Polubienia

Przejrzyj stronę ulubionych postów oraz otrzymanych polubień za posty użytkownika.


Polubione

Strony: 1 2 [3] 4 5 ... 20
Wiadomości Liczba polubień
Odp: donT - kolekcja Bizowe zeszyty. Taki lansik przy okazji wiosenno - letnich porzadkow.





















 

Cz, 04 Czerwiec 2020, 12:55:52
1
Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi   Podsumowanie maja. W tym miesiącu całkiem sporo czytania, i znowuż głównie nadrabianie kolekcji. Tym niemniej udało mi się po WKKM zamknąć drugą kolekcję czyli Star Wars, czas chyba na dokończeniu WKKDC. UWAGA UWAGA mogą pojawić się SPOILERY!!!


1. Najlepszy:

  "Zabij albo Zgiń" - tomy 1-4 - Ed Brubaker, Sean Phillips. Cóż pewnie się narażę kilku osobom na forum, ale jakimś wielkim fanem Brubakera to ja nie jestem. Owszem trudno zaprzeczyć, że facet jest ponadprzeciętnym scenarzystą tak samo jak nie zaprzeczę że gra w komiksowej pierwszej lidze, natomiast w/g mnie do miejsc premiowanych udziałem w Lidze Mistrzów to mu sporo brakuje. Tak czy inaczej będąc za to fanem stylu  jakim operuje Phillips, zainteresowany treścią (tutaj ostrożnie, bo Fatale wydawało się że trafia w 10 w przypadku mojego gustu a kompletnie mi nie podeszło) no i nie oszukujmy się powiązaną z wydawcą Non Stop Comics zasadą Cena Czyni Cuda, zakupiłem całą zawartą w czterech tomach serię. Bohaterem i jednocześnie narratorem historii jest Dylan student będący na etapie zdobywania tytułu doktora, pogrążony w stanie permanentnej depresji na dodatek beznadziejnie zakochany w dziewczynie swojego współlokatora, który postanawia popełnić nie pierwszą zresztą w swoim życiu próbę samobójczą dokonując skoku z kamienicy w której cała trójka wspólnie mieszka. O dziwo skok nie wysyła go do kostnicy a jedynie do szpitala a Dylanowi ukazuje się demon, który składa mu ofertę nie do odrzucenia, bohater będzie utrzymywał się przy życiu dopóty, dopóki będzie zabijał jedną osobę miesięcznie. Protagonista, może i niezbyt w pełni zdrowia psychicznego ale jednocześnie jest na tyle zdrowy żeby zdawać sobie sprawę, że ta sytuacja jest tak dziwna że może być tylko omamem jego chorego mózgu. Halucynacje czy nie, Dylan postanawia jednak przystać na prawdziwą bądź nie propozycję, na cel swoich morderstw przyjmując bardziej akceptowalne moralnie środowisko przestępcze. Pod względem ilustracji, albumy wyglądają świetnie, realistycznie oddająca bohaterów a jednocześnie oszczędna bez zbędnych ozdobników kreska idealnie pasuje do kryminalnego charakteru całości, piękne kadry ukazujące miasto z oddali zwłaszcza te w czasie opadów śniegu oraz umiejętne operowanie światło-cieniem, to znak firmowy. Podejrzewam, że rysunki sporo by straciły ze swojego czaru gdyby nie praca kolorystki Liz Breitweiser, zimne, wyblakłe kolory mają za zadanie ukazanie zimnego, smutnego świata Dylana ożywianego jedynie czerwienią jego kominiarki, krwi mordowanych ludzi oraz rudością włosów wybranki jego serca Kiry. Owszem można powiedzieć o tym komiksie, że nie jest jakoś strasznie oryginalny i związaną z tym pewną przewidywalność. Można też zarzucić momentami tanie filozofowanie połączone z równie tanim moralizatorstwem. Na dodatek w moim mniemaniu komiks jest nieco zbyt długi (lub lekko niewłaściwie skonstruowany, chyba więcej miejsca można było poświęcić pani detektyw) i przy czytaniu trzeciego i czwartego tomu byłem już lekko zmęczony ramką z napisem "teraz was zaskoczę". Tym niemniej to nadal kawał naprawdę dobrej roboty. Brubakerowi udało się połączyć gatunki takie jak dramat psychologiczny, dreszczowiec połączony z horrorem (raczej urban fantasy), kryminał neo-noir, obyczajowy romans czy w końcu klasyczną sensację w zgrabną wciągającą historię. Wśród tych wszystkich fabularnych zmyłek i wybiegów które stosuje autor w celu podrzucania nam fałszywych tropów znajdzie się również miejsce na polemikę z mitem mściciela-superbohatera. Ocena końcowa miała być niższa, ale co tam to naprawdę dobry komiks jest. 8/10.


2. Zaskoczenie na plus:

  "Batman Biały Rycerz" - Sean Murphy. Zdaje się pierwszy u nas wydany w ramach DC Black Label czyli linii przeznaczonych dla nieco starszego czytelnika komiksów. Kolejna interpretacja związków łączących Batmana i Jokera wciśnięta w ramy elseworldu i to kolejna udana interpretacja. Punktem wyjściowym jest fakt, że Joker podczas kolejnej rozróby rozkręconej z Człowiekiem Nietoperzem "zażywa" leki psychotropowe, które leczą go z jego szaleństwa i przywracają na łono społeczeństwa jako normalnego porządnego obywatela. Joker teraz już pod nazwiskiem Jack Napier na byciu normalnym porządnym obywatelem pozostać nie zamierza i chce odpłacić za swoje poprzednie uczynki rozpoczynając polityczną karierę oraz oczyszczając miasto z korupcji, przestępstw i nędzy a przede wszystkim pozbywając się Batmana, którego szaleńcza krucjata nabiera coraz większego tempa. Dodawać nie trzeba, że Batman nie znany ze swojej przesadnej wiary w bliźniego jest przekonany, że twarz Napiera wystarczy lekko poskrobać palcem aby znaleźć pod spodem biały makijaż, więc ta dwójka musem się znajdzie na kursie kolizyjnym, a tymczasem z ciemności wypełznie na świat całkowicie nowo/stary wróg. Podczas lektury "Chrononautów" zakochałem się w rysunkach Murphy'ego i tutaj wcale moje uczucia się nie zmieniły, momentami można się zastanawiać czy ostra nieco przeważająca szalę na korzyść animacji bardziej niż korzyść realizmu kreska pasuje do koncepcji albumu ale rzadko mi to zgrzytało. Postacie wyglądają wyraziście, tła co bardzo lubię pełne szczegółów. Rewelacyjnie w batmanowy klimat wpasowuje się kolorysta Matt Hollingsworth, bure, ponure i wyprane kolory doskonale podkreślają atmosferę pogrążonego w degrengoladzie Gotham (aczkolwiek zastanawiam się czy nie można było tego w kilku momentach ożywić). Obydwaj panowie sięgają do najzupełniej klasycznej mitologii miasta wypełniając je budynkami w stylu art-deco bądź też takimi w duchu szkoły bauhausu co w połączeniu z wiecznie zadymionym lub zamglonym niebem oraz powybijanymi szybami oraz ogólnym ruderowatym stanem uboższych dzielnic sprawiło, że w końcu poczułem się jakbym się znalazł w prawdziwym Gotham. Z pewnością warto zwrócić uwagę na ogrom ogólno-batmanowych nawiązań, w jaskini stoją wszystkie modele batmobili jakie kiedykolwiek znalazły się na ekranach, lub będziemy mieli okazję zobaczyć steampunkowe lodowe działo rodem z Batman & Robin. Murphy niby nie starał się wymyślić koła na nowo nakreślając więzi łączące Batmana i Jokera, to dalej dwaj zafiksowani na swoim punkcie osobnicy nie potrafiący zaprzestać swojego śmiertelnego tańca przy którym depczą i tak już znękane miasto, ale potrafił dodać coś nowego i ciekawego od siebie (Joker zakochany w Batmanie, ma to pewien sens i urok). Tak naprawdę ten komiks stoi rewelacyjnie napisanymi postaciami. Mamy nareszcie świetnie napisanego Batmana (nie snyderowskiego nudziarza ani kingowskiej ofermy) i równie dobrze (chociaż kontrowersyjnie) pisanego Jokera,  doskonały występ Barbary (takoż Dicka i Gordona, czuć że oni Bruce'a się naprawdę obawiają!!!) czy fantastycznie poprowadzoną Harley Quinn (a właściwie dwie, w tym świecie funkcjonują dwie Harley). Do tego pełno smaczków dla fanów w stylu świetnie pomyślanej historii ostatniego spotkania Jokera i Jasona Todda. O ile pod względem kreacji postaci i świata ten komiks to mistrzostwo to pod względem samej fabuły momentami się przewraca. Sam fakt, że Joker może być przez jakiegokolwiek mieszkańca Gotham uznany za tego dobrego wydaje się mocno bezsensowny (oczywiście możemy tu uznać zasady rządzące elseworldami, w/g fabuły Jokerowi nigdy nie udowodniono morderstwa), komiks w drugiej części zmienia się w typowego akcyjniaka superhero, można się uczepić przekombinowanego i nazbyt komiksowego sposobu w jaki zostaje przejęta kontrola nad przestępcami w Gotham a zakończenie jak na mój gust jest trochę przesłodzone, ciężko będzie też ukryć fakt, że historia jest skierowana jednak do mocno obeznanych w uniwersum fanów. Natomiast w tym konkretnym przypadku warto na to wszystko przymknąć oko, zawiesić na chwilę nieco wyżej poziom niewiary i dać się ponieść lekturze. Ja osobiście dawno nie miałem takiej radochy z lektury komiksu o Batmanie. Nie jestem pewien czy ten album znajdzie się w ścisłym kanonie przygód Człowieka Nietoperza, ale jak na moje oko amatora jakieś szanse są, dla fanów batka ta pozycja "powinieneśpoznać". Pewnie w innym momencie byłbym bardziej surowy, ale biorąc pod uwagę, że sporo minusów da się wytłumaczyć tym, że to tylko wariacja na temat Batmana a także biorąc pod uwagę miałkość ostatnich regularnych serii wystawiam ocenę 7+/10.

   
  "Star Wars kolekcja - Boba Fett 1-3" autorzy różni. Trzy tomy w których zebrano przygody najsłynniejszego łowcy nagród w Galaktyce. Zbiór zaczyna się od "Wroga Imperium" Johna Wagnera, narysowanego w stylu znanego z "Kryształowej Szpady" Crisse, świetnej historii opowiadającej o pierwszym zadaniu jakie wykonał Boba dla Dartha Vadera. Znajdziemy tu sporo humoru, ale całość zdecydowanie ma przypomnieć czytelnikowi że obydwaj panowie to warte siebie ponure sukinsyny. Drugą połowę pierwszego tomu otwiera "Yaviński Artefakt" Mike'a Kennedy, przygodowa historyjka w której Fett tak naprawdę jest drugoplanowym bohaterem. Co się pierwsze rzuca w oczy to rewelacyjne rysunki Carlosa Meglii kojarzące się w warnerowskimi Animkami, średnio mi ten komiks przypadł do gustu, raczej przygodówka dla młodszego czytelnika. Tom drugi to dokończenie artefaktu i kilka krótszych opowiadanek z których każde pod względem fabularnym stoi na naprawdę dobrym poziomie a za rysunki odpowiadają takie nazwiska jak Carlos Ezquerra czy Cam Kennedy tak więc paluszki lizać. Trzeci tom prawie w całości poświęcono efektom współpracy Johna Wagnera i Cama Kennedy i pomimo wyglądu rodem z "Dark Empire" komiks a właściwie trylogia ma o wiele luźniejszy klimat (chociaż przemocy również nie brakuje) i dotyczy perypetii Boby wmieszanego w porachunki huttyjskiego gangstera, jego przyszłego teścia oraz piratów, do ocalenia będzie też "piękna" księżniczka. Ostatnią krótką historyjkę znowuż narysował Kennedy chociaż kto inny nakładał kolor więc wygląda mocno odmiennie a za scenariusz odpowiada John Ostrander i o ile sama w sobie jest całkiem niezły, to pomysł z obozami koncentracyjnymi Imperium uważam za nietrafiony. Podsumowując, trzy bardzo dobre tomy będące jednym z najmocniejszych punktów całej kolekcji. Na plus z pewnością to, że nie przemieniono Boby Fetta w jakiegoś małomównego twardziela ze złotym sercem w stylu Clinta Eastwooda. Owszem ma swój specyficzny kodeks, owszem zdarzają mu się z rzadka jakieś przypływy szlachetności i sprawia wrażenie faceta który potrafi odróżnić dobro od zła ale to cały czas bezlitosny morderca, raczej uodporniony na nagłe przypływy uczuć. No i oprócz dobrej lektury, jest też naprawdę na co popatrzeć. Ocena 7/10.


3. Najgorszy przeczytany:

   "Belit - Era Conana" - Tini Howard, Katarzyna Niemczyk. Katastrofa pod każdym względem. Scenariusz to jakiś nonsens, Belit jeszcze jako młoda dziewczyna okazuje się córką jakiegoś pirackiego admirała ze zdaje się Asgalunu przerobionego na Asgulin oraz z handlowego portu pod kontrolą teokracji na jakąś odmianę Tortugi. Ojczulo podobno jest potężnym pirackim królem, ale przychodzi kilku chłystków odebrać jakiś dług czy coś i bez problemu przykuwają go do skały, chyba po to żeby się utopił a wszyscy mają to wyraźnie w dupie. Ojciec nie chce żeby Belit go uwolniła bo to "dług honorowy, grzech przeszłości" (znowu chyba), ale żeby mu poderżnęła gardło to się zgadza. Belit później trafia na jego flagowy okręt gdzie chce dowodzić, ale niby nie tego nie robi a gdzie czytelnik dowie się, że odczuwa ona jakąś nadnaturalną potrzebę zabijania a także wyczuwania obecności morskich potworów, które podobno już nie istnieją. Po upolowaniu jednego z potworów cała załoga trafia do Kush gdzie na oczach czarnej królowej Belit mieczem zabija innego potwora i zostaje nadwornym łowcą morskich potworów. Akcja przeskakuje kilka lat do przodu, okazuje się że Belit przez ten czas wcale nie zabijała potworów (tu już się pogubiłem) tylko łupiła porty i okręty. Królowa w końcu się orientuje w tym procederze i wysyła za piratami pościg, ci trafiają do Stygii (w międzyczasie Belit morduje starego kapitana oraz wielką murzynkę robiącą za bosmana), gdzie w "Królowej Czarnego Wybrzeża" zakochuje się równie czarny kapłan Seta po czym rzuca na nią klątwę i traci głowę na koniec. Rysunki naszej rodaczki wypadają niestety równie słabo. Styl typowy dla marvelowskiego komiksu skierowanego dla młodocianych czytelniczek, tyle że nieciekawie wyglądający, słabe modele postaci wśród których brak jakiegokolwiek rozróżnienia etnicznego, problemy z perspektywą czy dziwaczne kolory dzięki czemu "Belit o alabastrowej skórze" wygląda jak Joker, jak wspomnę tutaj podobne pod względem formy rysunki Fiony Staples z czytanego w zeszłym miesiącu przeze mnie "Archiego", to niestety widać tu różnicę ze trzech klas na niekorzyść panny lub pani Katarzyny. Na dodatek poraża wręcz tutaj kompletna anachroniczność, "Tygrysica" to najzwyklejszy w świecie szkuner a w Czarnych Królestwach powszechnie są stosowane galeony, piraci chodzą w trójgraniastych kapeluszach i przeciwdeszczowych płaszczach rodem z Moby Dicka oraz używają kompasów oraz składanych lunet, można tak wymieniać i wymieniać. Zastanawiam się jaki był cel wydania tego komiksu przez Marvel, nie wiem może jakaś dywersyfikacja tej linii wydawniczej o ile w dużych Stanach jestem w stanie sobie wyobrazić że znajdą kilka tysięcy nastolatek przyszłych feministek do których tytuł tego typu mógłby trafić, to w naszym kraju krąg potencjalnych nabywców zadowolonych z zakupu musi być mikroskopijny. O takich rzeczach jak parytety w obsadach okrętów ze względu na płeć i kolor skóry (murzynki z różowymi włosami nawet nie skomentuję) nie powinienem już nawet wspominać. Wątłe, bezsensowne i banalne dziełko przygotowane przez dwie panie o zerowym pojęciu na temat howardiańskiego uniwersum oraz o wiedzy o piratach nabytej chyba podczas oglądania gołych pirackich klat w "Black Sails" (dobrym żeby nie było), na dodatek z bohaterką która nie posiada ani jednej pozytywnej cechy, której nie da się absolutnie polubić. Powinienem dać jedynkę, ale podejrzewam że mogło być jeszcze gorzej, unikać jak ognia, fani Conana nie mają tu absolutnie czego szukać. 2/10.


4. Zaskoczenie na minus:

  "WKKDC Punkt Krytyczny" - Geoff Johns, Andy Kubert. Jeden z tzw. Kryzysów DC, ustawiających uniwersum w nowym punkcie startowym. Barry Allen budzi się w czasie drzemki w pracy i okazuje się, że nie posiada mocy Flasha, ba nikt tutaj o żadnym Flashu nigdy nie słyszał tak samo jak zresztą o Supermanie i ogólnie o Lidze Sprawiedliwości, na dodatek zaraz po wyjściu z biura Barry natyka się na swoją zamordowaną matkę. Wyjaśnienie jest tylko jedno Flash po raz kolejny wylądował w alternatywnej linii czasowej i nie jest ta rzeczywistość sielanką. Pomiędzy królestwami Aquamana i Wonder Woman toczy się wojna, która pochłonęła niemalże całą Europę, a na ulicach Stanów z powodu braku bohaterów rządzą przemoc i nędza, nic więc dziwnego że nasz bohater zapragnie odzyskać swoje moce oraz naprawić rzeczywistość w tej właśnie kolejności, czyli nic czego ktoś oglądający tv serial "Flash" by nie znał. Rysunki Kuberta wyglądają naprawdę nieźle, ja osobiście nie jestem fanem takiego stylu, ale muszę przyznać że w komiksach stricte "superbohaterskich" się on sprawdza, artysta wyraźnie wzorując się na Jimie Lee nie ma się w porównaniu do swojego mistrza czego wstydzić, ba momentami wyglądają one nawet lepiej, postacie często są "możliwsze" z anatomicznego punktu widzenia, kompozycja kadrów też jak bardziej udana, trochę słabiej za to, mniej szczegółowo wyglądają tła. Śmieszy też czasami to, że co druga postać stoi z wkurzoną miną na dodatek, łypiąc groźnie spod brwi, ale cóż taka konwencja. Przyzwoicie wygląda praca kolorysty Alexa Sinclaira chociaż momentami wygląda to dosyć śmiesznie, chłop wyraźnie stoi pomiędzy chęcią stosowania jak najwięcej pstrokatych kolorów aby dobitnie podkreślić przynależność gatunkową, jednocześnie powlekając wszystko ciemnawym "lakierem" mającym uwydatnić mrok przedstawianego świata. Podsumowując, Johns może nie pisze genialnych historii, ale słabych również nie biorąc jego komiks do ręki mam świadomość że otrzymam conajmniej niezłą porcję rozrywki i tak jest w tym przypadku. Historia jest dobrze napisana i wciągająca, twist fabularny z Profesorem Zoomem chociaż nie byłby znany chyba tylko komuś kto ostatnią dekadę przesiedział w piwnicy pomysłowy, jest świetny niestroniący od zabijania Batman, doskonały pomysł na los "znikniętego" Supermana oraz wzruszające zakończenie. Natomiast całkowicie nie w porządku jest to, że tak naprawdę ten świat nie jest odpowiednio przedstawiony co powinno w przypadku elseworldów być podstawą. Oprócz wojny pomiędzy Atlantydą a Temiskirą, która na dobrą sprawę nie wiadomo dlaczego wybuchła oraz przeszłości jednej czy dwóch głównych postaci nie widzimy jaki te wszystkie zmiany mają wpływ na rzeczywistość.  Ot kilku bohaterów nie ma, kilku jest zmienionych, niektórzy superłotrzy są bohaterami lub na odwrót, Johns pokazuje kilka pobocznych wątków, ale nie wiadomo po co bo one ani początku ani końca nie mają. Iluzja przedstawionego świata w przypadku alternatywnych rzeczywistości musi być na tyle silna, żeby czytelnik/widz bez problemu przyswoił zasady nią rządzące i jednocześnie wciągnął się w zabawę zestawiając różnice pomiędzy nią a oryginalnym światem. Tutaj tło sprawia wrażenie jedynie filmowej scenografii, to co rewelacyjnie udało się Murphy'emu w "Białym Rycerzu" (aczkolwiek on tam mocno ułatwił sobie zadanie, zmieniając jedynie postacie a nie cały świat), udanie podłożyło nogę Johnsowi. Problematyczna może być też ilość występujących postaci, nie dość że jest ich sporo to jeszcze autor sięgnął po te mniej znane, modyfikując często nieznacznie ich wygląd, co może wprowadzić nieco w konfuzję czytelnika nie będącego naprawdę oblatanym ekspertem od komiksów DC, mnie wprowadziło. Ergo dobry komiks, tyle że zamiast ok. 140 stron powinien mieć jakieś 280 aby autor mógł bardziej rozbudować tło dla interesującej historii. Ocena 6+/10.


5. Suplement

Przeczytać się powinno:

  "Conan Barbarzyńca - kolekcja 53-61" autorzy różni. Dalej Chuck Dixon ilustrowany przez Kwapisza głównym scenarzystą serii, ale wydawnictwo postanowiło chyba odciążyć dwójkę twórców i mniej więcej na jeden komiks ich autorstwa przypada jeden-dwa stworzony przez innych twórców. Powracają stare nazwiska jak Thomas, Alcala, Chan, Gil, DeZuniga czy Williamson, pojawiają się zupełnie nowe. Niezależnie od tego kto pisze i rysuje, niezmiennie polecam 8/10.

  "The Black Holes" - Borja Gonzalez. Krótka, kompaktowa opowieść spinająca losy żyjącej przed epoką wiktoriańską dziewczyny marzącej o pisaniu strasznych historii a trzema dziewczynami z teraźniejszości planującymi stworzyć punkową kapelę. Rzecz o dorastaniu, nieprzystosowaniu społecznym i spełnianiu marzeń. Połączenie komiksu obyczajowego z gotycką powieścią grozy oraz baśnią. Rzecz absolutnie pięknie wyglądająca, skrzyżowanie rysunków Mignoli z komputerową grą Prince of Persia. Gonzalez rezygnuje z rysowania twarzy co sprawia, że cały ciężar ukazania emocji spoczywa na oszczędnych dialogach oraz sylwetkach. Dzięki temu wbrew zdrowemu rozsądkowi rysunki nabierają jednocześnie realistycznego wyglądu i zachowują swosity bajkowy urok. Kupiłem raczej z myślą o późniejszej odsprzedaży, ale zostawiam na półce. Może i tytuł nie dla wszystkich, ale to czarująco melancholijna graficzna perełka opowiadająca o "zagubionych dziewczętach". 7+/10.

   "Aliens - Zbawienie/Ofiarowanie" - Dave Gibbons, Mike Mignola, Peter Milligan, Paul Johnson. Dwie niedługie historie umieszczone w jednym tomie, obydwie zahaczające o temat religijności. Wbrew opisowi na okładce pierwsza "Zbawienie" autorstwa Gibbonsa i Mignoli wcale nie jest "...jedną z najwybitniejszych i najgłębszych opowieści z uniwersum..." i sprowadza się głównie do naciskania spustu przez religijnego fanatyka, nie jest oczywiście zła bo to całkiem przyjemna nowelka, ale gdyby nie rysunki Mignoli podejrzewam, że dosyć szybko popadła by ona w zapomnienie. Zdecydowanie ciekawszy jest drugi scenariusz autorstwa Milligana o kobiecie która po katastrofie statku trafia do zagubionej w dżungli kolonii pełnej osadników skrywających brudny sekret. Subtelniejsza, bardziej wielowymiarowa i po prostu bardziej inteligentna. Za to gorzej wyglądająca, Johnson próbuje naśladować McKeana, ale wychodzi mu to różnie. Tym niemniej naprawdę udany album 7/10.


Przeczytać można ale niekoniecznie:

  "WKKM Batman/Huntress - Żądza Krwi" - Greg Rucka, Rick Burchett. Ten Batman w tytule to tylko dla zmyłki, tomik powinien się nazywać Huntress bo jest tu ona jedyną pierwszoplanową bohaterką. Owszem występuje tutaj Batman i pełni fabularną funkcję, ale na tej samej zasadzie występują jeszcze Robin czy Nightwing. W Gotham ktoś zaczyna zabijać członków mafii i to tych którzy wymordowali rodzinę Heleny Bertinelli czyli Huntress, nic więc dziwnego, że stanie się ona jedną z głównych podejrzanych dla Batmana. Helena oczywiście jest niewinna i mimo że sama miała zrobić dokładnie to samo to chcąc nie chcąc będzie musiała zagadkę morderstw rozwiązać. Żeby tego dokonać będzie musiała z pomocą bohatera-detektywa nazywającego się Question oraz jego nauczyciela rozliczyć się ze swoją przeszłością. Rysunki w porządku nawiązujące do stylistyki z lat 50-tych oraz prac Darwyna Cooke, chociaż to oczywiście nie ten poziom. Rucka trochę się zapędził wkręcając na maksa w tematy mafijne przez co w pewnym momencie komiks wygląda jak pastisz "Ojca Chrzestnego", śmieszy też fakt, że Helena nabyła swoich umiejętności będąc trenowaną przez młodocianego mafiozę w jakiejś stodole na Sycylii. Ale tak poza tym to naprawdę przyzwoita lektura 6+/10.


  "Star Wars kolekcja Darth Maul tom 1,2" - autorzy różni. Pojęcia nie mam dlaczego te dwa tomy nazwano jak nazwano. Pierwszy składa się z trzech komiksów. Pierwszym w kolejności jest skierowany do młodego czytelnika humorystyczny pseudo-kryminałek Qui-Gon i Obi-Wan Aurorient Express, który szczerze mówiąc spłynął po mnie jak po kaczce, drugim znowu przygody Qui-Gona i Obi-Wana tym razem w konwencji quasi-westernu, które nieco bardziej przypadły mi do gustu, trzecim i w/g mnie zdecydowanie najlepszym "Rada Jedi" Randy Stradleya opowiadająca o wojnie Jedi z rasą jaszczuroludzi w którą zostali wmanewrowani poprzez machinacje Palpatine'a. I tylko w tym jednym komiksie pojawia się Darth Maul i to nawet nie w trzecioplanowej roli. W tomie drugim większość miejsca zajmują przygody mistrza Ki Adi Mundiego zanim stał się członkiem rady i są całkiem dobre chociaż koło Alana Moore na półce bym tego nie postawił. Dopiero w drugiej części tomu dostaniemy w końcu "mięso" czyli komiks o postaci z tytułu. Darth Maul dostanie od Dartha Sidiousa zadanie rozmontowania organizacji Czarne Słońce. Maul chłop szczery i prosty do bólu, nie wymyśla lepszego planu niż wjechać do ich kwatery głównej na pełnej TTździe i wszystkich pozabijać, dzięki czemu oszczędza nieco pracy scenarzyście. O samej postaci nie dowiemy się nic więcej niż to co było pokazane w filmie czyli dalej nie będziemy wiedzieć niczego, ale za to możemy pooglądać jak się bydlak napina bez T-shirtu. Rysunkowo cały zbiorek stoi mniej więcej identycznie jak fabularnie czyli jest nieźle i nic poza tym. Lektura w porządku, ale to było chyba trochę zmarnowanie miejsca w kolekcji, z pewnością znalazłoby się coś ciekawszego 6-/10.


"Star Wars kolekcja Droidy tom 1,2" - autorzy różni. Przygody R2D2 i C3PO na kilka lat przed spotkaniem Luke'a. Komiksy całkiem niezłe, ale oceniać nie będę, bo może z wyjątkiem ostatniego krótkiego opowiadania wszystkie są skierowane do dzieci.  Obydwa tomy to kilka historii, ale stanowiących jedną ciągłość fabularną, z ciekawostek jako jeden z rysowników pojawi się znany z m.in. Dredda Ian Gibson.


  "Star Wars kolekcja Opowieści Jedi: Złoty Wiek Sithów tomy 1-4" - autorzy różni. "Nieźle się zaczyna" pomyślałem widząc w pierwszym tomie nazwisko autora czyli jednego z moich "ulubieńców" Kevina Dżej Andersona. Tom pierwszy opowiada o wydarzeniach dziejących się 5 tysięcy lat przed E IV, a jego bohaterami jest rodzeństwo Doragonów, wiecznie pechowych ściganych długami odkrywców kosmicznych szlaków oraz Naga Sadow jeden z Lordów zapomnianego Imperium Sithów do którego wcześniej wspomniani brat i siostra znajdą przypadkiem drogę. W tomie drugim znajdziemy dokończenie sagi rozpoczętej w pierwszej a także dwie dziejące się tysiąc lat później pośrednio powiązane z tą pierwszą historie napisane przez Toma Veitcha, wprowadzające nowe ważne dla dalszych tomów a także podejrzewam całego uniwersum postacie czyli Nomi Sunrider i Ulica Quel-Dromę. Tom trzeci pisany wspólnie przez Veitcha i Andersona zaplata wszystkie wątki z poprzedniego tomu szykując Galaktykę do wojny z odrodzonymi Sithami która wybuchnie i się zakończy w tomie czwartym w którym dodatkowo znajdziemy dziejący się 10 lat później prolog. Pod względem rysunków jest oswojony z faktem, że seria Star Wars raczej nie jest silna w Mocy więc może to wynik obniżonych wymagań, ale jest dosyć przyzwoicie na plus dosyć realistyczne prace Davida Roacha oraz cóż pewnie ukazujące pewne braki warsztatowe, ale mające własny autorski pazur rysunki Chrisa Gosseta. Same komiksy zaskoczyły mnie swoim przyzwoitym poziomem, pierwsza saga jest raczej średnia do dołu, para głównych bohaterów jest pozbawiona właściwie jakichkolwiek cech charakteru i praktycznie nic nie robią, zasady na których działa Imperium Sithów i oni sami tak niejasno określone, że musiałem skorzystać z internetu o innych dyskusyjnych pomysłach w stylu miecze świetlne na kablach, statki kosmiczne z żaglami i masztami nie wspominam. Natomiast dalej jest już tylko lepiej o ile napisana przez Veitcha przygoda dziejąca się na Onderonie raczej niespecjalnie wyróżnia się wśród typowych gwiezdnowojennych komiksów to już jej dalsze konsekwencje są naprawdę niezłe. Konflikt jest odpowiednio rozdęty i czuć wielką stawkę, postacie mimo że nie nadmiernie rozbudowane są wyraziste a i spora dawka sithyjskiego mistycyzmu działa na plus. Minusem jest postać Exar Kuna, która nie ma jakiejkolwiek podbudowy, on się od samego początku zachowuje jakby Jedi w swojej akademii wytrenowali sobie bezpośrednio Mrocznego Lorda, zresztą nie ma czasu się nad tym zastanawiać bo odrazu przechodzi od słów do czynów. Nie do końca wyszła też postać Ulica, on akurat został przedstawiony dosyć dobrze, ba nawet ma logiczny powód aby przejść na ciemną stronę, tyle że na jednym obrazku jest Jedi a na drugim zabija jakichś przypadkowych ludzi. Zresztą inni nie są lepsi, dajmy na to wpada sobie Kun z powrotem do Akademii i zabiera dwudziestu Jedi nawet nie mówiąc po co z wyjątkiem "lećcie ze mną, coś wam pokażę" i oni też przechodzą na Ciemną Stronę. Ale ogólnie poza tą pewną skrótowościo-umownością to całkiem interesująca lektura, gdyby dać jej trochę więcej miejsca i przeszlifować odpowiednio tu i ówdzie byłaby naprawdę dobra, ale i tak wyżej średniej jest. "Złoty Wiek Sithów" to całkiem przyzwoite zakończenie kolekcji 6+/10.

Pt, 05 Czerwiec 2020, 13:58:39
1
Odp: gashu - makulatura zawalająca półki Glinno - historia z dreszczykiem w stylu starego, dobrego Lyncha (nie mylić ze współczesnym odjechanym Lynchem, kręcącym bełkotliwe niewiadomocosie). Główny bohater przybywa na zabitą dechami wiochę na pogrzeb wuja. Jak to w tego typu historiach bywa na miejscu napotyka całą galerię dziwaków, po krótkim czasie zaczynają dziać się dziwne rzeczy i nic nie jest tym, czym się na początku wydaje. Całość przepięknie namalowana przez Frąsia.
 
Opowieść Rybaka - z tego co pamiętam (bo czytałem to niestety ostatni raz w momencie polskiej premiery) to taka oniryczna opowieść będąca skrzyżowaniem "Starego człowieka..." Hemingwaya i "Tatusia Muminka i morza" wiadomo kogo. Jeśli lubi się takie klimaty - warto.

EDIT: Jeszcze słowo o "Pierwszej brygadzie". To również jest świetna rzecz (steampunk!) z którą warto się zapoznać. Taka trochę "Liga Niezwykłych Dżentelmenów" w polskim wydaniu, gdzie pojawiają się zarówno fikcyjni bohaterowie książek jak i historyczne postaci. Nie należy przypadkiem brać tego komiksu za rzecz w rodzaju smutów wypuszczanych masowo przez np. IPN. Jak dla mnie - rozrywka pierwsza klasa.

Pt, 05 Czerwiec 2020, 15:08:00
1
Odp: TM-Semic @UP
BEZEDURA że TM Semici rozpadają się same z siebie. Z tym że żółkną to się oczywiście zgodzę, bo takie właściwości miał tamten papier. Ale jeśli normalnie leżą na półce lub normalnie się je użytkuje, to na pewno same z siebie się nie rozpadną.

A w związku z tym, że na razie kolekcji Spider-Mana nie będzie, trzeba się będzie zainteresować uzupełnianiem tych Spider-Manów TM Semic co ich nie mam (czyli ze 3/4 wydanych). No i może te Conany Barbarzyńcy co parę też ich wydali.


Pn, 08 Czerwiec 2020, 16:01:23
1
Odp: TM-Semic
@UP
BEZEDURA że TM Semici rozpadają się same z siebie. Z tym że żółkną to się oczywiście zgodzę, bo takie właściwości miał tamten papier. Ale jeśli normalnie leżą na półce lub normalnie się je użytkuje, to na pewno same z siebie się nie rozpadną.

MATKOBOSKO!
Zgadzam sie z Bayliszkiem...  :o

Moje 30 letnie Punishery trzymaja sie calkiem dobrze. Zaden sie samoczynnie nie rozpadl.

Pn, 08 Czerwiec 2020, 16:03:35
1
Odp: TM-Semic Wspominki? hmmm, oni pewnie wtedy na stojąco pod szafy wchodzili.... ;)
Wt, 09 Czerwiec 2020, 12:43:33
1
Odp: Komiksowa Top Lista - TM-Semic 1.  Punisher   "Socjologia" 4/90
2.  Batman    "Aborygen" 7/91
3.  Superman"Brainiac Trylogia" 11-12/91
4.  Batman    "Szczurołap" 10/91
5.  Daredevil MM2/95
6.  AvP WS9 2/00
7.  X-Men      "Dark Phoenix Saga"  4/92, 1/93
8.  Avengers "Ex Post Facto" MM 2-3/96
9.  SW: Dark Empire I-II
10.Spiderman"Ostatnie łowy Kravena" 1-3/94

10 to zdecydowanie za mało, więc z zestawu Punisher/Batman/Superman/Spiderman/X-Men wybrałem ulubione, zabrakło Donosiciela, Obóz treningowy ninja, zeszytów z Kingpinem, Video przemoc, ...

Nd, 14 Czerwiec 2020, 18:36:52
1
Odp: Kurc A mnie osobiście nie przekonał, głównie z powodu konceptu, który dla mnie jest nonsensowny, i czymkolwiek go nie opakować to niestety nie potrafię o tym zapomnieć.
Pn, 15 Czerwiec 2020, 13:02:27
1
Odp: Nowy nabytek zakupowy Odebrane zamówienie ze Smyka. 13 zaległych "Much", Zemsta hrabiego Skarbka i Indyjska włóczęga (ależ to jest bydlę, na żadnym regale nie zmieszczę tego pionowo). Wszystko 50% rabatu od okładkowej. Gdybym kupił to wszystko np. w Tantis to zapłaciłbym 180zł więcej.



Oprócz tego kilka innych nabytków. Wielki Martwy i Parker z OLX za pół ceny tak jak i Orwell z Ceneo, komiksy NSC z ich promocji oraz jeden z ostatnich egzemplarzy Niezwyciężonego.



Wt, 16 Czerwiec 2020, 18:22:43
1
Odp: Non Stop Comics Ja czekam na recenzje i opinie, bo Tynion jako scenarzysta to dla mnie esencja średniactwa.

Pn, 22 Czerwiec 2020, 16:42:59
1