Polubienia

Przejrzyj stronę ulubionych postów oraz otrzymanych polubień za posty użytkownika.


Polubione

Strony: 1 ... 92 93 [94] 95
Wiadomości Liczba polubień
Odp: KBOOM
boom.
II Wojna Zwiastunów
NIC JUŻ NIGDY NIE BĘDZIE TAKIE SAMO...
Livewire doprowadzona do ostateczności przez rząd, któremu niegdyś służyła, podejmuje nieodwracalną decyzję... pozbawia USA energii elektrycznej. A wszystko dlatego, że chce ocalić wyjątkowe istoty zwane zwiastunami. Gdy cały kraj pogrąży się w ciemnościach, Bloodshot, Ninjak, X-O Manowar, Korpus HARD i wszyscy najpotężniejsi bohaterowie świata stoczą szokującą, brutalną i brzemienną w skutkach walkę, jakiej w uniwersum Valianta jeszcze nie widziano!
Matt Kindt, scenarzysta komiksowy, którego albumy znalazły się na liście bestsellerów New York Timesa  (X-O MANOWAR, DIVINITY, Mind MGMT) oraz Eric Heisserer, scenarzysta nominowany do nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej (Nowy początek), a także słynni artyści Tomás Giorello (X-O MANOWAR), Raúl Allén (SECRET WEAPONS), Patricia Martín (BLOODSHOT: ODRODZENIE) i Adam Pollina (X-Force) stworzyli to przełomowe wydarzenie, które na zawsze zmieni świat!
Album zawiera materiały opublikowane pierwotnie w zeszytach HARBINGER WARS 2: PRELUDE #1, HARBINGER WARS 2 #1–4 i HARBINGER WARS 2: AFTERMATH #1.
Scenariusz: Matt Kindt, Eric Heisserer
Rysunki: Tomás Giorello, Raúl Allén, Patricia Martín, Adam Pollina
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawnictwo KBOOM
Liczba stron: 176
Format: 170x260mm
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN 978-83-961829-2-0
Wydanie pierwsze
Cena okładkowa: 69,00 zł
Premiera: 3 grudnia 2021

Śr, 03 Listopad 2021, 18:46:19
1
Odp: Marvel Limited od Egmontu Ja też kupiłem. Te ramoty są 1000 razy bardziej kreatywne niż to co dzisiaj się tworzy. Przedwieczni byli o tyle fajni, że mogłem porównywać jak podchodzono do popularnych wtedy teorii Danikena. Kirby kontra Kasprzak oraz Polch z Górnym i Mostowiczem. Widać, że w zamiarze Kirby chciał zrobić coś ambitnego. Ten Strange też ma w sobie coś. Te wizje innych wymiarów - zawsze mnie to pociągało więc Strange to coś dla mnie. Z  tego samego powodu ciekawa była też Rękawica nieskończoności oraz Kryzysy w DC.
Cz, 04 Listopad 2021, 13:35:20
1
Wspomnień czar i inne sentymenta czyli ulubione okładki. Do założenie tego wątku skłoniło mnie powtarzające się co jakiś czas wrażenie, że w tym pokrewnym, poświęconym wariantom i owszem, trafiają się naprawdę fajne prace, ale rzadko która budzi jakiś żywszy odruch.
W efekcie odwiedzając go co jakiś czas łapałem się na myśli, że mam w pamięci takie okładki komiksów (może nie najpiękniejsze, może nie przełomowe) pod wpływem których pojawia się jakieś takie delikatne ściskanie w dołku.  8)
Macie takie okładki? Które może i nie są jakimś szczytowym osiągnięciem w dziedzinie rysunku, ale które dla Was osobiście są ważne, mają znaczenie, bo kiedyś dawno temu (albo i całkiem niedawno, kto to wie) zrobiły na Was takie wrażenie, którego nie da się zapomnieć? Czy to tylko wspomnienia z dzieciństwa tak potrafią?

Bo u mnie zaczęło się to (jak pewnie u paru innych osób tutaj) od Semica. A ściślej od "Spider-Man" 2/90 i "Punisher" 2/90.
I w efekcie pierwsze w kolejności chronologicznej jeśli chodzi o darzone przez mnie największym sentymentem okładki to akurat trzy Pajęczaki.



No bo niby to tylko trzy stare, podniszczone zeszyty. Ale Juggernaut to pierwszy "Amerykanin" w ręku. Hobgoblin to po zeszycie 3/90 chyba "ulubiony" wróg Pajęczaka. No i ten czarny kostium (gdy człowiek nie miał pojęcia w jak głupich okolicznościach został zdobyty)...

A później przyszedł rok 1992 i w (dokładnie pamiętam którym) kiosku zobaczyłem komiks, o którym sądziłem, że to jakaś wariacja nt Spider-Mana. Wtedy zresztą pierwszy raz w życiu pożyczyłem od szanownej Rodzicielki pieniądze na komiks.
Ten komiks.



Faktem jest, że wtedy jeszcze nie wsiąkłem w ten tytuł tak całkowicie. Dość napisać, że długo (w końcu wtedy to był dwumiesięcznik) nie mogłem się zebrać do zakupu poniższego. Nabyłem go (ponownie - nadal pamiętam gdzie i w jakich okolicznościach) w zasadzie rzutem na taśmę a był to ten zeszyt:



I od tego momentu, od łącznej lektury czterech części tej historii mutanci już mnie mieli.
W efekcie kolejną z ulubionych okładek jest (wiem, nudnawe to się robi):



Ale nr 1 na sam koniec.
Gdy zobaczyłem ją w kiosku to zwyczajnie stałem przed nim jak urzeczony z minutę albo i dwie, chłonąc ją wzrokiem i nie dowierzając, że za chwilę kupię i będę czytał "coś takiego".
Do dzisiaj gdy patrzę na tę konkretną wersję Storm to czuję, że to jest moja okładka nad okładkami i że żadna inna pewnie już nigdy jej nie przebije.
Absolutna faworytka w konkurencji pt. "trącanie nuty nostalgii":



Wiem. Dzisiaj to się uprawia podśmiechujki z Jima i lat 90-tych. Ale wtedy to było istne "łup w łeb".
I sentyment do końca życia.

To jak? Macie swoje niekoniecznie najlepsze, ale za to ulubione i budzące nostalgiczne wspomnienia okładki?

Nd, 07 Listopad 2021, 01:48:12
1
Odp: Wspomnień czar i inne sentymenta czyli ulubione okładki. Tak na szybko, "z głowy":

Mój mentalny, komiksowy obiekt kultu:




Prawdziwa groza  :D:



IMO, jeden z najfajniejszych Spiderów ever:



Mokry sen młodocianego miłośnika komiksów  ;):



Nd, 07 Listopad 2021, 12:12:04
1
Odp: Komiksy od „Krakersa"
A w ogóle może można wydać jakiś komiks erotyczny z domeny publicznej - jeżeli takowe są?

Nie widziałem takich. Jedynie romanse i ewentualnie ze skąpo ubranymi bohaterkami.

Chyba mam już ustaloną zawartość tomu 1:
- komiks sportowy o wyścigu samochodowym - 5 stron
- komiks superbohatersko-kryminalny - 12 stron (chyba brytyjski)
- komiksy historyczno-marynistyczne - 14 stron
- komiksy grozy (coś jak serial „Strefa mroku") - 20 stron
- komiksy awanturniczo-przygodowo-sensacyjne - 46 stron (w tym australijski na 24 strony z superbohaterem podobnym do Fantoma)
- klasyczne komiksy science-fiction - 81 stron (w tym dwa dłuższe - 27 i 31 stron)
Łącznie 15 komiksów na 178 stronach + strona tytułowa i ze stopką = 180 stron.

Nd, 07 Listopad 2021, 15:05:33
1
Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi Październik 2021

Kapitan Brytania (Hachette, SBM t. 45). Po świetnym komiksie Moore’a wydanym w ramach WKKM przyszedł czas na początek dobrze ocenianego runu Cornella w ramach serii „Kapitan Brytania i MI13”. Wcześniej przeczytałem oczywiście starsze historie z Kapitanem (debiut oraz wspólny występ ze Spider Manem), które tak na marginesie zostały już wcześniej przedrukowane w kolekcji WKKM. Niewiele można powiedzieć o tych wiekowych już pozycjach, a jeśli przyjmiemy fakt, iż są to totalne ramotki to ich infantylność razi po oczach na pewno z mniejszą intensywnością. Ja osobiście lubię te wszystkie starocie, a historie typu „Nigdy więcej Spider Mana”, „Nadejście Galaktusa”, ‘Życie i śmierć Kapitana Marvela”, „Wojna Kree ze Skrullami”, „Druga geneza” i wiele innych ramotek serwowanych w ramach WKKM, należą do moich ulubionych komiksów ze stajni Marvela. Niestety w przypadku Kapitana Brytanii coś zupełnie nie zazgrzytało, a infantylność i narracja pierwszych występów tego bohatera (zarówno na ziemi angielskiej, jak i amerykańskiej) wykracza poza przyjęty przeze mnie poziom  :(.
Następnie przyszła kolej na danie główne, jakim jest występ Kapitana u boku innych brytyjskich superbohaterów zebranych w rządową agencję MI13. Historia stanowi tie-in do eventu Tajna inwazja, czyli zwieńczenia przygód Avengers zaproponowanych przez uwielbianego przeze mnie Bendisa. Tak więc mamy tutaj inwazję Skrulli, tym razem w wydaniu brytyjskim. I tu pojawia się główny problem – brak znajomości superbohaterów z tej części globu. Osoby takie jak Peter Wisdom czy Spitfire stanowią dla mnie wielką niewiadomą, a ich obecność w drużynie w żaden sposób nie została uzasadniona. Tak więc, pomimo że są to początkowe zeszyty serii, to jednak znajomość wcześniejszych wydarzeń związanych z tą grupą jest co najmniej uzasadniona. Poza tym obecność Kapitana w tej historii jest niewielka (w jednym z zeszytów w ogóle nie występuje) i zastanawiam się czy nie lepiej byłoby wydać jakieś przygody Kapitana w grupie Excalibur. Owszem są pewne dobre momenty (jak zamiana stroju Kapitana) czy ciekawa ogólna koncepcja (próby zawładnięcia magią przez Skrulli), ale niestety cały komiks, wraz z ze starszymi historiami, jest bardzo przeciętny, a stawianie go na półce obok dzieła Moore’a i Davisa to delikatnie rzecz ujmując nieporozumienie.

Moja ocena: 4/10.

Czarny Rycerz (Hachette, SBM t. 41). Kolejny superbohater kojarzony z Wielką Brytanią (chociaż aktualny Czarny Rycerz, Dane Whitman, jest Amerykaninem) i kolejny komiksowy przeciętniak. Zeszyty archiwalne pokazujące debiut Dane’a Whitmana na łamach Avengers to bardzo przyjemna przygodówka, ale trzeba pamiętać, że ich lektura wymaga zaakceptowania sporej dawki infantylności, ścian tekstu (również takiego, który opisuje odczucia bohaterów i ich aktualne zachowanie) i ogólnej narracji charakterystycznej dla superbohaterskiego komiksu z lat 60’. Ja bardzo lubię taką koncepcję i lektura takich anachronizmów to dla mnie typowy guilty pleasure.
Znacznie bardziej wymęczyła mnie główna historia (choć już odrobinę mniej niż w przypadku Kapitana Brytanii), w której dostaliśmy kolejny zmasowany atak na Wielką Brytanię, tym razem w wykonaniu wampirów. W międzyczasie do agencji MI13 dołączył Blade, a poza tym dostaliśmy rozwiązanie tajemnicy okrywającej Spitfire, co było już zasygnalizowane w tomie z Kapitanem Brytanią. Niestety całość czyta się bez jakichkolwiek emocji, czuć ewidentny chaos w prowadzeniu fabuły, a identyfikacja z całą drużyną i poszczególnymi jej członkami jest znikoma. Ożywiłem się tylko na moment, kiedy wyszedł na jaw ogólny plan protagonistów (ciekawy twist fabularny), ale to zdecydowanie za mało aby w większym zakresie przykuć moją uwagę lekturą. I znowu jak w przypadku poprzedniego komiksu, tytułowego bohatera jest w tej opowieści jak na lekarstwo, co ponownie prowadzi do pytania czy właściwie dobrano komiks aby opowiedzieć historię Czarnego Rycerza?

Moja ocena: 5/10.

Pasażerowie Wiatru t. 2 (Egmont, Mistrzowie komiksu). Drugi cykl wspaniałej sagi stworzonej przez Bourgeona przyniósł odpowiedź na pytanie: co stało się z główną bohaterką po opuszczeniu jej przez wszystkich przyjaciół. Ponownie dostajemy wspaniale skonstruowaną i przemyślaną opowieść na tle historycznych wydarzeń. Tym razem narracja prowadzona jest dwutorowo: na przełomie XVIII i XIX oraz w trakcie amerykańskiej wojny secesyjnej, co tak naprawdę napędza fabułę i nie pozwala na chwilę wytchnienia. Bourgeon prezentuje nam dwie silne kobiece bohaterki, którym kibicujemy od początki do końca. Sugestywnie ukazany krajobraz luizjańskich bagien i rozlewisk stanowił dla mnie ciekawe uzupełnienie „Sagi o Potworze z Bagien”, która w większości rozgrywa się na tych samych terenach, choć w zupełnie odrębnych czasach.

Moja ocena: 8/10.

300 (Egmont, Mistrzowie komiksu). Nie było to oczywiście moje pierwsze zetknięcie z jednym z najbardziej znanych dzieł Franka Millera, niemniej jednak za każdym razem lektura tego komiksu wywołuje we mnie ciarki i dreszczyk emocji. Uwielbiam ten męski świat jaki stworzył Miller, świat, którym dowodzi charyzmatyczny król, gdzie przyjaźń, nawet jeśli jest podszyta cieniem szyderstwa, jest jednym z najważniejszych ideałów, a poświęcenie za ojczyznę i przede wszystkim walka to jedyne wartości, dla których warto umrzeć. Uwielbiam patrzeć jak z każdym kolejnym natarciem perska armia jest upokarzana przez garstkę Spartan i ich sojuszników, jak frustracja Kserksesa sięga zenitu i jak tryumfuje król Leonidas. Narracja zastosowana przez Millera, choć niezmiernie patetyczna, idealnie współgra ze snutą opowieścią i podkreśla symboliczne znaczenie bitwy pod Termopilami. Co do rysunków to dla mnie najlepsza graficzna praca Millera w całym jego dorobku.

Moja ocena: 8/10.

Xerxes: Upadek rodu Dariusza, świt ery Aleksandra (Egmont, Mistrzowie komiksu). Osoby, które spodziewają się kolejnej epickiej przygody na miarę „300” na pewno będą zawiedzeni, tak samo jak i ja zawiodłem się pierwszy raz czytając kolejne dzieło Millera. Teraz, kiedy czytałem ten komiks po raz wtóry zacząłem bardziej doceniać jego wartość i nawet zastosowany chaos fabularny nie razi mych oczu, a wręcz wydaje się jedynie pozorny. Wprawdzie poziom scenariusza spada w miarę czytania, a rysunki są dalekie od tego co pokazał Miller w pierwowzorze, niemniej jednak to nadal kawał dobrego czytadła i nader udana interpretacja ciekawych wydarzeń ze starożytnego świata.

Moja ocena: 6/10.

Batman. Powrót Mrocznego Rycerza (Egmont, Mistrzowie komiksu). Kolejne (arcy)dzieło legendarnego twórcy komiksowego i kolejny bardzo mile spędzony wieczór. To już moje trzecie podejście do jednego z najbardziej znanych komiksów, chociaż ja tej genialności jakoś za bardzo nie dostrzegam. Owszem, jest to sprawnie napisana historia podstarzałego bohatera, która na ówczesne czasy z pewnością wykazywała się oryginalnym podejściem do kwestii superhero. Na szczęście w aktualnych czasach komiksowi twórcy coraz częściej starają podkreślać psychologię superbohaterów i opisywać ich osobiste przeżycia, a nie stawiać wyłączne na akcję, nieustanne mordobicie i wymyślanie kolejnych łotrów w coraz bardziej krzykliwych strojach. Niemniej jednak DKR był jednym z tych pierwszych komiksów w segmencie superhero, który pokazał, że bohaterowie mają duszę i swoje własne problemy, a czas ich nie oszczędza.

Moja ocena: 8/10.

Powrót Mrocznego Rycerza – Ostatnia krucjata (Egmont, Mistrzowie komiksu). Napiszę krótko: Miller w tym komiksie jednak za bardzo popłynął. Fajnie, że wprowadza do wykreowanego przez siebie świata kolejnych znanych herosów (kciuk w górę dla stroju Flasha  :)) i stara się iść z duchem czasu, niemniej jednak cała intryga jest szyta zbyt grubymi nićmi. Ta świadomość zaburza niestety pozytywny odbiór fabuły, a uproszczone rysunki (te zdeformowane twarze i sylwetki  ::)) tylko uwypuklają braki scenariuszowe. Wprawdzie nie jest to komiks definitywnie zły, ale, podobnie jak w przypadku Xserksesa, wyraźnie odstaje od pierwowzoru.

Moja ocena: 6/10.

Saga o Potworze z Bagien, t. 3 (Egmont, Verigo). Na koniec prawdziwa bomba tak pod względem scenariusza, jak i rysunków. Już wcześniej zachwycałem się dwoma poprzednimi tomami Sagi, a kolejna odsłona przygód sympatycznego Bagniaka tylko potwierdza jak genialnym twórcą jest Alan Moore. Widać to wyraźnie przy lekturze jedynego zeszytu w tym zbiorze pisanego przez Ricka Veitcha – ewidentnie odstaje on jakościowo od zeszytów tworzonych przez Moore’a i choć narracyjnie wpisuje się całość przygód Bagniaka, to jednak czuć znużenie jego lekturą i zastosowaną nadmierną patetycznością. Pozostałe zeszyty to już prawdziwa orgia niesamowitych pomysłów Czarownika z Northampton: od prób zastraszenia Gotham City, poprzez niebanalne kosmiczne przygody aż do zemsty na swoich oprawcach i połączenia z ukochaną. Czytając każdy zeszyt i oglądając poszczególne kadry mamy nieodparte wrażenie, że obcujemy z prawdziwym arcydziełem.

Moja ocena: 9/10.


P.S. @Skandalisto, coś Ty takiego nabroił, że Cię wyciszyli?  :o

Pn, 08 Listopad 2021, 10:41:24
1
Odp: Thorgal Strażniczki kluczy nie będzie?  ::)
Pn, 08 Listopad 2021, 16:49:02
1
Odp: Wspomnień czar i inne sentymenta czyli ulubione okładki. @death_bird - temat rzeka, ale fajnie, że jest, bo można powspominać.

Nie będzie po kolei. Zacznę od tego, że okładka jest bardzo ważna. A te są wyjątkowe, wiele razy oglądane. Na niektóre z nich wolałem patrzeć przycinając sobie logo, napisy i inne niepotrzebne.













I tak to u mnie wygląda, a jeszcze parę rzeczy by się znalazło. Ech.

Pn, 08 Listopad 2021, 20:20:42
1
Odp: Wspomnień czar i inne sentymenta czyli ulubione okładki. Bardzo fajny temat. Z przyjemnoscia dorzucam swoje okladeczki z tamtych lat.
 
Moglbym wkleic tu wszystkie okladki Punishera i Spider-Mana z lat 90/91, bo praktycznie kazda mi o czyms przypomina. To niesamowite, ale pamietam nieraz takie szczegoly jak w ktorym kiosku dany komiks kupilem, w jakich okolicznosciach, co za kase z komunii! 8), jaka byla pogoda, itp.

Ponizej to te najwazniejsze, moje creme de la creme.














Wt, 09 Listopad 2021, 00:08:28
1
Odp: Diuna (2020)
No shit, Sherlock :>

To czego strzępisz klawiaturę jak prawie każdy kto czytał książkę pisze że mu się film podobał, a ty że się wynudziłeś bo nikt nie wytłumaczył ci jak krowie na rowie różnych szczegółów fabuły. Zmarnowany potencjał ? - żeby o tym rozsądzać to trzeba przeczytać materiał źródłowy a nie posiłkować się jakimiś fragmentami które ktoś gdzieś napisał. Ja bym z chęcią przeczytał jak można było nakręcić ten film/napisać scenariusz tak żeby efekt końcowy był jeszcze lepszy, a jednocześnie żeby część pierwsza nie trwała min 4h, no ale znowu żeby to zrobić to trzeba przeczytać książkę.

Śr, 10 Listopad 2021, 17:01:50
1