Polubienia

Przejrzyj stronę ulubionych postów oraz otrzymanych polubień za posty użytkownika.


Polubione

Strony: [1]
Wiadomości Liczba polubień
Odp: sTab - początki kolekcji Dzisiaj coś nie kupionego, a znalezionego...  na śmietniku ;)
Serio, rano wyrzucając śmieci leżało to sobie na kontenerze na papier.










Pn, 06 Luty 2023, 20:30:32
1
Odp: 10/10 czyli komiksowa perfekcja Mam taką listę w głowie i sporo z tych komiksów nie było wydanych jeszcze w PL. Z jednej strony szkoda, z drugiej - wszystko przed nami

1. Chris Ware -  "Rusty Brown" - Jestem fanem, uważam, że Ware jest najlepszym autorem komisów, jakiego kiedykolwiek czytałem. Jest perfekcyjny w pokazywaniu uczuć i emocji, nie pokazując ich wprost. Jest genialny w operowaniu niedopowiedzeniami i konstruowaniu fabuł, w których wraz z lekturą odkrywasz coraz więcej szczegółów, zmieniających obraz postaci. Ware stoi po stronie przegrywów, to są śmiertelnie dołujące historie, które w jakiś sposób się przenikają, mają wspólne punkty i razem tworzą większe uniwersum. Nie żyjemy w próżni, czasem jedna sytuacja, jeden gest przypadkowej osoby, która również ma swoją historię, oddziałuje na nasze życie. "Rusty Brown" to zbiór, który powstawał latami i mimo, że grubas, jest zaledwie pierwszą częścią całości. Mniej tu zabawy formą niż w innych (równie genialnych) komiksach autora, ale opowieść tylko na tym zyskuje. Trzy historie z depresją, wykluczeniem, rozczarowaniem, buntem, rezygnacją i rasizmem w tle. Tego bombardowania emocjami nie można przegapić.

2. Chris Ware - "Jimmy Corrigan" - Uwielbiam styl, w jakim stworzony jest "Jimmy". Minimalizm, przywodzący na myśl instrukcję obsługi dla pasażerów samolotu. Zupełnie niecodzienny jest sposób przedstawienia wydarzeń, liczy się każdy szczegół, chrząknięcie, spojrzenie na biust siostry, drobny ruch przerywający krępującą ciszę. Do tego bardzo oryginalne kadrowanie, często odwołujące właśnie do instrukcji, schematów czy diagramów. Ware jest mistrzem komiksowego designu, całość jest kapitalnie zaprojektowana. Wreszcie sama historia, a właściwie dwie historie, które się w jakiś sposób splatają. Poruszanie się na granicy rzeczywistości i wyobrażeń powstałych w głowie bohatera stwarza autorowi spore pole do popisu. Rzecz dołująca, depresjogenna, więc teoretycznie powinna mnie na tych kilkuset stronach wymęczyć nieziemsko, a jednak za każdym podejściem fascynuje. Zgłębiałem to ponad dwa miesiące, świadomie dawkowałem i uprzedzam, że nie jest to lektura łatwa, ale czytanie go szybko byłoby zbrodnią, podobnie jak zbrodnią byłoby niewracanie do niego

3. Chris Ware - "Building Stories" - Emocjonalny terror. Rozpisana na kilkanaście zeszytów, kartek, albumów i książeczek opowieść o alienacji, cierpieniu, niezrozumieniu czy depresji. Ware jest geniuszem komiksu, wielkim architektem, mistrzem formy, o którym można pisać opasłe naukowe tomy, a jednocześnie kapitalnym narratorem, który z pozornie nudnych historii wyciska wszystko, co się da. Tego nie sposób czytać szybko, w biegu czy z telewizją w tle, zbyt wiele można stracić. Komiksy Chrisa Ware to pomnik stawiany ludziom zepchniętym do drugoplanowych ról, tym życiowym nieudacznikom, którymi się specjalnie nikt nie przejmuje i których nikt nie stara się zrozumieć. To rozpisane na kilkaset stron podręczniki empatii podane w rewolucyjnej formie. Zdecydowanie największy współczesny komiksowy autor.

4. Emil Ferris - "My Favorite Thing is Monsters" - Pozycja, która bardzo namieszała w moim komiksowym Top 5 wszech czasów. Niezwykła rzecz zarówno pod względem treści i formy. Opowieść o dziewczynce, która postanawia rozwikłać zagadkę tajemniczej śmierci kobiety, mieszkającej w tej samej kamienicy. Niby nic nadzwyczajnego, a jednak całość przefiltrowana przez wyobraźnię bohaterki, która postrzega siebie jako potwora, w konsekwencji czego widziany przez nią świat również zamieszkują różne monstra. Fabuła jest szkatułkowa (historia w historii) pełna niedopowiedzeń, tajemnicy i twistów. Postacie bardzo wyraziste, a jednocześnie pełne sprzeczności, czego najbardziej dobitnym przykładem jest brat Karen. Całość stylizowana na notatnik czy zeszyt, lecz ubarwiona przecudnymi grafikami tworzonymi głównie długopisem. Ferris olewa klasyczne kadrowanie, większość paneli to piękne rysunki na stronę lub dwie i towarzyszące jej drobne dodatki jak komentarze, miniatury, dialogi i bloki tekstu. Wrażenie robi budowanie świata lat 60. w tle i wyłaniające się niespiesznie fakty o problemach społecznych czy polityce. Rasizm, zamachy, mafia, elementy noir oraz sztuka przez duże „S”, bo autorka czasem wręcz przerysowuje dzieła sztuki, wychodząc z tego obronną ręką. Polecam poszukać też informacji o samej Emil Ferris, bo to bardzo ciekawy kontekst, również mogący mieć wpływ na interpretację. Wielka rzecz na wielu polach, a na dodatek to dopiero pierwsza z dwóch części.

5. Charles Burns - "Ostatnie spojrzenie" - Nieprzypadkowo w samym komiksie jak i licznych tekstach na jego temat, często pada nazwisko guru hippisów i beatników - Williama Burroughsa. „Ostatnie spojrzenie” to poszatkowana fabuła, która w nowych kontekstach zyskuje nowe znaczenia. Dzieją się tu rzeczy niesamowite, choć tak naprawdę, gdy dotarłem do ostatniej strony, historia wydała się domknięta. Burns nie tylko miesza porządki czasowe, ale nadaje również wydarzeniom bardzo różne formy. Raz jesteśmy świadkami historii związanej z Sarą – byłą dziewczyną Douga, by za chwilę śledzić relacje bohatera z ojcem i w końcu przeżywać niesamowite przygody w komiksowym świecie Tintina. Na to wszystko autor nałożył psychodeliczną warstwę, mnóstwo niesamowitości, niepokoju i horroru w klimacie „Black Holes”. Całość ma wyraźnie narkotyczny posmak, a na szczególną uwagę zasługuje chowanie się za maską i przybieranie wyglądu postaci przypominającej bohatera komiksów Hergego. Ta ucieczka przed światem, a także motywy określające relacje z ojcem czy błądzenie w snach nago, kierują czytelnika wprost do rozkmin z dziedziny psychoanalizy... Trudno w krótkiej notce zawrzeć wszystkie aspekty tak złożonego dzieła, bo to rzecz raczej na długie i elokwentne rozprawy. Kolejny klasyk Burnsa to prawdziwe wyzwanie i jeden z najlepszych komiksów, jakie czytałem do tej pory

6. Michael Deforge - "Ant Colony" - Kolonia mrówek jak sprawnie funkcjonujące społeczeństwo. Trochę śmieszne, trochę smutne, momentami przerażające, bo podlane mocno narkotyczną kreską DeForge. Szacun, że przy takim stopniu zakwaszenia autor daje radę opowiedzieć spójną historię. Sporo tu rozterek typowo ludzkich, a całość zbliża się do postapo. Dla mnie rzecz idealna

7. Brecht Evens - "Jest zabawa" - "Jest zabawa" to Brecht Evens w najpełniejszej, najbardziej intrygującej i najciekawszej odsłonie. Już "Pantera" była czymś niezwykłym, niejednoznacznym i szalenie niepokojącym, ale dopiero bogactwo najnowszego komiksu pokazuje jaki potencjał skrywa ta twórczość. Zaczyna się niewinnie, banalne rozmowy, stopniowe poznawanie bohaterów, luźne barowe gadki. Z czasem w kwestii dialogów wiele się nie zmieni, choć robi się coraz bardziej emocjonalnie, a w końcówce wręcz filozoficznie. "Jest zabawa" to z jednej strony afirmacja nocnego życia, zatłoczonych barów, klubów, wielkomiejskiej wrzawy i zabawy, a z drugiej świadectwo kryzysu. Żaden z bohaterów nie jest do końca sobą, każdy kogoś udaje i każdy jest na swój sposób żałosny. Plątając się między dążeniem do przyjemności, chęcią odcięcia się od przeszłości i szukaniem swojego miejsca w całym tym bałaganie, bohaterowie są całkowicie pogubieni. Pretensjonalna końcówka to celowa gra z czytelnikiem, wieńcząca groteskową i wielowymiarową całość. Komiksowi towarzyszy niezwykła oprawa graficzna. To co dzieje się w sferze wizualnej to prawdziwy majstersztyk. Wydaje się, że w operowaniu kolorami, tworzeniu niecodziennych perspektyw czy wielowątkowych kadrów Evens doszedł do perfekcji i trudno będzie to przeskoczyć nawet jemu samemu. Charakterystyczny styl przy jednoczesnej różnorodności tych grafik to niewątpliwie znak firmowy autora, a sam komiks to według mnie najlepsza rzecz wydana w Polsce w 2020.

8. Hugo Pratt - "Bajka wenecka" - Bajka wenecka" zawiera wszystko, co najlepsze w tej klasycznej serii. Jest kolejna nieprzeciętna przygoda, jest aura tajemnicy, atmosfera nostalgii za przeszłością i elementy oniryczne, dzięki którym nigdy nie wiesz, czy to czasem nie "sen wariata". Erudycja autora uwidacznia się w każdym kadrze, więc nie dziwi fakt, że Corto to ulubiona rozrywka wielu intelektualistów. Mistrzostwo świata.

9. David Mazzucchelli - "Asterios Polyp" - Arcydzieło komiksu. Nie używam zazwyczaj takich słów, ale to naprawdę wyjątkowa pozycja. Każdy kadr i każde słowo jest dokładnie przemyślane, wszystko się układa w jedną całość jak puzzle dopiero po skończeniu lektury. Każda, wypowiedziana choćby od niechcenia kwestia, może wrócić w innym kontekście w dalszej części. Koncept zaczyna się już na etapie okładki, za krótka i niepraktyczna obwoluta realizuje jedną z ulubionych sentencji Asteriosa "wszystko co nie jest praktyczne, jest tylko dekoracją".

Historia gościa, który jest znanym architektem, ale tylko w teorii, bo nikt nigdy nie zbudował niczego na podstawie jego projektów. Teoretyk w sensie naukowym, ale też (przede wszystkim) życiowym. Przemądrzały snob, który musi zweryfikować swoje życiowe prawdy po spotkaniu z innymi bohaterami, zarówno równie nieznośnymi przedstawicielami świata sztuki i nauki, jak i zwykłymi ludźmi, z którymi zetknął go los.

Opowieść na kilku płaszczyznach. Liczne retrospekcje ukazują akademickie życie, historię małżeństwa zakończoną rozwodem czy żródło teorii (zmarły brat bliźniak) na temat dwoistej natury wszystkich aspektów rzeczywistości. Do tego dochodzi moment przełomu w dniu piędziesiątych urodzin (nie zdradzę jaki) i jego konsekwencje dla dalszych poczynań bohatera.

Niejednoznaczna narracja (czasem nie wiesz czy mówi do ciebie Asterios czy jego zmarły brat) i równie niejdnoznaczna fabuła (ukazani razem w różnych sytuacjach, gdy następuje zamiana ról). Silne podkreślanie dualizmu postaci, która żyje życiem swoim i bliźniaka.

Całośc jest błyskotliwa równiez graficznie. Przyjemna kreska, charakterystyczna kolorystyka (podobno bardzo droga w druku, co sprawia, że wydanie wersji polskiej jest nieopłacalne), wiele nietypowych kadrów. Również życiowa filozofia bohera jest świetnie dokumentowana przez warstwę wizualną. Sposób, w jaki autor pokazuje różnicę między ludźmi, charakterami i spojrzeniem na świat, odbywa się już na poziomie kształtów dymków z tekstem, a kończy na zupełnie innym stylu, w jakim rysowane są postacie.

Nie da się opisać wszystkich aspektów "Asteriosa Polypa" w krótkiej notce, ale to są komiksowe szczyty i wypada się o tym po prostu przekonać samemu, do czego zachęcam, bo wielu takich powieści graficznych w życiu nie przeczytacie.

10. Seth - "Clyde Fans" - W posłowiu do tej prawie 500-stronicowej cegły Seth pisze, że jego życie można podzielić na dwa okresy - przed i po "Clyde Fans". Nie jest to jednak punkt zwrotny w karierze kanadyjskiego rysownika, a raczej rozciągnięty w czasie proces, bo całość powstawała przez prawie dwadzieścia lat. "Clyde Fans" to próba uchwycenia momentu umierania starego świata klasy średniej, świata przynależnego raczej rodzicom autora niż jemu samemu. Spora część tej powieści to wyraz sentymentu do rzeczywistości, która się rozpada, zamyka, pustoszeje i odchodzi w niepamięć. To również pełne podziwu spojrzenie na fach sprzedawcy, serce wkładane w prowadzenie biznesu i jego specyfikę. To w końcu piękno małych miasteczek, które nigdy już nie będą wyglądać tak samo...

Jednak powyższe to jedynie tło, a sednem jest historia dwóch braci - spadkobierców fabryki wentylatorów - i różnica w postrzeganiu przez nich świata. Przede wszystkim mamy typowego dla autora bohatera - dziwaka, nieprzystosowanego do świata i zafiksowanego na jakimś jego skrawku, który pasjonuje się abstrakcyjnymi pocztówkami przedstawiającymi zdjęcia z życia farmerów. Simon to w ogóle intrygująca postać - skrajny introwertyk, osoba nieprzystosowana do funkcjonowania w społeczeństwie, szukająca schronienia w domu, który jest dla niego jedynym realnym światem, podczas gdy wszystko zewnętrzne jest obce. Zachowanie wyrachowanego i stojącego twardo na ziemi Abe i jego specyficznego brata mają przyczyny w ich historii, jednak każdy z nich na przeżycia z dzieciństwa zareagował inaczej i inną przybrał wobec świata zbroję. Mnóstwo tu psychologizmów. Są odniesienia do matki - kwoki, symbolu bezpieczeństwa, która na starość nie przypomina siebie przez co dzieci tracą w jakimś sensie grunt pod nogami. Jest o ojcu, który porzucił rodzinę i w dorosłym życiu jest wypierany ze świadomości synów. Do tego błądzenie w snach i uciekanie w świat wyobraźni, pragnienie ucieczki od rzeczywistości i walka ze świadomością upływającego czasu. Sporo tu starych przedmiotów, budynków, rzeczy rozpadających się i popadających w ruinę, które stanowią jednak swego rodzaju azyl.

Za tym wszystkim idzie odpowiedni sposób obrazowania. Seth jest mistrzem komiksowego fachu i pod tym względem może stanąć w jednym szeregu z Chrisem Ware. Często prowadzi opowieść tak, jakby była rekonstrukcją zdarzeń lepioną z okruchów pamięci. Autor różnicuje techniki przedstawiania świata - bazuje na sekwencjach obrazów różniących się od siebie tylko szczegółem, buduje sceny od szczegółu do ogółu, tworzy całe strony z małych pozbawionych detali kadrów, oddaje symultaniczność myśli i czynów w obrębie jednej ilustracji. To wszystko składa się na tę szalenie bogatą w treści, choć przecież bardzo intymną historię, która w momencie wydania w jednym tomie, automatycznie uczyniła z "Clyde Fans" komiksową klasykę

11. Winshluss - "Pinokio" - Wiele możliwości interpretacji. W "dorosłej" wersji Pinokio nie jest drewnianą lalką, a cyborgiem. Tło jego przygód tworzą ludzie targani namiętnościami, żądni kasy, często okrutni. On sam (jako, że maszyna) uczuć nie okazuje i to pozwala mu tę straszną bajkę przetrwać. Można tu szukać odpowiedników literackich, nierozgarniętych czy naiwnych bohaterów-prostaczków rzuconych po prostu w wir pewnych zdarzeń (Myszkin z "Idioty" - Dostojewskiego czy bohater "Wystarczy być" - Kosińskiego). Mnóstwo nawiązań intertekstualnych i popkulturowych. Kapitalnie to wszystko (różnymi technikami) zilustrowano i świetnie poskładano z różnych wątków fabułę. Tę nieco ponurą w wymowie opowieść równoważą historyjki z życia Karalucha Jiminy'ego, który jest archetypem sfrustrowanego artysty-nieudacznika, rzuconego w tryby zwyklego życia. Jeśli chcesz zacząć przygodę z powieścią graficzną, "Pinokio" będzie najlepszą zachętą.

12. Dash Shaw - "Bottomless Belly Button" - Shaw wzbija się na komiksowe wyżyny, przedstawiając rodzinną obyczajówkę z wieloma smaczkami i porozmieszczanymi w wielu miejscach ciekawymi rozwiązaniami formalnymi, jednocześnie wciągając czytelnika w dynamiczną i pełną napięć fabułę. Jestem pod wrażeniem całej palety osobowości spotkanych w tej 700-stronicowej cegle. Od odpowiednika Barta Simpsona, z wszystkimi satyrycznymi konotacjami, jakie ta postać ze sobą niesie, przez archetyp zbuntowanej nastolatki również na granicy śmieszności, po samotną matkę, która od lat nie może "wyluzować" ciągle żyjąc przeszłością. Są starzy rodzice, którzy wychodzą z przypisanych - zdawało się, że na zawsze - ról, burząc tym porządek i dezorientując bohaterów, jak również gość z głową żaby, odpowiednik wyobcowanych i często nieporadnych postaci z komiksów Daniela Clowesa czy Chrisa Ware.

To nie jest opowieść o rodzinie Shawa, więc autor trzyma odpowiedni dystans do wykreowanych postaci. Całość cechuje słodko-gorzki posmak, teatralność i budowanie napięcia niemal filmową dynamiką (podążanie za kilku bohaterami równocześnie, prezentując na przemian kadry z różnych miesc i sytuacji). Sporo tu zabawy możliwościami formalnymi, jakie daje komiks oraz różnymi perspektywami, co wiąże się także z tym, że Shaw dużo miejsca poświęca kwestiom architektury.

Obraz współczesnej rodziny w "Bottomless Belly Butoon" to tragikomedia, gdzie między uczuciami, wynikającymi z przywiązania i wspólnych doświadczeń jest miejsce dla całkiem pokażnej górki dysfunkcji. Czytając miałem mocne skojarzenia z "Korektami" - Jonathana Franzena, a to chyba spora rekomendacja

13. Daniel Clowes - "Monica" - Wielopoziomowość „Moniki” może wywołać konsternację. Pierwsza lektura jest zaledwie zapowiedzią kolejnych. Intertekstualność dzieła Clowesa objawia się w zaczepkach w kierunku horrorów spod znaku „EC Comics”, opowiadań wojennych czy powieści gotyckich. Z kolei trop interpretacyjny każący szukać nawiązań do biografii autora, podąża w kierunku jego relacji z rodzicami. Całość można postrzegać jako próbę podsumowania pokolenia lat 60, które po zachłyśnięciu się wolnością, próbowało odnaleźć się w kompletnych chaosie, w jakim ostatecznie wylądowało. To paniczne szukanie oparcia w kolejnych związkach czy społecznościach o charakterze sekty, jest wynikiem szukania czegoś stałego w czasach ciągłej i nieograniczonej zmiany.

Bardzo podoba mi się kompozycja tego komiksu. Elementy, które tylko pozornie nie mają nic wspólnego z fabułą, z czasem trzeba poskładać w większą całość. Przyznam, że przy pierwszym podejściu byłem pewny, że mam do czynienia ze zbiorem opowiadań, dopiero po chwili zorientowałem się, że poruszam się ciągle w ramach tej samej historii. Tu nie ma przypadku -„Monica” wydaje się dziełem dopracowanym w każdym aspekcie (łącznie z kolorystyką papieru poszczególnych rozdziałów). Mam wrażenie, że dostaliśmy właśnie jeden z najważniejszych komiksów ostatnich lat

-----

Komiksów 9/10 byłoby naprawdę sporo


Wt, 05 Marzec 2024, 13:19:05
1
Odp: Komiksy o prehistorii To zapewne Zanim pojawił się człowiek z rysunkami Zdenka Buriana
https://allegrolokalnie.pl/oferta/zdenek-spinar-zanim-pojawil-sie-czlowiek

Pt, 15 Marzec 2024, 15:06:36
1