Przejrzyj stronę ulubionych postów oraz otrzymanych polubień za posty użytkownika.
Wiadomości | Liczba polubień |
---|---|
Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
Podsumowanie października, obsunięte nieco w czasie no bo obsunięte a trochę szkoda bo się tematycznie przyszykowałem na 31 października, ale jakby nie patrzeć co się odwlecze to nie uciecze. Z racji większej ilości przeczytanych komiksów możliwy był powrót do pierwotnej postaci tematu. UWAGA jak zwykle mogą pojawić się pewne SPOILERY!!! 1. Najlepszy: "Requiem - Rycerz Wampir tomy 1,2" - Pat Mills, Oliver Ledroit. Jeden z niewielu już komiksów, które kupiłem nawet nie mając pojęcia co to może być z czystej ciekawości na podstawie nie wiem okładki? tytułu? Millsa oczywiście znam, Ledroita tylko z nazwiska nie widziałem wcześniej żadnego komiksu przez niego rysowanego lub malowanego. No nie wiem, w każdym bądź razie jaki by to nie był powód kupiłem aż dwa tomy. Założenia fabularne chyba znane, niemiecki żołnierz Heinrich zabity podczas IIWŚ odradza się jako wampir w piekle. Przekonany, byłem że będzie tu forsowany obraz "dobrego Niemca" od czasu wykorzystywany w kinie czy literaturze na podobieństwo sierżanta Steinera czy pułkownika również Steinera, czyli gości, których dało się polubić mimo tego, że przypadkiem znaleźli się po złej stronie. Heinrich Augsburg pod względem umiejętności bez wątpienia znakomity wojownik to człowiek, którego wierność Rzeszy i fuhrerowi wykraczała poza to co można by nazwać "żołnierskim obowiązkiem", zresztą na froncie wschodnim walczący z ramienia nie Wehrmachtu a SS więc można sobie wyobrazić czym się tam zajmował. Nie to może, że jest pozbawiony swego rodzaju pogiętego honoru, czy nie potrafi odróżnić dobra od zła, lub że to co robił napawało go jakimś poczuciem dumy czy sprawiało mu przyjemność, niemniej był kim był i po śmierci ląduje w krainie zwącej się Odrodzenie. Odrodzenie to o tyle miejsce ciekawe, że sami jego mieszkańcy nie wiedzą tak naprawdę czym jest, najbardziej przypomina piekło, ale to nic pewnego. Faktem jest, że niekoniecznie musi być miejscem ostatecznej destynacji potępionych bo raz można tam zginąć, dwa zamiast się starzeć to miejscowi młodnieją, aż do wieku dziecięcego po czym znikają i co się dzieje z jednymi i drugimi nie wie nikt. Odrodzenie charakteryzuje się tym, że stanowi odwrotność Ziemi, tam gdzie oceany są lądy, tam gdzie woda, morza płomieni, żeby było jeszcze śmieszniej im kto gorszy był za życia tym odradza się w potężniejszej postaci na wyższym szczeblu drabiny społecznej, więc dla grzeszników to prędzej raj niż piekło. Heinrich zostaje wampirem, czyli kastą najwyższą, najbardziej "szlachetną" a po długim szkoleniu i wielu techno-magicznych operacjach zostaje członkiem Rycerzy, elity stanowiącej pancerną pięść wampirzego państwa. Krainy bowiem, na tej odwróconej wersji Ziemi istnieją i bywają rządzone przez inne istoty. Kraina wampirów wydaje się najpotężniejszą z nich, aczkolwiek nie na tyle potężną aby wyraźnie zdominować pozostałych więc zmuszona jest prowadzić wieczne zaborczo-obronne wojny. Równie szybko jak przyjaciół (Otto Von Todt) i przełożonych (sir Cryptus - wampirzy bobas, główny naukowiec), Heinrich dorobi się śmiertelnych wrogów w postaci sir Mortisa (krewniak samego Draculi - wyjątkowo odrażająca persona), jego kompana Barona Samedi (też odrażający, ale na inny sposób) oraz towarzyszki lady Claudii Demony (wyglądającej jak dziwka samego Szatana), która zawiesi oko na głównym bohaterze. Koła pewnie nie wymyślę, Ledroit to artysta nieznany pewnie tylko mnie, ale obydwa albumy wyglądają obłędnie. Wspaniałe malunki w kolorach jednocześnie kojarzących się z mrokiem i neonowo krzykliwych, dominujące oczywiście są czerń i czerwień. O ile do pierwszego tomu można mieć lekkie zastrzeżenia (bardziej skomplikowane sceny bywają nieczytelne), tak już w tomie drugim Ledroit wyraźnie wspina się na jeszcze wyższy poziom talentu, dopieszczając najdrobniejsze nawet szczegóły, do stopnia w którym sceny batalistyczne (w obydwu tomach są obecne) zaczynają kojarzyć się z Kossakiem (na LSD). Fani muzyki metalowej będą grafikami zachwyceni Eddie czy Vic Rattlehead z pewnością byli podstawą do stworzenia kilku plansz a i fani tej muzyki w wersji black (nie znam za bardzo, są tu na forum specjaliści zauważyłem) będą zachwyceni, całość jest w takiej mocno satanicznej konwencji, szóstki, krzyże do góry nogami, pentagramy, kozły i tego typu duperele to w świecie Odrodznia codzienność i ornamentyka równie często stosowana do ozdabiania wszystkiego niczym posągi nagich ludzi w starożytnej Grecji czy swastyki w III Rzeszy (zresztą też ich tu sporo). Golizna obecna, sceny seksu również, ale raczej rzadko, bardziej aby podkreślić dekadencję świata przedstawionego (hedonizm to podstawowe przykazanie w tej krainie), niż to jakiś ważny element. Co napewno dobrze robi temu komiksowi to to, że nie bierze on siebie na poważnie. Obecność (raczej czarnego) humoru jest wyraźnie zaznaczona, dzięki czemu całość mimo że w kiczowatej stylistyce nie popada w rejony literackiej szmiry. Tak jak zachwyceni obrazem tej groteskowej heavy-metalowej operetki będą fani gatunku muzycznego tak i myślę równie zadowoleni będą miłośnicy settingu Warhammera 40000 (Mills zdaje się coś tam dłubał dla Games Workshop). Połączenie średniowiecznej stylistyki z techno-manierą w której wampirza kawaleria na widmowych koniach uderza kopiami na piechotę strzelającą z karabinów plazmowych czy statków kosmiczno-atmosferycznych () wyglądających jak gotyckie katedry (oczywiście sataniczne) strzelających torpedami protonowymi do podniebnych żaglowców wyglądają jako żywo wyjęte z ilustracji z White Dwarfa. Fabuła nie należy z pewnością do tych mocno wyrafinowanych, ale ku mojemu zdziwieniu raz, że w ogóle istnieje, dwa bywa interesująco a autor nie waha się zamieszać w wątkach czy też nadpisać wcześniejszych perypetii aby komiks uatrakcyjnić co wychodzi mu całkiem zacnie. O ile w przypadku fabuły jest całkiem przyzwoicie to oprócz szaty graficznej zachwyca tutaj ekspozycja. Autor odwalił kawał fantastycznej roboty przy kreacji świata Odrodzenia. Z każdą przeczytaną stroną dochodzi nam coraz więcej informacji na temat otaczającej bohatera (nie)rzeczywistości czyniąc mozaikę zasad utrzymujących to dziwaczne społeczeństwo i ogólnie całą piekielną planetę w całości wraz z powiązaniami pomiędzy postaciami coraz bardziej skomplikowaną. Pat Mills regularnie dokłada kolejne elementy do tej obłąkanej układanki w postaci kolejnych ras (najfajniejsze ghulice - zakonnice znęcające się za życia nad dziećmi jako podniebne piratki wykrzykujące chwała Szatanowi, wilkołaki - fanatycy religijni, mumie - kasta byłych naukowców pozbawionych moralnych hamulców jako żywo Nekroni), czy też kolejnych postaci takich jak sam król tego bajzlu Dracula (jeden z kilku prawdziwych wampirów-nieśmiertelnych) i jego mroczna świta do której należą m.in. Attyla, Kaligula czy Elżbieta Batory (zdziwiłem się dlaczego nie było Hitlera, okazuje się że trzymali go [bez wąsa!!!] w sarkofagu jako broń ostatecznej zagłady - pełno tu takich pomysłów). Nic co durne i czadowe jednocześnie nie jest autorowi obce i bardzo dobrze. Nie dla ludzi poważnych (czy tam sztywnych), nie dla ludzi szukających jakiś wyjątkowo skomplikowanych scenariuszy, czy wrażliwych na sceny przemocy, albo ornamentyki momentami ocierającej się o profanację. Natomiast jak dla mnie jeden z tych komiksów których lektura w tym roku dała mi największą ilość czystej radochy. Komiks trochę trąci Slainem, ale mi dużo bardziej przypadł do gustu. Byłem pewien, że natychmiast pójdzie to na sprzedaż a tu trzeci tom kupiony (okładka limitowana, nie wiedziałem że tam jakaś zakładka czy co tam będzie dodana, ale dałem te 20 złotych za samą grafikę, piratka jest fajna, ale to co dali tutaj jest przekozackie aż wstyd że tytuł dali). Jeżeli tylko nie bierze się wszystkiego na serio i ktoś potrafi docenić taki wystylizowany i elegancki kicz to zapraszam na bal wampirów na którym wbicie noża w plecy jest uważane za szczyt savoire-vivre'u. Ocena 8/10. "Injustice:Bogowie pośród Nas - Rok Pierwszy" - Tom Taylor i inni. Raczej rzadko spotykana rzecz w komiksowym światku, tzn. nie jest to pierwszy komiks, który powstał na bazie gry komputerowej, ale akurat w świecie superherosów to zdaje się rzecz bez precedensu. Do bijatyki stworzonej przez twórców Mortal Kombat czyli Netherealms nie tylko z powodu bardzo dużej popularności jaką zdobyła wśród fanów DC, ale i zarzutów o to, że produkt multimedialny przygotowany przez ludzi spoza środowiska (na bank nie do końca, ciężko sobie wyobrazić aby goście od Mortala nie czytali komiksów, na dodatek Netherealms poprosiło DC o konsultacje i o ile dobrze pamiętam oddelegowany został Palmiotti), jest ciekawszy niż większość tego co wtedy macierzysty wydawca wypuszczał. W każdym bądź razie, dosyć pokaźna seria o takim samym tytule jak i gra, wypuszczona była jako webkomiks, aby później zostać wydana fizycznie w zeszytach i na końcu w wydaniach zbiorczych, które niemalże 10 lat później trafiły do naszego kraju. Założenia fabularne będą zainteresowanym raczej znane, akcja rozpoczyna się pięć lat przed wydarzeniami z gry, w alternatywnej rzeczywistości w której Superman w wyniku kolejnego pokręconego planu Jokera, zabija ciężarną Lois Lane co powoduje zmiecenie w atomowej eksplozji całego Metropolis i doprowadza Człowieka Jutra do mentalnej i moralnej zapaści na skutek której postanawia on zaprowadzić na Ziemi w sposób ostateczny pokój i dobrobyt czy mieszkańcy tejże Ziemi mają ochotę na to czy nie. W oczywisty sposób spowoduje to rozłam wśród społeczności superbohaterów (właściwie wśród wszystkich społeczności). Niestety jak na tak duży projekt rysunki wypadają zadziwiająco przeciętnie, żeby nie powiedzieć w niektórych przypadkach słabo. Strasznie jest to przemieszane więc nie wiem jakie nazwisko odpowiada za jaki fragment a jest tych nazwisk bardzo dużo, ale tylko jedno co najwyżej dwoje z odpowiadających za tę materię pań i panów radzi sobie w miarę przyzwoicie a niektóre fragmenty wypadają naprawdę koślawo (dosłownie) pod tym względem. Co jeszcze gorsza nie do końca jest to wszystko spójne koncepcyjnie i niektóre postacie nawet na sąsiadujących ze sobą stronach potrafią wyglądać bardzo różnie. "Injustice" zdecydowanie jest odpowiedzią DC Comics na "Wojnę Domową" Marvela i tak jak jestem wielkim fanem tamtego tak tutaj...również mi się podoba, chociaż właściwie twórcy nie ustrzegli się tych samych błędów co i konkurencja i w sumie łatwiej mi będzie zacząć od nich. Myślałem, że bardziej niż George Lucas w przypadku Anakina nie da się spartolić historii upadku bohatera, Tom Taylor udowodnił mi że można. Ciężko właściwie w tym wypadku mówić o jakimś rozwoju postaci. Po strasznym zdarzeniu, Superman (Clark Kent został uśmiercony w czasie wybuchu równie skutecznie co i Lois) zabija największego antagonistę Batmana po czym lata kilka stron nieogolony aby wpaść na pomysł "uratowania" świata i w tym momencie nadzieja na jakąś konsekwencję w budowie jego postaci całkowicie się ulatnia. Raz przypomina starego Supermana, raz złowrogiego tyrana, raz szalonego mordercę. Czasem ściąga kotki z drzew, czasem kogoś sobie zabije, za jednym razem wygląda jakby żałował tego co robi, innym razem to po nim spływa kompletnie. Czasem robi za zimnokrwistego manipulatora innym za furiata opanowanego bereserkerskim szałem. Jedyne co mogło by tłumaczyć, to to iż chłop kompletnie zwariował, co oczywiście w teorii ma jak najbardziej sens, ale za to przy czytaniu w praktyce się nie bardzo klei. Nie spodziewałem się oczywiście kolejnego "Otella", ale tak myślę jakoś bardziej by mi tutaj pasowała historia powolnego staczania się największego herosa po równi pochyłej niż ten groch z kapustą. Tym bardziej iż autor dał do tego podstawy, albowiem przynajmniej na początku, osobą nakręcającą Supka do przekraczania kolejnych granic jest krwiożercza niczym modliszka Wonder Woman i tutaj mamy kolejny minus tej serii (przynajmniej jej początku, przecież dopiero zacząłem). O ile większość postaci to kopie 1:1 (trochę inaczej mogą wyglądać, kostiumy to takie raczej lekkie zbroje) tych z głównego uniwersum to bywają takie jak ten w/w przypadek sporo się różniące, jest to przykład kolejnej niekonsekwencji i to w budowie świata u podstaw, czyli mamy niby dokładnie to samo z różnicą w jednym wydarzeniu gdzie linie czasowe się rozchodzą, ale o ile autorowi pasuje to wcale nie jest tak samo. Oczywiście to alternatywna rzeczywistość i wszystko można wytłumaczyć tym faktem, ale takie trochę to leniwe scenopisarstwo jest. Za tym idzie, kolejna rzecz z którą lekką bolączkę miał też Marvel, a mianowicie rooster postaci/zawodników. Kto stworzy drużynę, która zmierzy się z nowym wcieleniem Ligi jest tak oczywiste, że nie ma co o tym wspominać czyli człowiek, najbardziej zawiedziony Supermanem, ostatni który chciałby go zabić i pierwszy który to spróbuje zrobić. Jego skład wywodzący się głownie z zawodników drugiej ligi jest jak najbardziej sensowny, tak ci którzy poszli za Supermanem...no nie, niektórzy by tego nie zrobili nigdy w życiu, no ale przecież to alternatywna rzeczywistość...ano właśnie. No albo to przyjmiemy albo nie, ale słychać głośny zgrzyt, niektórzy zachowują się jakby od początku byli czarnymi charakterami (chociaż nie można powiedzieć, żeby zupełnie nie znalazło się nic o wątpliwościach etycznych) brakuje również kilku postaci które na 100% powinny się znaleźć, aczkolwiek o ile dobrze pamiętam składy się nieco różnią od tych z gry więc można spodziewać się zdrad i transferów w obydwie strony. Komiks opiera się na raczej znanych postaciach (no kto by chciał w gierce grać jakąś Vixen) więc nie jest to jakoś koniecznie potrzebne skoro możemy sobie przełożyć wiadomości z głównej linii, ale większość z tych postaci przewijająca się przez strony tego komiksu nie ma jakiejkolwiek podbudowy psychologicznej...i w tym momencie przejdę do plusów, bo kilkoro z bohaterów/łotrów ją ma i to stworzoną na tip-top. A przoduje wśród nich...Harley Quinn. Co wydaje się dosyć dziwne, bo nie pełni ona tutaj żadnej istotniejszej funkcji, więc domniemywać można, że dostała sporo miejsca ze względu na rosnącą popularność postaci. Harley jeszcze w tej starej wersji klaunicy, którą ściga Superman bo odegrała sporą rolę w śmierci Lois i zniszczeniu Metropolis, ale tak ją ściga, że właściwie jej nie ściga i ogólnie trochę ten wątek jest dziwnie olany. No w każdym razie Harley kradnie większość scen w których się pojawia, pół psychopatka, pół mała dziewczynka skryta w ciele dorosłej kobiety, pół beztroska zwariowana młoda kobieta (dużo tych połówek) bez wątpienia inteligentna i na pewnym poziomie zdająca sobie sprawę z okropieństw w jakich współuczestniczyła, ale z wyraźnie na tyle zgruchotaną osobowością przez Jokera, że większość czasu o tym stara się nie myśleć lub nie pamiętać, więc można by ją porównać na pewnym poziomie do obrazu smutnego klauna. Daleką drogę HQ przebyła od lekko perwersyjnego żartu Bruce'a Timma (w tym świecie najwyraźniej była faktycznie również erotyczną zabawką Jokera, ciarki chodzą lepiej o tym nie myśleć) i jak udowodnił scenarzysta dużo i dobrego da się z taką postacią zrobić jak się ma pomysł. Nawiasem mówiąc to trochę smutne jak zdamy sobie sprawę z paradoksu w którym próbując podobno pogłębić postać, spłaszczono ją do zajebistej dosłownie we wszystkim lesbijki walczącej z toksyczną męskością. Jej nawiązująca się powoli z Ollie Quinnem nić sympatii i ogólnie dialogi pomiędzy tą dwójką błyszczą jasnym światłem. Zresztą to kolejna mocna strona, tego komiksu, Tom Tylor pisze świetne dialogi, trzeba mu przyznać że jeżeli jest w tym gorszy od Bendisa to naprawdę niewiele. Dorzuca również trochę humoru, całkiem sympatycznego i równoważącego nieco jakby nie patrzeć nadętą całość, chociaż momentami może być dziwnie (Lobo odgaszający cygaro na czole Darkseida). Pod względem dramatycznym jest to napisane świetnie, jako że to elseworld autor nie musi oszczędzać znanych i lubianych postaci i tego nie robi a jednocześnie nie mamy wrażenia, że zabija tylko po to aby zaszokować czytelnika. No może, raz czy dwa, ale nawet wtedy i tak jest to dobrze wkomponowane w fabułę i każdą taką scenę dobrze zapamiętamy. Wielki plusik, za krótką historyjkę chłopaka, któremu Superman pomógł naprawić rower, nie dość że zobaczymy dziwnie rzadko eksploatowany motyw Supermana potrafiącego oddziaływać na panie nie tylko za pomocą wyglądu, to jeszcze dosłownie osobiście odczujemy jak dużo stracił świat po przemianie największego herosa, to pisarstwo naprawdę bardzo dobrej próby nie tylko jak na gatunek superhero. Jako komiks akcji sprawdza się to również wyśmienicie, zresztą na dobrą sprawę to jest przede wszystkim komiks akcji, potyczki potrafią zrobić wrażenie (robiłby pewnie większe, jak zajmowaliby się nimi ludzie bardziej obeznani z ołówkiem). Komiks dobry, momentami bardzo dobry, cholernie wciągający i trochę żal zmarnowanego potencjału bo naprawdę dużo nie brakowało, aby był świetny, ale i tak to była doskonała odtrutka na moje ostatnie perypetie z "Ligą Sprawiedliwości" Bryana Hitcha, mam ochotę na więcej. DC jednak Elseworldami stoi a ten jest jednym z najlepszych jakie czytałem. Żebym nie zapomniał, całkiem sporo nawiązań poukrywanych, nie tylko do komiksów. Ocena 7+/10. 2. Zaskoczenie na plus: "Kolekcja Toppi tom 1 - Zaczarowany Świat" - Sergio Toppi. Jeden z tytułów, których nie miałem w planach, ja oczywiście wiem "niesamowite rysunki, prawdziwe mistrzostwo" itp. znałem wcześniej prace Toppiego (level faktycznie master), tyle że na naszym rynku znajdują się pozycje naprawdę sporej ilości mistrzów sztuki graficznej a ja należę do osób przedkładających jednak treść nad formę, łatwiej mi jest zaakceptować wciągającą fabułę ze średnimi rysunkami niż pięknie wyglądający a niezbyt lotny komiks, no ale ilość opinii "na tak" na forum była zbyt duża aby ją zignorować więc na próbę kupiłem trzy pierwsze tomy. Album to zbiór shortów drukowanych wydanych na łamach różnych magazynów mniej więcej w latach 80-tych. Pierwsze dwa opowiadania nie nastroiły mnie specjalnie pozytywnie potwierdzając przypuszczenia, że będzie to zbiorek niespecjalnie oryginalnych aczkolwiek oczywiście pięknie narysowanych historyjek z pogranicza baśni, fantastyki a nawet horroru możliwe że z elementami komediowymi. Od trzeciej historyjki tej z latarnikiem poziom jednak zdecydowanie rośnie i pomimo tego, że część materiału opiera się na podaniach, legendach czy wręcz mitach różnych kultur, które wykorzystują kody raczej nam znajome choćby i podświadomie więc większość nowelek raczej nie zaskoczy nas zakończeniami to i tak potrafią być naprawdę wciągające (bez strachu raz czy dwa będziemy jednak zaskoczeni). Moimi ulubionymi natychmiast się stały "Krull" o mięsożernym trollu w dosyć zabawny sposób opowiadająca o mężczyznach i ich stosunku do kobiet oraz absolutnie fantastyczne kończące tom "Pomniejsze Bóstwo" sięgające fabularnie pradziejów człowieka. Fani JRR Tolkiena powinni również zwrócić uwagę na "Króla i Kruka" bardzo spokojnego i nastrojowego oraz kojarzącego się właśnie z kręgami mitologii celtyckiej/Śródziemia. Rysunki rzeczywiście pełna wirtuozeria i na szczęście mimo tego, że ich autor będąc arcymistrzem rysunku realistycznego (spójrzcie na fokę na początku), to niespecjalnie często sięga po tę umiejętność i raczej tylko w przypadku podkreślania jakiegoś istotnego elementu czy momentu pozostawiając zaczarowany świat zazwyczaj lekko zdeformowanym swoją artystyczną wrażliwością tak jak lubię. Nie wiem jak z dłuższymi formami i czy niestety nieżyjący już włoski rysownik je tworzył, ale bez wątpienia jest królem formy krótkiej nie tylko pod względem samej techniki ale również wyczucia kompozycji kadrów i zabawa ich zawartością (czasami rysunki nie mieszczą się w nich) oraz ogólnie konstrukcji całości. Ani jeden obrazek nie jest zbędny, ani jeden tekst w dymku nie wydaje się niepotrzebny wszystkiego jest dokładnie tyle ile potrzeba i autorowi i czytelnikowi. Ogólnie nie jestem fanem stwierdzeń typu, że ktoś ma naturalny talent z wyjątkiem oczywistych sytuacji w stylu takich iż dwumetrowy facet na bank będzie miał lepszym koszykarzem niż karzeł, ale ciężko uwierzyć, że autor jest samoukiem i wszystko wyćwiczył on musiał się z tym urodzić. Znakomity album, szczerze mówiąc lepszy niż się spodziewałem, jasne jak to w takich antologiach poziom nie jest równy, ale nawet te słabsze shorty są całkiem w porządku, rzecz więc nie tylko do oglądania, ale i do poczytania. Ocena 8/10. "Nocturnals tom 1" - Dan Brereton. Nazwisko autora jakoś mi znajome, ale jak sprawdziłem na gildii to pokazało tylko dwa tomy Nocturnals, więc powiedzmy pierwsze spotkanie z autorem, w co mimo wszystko nie wierzę. Tytułowi Nocturnals to z grubsza rzecz biorąc drużyna potworów, chyba nietrudno raczej zgadnąć, że w tym przypadku to nie jest zwykły team tylko raczej przewidywalna patchworkowa rodzina. Nocturnals zamieszkują Pacific City niespecjalnie piękne i również niespecjalnie bezpieczne miasto znajdujące się na jakiejś pokręconej wersji Ziemi i walczą z korporacją Narn K, zajmującą się produkcją syntetycznych ludzi oraz ludzko-zwierzęcych hybryd, których zastosowanie jako wojska jest prawdopodobnie jedną z najprzyjemniejszych opcji. Przywódcą grupy jest niejaki Doc Horror, gość w typie szalonego naukowca (dosyć agresywnego nieco cwaniakowatego) który wraz ze swoją córką Evening zwaną Halloween Girl najbardziej przypominają zwykłych ludzi (mają spiczaste uszy jak elfy) z całej tej specyficznej familii. Głównym przeciwnikiem Doca jest tajemniczy okutany szalem Fane, wysłannik Narn K, którego z doktorkiem łączą jakieś niewyjaśnione zaszłości a cała intryga oplecie się wokół mafijnej rodziny Zampa, na dodatek na trop tego całego wesołego towarzystwa wpadnie dwóch kompletnie podręcznikowych detektywów (jeden wygląda jak Sam Elliott). Tuż przed lekturą przeczytałem recenzję, którą ktoś tu wrzucił (sorry, pamięć mam doskonałą ale bardzo krótką więc nie pamiętam kto) po której lekturze nastawiłem się na komiks akcji bez scenariusza i podjąłem z góry decyzję o odsprzedaży po przeczytaniu. Większość zarzutów okazała się jak najbardziej poparta rzeczywistością. Fabuła jest prosta jak drut (aczkolwiek pisana w taki ciężki do ogarnięcia sposób), ale nie można powiedzieć że nie istnieje, wbrew moim oczekiwaniom akcji wcale nie było specjalnie dużo. Tytuł na początku faktycznie jest mocno konfudujący, ekspozycja jest praktycznie zerowa, drużyna jest praktycznie już zestalona, na samym początku rodzinka frików "adoptuje" kolejnego nieszczęśnika, torturowanego przez złą korporację Komodo wyglądającego w połowie jak jaszczurka w połowie jak gargulec z oberwanymi skrzydłami, oraz w nieco luźny sposób dołączy do nich kolejny zwierzolud, Procyon zwany również Szopem, gangster z wyglądu kopiujący Beasta z X-Men a z charakteru Wolverine'a pomieszanego z Clydem Barrowem. Ogólnie rzecz biorąc sposób budowania postaci przez Breretona jest na pierwszy rzut oka śmiesznie nieudaczny. Kompletnie nie znamy żadnego z bohaterów i właściwie rzecz biorąc nie poznamy. Całość kręci się wokół Doca i jego córki i ich historię (w sposób jak najbardziej skrótowy) poznamy, Komodo i Szop pojawią wg toczącego się scenariusza więc przynajmniej wiemy w jakich okolicznościach znaleźli się gdzie się znaleźli, reszta jest kompletną enigmą, ba niektórzy nie tylko nie pełnią jakichś wyraźnych funkcji w scenariuszu, ale i nawet nie wiadomo co potrafią. Jest Firelion, gość należący do jakiejś jeszcze innej niż wcześniejsze rasy ludzi(?) władających ogniem (w komiksie jest pełno takich rzeczy, ten świat jest naprawdę bardzo skomplikowany, tyle że autor niczego nie tłumaczy), który z racji wyglądu w sumie też mocno zbliżonego do człowieka porusza się jako wsparcie nomen omen ogniowe dla Horrora w miejscach, gdzie lepiej udawać stosunkowo normalnych homo sapiens. Jest Rozgwiazda, dziewczyna-ryba, która na dobrą sprawę nie wiadomo nawet czy potrafi pływać bo ani razu do wody nie wchodzi za to lubi pociągać za spusty dwóch pistoletów (ogólnie pomimo nadludzkich zdolności większość postaci posługuje się tutaj standardową bronią palną), no i robi za tę wyszczekaną w grupie. Jest Polichromia upiorzyca atrakcyjna na ten swój upiorny sposób, która nie mam zielonego pojęcia co potrafi bo ani razu zdaje się nie korzysta ze swoich zdolności, na dodatek ogólnie z wyjątkiem udziału w kilku dyskusjach nie robi niczego konkretnego oprócz tego że jest tą "ładną". No i podobno ulubieniec wszystkich Gunwitch, kompletnie absurdalna postać będąca wypadkową stracha na wróble i zombie-rewolwerowca będący czymś na kształt ochroniarza z funkcjami ninja-komandosa, który bierze udział w jakichś dwóch strzelaninach a przez resztę czasu zajmujący się milczeniem, staniem bez ruchu i wyglądaniem czadowo. Ani nie mamy pojęcia jak oni wszyscy się spotkali, ani z jakiego powodu razem się bujają oczywiście z wyjątkiem dosyć sensownego założenia, że to grupa wyrzutków społecznych którzy uznali, że w kupie (chyba nawet dosłownie mieszkają w kanałach niczym Żółwie Ninja) raźniej. Niektórym z tych postaci nawet nie do końca możemy określić charaktery, ale w jakiś kompletnie niezrozumiały sposób autor sprawia, że ciężko tych dziwolągów nie polubić. Pierwsza historia najdłuższa "Czarna Planeta" to ta mafijna właśnie przechodząca pod koniec w kosmiczny horror. Druga raczej krótka humorystyczna "Dyniogłowi" w której Halloween Girl pod opieką Gunwitcha wybiera się zbierać cukierki w Halloweenową noc i napotka stado nietoperzo-goblino-wampirów (jakkolwiek by to nie brzmiało) przy lekturze której wyraźnie czuć, że autor zachwycił się Hellboyem. Kolejna również krótka "Karnawał Bestii" finalizująca poboczny wątek "Czarnej Planety" oraz "Wyspy Dr.Moreau", lekko szokująca w której przekonać się będzie miał czytelnik, że Nocturnals to naprawdę bezwzględni zawodnicy. Czwarta ledwie kilkustronicowa "Kościana Korona" naprawdę cudownie nastrojowa (Rozgwiazda potrafi jednak pływać) łącząca znowu Hellboya z Mitami Cthulhu, pięknie narysowana przez Wiktora Kalvacheva w stylu naśladującym oryginalnego twórcę. Piąta kreskówkowa "Noc Cukierkowych Rzeźników" też kilkustronicowa, przygotowana przez Rubena Martineza i Vieta Nguyena, najsłabszy moment tego tomu i ostatnia historia nieco dłuższa opracowana graficznie przez kilku różnych grafików (dosyć spore nazwiska, chociaż niekoniecznie z mainstreamu) w którym Halloween Girl skacze po różnych wymiarach, która z racji swojej chaotyczności również nie do końca przypadła mi do gustu (z ciekawostek we fragmencie rysowanym przez Stana Sakai, bohaterka wskoczy do jego wersji feudalnej Japonii gdzie spotka samego Usagiego). Tyle zawartość tomu. Nie ma co ukrywać, ale jedną z najmocniejszych stron komiksu jest jego wygląd. Wizualnie wygląda on po prostu fantastycznie, to pozycja w sam raz dla fanów malowanego komiksu a jest ich u nas sporo. Dan Brereton nie boi się przy tym zmieniać natychmiastowo swojego stylu dzięki czemu na stronach obok siebie stosunkowo proste malunki kojarzące się z filmem animowanym z cyzelowanymi do granic przesady hiper-realistycznymi akwarelami przypominającymi prace Alexa Rossa, jako że Nocturnals działają wyłącznie w nocy (będzie to wytłumaczone fabularnie) skąpanymi w obowiązkowo ciemnych barwach z wręcz obowiązkowym w takich przypadkach doskonałym panowaniem nad światło-cieniem dającym efekty filmów z przełomu lat 80/90. Malowane komiksy mają tę wadę jednakże, że strasznie ciężko oddać na nich dynamikę ruchu, toteż jak wspomniałem wcześniej, artysta raczej nie nadużywa scen akcji. Zarzut miałbym też do postaci Evening, ona zachowuje się jak powiedzmy maks ośmiolatka-dziewięciolatka, z wyglądu powiedziałbym, że ma jakieś 12-13 lat, czasem nieco więcej a po niektórych mniej udanych planszach w oderwaniu powiedziałbym, że to dorosła kobieta. Mimo wszystko naprawdę, ale to naprawdę jest co podziwiać, zdecydowanie jeden z najlepszych pod tym względem komiksów jakie widziałem w tym roku. No więc może tak, ciężko ukryć że to nie jest komiks skierowany dla wszystkich. To pulpa w czystej postaci (w dobrym znaczeniu tego słowa, pojawiło się na naszym rynku kilka tytułów, które reklamują się tym określeniem a są po prostu czerstwe), jeżeli ktoś nie trawi tego typu mocno obciachowych chwiejnych konstrukcji to raczej mu się nie spodoba (no chyba, że ze względu na grafiki). Natomiast jeżeli ktoś się dobrze odnajduje w takich posklejanych na słowo honoru układankach z częstokroć kompletnie niepasujących do siebie elementów, to nie widzę sposobu aby Nocturnals mu się nie spodobali. Tak jak Jean Giraud tworzył "Garaż Hermetyczny" pod wpływem różnorakich specyfików jak sam twierdził (raczej tych bardziej niż tych mniej), tak nie mam problemu sobie wyobrazić, że Brereton usiadł za sztalugą, włączył jakiś meczyk na ESPN, otworzył sześciopak, ściągnął chmurę lub dwie i zaczął tworzyć te historie a przeskakując z kanału na kanał przypominał sobie co mu się jeszcze podobało kiedyś i bez krępacji dokładał kolejne elementy nie przejmując się czy to ma tam rację bytu czy też nie i ten jego entuzjazm w jakiś dziwny sposób udziela się czytelnikowi, to taka wielka piaskownica dla miłośników ostatniej dekady poprzedniego wieku. Jak kto lubi komiksy, które niekoniecznie mają jakiś fabularny sens za to bardziej bazują na klimacie to komiks dla niego, jak kto lubi Hellboya, The Goon czy też Ligę Niezwykłych Dżentelmenów to również komiks dla niego, jak kto wychowywał się na kreskówkach z lat 90-tych (mi w jakiś dziwny sposób sporo się tu kojarzyła z Motomyszami z Marsa) to również komiks dla niego, tak samo jak i komuś nie przeszkadza tandetnie-plastikowa estetyka Halloween prosto z obrazów wytwórni Hammer z jej nieodłącznymi nietoperzami na sznurkach. Lubicie "Rodzinę Addamsów" i "Edwarda Nożycorękiego" to komiks dla was, wyobrażacie sobie połączenie coppolowskiej opowieści o odchodzących w przeszłość gangsterach z zasadami opierających się jeszcze bezwzględnej bandyterce nowej fali z kosmicznym horrorem Lovecrafta i X-Menami Stana Lee to komiks dla was, a jak macie dzieci, które malują paznokcie na czarno, tak samo się ubierają i noszą zdecydowanie więcej metalowych ozdób niż podpowiadałby zdrowy rozsądek to komiks dla nich. No cóż, kupowałem ten tom z pewnością, że pójdzie na sprzedaż a tymczasem pozostaje na półce a ja bez wątpliwości nabędę również tom drugi, jak dla mnie warto zapłacić te kilkadziesiąt złotych i naprawdę warto przetrwać te kilkadziesiąt pierwszych stron kompletnego zagubienia aby przenieść się na te dwie czy tam trzy godziny do czasów, gdy człowiek jarał się takimi głupotami. Nie jest to z pewnością najlepszy czy tam jeden z kilku takich komiksów które przeczytałem w tym roku, ale za to z pewnością jeden z cichych bohaterów. Pierwszy raz w życiu usłyszałem o tym tytule, coś czuję że Nagle ma szansę godnie zastąpić na moich listach zakupowych Non Stop. Ocena 7+/10. "Spider-Man:Władza" - Kaare Andrews, Jose Villarubia. Zabawna sprawa, okryty złą sławą niekanoniczny komiks z linii Marvel Knights o ulubionym superbohaterze Marvela, który pomimo bardzo dużej liczby czytelników, którzy twierdzą, że to jeden z najgorszych komiksów o tej postaci jaki powstał to jednocześnie ujął jakąś tam część fandomu co sprawia, że średnie ocen w miejscach w których takie rzeczy się sprawdza, wcale nie są jakieś tragiczne zwłaszcza biorąc pod uwagę memiczność tytułu. Przejdźmy zatem do rzeczy. "Władza" to marvelowska podróba "Powrotu Mrocznego Rycerza" tria Miller-Janson-Varley, dystopijna przyszłość, Nowy Jork pod rządami faszystów czy tam komunistów, uciskających lud pracującej stolicy (świata), oczywiście dla jego własnego dobra. Świat w którym już dawno pozbyto się zarówno superłotrów jak i superbohaterów. Peter Parker to stary, załamany i zarośnięty dziadyga, pomiatany przez każdego penera który ma na to ochotę. Facet (już raczej nie), który myśli tylko o tym, aby wrócić po kolejnym upokarzającym dniu do domu i do Mary Jane tak, aby po drodze nie widzieć pleniącego się wokół zła. Twarz MJ, nigdy nie jest w tych momentach pokazana, ale patrząc się na jej piękne włosy i młodzieńczą sylwetkę nie da się nie domyśleć (zresztą o czym ja tu chrzanię skoro jest okładka?), że jest ona od dawna martwa a Peter rozmawia z jej duchem a raczej wspomnieniem i poczuciem winy. Tę żałosną półegzystencję przerwie wizyta jeszcze większego dziada, o dziwo żyjącego jeszcze DżejDżejDżeja, który spróbuje wstrząsnąć sumieniem superbohatera i pchnąć go do jakiegokolwiek działania. Jonah, zachowuje się i przemawia jakimś zagadkami niczym ktoś niespełna rozumu, próbując założyć coś na kształt sekty/ruchu oporu złożonego z ulicznych dzieci, ale pomimo swojego wyglądu kompletnego menela jest na tyle bogaty i ciągle poważany (raczej w sposób historyczny), że tytułowa Władza przymyka na niego oko (w dalszej części fabuły, przekonamy się, że on ciągle posiada umysł ostry jak brzytwa i to dosłownie). Tak czy inaczej pod wpływem jego oraz oczywiście latarni ciągle oświetlającej jego drogę (choćby i wirtualnie) czyli Mary Jane, Peter w końcu się ogoli i chociażby spróbuje zrobić to co robił kiedyś, czyli pokonać zło zgodnie z zasadą "z wielką mocą łączy się wielka odpowiedzialność". Rysunki Villarubii z gatunku tych paskudnych, no przynajmniej na pierwszy rzut oka. Niechlujne, często symboliczne szkice pozbawione szczegółów. Bardzo duża ilość gadających głów bez tła z wyjątkiem koloru, czego organicznie wręcz nie cierpię. Nie tylko w kwestii scenariusza, ale i w kwestii rysunków widać tu silne "inspiracje" Frankiem Millerem, tylko nie tym z "Powrotu..." a raczej z "Mroczny Rycerz Kontratakuje". Ja wiem, że większość ludzi, uważa rysunki w tamtym komiksie za potworki, ale ja je lubię, więc i te na pewnym dziwnym poziomie mi się podobają. Zresztą, ciężko nie zauważyć, że niektóre kadry wydają się strasznie brzydkie a niektóre całkiem udane, biorąc pod uwagę, że za rysunki odpowiadają obydwaj panowie, ciężko się nie domyślić, że jeden jest lepszy niż drugi (ale który jest który nie mam pojęcia), za to dosyć łatwo zauważyć, że dynamika scen akcji oddana jest naprawdę nieźle niezależnie od tego czy nam się obrazek podoba, czy nie. No i kwestia, że w przypadku pań widać po raz kolejny silne inspiracje, tyle że tym razem Timem Sale. A że Sale trzeba przyznać potrafi rysować je wyjątkowo pięknie to i tutaj nie powinno się narzekać. Ogólnie, nawet jeżeli ktoś nie uzna, że szata graficzna jest w przypadku tego komiksu jego wyjątkowo słabą stroną to i tak będzie wzbudzać raczej ambiwalentne odczucia, ale ma zaletę tę, że przynajmniej jest "jakaś". Przeglądnąłem, kilka opinii z "zagranicznych internetów" i najczęściej pojawiającym się tam słowem jest "rip-off" i rzeczywiście ten komiks to w dużej mierze rip TDKR i jak to raczej kiedyś niż teraz bywało jak każdy rip jest gorszej jakości niż oryginał. Naprawdę granice wzorowania się zostały tutaj przekroczone, mamy nawet scenki dziennikarzy z telewizora oraz drugą postać główną czyli młodą dziewczynę, nawet niektóre kadry wyglądają na dosłownie przerysowane. Tyle, że szczerze mówiąc jakoś niespecjalnie mi to przeszkadzało. Jasne, można się zżymać na to, że Peter jest tutaj jednak nieco postacią out-of-character, że szczerze mówiąc przez połowę komiksu ta jego nieporadność raczej mnie drażniła niż napełniała współczuciem, komiks jest raczej banalny w swojej wymowie a autorzy często chwytają się tanich sztuczek aby poruszyć czytelnika jadąc po jego emocjach. Całość jest bardzo edgy (jest brutalnie, zabija się tutaj dzieci) i o ile w Batmanie łagodzono to nieco sporą dawką humoru, tak tutaj akurat z tego pomysłu nie skorzystano, jest wszystko bardzo "na serio", dla jednych może być to plusem, dla innych będzie minusem, ja mam uczucia raczej mieszane. Głupkowate jest również to, że na początku zwykli siepacze Władzy łamią bez problemu (i nawet bez zamiaru) rękę Peterowi, podczas gdy na koniec fika on na pajęczynie niczym młodzieniaszek i znowu wlatuje pomiędzy przeciwników na pełnej parze, ba nawet tekścikiem potrafi rzucić. Z drugiej strony, ma kilka świetnych pomysłów z których najlepszy jest zdecydowanie Doc Octopus a raczej jego zasuszony trup kierowany przez ramiona obdarzone SI. Chociaż zniszczony cień Wilsona Fiska na łańcuchu czy Peter podczas pojedynku z Kravenem wciągający razem z nim jego "ziółka" też są niezgorsze. No i rzecz najważniejsza, sama historia jest wciągająca. Tam gdzie fabuła odkleja się od "Powrotu..." jest naprawdę dobrze a sam wybór głównego przeciwnika, chociaż nie powinien mnie zaskoczyć to i tak mnie zaskoczył. No i jednak ten klimacik deszczowego, sterroryzowanego przez tych którzy mieli go bronić przygnębiającego Nowego Jorku robi swoje. Nie wiem czy się komuś to spodoba czy nie, pragnąłbym jednak zwrócić uwagę, że tytuł jest ciągle dostępny chociażby w Gildii gdzie podczas wyprzedaży dostaje bardzo dużą zniżkę od ceny okładkowej, która w momencie wydania wydawała się zawyżona a przy dzisiejszych cenach to są śmieszne pieniądze. Na tyle małe, że chyba jednak warto spróbować komiksu, który jako całość ma tę samą zaletę co jego rysunki, czyli nieważne czy dobry czy zły, ale przynajmniej "jakiś" co w dobie bezpłciowych bzdetów toczących gatunek w dół same w sobie jest już zaletą. No co ja, zresztą będę tu rozprawiał. Mi się, ku mojemu zdziwieniu podobało. Ocena 7/10. So, 07 Grudzień 2024, 13:28:40 |
1 |
Odp: marcing - kolekcja
"Czarne serce" Łukasza Godlewskiego z dodatkami z Kickstartera. Oryginalna okładka katalogu wystawy "100 ans de la BD polonaise" od Bereniki Kołomyckiej. I trochę wrysów z ostatnich dwóch miesięcy. So, 07 Grudzień 2024, 14:24:45 |
1 |
Odp: Studio Lain
Tak tylko na marginesie nadmienię, że przeczytałem "Opowieści z czasów Kobry" i ten komiks to naprawdę jest rasowy kocur! Świetny jest pod każdym względem, wszystko mi się w nim podobało. Jak nie macie, to bierzcie póki się da.
Nd, 08 Grudzień 2024, 23:48:28 |
1 |
Odp: Egmont 2025
Egmont powinien zatrudnić Ciebie na stanowisku piarowca.
Pn, 09 Grudzień 2024, 14:30:32 |
1 |
Odp: Nowy nabytek zakupowy
To jeszcze jako kontynuacja dorzuce kilka porównań. Kolorowa seria od Loeba i Sale. Mucha vs Gallery Edition. Jako fan Sale'a totalny must-have, ogromne plansze (z tego co kojarze to format Broni X od Egmontu.), świetne kolory i dobry papier. Można złapać za 110-135 zł na Azylu w trakcie promocji. Plus dwa dość cienkie absoluty, które wydano w ciekawy sposób. Batman - Year One zawiera 2 tomy. W pierwszym tomie jest wydrukowana zremasterowana wersja (nowe, wysokiej rozdzielczości skany) oryginalnego kolorowania. W drugim tomie jest oryginalna wersja historii z 1987, która ukazała się w zeszytach, odtworzona na podstawie skanów z wydrukowanych stron komiksu, na papierze, który symuluje wygląd i styl starych komiksów. I ten papier jest genialny, można rzeczywiście poczuć retro klimat. Batman - Killing Joke wydany z podobnym pomysłem co Year One, ale w jednym tomie. Dwie wersje kolorowania - oryginalne na grubym offsecie i remaster na pięknej kredzie. Wcześniej LukCook wrzucał podobne porównanie. Dla mnie stare, psychodeliczne kolory są świetne Śr, 11 Grudzień 2024, 12:05:10 |
1 |
Odp: Jakie komiksy właśnie czytacie?
Newburn - Jedna z nowszych pozycji z wydawnictwa Mucha Comics. Jest to kryminał/sensacja w amerykańskim stylu. Gdybym nie znał autorów, to strzelałbym na duet Brubaker/Phillips (może w nieco [ale tylko nieco] słabszej formie). Cała historia opowiada o "samotnym strzelcu" i jego przygodach jako "gwaranta bezpieczeństwa" w Nowym Jorku. Sytuacja się komplikuje, gdy bierze pod swoje skrzydła podopieczną. Komiks jako całość jest bardzo dobry, ciężko oderwać się od lektury. To moja druga przygoda z Chipem Zdarskym po Spider-Man Historia życia i na razie jest to "znajomość" na wielki plus. Polecam! Dziesięciocentówka Nieskończoności - Marvel spotyka Disneya. Jest to spotkanie... krótkie Będąc szczerym - głównie narobiło mi to smaka na jakąś porządną, długą historię w kaczym uniwersum, która byłaby zilustrowana w ten sposób. Rysunki i dodatki są duszą tego wydania, fabuła raczej z tych mniej skomplikowanych. Komiks wyłącznie dla fanów kaczek. Alix Senator - Wydanie Zbiorcze tom 4 - Na tropach przeszłości - Alix długo kazał na siebie czekać, ale było warto. Czwarty tom przygód senatora jest chyba najlepszym dotychczasowym. Dwa tomy dzieją się w dwóch różnych miejscach na świecie, co zapewnia różnorodność. Całość czyta się z przejęciem i zaangażowaniem. Pod kątem rysunkowym? Więcej tego samego, do czego przyzwyczajono nas w pierwszych trzech tomach. Po raz kolejny warto odnotować, że notki historyczne są interesujące (choć to tło?... ech). Dla mnie Alix jest zawsze w czołówce komiksów do kupienia i czwarty tom tylko mnie w tym utwierdza! Scenki z życia osiedla - Na fali popularności Cazy (LiT i SL) postanowiłem sprawdzić wydaną przez Kurc pozycję. I cóż. Zdecydowanie nie jest to dla każdego. Zbiór historyjek - dłuższych i krótszych - jest bardzo... dziwny. Niektórych prawdopodobnie (no dobra, na pewno) nie zrozumiałem, ale było też parę perełek. Podobały mi się historie o czerwonym kamyku, czy o samochodzie. Powtarzające się gagi z miotłą były też jakąś stałą, której można było się przyczepić. Poza tym - dziwnie Rysunkowo - świetnie! Potrafię zrozumieć opinie pojawiające się na forum, że jest to komiks do "przyjmowania sobą" a nie czytania Świat Arkadiego czeka już na półce i wygląda zachęcająco. Lord Gravestone - komiks twórców Horacio d'Alba, czytany w Halloween. Ciekawa i świetnie zilustrowana historia o wampirach (i nie tylko). Całość jest pewnie horrorem pomieszanym z dramatem rodzinnym i romansem. Postaci są ciekawe, choć sam komiks nie jest czymś zupełnie nowym dla swojego gatunku. Czyta się to jednak naprawdę przyjemnie (tu wielka zasługa rysunków) i zdecydowanie nie żałuję zakupu. Ernie Pike - Wiele już zostało napisane na temat tego komiksu. Na pewno mogę potwierdzić, że jest to lektura warta poświęconego czasu. Cały komiks jest gigantyczny, bardzo ciężki. Zawiera wiele krótkich historii (i jedną dłuższą - zdecydowanie najsłabszą), które dzieją się podczas (i nieco po) II WŚ. Same historie są podobne, ale różne. Każda stara się pokazać głównego antybohatera czyli wojnę. Rysunkowo jest świetnie - Hugo Pratt ma charakterystyczny styl, który świetnie pasował do tej brudnej i refleksyjnej opowieści. Jedna uwaga - to nie jest komiks na jeden wieczór. Żeby historie nie męczyły, polecam dawkowanie sobie po kilka na dzień. Ogólnie - polecam! Joker/Harley: Zabójczy umysł - Ten komiks długo wylatywał z koszyka podczas zakupów - nie mogłem się przekonać do warstwy graficznej. Natomiast skuszony opiniami na forum postanowiłem dać szansę i była to dobra decyzja. Pierwsza uwaga - ten komiks to tak naprawdę "Joker/Harley: Zabójczy umysł", bo jednak to psycholożka jest tu główną postacią. Komiks składa się tak naprawdę z dwóch stylów graficznych: czarno-białe rysunki dzieją się obecnie, zaś kolorowe plansze umieszczone są w przeszłości. Całość czyta się jakby oglądać film sensacyjny (dobry!). Moje początkowe obawy zostały szybko rozwiane i całościowo uważam lekturę za udaną. Śr, 11 Grudzień 2024, 15:30:33 |
1 |
Odp: Egmont 2025
Ograniczony, ale dla każdego starczy Wiadome było, że "Weapon X" to inna klasa tytułu, w dodatku od lat nie do kupienia w normalnej formie.
Śr, 11 Grudzień 2024, 15:57:56 |
1 |
Odp: Jakie komiksy właśnie czytacie?
Otchłań zapomnienia - Paco Roca, Rodrigo Terrasa Nic lepszego w tym roku nie przeczytałem. Wybaczcie, ale jestem tak poruszony, że nie jestem w stanie dodać nic więcej. Cz, 12 Grudzień 2024, 16:11:09 |
1 |
Odp: roble - kolekcja
dziś czas na Marvel Orgins, zebrane z paru miesięcy plus parę fajnych albumów.. Marini, Gawronkiewicz, Herge, Brubaker, Kleks, Asteriks, Thorgal.. Klasyka komiksu.. top3 na dziś.. Achtung Zeligt! Gawronkiewicza doczekał się limitowanego wydania b&w w powiększonym formacie.. Piękne wydanie.. Cz, 12 Grudzień 2024, 17:06:26 |
1 |
Odp: Elemental
Pt, 13 Grudzień 2024, 18:36:30 |
1 |