7
« dnia: Pn, 04 Marzec 2024, 13:02:52 »
Co mnie denerwuje w komiksach wydawanych w Polsce
- hardcover love story. Karton w komiksie nie ma uzasadnienia innego niż wrażenie kupującego, że nabywa coś premium i zapłaci więcej. Taurus to mówił, że jak dodasz do komiksu karton za 1 zł w cenie druku, to sprzedaż go za 15 zł więcej. To działa na noobów, spoko, ale że fandom to łyka... Łatwiej zniszczyć, ciężkie i trudno się przchowuje
- przerywanie serii - Taurus, Mucha, Egmont
- panoramy z okładkach
- posłowia, przedsłowia, dodatki w polskich wersjach, zwłaszcza Śmiałkowskiego, ale też innych szefów, którzy ani warsztatu nie mają ani wiedzy
Co mnie denerwuje w polskich komiksach:
- kompleks wyższości - tak, już tłumaczę, bo to diagnoza zaczerpnięta z filozofii Adlera. Podobnie jak w hip hopie ludzie którzy nie mają warsztatu do śpiewu robią z tego plus, tak w polski komiksie ludzie bez podstawowych umiejętności opowiadania obrazem, czy jego wykonania, nie próbują się go nauczyć, tylko tkwią z uporem przy swoim braku, nazywając to stylem. I nie chodzi o Świdzińskiego, sławionego w Polsce, a totalnie niezrozumiałego poza Polską, tylko o całą resztę Krztoń, Odya, Herzyk itp. Nie chodzi o to, że mi się och rysunki nie podobają, tylko o to, że brak warsztatu jest ograniczający dla sztuki. Nie można przypadkowo wciskać klawiszy na fortepianie i mówić, że to jazz. Tak samo u wspomnianego Świdzińskiego - chciałbym mieć pewność, że jego minimalizm wynika ze świadomej decyzji doboru środku artystycznego, a nie z tego, że inaczej nie potrafi. Przecież on rysuje od dekady albo i dłużej, mógłby zaprezentować coś znacznie bardziej przejrzystego. Albo Krztoń. Kupiliśmy jej pierwszy komiks, bo był świeży i odkrywczy, a wybaczyliśmy formę. tym samym od debiutu warsztat Ani nie zmienił się ani o jotę. To tyle? Rozumiem, że kiedy dochodzi się do poziomu Darwyna Cooka, to się nie zmienia stylu, ale c'mon nie można osiągnąć szczytu swoich możliwości w wieku 25 lat, czy iluś tam. Gdzie rozwój?
- treści w polskim komiksie są równie amatorskie. Nawet w tych wychwalanych. Weźmy tutaj Zasadę Trójek. Nieźle kreatywny pomysł na komiks, który niszczy brak fabuły. Dlaczego polscy twórcy nie szkolą się w dziedzinie scenariusza? To takie proste, zapisać się na dobry kurs, 12 tygodni i rozumiesz wszystko. A polscy twórcy albo "eksperymentują wbrew utartym schematom" albo "oddają się swobodnej kreacji". To samo, co z jazzem. Pokaż, że to nie przypadkowe, tylko rzeczywiście pisząc 20 komiksów w schemacie, wreszcie to przełamujesz i tworzysz nieszablonowe dzieło.
Co mnie denerwuje w amerykańskim komiksie:
- brak umiaru. Za dużo jazdy na jednym pomyśle. Jak ludzie polubią jakąś serię, bohatera, sposób rysowania, to nagle otrzymują tego do pożygu. Np. mroczny Batman. Pokochaliśmy to jasne. Dlatego miesięcznie dostaniecie 11 mrocznych Batmanów - Batman Grave, Batman Black, Batman White, Batman Who Laughs, Batman Dino, Batman Madafaka. Stop! Jak wszystko jest mroczne, to nic nie jest mroczne.
- dominacja kilku wydawnictw, która nie pozwala na nowatorskie pomysły
- ograniczenia artystyczne nakładane na twórców najpopularniejszych serii. Już nigdy nie będzie Łowów Kravena, bo dzisiaj właściciel marki nigdy nie pozwoli, by głównemu bohaterowi coś się stało. Tak samo z Batmanem. A twórcy są, co widać po nowym Nightwingu, czy Hawkeye albo Visionie. Da się wydawać w DC i Marvelu dobre komiksy. Ale się nie sprzedają jak kolejne gówno o mrocznym Batmanie.