Bastion 1-6
„Bastion” Stephena Kinga przeczytałem w styczniu tego roku. Lektura tej monumentalnej powieści zajęła mi kilkadziesiąt godzin, ale było warto — książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Kiedy dowiedziałem się, że wydawnictwo Albatros planuje komiksową adaptację tego dzieła, nie wahałem się ani chwili i postanowiłem po nią sięgnąć.
„Bastion” to opowieść o świecie zdziesiątkowanym przez śmiercionośnego wirusa. Obserwujemy bohaterów, którzy próbują przetrwać w ogarniętym chaosem świecie, na własne oczy oglądając rozprzestrzenianie się epidemii, śmierć bliskich i upadek cywilizacji. Nieliczni ocaleni zaczynają gromadzić się wokół dwóch przeciwstawnych postaci: dobrodusznej Matki Abagail oraz demonicznego Randalla Flagga – symboli dobra i zła w nowym, postapokaliptycznym porządku.
Ponieważ wspomnienia z lektury powieści mam wciąż świeże, trudno mi traktować komiks jako samodzielne dzieło — oceniam go więc głównie jako adaptację. Roberto Aguirre-Sacasa (scenariusz) i Mike Perkins (rysunki) stanęli przed nie lada wyzwaniem: zamknąć ponad tysiąc stron tekstu w zaledwie trzydziestu zeszytach. Moim zdaniem poradzili sobie z tym całkiem dobrze, choć – ze względu na ogrom materiału źródłowego – musieli pominąć lub skrócić kilka wątków. Główni bohaterowie, tacy jak Stu, Frannie, Nick, Larry czy Harold, zostali przedstawieni w sposób przekonujący i szczegółowy. Nieco gorzej wypadają postacie drugoplanowe, np. Dayna Jurgens, której losy potraktowano zbyt skrótowo. Zabrakło mi też większego nacisku na relację Nicka z Tomem Cullenem (zwłaszcza wtedy, kiedy Nick objawiał mu się w formie wizji). Takie kompromisy są jednak nieuniknione w przypadku adaptacji. Aby w pełni oddać wszystkie wątki, komiks musiałby liczyć co najmniej czterdzieści, a może nawet pięćdziesiąt zeszytów.
Od strony graficznej „Bastion” prezentuje się znakomicie. Mike Perkins, którego prace znałem już z serii Kapitan America i Avengers, wykonuje tu fenomenalną robotę. Mrok i groza towarzyszą każdemu kadrowi, na którym pojawia się Randall Flagg, a wszechobecna śmierć, rozkład i chaos zostały oddane z niezwykłą dbałością o detal. Widać, że Perkins ma znakomity warsztat i doskonale rozumie klimat świata Kinga.
Podsumowując, komiksowy „Bastion” gorąco polecam. Dla osób, które nie mają czasu, by zmierzyć się z ponad tysiącstronicową powieścią Kinga, ta adaptacja będzie świetnym rozwiązaniem. Z kolei fani „Króla Horroru” z przyjemnością przypomną sobie najważniejsze momenty tej monumentalnej historii w nowej, wizualnie imponującej formie.
Też to skończyłem. Komiks dobrze oddaje to jaki Bastion jest. To nawet spoko książka ale żadne tam arcydzieło na miarę Pulitzera. Po nowy tekst z tego świata
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/5207561/koniec-swiata-jaki-znamy-bastion-stephena-kinga-nowe-historieraczej nie sięgnę, wystarczy mi jedynka i jej udana, komiksowa wersja. Autorzy niby chcieli wziąć się za Miasteczko Salem jak napisali na koniec ale coś nie wyszło. W sumie mogliby, książki Kinga doskonale nadają się na komiksy z tymi jego dość typowymi literacko u niego postaciami, którym usilnie chce nadać jakiejś głębi by uciekły od poletka popkultowych czytadeł. Nie uciekły, a książki Kinga bronią w zasadzie tylko jego pomysły na fabuły.
Przez co fajnie by wyszły komiksy na podstawie To, czy nawet tych jego kryminałów choć dobry King to tylko King piszący horrory.