę, ale na pewno nie powieszę w mieszkaniu, bo jednak czasem wpada do mnie mama/dozorczyni/sąsiadka/koleżanka itp. osoby, więc ciężko byłoby się z tego wytłumaczyć. Komiksów Image/Top Cow także nie brakowało, Niemcy widać także je lubią. Starszy pan prowadzący sklepik tak średnio mówi po angielsku, ale można się było dogadać. Płatność oczywiście gotówką.








Później ruszyłem do kolejnego komiksowego punktu, znajdującego się kilka ulic dalej, po drodze mijając różne inne niezależne sklepiki, które chciałem odwiedzić. I tak dotarłem do oddziału Grober Unfug. Mają oni duży sklep w głębszym Mitte. Ten tutaj to raczej mały oddział. Co zwróciło moją uwagę to znajome już kubeczki z Asterixem. I to bardzo duży wybór. Ceny też dobre, niecałe 10 euro. To taniej niż w muzeum (16 euro). I to w tym sklepiku polecam się zaopatrywać. Sklep przyjazny boomerom jak widać, ale odwiedzają go także młode, fajne Niemki, szukające zapewne nowych mang. Przy Bergmann Strasse jest mój ulubiony cmentarzyk, tam ruszyłem spędzić resztę dnia i nawet znalazłem za nim polską kawiarnię, gdzie wśród niemieckich hipsterów delektujących się polskimi piwami wypiłem pyszną latte.






Na drugi dzień dotarłem do Muzeum Komunikacji. Nie raz mijałem to muzeum bokiem i pewnie nigdy bym do niego nie wszedł gdyby nie wystawa poświęcona Albertowi Udezo. Starcek już napisał o niej wystarczająco, więc nie będę się powtarzać. Muzeum bardzo ładne, na głównym dziedzińcu jeździły roboty, a z góry patrzyły na nas monumentalne anioły. Co zwróciło moją uwagę, na planszach z okładkami brak polskiej wersji komiku. A podobno Polacy kochają Asterixa i są ważnym rynkiem dla Francuzów.



Jakiś pan, nerdziuch plus/minus w moim wieku, oprowadzał wycieczkę bardzo zdrowych, niemieckich nastolatek i z pasją opowiadał o komiksowych eksponatach. Sam udawałem, że jestem zaciekawiony tym co mówi, choć nic nie rozumiałem... Kubeczki w muzeum, które polecał Starcek są droższe niż te z sklepie komiksowym, więc wiadomo gdzie polecam zrobić zakupy.




Nieopodal na Friedrich Strasse znajduje się znany sklep Figuya, jak sama nazwa mówi japońskie figurki, raj dla mangozjebów. A dalej jest również znana wielka na kilka pięter księgarnia Dussmann. Komiksy i książki po angielsku są na piętrze pierwszym. O dalszych podróżach po cmentarzach nie będę już się rozpisywać...