Polubienia

Przejrzyj stronę ulubionych postów oraz otrzymanych polubień za posty użytkownika.


Polubione

Strony: 1 [2] 3 4 ... 42
Wiadomości Liczba polubień
Odp: Ogłoszenie Gildii: Bez paniki, forum zostaje! Dla mnie sprawa jest prosta: Gildia olewała nas na tyle długo, że wreszcie znaleźliśmy inną opcję. Teraz jesteśmy faktycznie i praktycznie u siebie a nie na łasce kogoś tam na górze Olimp z kim nie ma kontaktu. Gildia zostaje? Fantastycznie. Będziemy mieć nasze stare archiwum. Wracać? Mowy nie ma. Tutaj ktoś coś zrobił dla nas i gdybyśmy postanowili wrócić to zachowalibyśmy się gorzej niż źle. Nie bądźmy lemingami.

Jak dla mnie sytuacja jest perfekcyjna: mamy dostęp do archiwum starego forum i nowe do dyspozycji. Panie i Panowie - nie wiem jak Wy, ale ja nie ruszając się ze "Speca" otworzyłbym szampana za dzisiejszy twist fabularny.  ;D

Wt, 12 Luty 2019, 20:30:51
1
Odp: Ogłoszenie Gildii: Bez paniki, forum zostaje! FAKT_1: Jak to mówią informatycy: "Albo wte, albo wewte".

FAKT_2: Jestem informatykiem.

FAKT_3: Zrobiłem "wte". 

WNIOSEK_1: Nie mogę zrobić "wewte" (nawet choćbym chciał, a nie chcę).

WNIOSEK_2: Nigdzie się stąd nie ruszam.


Wt, 12 Luty 2019, 20:34:50
1
Odp: Ogłoszenie Gildii: Bez paniki, forum zostaje! Mi się tu podoba.
Na Gildii dorobiłem się rangi Pisarza brackiego, ale tutaj mam fajniejszą nazwe użytkownika ,fajniejszego avatara i jednego lajka , na Gildii nikt mi nie lajkował.






Wt, 12 Luty 2019, 22:55:47
1
Odp: Ogłoszenie Gildii: Bez paniki, forum zostaje! Zniesmaczyła mnie ta informacja z Gildii. Swego czasu zablokowali możliwość rejestracji, oświadczyli że forum zostanie wyłączone i tyle. Użytkownicy dopytywali o szczegóły, deklarowali wsparcie, chęć pomocy, argumentowali wskazując, że źle dla środowiska komiksowego byłoby utracenie takiego forum. A administratorzy pozostawali głusi na te prośby/sugestie/argumenty, czym jasno pokazali gdzie mają użytkowników swojego forum. Teraz, z jakichś nieznanych nam powodów (zapewne z chęci zysku, tradycyjnie) postanowili zmienić zdanie i oczekują, że wrocimy na ich forum? Ja nie mam takiego zamiaru i mam nadzieję, że większość użytkownikow zrobi podobnie. Tym bardziej, że nie mamy gwarancji, że sytuacja za jakiś czas się nie powtórzy.
Poza tym tutaj forum prowadzone jest przez pasjonata, który najwyraźniej chce to robić bezinteresownie. Czy przy okazji na tym zarobi? Oby. Ale najważniejsze jest to, że jego podstawowym motywem jest chęć stworzenia forum do wymiany poglądów nt. komiksu, a nie zysk. To ważne, bo daje to wiekszą pewność, że forum się utrzyma dlugie lata

Wt, 12 Luty 2019, 23:09:49
1
Odp: Ogłoszenie Gildii: Bez paniki, forum zostaje! Wszystko już zostało powiedziane (czy może raczej: napisane) więc jedyne co mi pozostaje dodać to tylko to, że warto docenić trud osoby/osób, które zafundowały nam to forum w sytuacji gdy "nadszyszkownictwo" Gildii de facto olało temat. Tu jest dobra chemia, a podejrzewam, że będzie jeszcze lepiej.
Wt, 12 Luty 2019, 23:11:43
1
Odp: Ogłoszenie Gildii: Bez paniki, forum zostaje! Lepiej żeby odpłynęła ku zachodzącemu słońcu, niż zatonęła z nami na pokładzie.
Śr, 13 Luty 2019, 13:02:34
1
Odp: Ogłoszenie Gildii: Bez paniki, forum zostaje! Kurczę, też się chciałem wypowiedzieć, ale ubiegło mnie jakieś milion osób. Nie jestem najaktywniejszym użytkownikiem, więc może mam mniejsze prawo do kategorycznej wypowiedzi, ale czytam Was na bieżąco. Nie widzę powodu, żeby wracać, bo:

1. Założyciele KomikSpeca poświęcili sporo czasu i energii, żeby zrobić coś dla nas. Pochylili się chyba nad każdą zgłoszoną uwagą. Teraz mamy się od nich odwrócić?

2. Nie mam nic do moderatorów z Gildii, ale takich jak na KomikSpecu to ze świecą szukać. Aktywni, błyskawicznie wprowadzają usprawnienia w życie, mają za sobą staż na Filmożercach. Pewni ludzie, którzy nagle nie zamilkną z dnia na dzień.

3. Mielibyśmy wracać do miejsca, które nadal uniemożliwia rejestrację nowym osobom, ale jest już złożona obietnica, że kiedyś ją przywrócą? A teraz jeszcze można przeczytać, że osoba z uprawnieniami administratora nie może tego zrobić sama (to niezależne od niej). Ile rzeczy na KomikSpecu jest niezależnych od administratora?

4. Forum Gildii to trupiarnia: stare gildie, w których już nikt się nie wypowiada. Tutaj jest tylko komiksowo, a grzecznościowo dano nam możliwość wypowiedzenia się w kilku popularnych działach (np. Literatura).

Podpisuję się też pod tym, że przeceniamy archiwum Gildii. Przeczytałem na Gildii wiele starych tematów od pierwszego posta, wspaniała lektura, ale przecież nie będę wracał, żeby znowu się emocjonować, jak ktoś znalazł w 2005 w kiosku rzadki a pożądany komiks.

Największa bolączka to pozycja w internetowych wyszukiwarkach. Tutejsi moderatorzy mogliby podpowiedzieć, jak wypozycjonować niniejsze forum wyżej (pomaga chyba wstawianie linku do forum na swoim blogu, facebooku itp., ale pewien nie jestem).

Cz, 14 Luty 2019, 02:14:12
1
Odp: Ogłoszenie Gildii: Bez paniki, forum zostaje! Nie wiem kto stoi za komikspecem, czy też kiedyś mu się nie odwidzi, bo to jednak jakiś tam wysiłek jest. Nie wiem też, czy nie robi tego z pobudek komercyjnych, czy niedługo nie sprzeda nas chciwej babie z Image.
Ale intuicja, jako element inteligencji, podpowiada mi, że forum Gildii już nie jest godne zaufania.
- administracja olała (ostatnie dni dobrze pokazują)
- prezesowi źle weszła kawa i uderzył pięścią w stół "nie będzie niczego", skąd wiadomo że za rok znowu się nie zachłyśnie

- archiwum choć pokaźne, to jednak 99% użyteczności każdego forum leży w nowych postach
- no i chyba jakaś męska odpowiedzialność za słowa. Jak się pisze, że "zamykamy forum" i po roku bezskutecznych próśb o uratowanie nikt nie raczy nawet odpisać, to trzeba być konsekwentnym. Może niepotrzebnie się doszukuję, ale widzę tutaj próbę zaszachowania forumowiczów, a jak ci wreszcie z tego szachu się uwalniają, to prezes się wycofuje.

Jedyne co mi w komikspecu nie leży to nazwa. Wolałbym Komiksichuj

Cz, 14 Luty 2019, 12:13:16
1
Odp: Sugestie na temat forum Nie ma. Jego nieodpowiednie posty wylądowały już w koszu
Pt, 15 Luty 2019, 14:39:41
1
Kapitan Żbik Wtedy nazwa "komiks" była na cenzurowanym, gdyż kojarzyła się z zepsutym zachodem, więc koniecznie należało zaproponować coś bardziej ze swojego podwórka. Tak powstała seria oficjalnie nazywana "kolorowe zeszyty", szybko przemianowana przez miłośników historyjek obrazkowych na "Kapitan Żbik". Było to dobrze ponad czterdzieści lat temu, zupełnie inne czasy. Dokładnie w 1967 roku narodził się Jan Żbik. Nazwisko zupełnie nieprzypadkowe, jak opowiadał sam twórca postaci, Władysław Krupka: "Nazwisko bohatera miało budzić skojarzenia z cechami żbika, takimi jak drapieżność i zwinność (...)". Oprócz tego Kapitan Żbik był ponadprzeciętnie inteligentny, odznaczał się niezwykłą dedukcją, potrafił świetnie posługiwać się najróżniejszą bronią, a także znał wiele  języków obcych. Do tego, co doceniła płeć piękna, był bardzo przystojny. Ale jego przygody skierowane były głównie do chłopców, a ich celem było ocieplenie wtedy niezbyt dobrego (lekko mówiąc) wizerunku Milicji Obywatelskiej oraz ORMO.

Zresztą bardzo trafnie opisał Kapitana Żbika krytyk Wojciech Orliński: "Żbik to najbardziej udana kreacja milicjanta w peerelowskiej popkulturze. Nie ma w nim chamstwa Borewicza, ani fajtłapowatości kapitana Sowy. Żbik – zwłaszcza rysowany przez Rosińskiego – miał w sobie skromną elegancję PRL-owskiego inteligenta, nienaganną, ale pozbawioną ekstrawagancji. Żbik stoi na straży prawa, ale nie waha się go łamać w dobrej wierze – np. w komiksie "Porwanie" nielegalnie przekracza granicę, gdy wymaga tego sprawa. Choć otaczają go piękne kobiety (zwłaszcza porucznik Ola), Żbik jest zbyt pochłonięty swoją pracą, by mieć jakiekolwiek życie osobiste."

Seria wydawana przez 15 lat i składająca się w sumie z 53 zeszytów spełniła swoją rolę. I choć wszechobecna cenzura dawała wyraźnie o sobie znać, a wiele spraw pozostawało tematami tabu, to młodzież chętnie sięgała po "kolorowe zeszyty", i z wypiekami na twarzy śledziła zapierające w piersiach perypetie odważnego i charyzmatycznego Kapitana, który zresztą kreowany był na postać jak najbardziej prawdziwą! W większości zeszytów mogliśmy znaleźć wstęp, w którym Jan Żbik "osobiście" zwracał się do czytelników, tytułując ich "Drogimi Przyjaciółmi".

Jak odbiera się Żbika dzisiaj? W 2014 roku wydawnictwo Ongrys rozpoczęło wznawianie odrestaurowanych zeszytów z serii "Kapitan Żbik". Rozpoczęto publikację serii od trzech pierwszych numerów, i wybór taki jak najbardziej z chronologicznego punktu widzenia jest słuszny, jednak z marketingowego już niekoniecznie. Poniżej wznowienia Ongrysa, oraz oryginały mające ponad 40 lat!



Jakiś czas temu przypomniałem sobie tę serię, i muszę przyznać, że Ryzyko to nie była łatwa przeprawa...

Może żeby usystematyzować: w serii ukazały się w sumie 53 zeszyty, poszczególne zamknięte historie zazwyczaj zajmowały jeden lub więcej zeszytów (maksymalnie 5). Za scenariusz i rysunki odpowiadały różne osoby, co zresztą doskonale widać, zarówno poziom scenariuszy był różny (na ich wpływ miały nie tylko zdolności autorów, ale też naciski Władzy Ludowej i tego, co sobie życzyła, by propagować), jak i oczywiście rysunków. Wśród nazwisk pojawiają się tacy Artyści jak znani chyba wszystkim zainteresowanym komiksem Jerzy Wróblewski, Grzegorz Rosiński czy Bogusław Polch.

Ryzyko to pierwsze trzy numery serii stanowiące zamkniętą fabularną całość, której podstawą jest rabunek wartych 40 milionów eksponatów z muzeum w Tarłowie. Do akcji przystępuje Milicja, w tym oczywiście główny bohater, czyli Kapitan Żbik. Którego o dziwo jest bardzo mało w tych zeszytach i do tego niczym szczególnym się nie wyróżnia. Za to dużo tu porucznik Oli, co zresztą zostało wtedy skrytykowane, no bo jak, kobieta dostała tak wyrazistą rolę w historyjce obrazkowej skierowanej do chłopców i mającej na celu przedstawiać postacie będące dla nich autorytetem i wzorem do naśladowania? W sumie to i tak nieważne, gdyż Ryzyko to i tak kaszana straszliwa. Scenariusz jest pełen głupot, bzdur, dziur fabularnych i nielogiczności, które przegięciem były nawet w tamtych czasach. Za rysunki odpowiadał Zbigniew Sobala, który nigdy nie powinien niczego rysować - szata graficzna jest wprost ohydna, pozbawiona zupełnie szczegółów, a poszczególne postacie trudno od siebie odróżnić. Start serii można określić jako wybitnie nieudany i to zarówno w tamtych latach, jak i obecnie. Jednak absolutnie nie należy całej serii skreślać, na szczęście w kolejnych zeszytach jest i co poczytać i co pooglądać!

O ile kibicuję wydawnictwu Ongrys w procesie wznawiania Żbików, to sam odpuściłem kupowanie kolejnych numerów, oczywiście nie z tego powodu, że coś z nimi jest nie tak, tylko na szczęście uchowały mi się starsze wydania. Niektóre w nie najlepszym stanie, jak choćby te ze zdjęcia poniżej, co na szczęście zupełnie nie przeszkadza w lekturze, a trzymanie prawie 50 letnich komiksów w ręku wręcz potęguje odczuwanie klimatu tamtych czasów.


Daty, które umieszczam przy tytułach poszczególnych zeszytów, to daty pierwszej publikacji tychże zeszytów, czyli pierwszych wydań. Sam naprawdę nie pamiętam, kiedy dany zeszyt dokładnie się ukazał, stąd posiłkuję się internetem, a wiadomo jak to jest w tych internetach. W zależności od źródła, czasem daty pierwszych publikacji mogą się różnić, ale zazwyczaj staram się sprawdzić parę źródeł i wybrać to (te) najbardziej rzetelne. Tak słowem wyjaśnienia.

4: Dziękuję, kapitanie (1969). Historia toczy się wokół zabójstwa dyrektora zakładów chemicznych, którego w nocy wyrzucono z jego własnego (!) samochodu. W tym tomie Żbik okazuje się prawdziwym twardzielem, doskonale strzela, jest sprytny, opanowany, nie brakuje mu zimnej krwi ani pomysłowości. Jednocześnie jest także naiwny i robi głupie błędy. Choć to raczej przywary scenariusza, pełnego dziur fabularnych, ale o dziwo, historyjkę czyta się całkiem przyjemnie. Niestety, gorzej z oglądaniem. Za rysunki odpowiada Jan Rocki (na całą serię narysował tylko ten jeden zeszyt), którego styl jest bardzo podobny do stylu Zbigniewa Sobali znanego z Ryzyka. Czyli jest źle, choć i tak Rocki bije pod względem szczegółowości kadrów, czy wyrazistości postaci Sobalę na głowę.

5: Diadem Tamary (1969) - na stanowisku rysownika zasiada sam Grzegorz Rosiński, choć jeżeli ktoś przyzwyczaił się do Thorgalowej kreski (szczególnie późniejszej), to może nieźle być zaskoczony tym, co tutaj znajdzie. Ale i tak poziom szaty graficznej, w stosunku do wcześniejszych tomów, rośnie jakościowo o parę długości. W biały dzień dochodzi do napadu na jubilera, złodziejom udaje się zbiec. Do akcji wkracza sam Kapitan Żbik, i dzieje się, oj dzieje! Bandyci nie przebierają w środkach, dochodzi do strzelanin, pogoni, obławy, lotów helikopterem czy pojedynku na moście. Akcja pędzi na złamanie karku i mimo wielu fabularnych dziur, czyta się to nieźle. W tomie nie zabrakło dodatkowego aspektu edukacyjnego, czyli bezpośredniego zwrócenia się do młodzieży, czyli głównych odbiorców samych komiksów z Kapitanem Żbikiem. Trzej młodzi wagarowicze żałują swoich postępków, i będą pilnie się uczyć, by w końcu "zostać przyjętym do Milicji".

6: Wzywam 0-21 (1969). "Zagraniczny turysta chce poznać tajemnicę wynalazku docenta Kowarskiego." Ale okazuje się, że z docenta niezły kozak i nie tak łatwo go "zgarnąć". Nasz wszechstronnie uzdolniony Kapitan Żbik natomiast pokazuje swoje kolejne umiejętności, czyli doskonałą znajomość "ciosów karate" oraz akrobatyczne pilotowanie awionetki. Akcja pędzi na złamanie karku, jest parę zaskoczeń, nawet przyjemnie się czyta. Ogląda już gorzej, gdyż ponownie za ołówek sięgnął Zbigniew Sobala. Choć uczciwie należy przyznać: od czasów Ryzyka znacznie podszkolił swój warsztat i teraz nawet widać coś na tych rysunkach, a i postacie można rozróżnić. Na co wpływ ma także znacznie wyższy poziom kolorowania - wreszcie znikneły "przypadkowe plamy". Okładkę oryginalnego wydania zdobiło zdjęcie (jedyny taki przypadek w całej serii!) Milicjanta przy swoim służbowym samochodzie, w otoczeniu zimowej scenerii.

7: Śledzić Fiata 03-17 WE (1970). Dynamiczna okładka zapowiada coś niezwykłego, tym bardziej, że szatą graficzną zajął się sam Mieczysław Wiśniewski znany z rysowania takich serii jak Podziemny front oraz Kapitan Kloss. Szczególnie w tej drugiej serii sprawdził się wprost wyśmienicie. Niestety, w Żbiku zupełnie poległ, a jego Żbik zupełnie Żbika nie przypomina (takie stwierdzenie po rysunkowych przygodach z Sobalą to niestety mocna obelga...). Na szczęście w całej serii zajmował się tylko tym jednym albumem. Scenariusz to tragedia - pełen dziur, nielogiczności, idiotyzmów i głupot. Czyta się po prostu ciężko.

8: Tajemnica ikony (1970). Kolejna świetna okładka, powiedziałbym nawet, że jedna z najlepszych w całej serii. Rysuje ponownie Rosiński, który wyraźnie rozwija swój warsztat. Scenariuszowo jest przyjemnie: akcja kręci się wokół kradzieży ikony z cerkwi gdzieś w Bieszczadach. Od razu znany jest zleceniodawca i kupiec dzieła sztuki: (zły?) Niemiec, który płaci tysiąc dolarów gotówką. Do tego, okazuje się, że ikona ma "drugie dno"... W tomie pojawia się wątek młodzieży, a dokładnie drobiazgowej aż do przesady Młodzieżowej Służby Ruchu.

9: Kryształowe okruchy (1970). Znowu Zbigniew Sobala, a do tego dziwaczna i zupełnie bezpłciowa, okładka. Akcja rozwija się wokół zabójstwa inżyniera Zalewskiego, który nie zjawił się w pracy, więc od razu kierownik leci na posterunek MO. No dobrze, wcześniej dzwoni i puka. Scenariusz głupawy i dziurawy oraz jak zwykle, mocno propagandowy, ale da się przeczytać, choć rysunki mocno do lektury zniechęcają.

Teraz następują przygody Żbika w demoludach, a przynajmniej w większości krajów które swego czasu w ich skład wchodziły. Na całą historię składa się w sumie pięć kolejnych zeszytów:

10: Zapalniczka z pozytywką (1970)
11: Spotkanie w "Kukerite" (1970)
12: Podwójny mat (1970)
13: Porwanie (1970)
14: Błękitna serpentyna (1970)

Na poniższym zdjęciu umieściłem jednak sześć albumów, po prostu ostatnią część posiadam w dwóch wydaniach. Zresztą nie bez powodu. Wszystkie albumy w których tytuł umieszczono na białym skośnym pasku to drugie wydania, z roku 1974. Pierwsze pod względem okładek niewiele się różniły, rysunki pozostały te same, jedynie tytuły były wykonane stylizowaną czcionką i umieszczone bezpośrednio na rysunku zdobiącym okładkę. Wyjątkiem jest część piąta historii: Błękitna serpentyna. Szukając po rożnych źródłach powody zmiany okładki znalazłem dwa. Pierwszy, logiczny, to forma skośnego paska, który zupełnie nie pasował na układ pierwotnej okładki i zasłaniałby bezsensownie ważne jej elementy - stąd trzeba było ją przerysować, by pasowała do takiej formy graficznej. Drugim powodem była cenzura, która przyczepiła się do zbyt skąpego stroju tancerki, stąd też ta zmiana. Jak dla mnie, w drugiej wersji Rosiński pokazał, że umie nadać rysowanym kobietom sporo seksapilu, nawet jak komuś to nie na rękę.



Właśnie, za rysunki we wszystkich pięciu numerach odpowiada wszem znany i lubiany Grzegorz Rosiński. Owszem, wczesny, ale już wyraźnie widać, że swój styl ma, a do tego wprost przepełniony jest talentem. Już dla rysunków bez wątpienia warto sięgnąć po te kolorowe zeszyty, a dodatkowym atutem jest scenariusz. Żeby nie było: pełny dziur fabularnych, głupot, bez pełnego zakończenia, z wieloma bezsensami i przepełniony propagandą, ale mimo to, czyta się to wyśmienicie! Historia polowania na doskonale (no powiedzmy, że doskonale) zorganizowaną grupę przemytników opowiedziana jest z werwą, dynamicznie, a Rosiński ewidentnie doskonale się czuje, pokazując wręcz filmowe prowadzenie akcji.



15: Kocie oko (1971) Po zuchwałym napadzie na bank, łupem złodziei pada dwanaście milionów złotych. Do akcji wkracza kapitan Żbik i porucznik Ola. Misternie przygotowany przez przestępców plan niestety niweczy ich głupota oraz brak wzajemnego zaufania... Za stronę graficzna odpowiada Zbigniew Sobala, który w pierwszych Żbikach zupełnie się nie sprawdził, a tutaj o dziwo, da się jego obrazki oglądać! A i poczytać jest co, gdyż otrzymujemy po prostu całkiem niezłą opowieść sensacyjną. A ostatnie dwa kadry wymiatają! Plus za okładkę, mimo że trochę jej brakuje, to jednak czuć napięcie!

16: Czarna Nefretete (1971) Jak w każdym Żbiku i tutaj znajdziemy dziury fabularne, i to momentami mocno wkurzające, ale scenariusz daje radę. Kolekcjoner dzieł sztuki, Jan Mirski, rano wychodzi na tajemnicze spotkanie. Niestety spacer kończy się tragicznie. Do akcji wkracza Jan Żbik. Za rysunki odpowiada Grzegorz Rosiński, i wciąż wyraźnie widać ewolucję jego stylu. W Czarnej Nefretete jest już lepiej niż dobrze - postacie są wyraziste, łatwe do rozpoznania, do tego Rosiński nie szczędzi szczegółów anatomicznych. A jakie piękne rysuje kobiety! Także tła są perfekcyjnie dopieszczone, obojętnie czy to pokój na komendzie, czy sklep z dziełami sztuki, jest co podziwiać! No i ta okładka!

17: „Złoty” Mauritius (1971) Na zlecenie cudzoziemca, dochodzi do spektakularnego napadu na konwój przewożący unikatowy znaczek, tytułowy "Złoty" Mauritius. Scenariusz pędzi na złamanie karku, i jest nawet dziś bardzo przyjemny w odbiorze. Tym bardziej, że towarzyszą mu rysunki Polcha! Tak, zgadza się, za sterami zasiada Bogusław Polch, znany głównie z Kovala czy Ekspedycji. Tu już doskonale widać przywiązanie Polcha do szczegółów, choć większość jego kadrów jednak nieco straszy, powiedziałbym, plastikowością. Ale i tak, jest to bardzo wysoki poziom, a do tego sceny akcji ogląda się naprawdę z przyjemnością. A jak Żbik daje w zęby: cacuszko!

18: Czarny parasol (1971), 19: Studnia (1971) Feliks werbuje dwóch kieszonkowców, i razem dokonują napadu metodą "na parasol" na Centralę Sprzętu Medycznego. Do sprawy oddelegowany zostaje Kapitan Żbik. Który oczywiście staje na wysokości zadania, choć pozytywne zakończenie to głównie wynik niesnasek wśród przestępców, przypadkowych świadków oraz... oparów malin... Scenariusz rozwleczony na dwa numery nie jest zbyt dynamiczny, ale czyta się to przyzwoicie, choć historia zupełnie nie porywa. Podobnie jak rysunki Andrzeja Kamińskiego, których poziom może nie straszy, ale jest gorszy niż to co pokazał choćby Sobala w Kocim Oku.

Jako taka ciekawostka: większość zeszytów z serii Żbik z mojej kolekcji ma biały pasek z lewej strony. Zeszyty mają swoje lata, niektóre zakupiłem wieki temu używane, w stanie "nieco" podniszczonym, stąd też próba ich odnowienia - zabezpieczenia. A więc okleiłem grzbiety zwykłym gładkim papierem, takim z zeszytów, a jako łącznika użyłem słynnego kleju Wikol. Wtedy bardzo go lubiłem, nie, nie z powodu zapachu (bardzo charakterystycznego i... wyrazistego), ale z powodu jego mocy - był to w tamtych jedyny klej w miarę łatwo dostępny który miał prawdziwą moc. I używałem go głównie do sklejania kartonowych modeli z Małego Modelarza: sprawdzał się idealnie. Do grzbietów komiksów najwidoczniej też się nadawał, do dzisiaj nic się nie odkleiło!



20: Strzał przed północą (1971) We wsi Wólka Mała ktoś strzela do gospodarza Kopczyńskiego i jego córki, którzy dopiero co zasiedli do wspólnej kolacji. Strzał, na szczęście niecelny,  pada za otwartego okna, a sprawca szybko znika w mroku nocy. Mija miesiąc i ponownie nieznany sprawca oddaje strzał w stronę Kopczyńskich. Do akcji wkracza znany nam Żbik, który jak szybko się okazuje, wśród wielu umiejętności, zna się także doskonale na pracy w gospodarstwie. Rysuje Sobala, wiec rysunki zupełnie nie porywają, ale postacie da się rozróżnić, a i parę w miarę udanych kadrów da się tu odnaleźć. I nawet okładkę można uznać za bardzo udaną. Scenariusz przyzwoity, taki średniak, ale przyjemny w odbiorze.

21-22: Człowiek za burtą & Gotycka komnata (1972) Do Waśnic przyjechał nowy kustosz muzeum - Kazimierz Groński. I zaczyna się! Próby zabójstwa, tajemnicze komnaty, betonowe posadzki, skarby, niebezpieczne miny, czarna pantera... I Żbik, który np.: potrafi się nieźle przebrać. A na deser zbrodniarze wojenni. Choć nie, takim prawdziwym deserem jest Danuta Zawadzka! Między tą rudowłosą pięknością a Żbikiem wyraźnie czuć chemię, a kadr, gdzie Danuta patrzy na Żbika szeroko otwartymi oczami i trzyma palec na ustach wprost emanuje napięciem erotycznym. I te słowa: "Będę się czuła pewniej wiedząc, że pan jest w pobliżu"! Niestety, Żbik poświęcony jest swojej pracy, i cała sprawa kończy się jedynie serdecznym pożegnaniem przy kawce i papierosku. Rysuje Rosiński, którego rysunek wciąż ewoluuje. Tym razem kreska sprawia wrażenie bardziej delikatnej, choć niestety można także zauważyć, że w kadrach jest jakby mniej szczegółów. Ale i tak, jest co podziwiać, a poszczególne postacie w kresce Rosińskiego są bardzo wyraziste, charakterystyczne, i piękne, szczególnie kobiety, w tym wspomniana Danuta. Scenariusz bardzo dobry i przyjemny w odbiorze, dzieje się dużo, są zwroty akcji, także smutniejsze momenty, a dziury fabularne nie straszą. Jedne z moich ulubionych Żbików - mocno polecam!



23-26: Nocna wizyta, Wąż z rubinowym oczkiem, Pogoń za lwem, Salto śmierci (1972) Historia rozłożona na cztery kolejne zeszyty scenariuszowo stoi na bardzo wysokim poziomie. Oczywiście, jak to w Żbikach bywało, nie uniknięto dziur czy nieścisłości fabularnych, ale o perypetiach szajki złodziei i polujących na nich Kapitana czyta się doprawdy nieźle. W moim prywatnym rankingu: jedne z lepszych Żbików! Tym bardziej, że za rysunki odpowiada Bogusław Polch. Co prawda nie jest to jeszcze poziom znany z Kovala, ale zeszyty i tak dostarczają nam odpowiednich wrażeń estetycznych. Choć mam jeden zarzut, a mianowicie, zbyt często rzuca się w oczy swego rodzaju przesadzona sterylność w kadrach, oraz coś, co nazwałbym "brakiem dynamiki". Całościowo historię zapamiętałem z dzieciństwa bardzo dobrze, a i dzisiaj z przyjemnością do niej powróciłem. Aha, jako ciekawostka: drugie wydanie zeszytu "Salto śmierci" z powodu zaginięcia oryginalnych materiałów zostało od podstaw przerysowane. Miał się tym zająć sam Polch, ale nie zgodził się na ponowne wykonywanie tej samej roboty, stąd też do tej fuchy zatrudniono anonimowego artystę, jego nazwisko niestety nie pojawiło się nigdzie w zeszycie. Przerysowanie wyszło całkiem nieźle, choć kreska z drugiego wydania jest wyraźnie grubsza i "cięższa", jak już macie wybór, to jednak lepiej sięgnąć po pierwsze wydanie.

27: Skoda TW 6163 (1973) Grzegorz Rosiński pod wieloma względami jest przeciwieństwem Polcha. O ile Polch przywiązywał wagę do czystości kadrów, a jego problemem był wspomniany "brak dynamiki", to Rosiński dosłownie "płynął", prezentując nam doznania wręcz filmowe. Jednocześnie często jego rysunki prezentują się nieco niedbale, acz braku szczegółów nie można im zarzucić. Niezaprzeczalnym atutem Żbików jest właśnie okazja do obcowania z początkami znanych polskich rysowników, i doskonała obserwacja różnic w ich stylach, oraz rozwoju tychże. Skodę TW 6163 scenariuszowo odbiera się bardzo dobrze. Mimo zabójstwa wokół którego toczy się postępowanie, to całość poprowadzona jest dość lekko, i historię czyta się dosłownie jednym tchem. Jako ciekawostka: na jednym z kadrów "Żbik z grafologiem odwiedzają pewną szkołę". Gdy do niej wchodzą, na pierwszym planie widzimy grupę dzieciaków którzy z zaciekawieniem czytają zeszyt "Człowiek za burtą", czyli jedną ze wcześniejszych przygód Kapitana! Szkoda, że zaaferowane lekturą dzieciaki nie widzą, że ich bohater przechodzi dosłownie za ich plecami!


Pt, 15 Luty 2019, 18:59:11
1