Polubienia

Przejrzyj stronę ulubionych postów oraz otrzymanych polubień za posty użytkownika.


Polubione

Strony: 1 ... 34 35 [36]
Wiadomości Liczba polubień
Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi Zdecydowałem się na podsumowanie tutaj dwóch miesięcy łącznie ze względu na to, iż raczej co miesiąc dokonuję zakupów tematycznych a grudzień i styczeń upłynęły pod znakiem średniowiecza. Jakie komiksy najlepiej oddają klimat i realia tej epoki? Na czym skupiają się poszczególni twórcy?

Na początek - co przez ten czas przeczytałem i uwzględniłem w tym zestawieniu: Wieże Bois-Maury (tomy 2-10), Bois-Maury t. 2 - Rodrigo, Ira Dei. Złoto Khaidów, Vasco. Księga I, Towarzysze zmierzchu, Mieszko. Dziedzictwo. W tym czasie przeczytałem też Slaine. Skarby Brytanii i Rogaty Bóg oraz zacząłem Armie zdobywcy, ale to wszystko raczej fantasy odnosząca się starożytności, więc ich tutaj nie uwzględnię. Nie uwzględniam też Thorgala, gdyż miesiąc z nim miałem w sierpniu. Natomiast Thorgal mimo wszystko zasługuje chyba i tak na krótką uwagę - najlepszy album oddający klimat średniowiecza to Łucznicy.

Best of the best: Towarzysze zmierzchu. To trzy historie zachowujące niby ciągłość, ale w pewnym momencie przeżywające zwrot koncepcyjno-jakościowy. Dwie pierwsze są krótkie i to raczej fantasy ze średniowieczem w głębokim tle. Natomiast trzecia to opowieść bardzo długa, rozbudowana fabularnie, gęsta, wielowątkowa, spychająca motyw fantastyczny do głębokiej defensywy. Zagęszczają się nie tylko wątki, ale i rysunek - staje się bardziej szczegółowy, artysta wnika w przeróżne detale. Akcja co prawda wciąż jest osadzona w fikcyjnym miejscu, ale realia średniowiecza oddawane są z dużą pieczołowitością. Wnętrze zamku, klasztor, domy i miejskie ulice, wyposażenie i stroje podziwiamy tak jak mogłyby istnieć naprawdę, zbudowane są według wszelkiej naszej najlepszej wiedzy na ten temat. Główna oś fabuły to intryga pałacowa, w której ważną rolę, choć nieodgadnioną niemal do ostatnich stron ma odgrywać pewien błędny rycerz. Jego towarzysze to blondynka w opałach i samolubny cwaniaczek. Tworząc wspólnie grupę typowych dla średniowiecza tzw. "ludzi gościńca" pozwalają poznać nam nie tylko zamkowe zakamarki, ale i problemy trapiące pospólstwo - bezdomność, głód, zabobony. Burgeon lubi ponadto wplatać akcenty erotyczne. Nie jest to jednak komiks dla każdego. Lektura wymaga ciągłego skupienia (ja sam przeczytam go jeszcze raz, żeby lepiej wszystko ogarnąć) i nie każdego mogą interesować detale epoki, które Burgeon postanowił nam zaprezentować. Usatysfakcjonowany powinien być czytelnik "Imienia róży" Umberto Eco, gdzie podobnie autor często marginalizuje wątek detektywistyczny, by zająć się szczegółami dysput filozoficzno-teologicznych epoki, erudycyjnym tropieniem herezji i łowieniem wynalazków, które wtedy powstały.

O włos od podium: Wieże Bois-Maury. 10 tomów znów o pewnym błędnym rycerzu, który tym razem przemierza Europę i Bliski Wschód by odzyskać tytułowy zamek Bois-Maury. Każdy tom to inne miejsce akcji, inny naród lub grupa społeczna, z której dramatami się mierzymy. I to właśnie stanowi największą wartość serii - Hermann wnikliwie oddaje codzienne troski różnych warstw społeczeństwa średniowiecznego, przez co często każe głównemu bohaterowi ustąpić miejsca na głównym planie. Spotykamy więc nie tylko dumnego rycerza dbałego o swój honor i maniery, ale i rycerza cynicznego rabusia, złodziejaszka z ambicjami i tchórzliwych wieśniaków kurczowo trzymających się nadziei (niezapomniany staruszek z kurczakiem). Wszyscy oni co i rusz muszą skonfrontować swoje zasady i widzenie świata z zagrożeniem egzystencji bądź to przez głód, bądź przez agresorów. To taki szeroki pejzaż epoki. Opowiadana historia w każdym tomie zawsze meandruje i nie jest oczywista do samego końca. Rysunki nie są przesadnie szczegółowe, ale Hermann potrafi być świetnym rysownikiem i zrobić wrażenie niejednym kadrem. Niestety starsze albumy zachowały się chyba w gorszej jakości przez co tusz nie zawsze bywa wyraźny. Cała seria nie schodzi poniżej pewnego poziomu (nieco słabszy, choć wciąż dobry jest t. 6 Sigurd), ale szczególnie pierwsza połowa jest godna uwagi ze względu na sposób wykonania ogólnej koncepcji.

Pozotywne zaskoczenie: Mieszko. Dziedzictwo. Wyśmienity debiut polskiego twórcy na łamach komiksu historycznego. Zarazem akcja umieszczona w okresie szczególnie bliskim mojemu sercu - pogańskie czasy powstawania państwa polskiego. Szukałem różnych komiksów krążących wokół tej tematyki i to jest najlepsze, co do tej pory dostałem, zarazem to właśnie to, czego oczekiwałem. Stary władca Polan, Siemomysł, zostaje ranny w bitwie z Wieletami i zmuszony do przyśpieszenia decyzji o sukcesji, co do której nadzieje żywią jego dwaj synowie - Zdziebor i Mieszko. Tematykę tę łatwo spieprzyć - oświetlają ją ledwie zdawkowo wzmianki źródłowe, gdzie dodatkowo trzeba odnaleźć się w gąszczu najnowszych ich naukowych interpretacji i trudnej literaturze archeologicznej, by nie popaść nieświadomie z historii w fantastykę. Graphos wyszedł z tego znakomicie. Trzymając się dokładnie wiedzy historycznej uzupełnia liczne luki nowymi postaciami i wątkami wplatanymi w intrygującą fabułę nie naruszając przy tym naukowego fundamentu. Do tego dochodzi oprawa graficzna. Przemyślany malarski styl szczególnie pięknie prezentuje się w ujęciach przyrody. Czekam niecierpliwie na kolejne tomy.

Vasco, tom I. Ćwierć wieku po lekturze "Więźnia Szatana" wracam do postaci Vasca, tym razem w zbiorczym wydaniu Kurca. To dobry komiks, który posiada swoje mocne strony, ale nie każdego musi wciągnąć. Szczególnie cenne są ujęcia architektury, do której Chaillet ma zamiłowanie. Momentami to jakby ilustracja do podróży po zabytkach południa Europy - stajemy przed jakimś zamkiem lub murem i wyobrażamy sobie jak mógł wyglądać w średniowieczu i jakie sceny mogły się tam rozgrywać. I najlepiej rysownikowi wychodzą właśnie sceny statyczne, na planie pełnym, mogące zilustrować takie wyobrażenie. Bliskie ujęcia twarzy, czy sceny pojedynków często szwankują. Scenariusz ma nam przybliżać miejsca i postacie w oprawie przygodowej. Oprawa ta jest jednak nieco sztywna i momentami trąci myszką. Widać jak w tym początkowym okresie, zawartych tam trzech pierwszych przygód, autor z historii na historię się rozwija. Rysunek, nie do końca, ale jednak, stopniowo wytraca swoje wady. Zachowawcza i konserwatywna fabuła przypominająca komiksy z innej epoki a la Prince Valiant nieco nabiera pazura (w trzeciej historii mamy już nawet gołe cycki). Ciekaw jestem jak to dalej Chaillet pociągnął, aczkolwiek nie jakoś nadzwyczajnie.

Ira Dei. W tym zestawieniu pozycji wybitnych i co najmniej dobrych wreszcie komiks najwyżej średni. Rzecz dzieje się na Sycylii zajętej przez muzułmanów, a którą próbuje zdobyć cesarz bizantyjski włączając do walk wojowników z gwardii wareskiej. To właściwie tyle jeśli chodzi o realia historyczne. Dalej dominuje akcja, w której bohaterowie zachowują się jak postacie gry komputerowej. Mamy w tle walk zarysowaną jakąś intrygę, momentami nawet ciekawą, psutą jednak przez nieprzekonujące postacie a rozwiązania tajemnic będących motorem akcji, w założeniu chyba całkowicie nieprzewidywalnych, możemy się jednak w ogólnym kształcie domyślać. Rysunki przeciętne, dobrze oddające dynamikę, pozbawione jednak detali, pomysłowych ujęć czy historycznych smaczków. Na szczęście cykl pierwszy to tylko dwa tomy, ale i tak nie wiem czy dam szanse tomowi drugiemu.

Wt, 18 Luty 2020, 14:18:50
1
Odp: Amazon w Polsce
Bo z PP tak jest jak mówi przysłowie - jak coś jest od wszystkiego to jest do niczego ;)
Mnie interesuje obsługa przesyłek, a gdy stoję w kolejce to zauważam, że 80% klientów załatwia zupełnie inne tematy: wpłaty/wypłaty, opłacanie rachunków, kantor, ogarniają jakieś tony korespondencji firmowych z wypisywaniem fv itp, przekazy pieniężne czy choćby zakupy (czego to już nie można kupić w okienku na poczcie...).

Ale weź pod uwagę również to, że dzisiejsze społeczeństwo nie składa się wyłącznie z ogarniających wirtualną rzeczywistość młodego i średniego pokolenia. Są jeszcze miliony tych, którzy nie zrobią tego wszystkiego co wymieniłeś przez sieć i poczta jest właśnie po to żeby mogli to załatwić.
Poczta przyjęła taki a nie inny model biznesowy. Jednym to pasuje, innym nie.
Jak mam czas to nieraz postoję w kolejce (mała placówka to więcej niż pięć osób na raz w ogonku nie stoi) a jak mi się nie chce to wpadam następnego dnia. W każdym razie kolejka trafia się na ogół w określonych godzinach - zanim ludziska pójdą do pracy i jak z niej wracają. Inna sprawa, że paczkomaty byłyby krokiem naprzód, ale nikt chyba nie twierdzi, że PP działa fantastycznie. Po prostu nie wydaje się być najgorszą opcją. I jako instytucja jest raczej godna zaufania czego nie da się powiedzieć o wszystkim co funkcjonuje nad Wisłą.

Śr, 19 Luty 2020, 14:03:31
1
Odp: Filmy na postawie komiksów - standard Blu-ray (napisy i/lub lektor/dubbing). Jest taka sama sytuacja z Blu-ray jaka była z DVD i nie ma na to żadnej reguły. Opisami z tyłu okładki nie ma się co sugerować bo często podawana jest tam tylko wersja językowa oryginalna i ta dla kraju z którego wydanie pochodzi. Np na okładce Imienia Róży czy Robocopa z US podają tylko wersję angielską, francuska i hiszpańską, a na płycie jest jeszcze kilka innych w tym polska.
Pomocne są takie strony jak Blu-ray.com czy http://www.dvdcompare.net/

Filmy z polską wersją na blu sprowadzałem z USA (Imię Róży, Robocop), UK (Cobra, Tango & Cash, Tombstone), Włoch (Braveheart, Transformers), Niemiec (Cleopatra) czy Hiszpanii (Wonder Woman, Alien: Covenant).

Łatwiej sprawdzić czy polska wersja jest w innych krajach niż UK, można rozpoznać po obecności w polskim wydaniu odpowiednich ścieżek dźwiękowych. Z angielską w przypadku filmów anglojęzycznych to nie działa, bo ta wersja jako oryginalna  jest z reguły we wszystkich wydaniach. No i u nas oczywiście.

Przykładowo Wonder Woman - mam wydanie hiszpańskie z napisami i dubbingiem PL,  taka sama płyta z polską wersją jest także w Czechach, na Węgrzech, a nawet w Japonii.


Pt, 21 Luty 2020, 14:53:15
1
Odp: Conan Wróciłem do ominiętego tomu 15, gdzie jest Skarb Tranicosa i Conan Wyzwoliciel. Ksiązki jeszcze pamiętam. Roy Thomas robił naprawdę dobre adaptacje. A John Buscema wspaniale to rysował.

Spoiler: PokażUkryj

Pt, 21 Luty 2020, 21:55:14
1
DC - Dan DiDio out Dc wywaliło Dan DiDio.

https://www.bleedingcool.com/2020/02/21/scoop-dan-didio-no-longer-publisher-of-dc-comics/

Pt, 21 Luty 2020, 23:15:03
1
Odp: Egmont 2020 Może kogoś zainteresuje - zapowiedzi z nowego wydania "Westernu":


Pn, 24 Luty 2020, 20:59:43
1
Odp: The Batman Krytyka to teraz "hejt" ?
Wt, 25 Luty 2020, 19:35:17
1
Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi Najlepszy komiks przeczytany:
Pierwsze tomy Donżonu i Profesora Bella - nie mogę powiedzieć, że się nie spodziewałem, że to będzie aż tak dobre. Sfar i Trondheim to jednak klasa sama w sobie, ich wyczucie komiksowego medium i talent do tworzenia światów lekkich i bezpretensjonalnie wciągających czytającego, ale jednocześnie będących złożonymi w strukturze i dalekimi od trywialności jeśli chodzi o zawarty przekaz, sprawia, że kupuję ich komiksy w ciemno. Czytając P. Bella miałem wrażenie powrotu do słodkiego dzieciństwa i oglądania Scooby Doo, zmieszanego z Kotem rabina, Donżon zaś to rzecz z typu tych co siedzą w tobie od zawsze nawet jeśli jeszcze nie trafiłeś na tego fizyczny egzemplarz. Szkoda, że seria nie jest nieco szybciej wydawana, ale przy zaległościach liczonych setkami jakoś może to przeżyję.
Złodziej wszystkich czasów - kupiłem to lata temu w podobnym czasie co Koralinę N. Gaimana i w istocie komiks C. Barkera jest bardzo podobny do wspomnianego, to baśń o dzieciach z elementami horroru i fantastyki, podana w ciekawym i niewtórnym anturażu. Nie wymyślono tu oczywiście drugiego koła, ale biorąc pod uwagę, że Barkera u nas bardzo mało wydano dla jego fanów rzecz nie do przeoczenia (choć łańcuchów i rwanego mięsa się tu nie spodziewajcie).
Mister Miracle Kinga - zastanawiałem się jak wypadnie na tle świetnego Visiona i nie rozczarowałem się. Historia jest ciekawa, oparta na konkretnym pomyśle z odpowiednią równowagą akcji, charakterystyką postaci i świetnymi rysunkami. Właśnie takie historie czytane za młodu automatycznie przywiązywały mnie do ich bohatera na zawsze.

Bez zaskoczeń:
30 dni nocy Nilesa - po świetnym, lekko niedocenianym Detektywie Fellu i mocno rozczarowującym Abra Makabra byłem bardzo ciekaw tego komiksu z rysunkami Templesmitha, gdyż to one są tutaj główną osią napędową, generują mrok i uczucie martwoty świata, niezależnie czy akcja dzieje się w śnieżnej Alasce czy słonecznym Los Angeles. Mimo wszystko chciałoby się, żeby fabuła była nieco bardziej dającą okazję do przyzwyczajenia się do bohaterów i zgłębienia ich psychologii jak i poznanie historii miejsc akcji i mieszkających tam społeczności. Zamiast tego pędzi ona na złamanie karku i w efekcie mało czuć tutaj horroru, niepokoju czy suspensu, ale w komiksach rzadko zdarzyło mi się dostać pod tym względem pełny produkt  (jak np. Severed, Saga o potworze z bagien czy Wiedźmy).
Green Arrow Lemire'a - to przyzwoity akcyjniak z naprawdę świetnymi rysunkami i kadrowaniem, Queen jest tu osadzony faktycznie w klimatach Ironfistowych tj. klany, symbole, ścieżka samokształcenia itp. Miałem tylko wrażenie, że niestety nie pozwolono autorowi zaprezentować tego co potrafi, wzbogacić historię głębszą psychologią, jakimś faktycznym kontekstem, czymś co zakotwiczyłoby historię w świadomości czytelnika jako dzieło uniwersalne. Zamiast tego mamy bardzo dobre czytadło i podobnie jak w przypadku drugiego słynnego Zielonego chciałoby się więcej komiksów z tą postacią. 
Neonomicon A. Moore'a - jako fanowi Lovecrafta i Moore'a w zasadzie ten komiks nie mógł mi się nie podobać. Jest tutaj uchwycony ten ciężko uchwytny weirdowy klimat: historia skromnej jednostki przeczuwającej istnienie czegoś niepojętego i niewytłumaczalnego. Powiedziałbym, że szkoda, że Moore nie pisał książek w czasach Derletha, bo pewnie by zrobił to lepiej niż sam Lovecraft, ale szkoda by było świetnych rysunków, jest coś w tej kresce, jakiś pseudofotorealizm, który idealnie wkomponowuje się w świat Ameryki czasów Hoovera itp.   

Lekkie zaskoczenie na minus:
Planetary Ellisa - w zasadzie komiks mi się podobał, ale daleko mi było do spodziewanego zachwytu. Męczyła mnie ta gonitwa fabuły na złamanie karku, coraz bardziej brakowało dozy "twardości" SF, gdyż nawet jak na standardy popularnonaukowe odniesienia do fizyki zaczynały przypominać, zwłaszcza w drugim tomie, okrutny bełkot. Na plus na pewno zapadające w pamięć postaci, rysunki z dużym rozmachem i jednak mimo wszystko spójność koncepcyjna dzieła.
Klatki McKeana - tutaj również miałem duże oczekiwania a wg mnie to dzieło tylko poprawne. Rysunki i kolaże u tego pana to wiadomo, że najwyższa półka, ale podobnie jak w przypadku Stwórcy McClouda czegoś tutaj zabrakło. Niesprawiedliwie byłoby oceniać to dzieło jako pretensjonalne i stworzone tylko do pokazania możliwości warsztatowych, tak na pewno nie jest, po prostu brakuje tu tej iskierki magii, która oddziela rzeczy bardzo dobre od tych tylko dobrych.

Dziwna rzecz:
Księga Genesis R. Crumba - nie wiem do końca co o tym myśleć, sam Crumb jako ateista traktuje ten komiks jako próbę zobrazowania pewnych pierwotnych instynktów, które są racjonalizowane poprzez wiarę i dogmaty religii. Komiks nie jest kpiną z religii, chyba, że na jakimś nieuświadomionym, komórkowym poziomie.  Dziwnie się to czytało, tekst jest niezmodyfikowany, bardzo męczący zarówno jeśli chodzi o formę i treść i okraszony tymi dzikimi rysunkami ludzi. Patrząc przez kilka godzin na te wszystkie prymitywne, śliniące się twarze i zwierzęce sylwetki chyba można sie dobrze wczuć jak Crumb odbiera religię i chyba po to ten komiks powstał. 

Nd, 01 Marzec 2020, 14:14:36
1
Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi Z pewnym opóźnieniem, ale pozwolę sobie dorzucić kilka komentarzy do recenzji Skandalisty:

Pierwsza historia Scotta Alliego opowiada o spisku mającym na celu pozbawienie życia Palpatina uknutym w najwyższych kręgach Imperium, pomimo tego że mniej więcej w środkowej części autor traci chyba kontrolę nad scenariuszem i całość robi się nieco chaotyczna to po wzięciu rozszalałego długopisu w karby, komiks jest naprawdę niezły, rysunki Ryana Benjamina całkiem w porządku z gatunku tych co są "brzydkie na tyle żeby być fajne".

U mnie właśnie rysunki zdecydowały o złym odbiorze komiksu. Rozumiem, nie zawsze styl musi być w moim guście, ale te maziaje są chyba często nieanatomiczne... a w pewnym momencie zacząłem mylić ze sobą tych imperialnych spiskowców, bo niektórzy byli narysowani niemal identycznie (mówię o tych paru ostrzyżonych na jeża typkach bez żadnych znaków szczególnych typu cybernetyczne oczy czy metalowy kaftan).

Drugim komiksem jest Biggs Darklighter co do którego mam mieszane uczucia. (...)  z drugiej pociska takie bzdury jak to, że w momencie rozpoczynania się Star Wars Luke z Biggsem stali właśnie na wydmie,

To jest jedna z kilku scen nakręconych, ale usuniętych z pierwszej kinowej wersji "Nowej nadziei". Lucas wyrzucił ją, bo zakłócała płynność akcji. W opowieści z Biggsem jest jeszcze parę tych usuniętych scen, np. ta, gdzie uprzedza Luke'a, że będzie starał się zdezerterować. (tu w sekcji "New Hope" jest dokładniejszy opis) I nawet trudno się dziwić, że do nich sięgnęli, skoro w filmie samego Biggsa to nie za dużo ogólnie jest - każdy materiał na wagę złota :)

Tam jest w pewnym momencie scena, gdzie Biggs i jego kumple dezerterzy gadają sobie w TIE - problem jest taki, że widać ich twarze, a przecież pilot TIE musiał zawsze nosić hełm, bo te myśliwce nie miały systemów podtrzymywania życia. W późniejszych wydaniach dorzucono przypis, że to "licencja artystyczna" w celu lepszego ukazania emocji postaci :) Ale ogólnie bardzo lubię ten zręczny i sprawny story-arc - bardzo fajne rysunki i moim zdaniem jedna z lepszych fabuł w "Empire".

Kolejnym komiksem jest "Krótki szczęśliwy Żywot Roonsa Sewella" Paula Chadwicka i tu niestety wyszło słabo, pierwszy zeszyt zapowiada całkiem intrygującą historię, zaczyna się od wspomnień Jana Dodonny na pogrzebie tytułowego Roonsa, który okazał się najlepszym generałem Rebelii. Dostaniemy tutaj historię z młodości rzeczonego generała i dowiemy się czym Imperium go tak wkurzyło, że chwycił za broń. W drugim zeszycie zgodnie z oczekiwaniami powinniśmy przeczytać kolejny etap jego "biografii" czyli historię przyłączenia się do Sojuszu, ale seria dostała z nieznanych przyczyn wyraźnego cancela i dostaniemy garść jakichś niekonkretnych wyrywków z których w żaden sposób nie dowiemy się dlaczego Roons Sewell był taki legendarny oraz scenę jego dosyć idiotycznej śmierci. Szkoda potencjał był całkiem spory.

Mnie się wydaje, że głównym zadaniem tej historii było swego rodzaju "odbrązowienie" Rebelii i pokazanie, że nie składała się ona wyłącznie z harcerzyków, którzy zjednoczeni świętym celem walczyli zawsze wspólnie ramię w ramię i ani myśl o kłótni im w głowie nie postała :) Te tarcia między Sewellem a Dodonną, ta ich dynamika z wzajemnym szacunkiem, ale też i niechęcią, niedopasowaniem charakterologicznym, te sugestie w przekazach od Mon Mothmy, które wskazują, że władzom Rebelii nie do końca było po drodze z Roonsem, no i wreszcie ten niejednoznaczny portret Sewella, który wygłasza wzniosłe hasła o walce z tyranią (czy to nie kolejne teatralne kwestie?), ale jest napędzany co najmniej w takim samym stopniu przez żądzę zemsty - to moim zdaniem atuty tego komiksu (choć też za arcydzieło go nie uważam).

Kolejnym komiks to jest już nawet nie perełka ale jeden z brylantów tej kolekcji wzorowany na wojennych filmach (zwłaszcza tych o Wietnamie) "Do Ostatniego Żołnierza" Wellesa Heartleya. Pełnokrwista wojenna opowieść bez podziału na dobrych i złych o młodym imperialnym poruczniku Janeku Sunberze, o tym jak machina wojny i samej armii miele wszystkich (nie)równo, oraz o tym jak bardzo przerypane ma szara piechota. Jasne można narzekać na pewne uproszczenia, ale trzeba by być marudnym malkontentem zwłaszcza, biorąc pod uwagę, że oryginał również na uproszczeniach się opierał. Rewelacyjny komiks biorąc również pod uwagę grafikę Davide Fabbriego momentami nawiązującego stylistyką do plakatów propagandowych.

Tak, też uważam, że to genialna rzecz. Myślę, że to jeden z tych komiksów SW, który ma duże szanse spodobać się nawet osobom nieprzepadającym za tym uniwersum. Oderwana, samodzielna opowieść w sam raz dla fanów historii wojennych. Bardzo solidne rzemiosło - polecam wszystkim zainteresowanym.

Na plusik z pewnością też akcyjniak "Z dala od wszystkich" w którym dowiemy się, że Rebelianci to nie lepsi potrafią być niż Imperialni,

Nie wiem, czy zauważyłeś, ale główny bohater to epizodyczna postać z "Nowej nadziei" - to on w kantynie kieruje szukającego statku Bena Kenobiego do Chewbacki. Ten komiks kontynuuje historię BoSheka z opowiadania o nim zamieszczonego w książce "Opowieści z Kantyny Mos Eisley"

Po niej wpadnie w nasze ręce bardzo dobry i przewrotny w sposób nieco kojarzący się nieco z braćmi Coen "Wzorowy oficer" JJ Millera i Briana Chinga, którego głównym bohaterem po raz kolejny zostanie Vader. A dalej zapoznamy się ze "Złą Stroną Wojny" czyli kontynuację przygód porucznika Sunbera przygotowaną przez tych samych artystów. Sam komiks jest dobry, tyle że "Do ostatniego żołnierza" rewelacyjnie się broniło jako samodzielne dzieło, tutaj nie dość, że dostajemy sequel to jeszcze Janek okazuje się mieszkańcem Tatooine i "oczywiście" starym kumplem Luke'a. Bez jaj, w tej historii absolutnie nic nie zmieniłoby gdyby ta postać była całkowicie nowa, no ale skoro czytelnikom zapewno się spodobało wcześniej to trzeba krowę doić dopóki mleko daje.

"Wzorowego oficera" bardzo lubię od czasu publikacji w "Star Wars Komiks". Zgrabny one-shot i nastrojowe rysunki Chinga. Natomiast w kwestii Janka... No cóż. W "Nowej nadziei" jest fragment, w którym Luke wspomina o swoich dwóch kumplach, którzy odeszli z Tatooine do Akademii Imperialnej - Biggsie i właśnie jakimś "Tanku"/ "Czołgu". O tej postaci nie było potem żadnych wzmianek - aż do tych komiksów. Autorzy twierdzą, że Janek miał być "Czołgiem" od pierwszego występu - w "Do ostatniego żołnierza" wspomina mimochodem o tym, że pochodzi z zapadłej planety i ma przyjaciół pilotów.

Cały cykl zamkną porządne "Drobne Zwycięstwa" Jeremyego Barlowa których bohaterką jest Deena Shan wcześniej poznana rebeliancka mechanik zadurzona w Hanie Solo, obecnie przechodząca kryzys tożsamości, oraz głupiutki "Wektor" kontynuujący ten absurdalny pomysł zapoczątkowany jeszcze w Kotorze o sithijskim artefakcie przemieniającym ludzi w jakieś potwory.

"Drobne zwycięstwa" też mi się całkiem podobały. Niestety "Rebelia" została po tych komiksach zawieszona, żeby zrobić miejsce na inne tytuły (DH starał się wydawać naraz tylko kilka serii, żeby sobie nawzajem nie odbierały klientów), a potem dostała cancela i przez utratę praw na rzecz Marvela nie poznamy już kontynuacji. Na szczęście nie ma wrażenia, że historia została drastycznie urwana.

Co do potworów-rakguli - one w ogóle pochodzą z cenionej gry komputerowej "Knights of the Old Republic" z 2003, gdzie były takim ekwiwalentem zombie w świecie SW. Komiksowy prequel "KoTORa" wyjaśnił, skąd się wzięły, co miało nawet jaki-taki sens, bo pierwsi lordowie Sithów byli znani w uniwersum z eksperymentów z tworzeniem różnych kreatur przy pomocy Mocy.

Nie wiem, czy zacząłeś już czytać kolejne tomy kolekcji, ale jeśli nie, to radzę przejść do serii "X-Wing" (tomy 55-59) i dopiero potem iść od tomu 40 wzwyż. Ktoś coś poplątał w DeAgostini i nie wydali tego zgodnie z chronologią zdarzeń wewnątrz uniwersum.

Co do "Suicide Squadu" - nie czytałem, ale wiem, że znany Ci z komiksów SW Ostrander miał ładnych parę lat temu swój run w tym tytule i podobno był to właśnie komiks uderzający w poważniejsze tony.

Nd, 01 Marzec 2020, 20:10:40
1
Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi Luty
 
Gideon Falls t.2 – jest coraz lepiej. Tak się powinno robić komiksowe horrory.
 
Superbohaterowie Marvela: Akademia Avengers
– wydawać się mogło, że to jeszcze jedna (obok „Runeways” i „Young Avengers”), na dłuższą metę nieudana próba wkupienia się w łaski nastoletnich czytelników przy równoczesnym poszerzeniu grona młodocianych herosów Domu Pomysłów. Tymczasem rzecz okazała się zaskakująco sensownie prowadzoną realizacją. Aż żal, że nie ma szans na polskie edycje kolejnych zbiorów tej serii.
 
Superbohaterowie Marvela: Quasar
– nadspodziewanie udane przedsięwzięcie z wszelkimi, pozytywnymi stronami marvelowskich produkcji schyłku lat 80.XX w. Bezpretensjonalna rozrywka z protagonistą, który z miejsca da się lubić.
 
Nemezis – w ostatnich latach Mark Millar miewa wpadki i do przesady upraszcza swoje scenariusze (vide „Huck”). W tym jednak przypadku poszło mu zdecydowanie lepiej dzięki czemu otrzymaliśmy przemyślaną, energetyczną i sprawnie zakomponowaną fabułę.
 
Lonesome t.2 – Yves Swolfs w tradycyjnej dlań świetnej formie. Gęsta, dosycona fabularnie i jak zwykle skrupulatnie rozrysowana opowieść osadzona w realiach Dzikiego Zachodu. Tym razem jednak z domieszką motywów paranormalnych.
 
Liga Niezwykłych Dżentelmenów: Burza – pożegnanie Alana Moore’a z komiksowym medium wypadło jak niemal wszystkie jego realizacje: błyskotliwie, erudycyjnie i z domieszką rozbrajającego humoru. Wprost wyśmienita lektura.

Superbohaterowie Marvela: Thunderbolts
– w fabułach Kurta Busiaka tkwi trudna do pełnego zdefiniowania magia, która sprawia, że nawet pozornie sztampowe zagrywki mają moc uwieść czytelnika. Do tego bez silenia się na domniemaną wybitność, dekonstrukcje mitu i inne „takie tam”. Tak też sprawy mają się w przypadku drużyny Thnderbolts, który to koncept okazał się nadspodziewanie żywotny. Do tego fani dokonań Marka Bagleya zdecydowanie nie powinni odpuszczać tego tytułu.   
 
W Imieniu Polski Walczącej t.2
– jeszcze jeden przejaw niezmiennie od lat znakomitej formy twórczego duetu w osobach Sławomira Zajączkowskiego i Krzysztofa Wyrzykowskiego.
 
Descender t.5 – droga do wielkiego finału w autentycznie udanym stylu.
 
Hrabstwo Harrow t.7 – fabuła zwyżkuje; choćby z racji zdynamizowania dramaturgii w efekcie przełomowej dla serii konfrontacji. Stąd atmosfera przed przysłowiowym wielkim finałem została stosownie podsycona.
 
New X-Men t.1 – mocne uderzenie z początku XXI w. de facto nic nie straciło na swojej pierwotnej silę rażenia. Fabuła może nie ponadczasowa, ale najwyraźniej długowieczna.
 
Jeremiah t.20
– mistrz znowu to zrobił! I nie da się ukryć, że ta okoliczność bardzo cieszy. Krótko pisząc: komiksowa postapokaliptyka wszechczasów ma się dobrze.
 
Zakon – po przeszło połowie dekady od zaistnienia pomysłu przybliżenia dziejów Zakonu Krzyżackiego i dwóch pełnowymiarowych albumach duetowi Robert Zaręba/Zygmunt Similak udało się zaprezentować swoje pierwotne założenie. Efekt jest bardzo dobry, a co więcej na tym nie koniec. Kolejne epizody z dziejów teutońskich zakonników już się rysują.
 
The Wicked+ The Divine t.4
– konkluzja nieprzesadnie porywającego konfliktu w ramach równie pretensjonalnej i niecharyzmatycznej społeczności quasi-bożków. Jeśli kogoś przekonała warstwa plastyczna poprzednich tomów to być może czeka tę osobę odrobina czytelniczej satysfakcji. Jeśli nie to raczej lepiej zdecydować się na inną lekturę.
 
Era Conana: Bêlit – kompletne nieporozumienie. Omijać szerokim łukiem.

Nd, 01 Marzec 2020, 22:39:18
1