Polubienia

Przejrzyj stronę ulubionych postów oraz otrzymanych polubień za posty użytkownika.


Posty polubione przez innych

Strony: 1 ... 51 52 [53]
Wiadomości Liczba polubień
Odp: Diuna (2020) Raczej z tuningowanym Passatem. Martin w jakimś wywiadzie mówił, że trochę z Diuny zerżnął co zresztą ciężko ukryć, natomiast z wyjątkiem jednego poruszanego zagadnienia, tak naprawdę niewiele mają ze sobą punktów stycznych. Jedno to wielka literatura momentami bliska humanizmowi Tołstoja, drugie to pop-kultura bazująca często na niskich instynktach.
So, 12 Wrzesień 2020, 15:38:01
1
Odp: Libertago Co z tego, że ten Thorgal jest taki duży jak tam połowę powierzchni strony zajmuje margines? Te kolorowe płótno no boku bez jakiegokolwiek wytłoczenia to bieda, tak samo jak ta boska litografia z podpisem, praktycznie w cenie kompletu zbiorczego Hellboya. Egmont ze swoimi Przedwiecznymi i Batmanem naprawdę nie ma się czego wstydzić.
Śr, 23 Wrzesień 2020, 15:27:50
3
Odp: Jest przygodowo!   Przede wszystkim O dwóch takich co ukradli księżyc wiadomix.Do tego Walkabout, Niedźwiadek, Dersu Uzała, Przygody Tintina, Afrykańska Królowa, Cena Strachu, Człowiek Który Chciał Być Królem, W 80 Dni Dookoła Świata, Gwiazda Południa i więcej grzechów nie pamiętam. Większość tych filmów to może nie o archeologach, którzy skacząc nad przepaściami wyciągają artefakty z grobowców, ale każdy z nich to niewątpliwie klasyka kina przygodowego no i świetne filmy. Do tego oczywiście ekranizacje klasyki London, Dumas, Golonowie.
Śr, 23 Wrzesień 2020, 15:40:37
1
Odp: Libertago I są jeszcze tacy jak ja co chcieli kupić zbiorcze "W Poszukiwaniu Ptaka Czasu" i "Borgię" w cenie do 100 złotych.
Śr, 23 Wrzesień 2020, 15:51:32
5
Odp: Tore Oficyna Wydawnicza Mi się okładka podoba, zdecydowanie ma ten posmak groszowej literatury. Mam wrażenie, że jakby zamienić je miejscami to i tak byłoby bicie piany, że oryginalna ma ładniejszą czcionkę. 29 złotych to dobra cena, jeszcze lepiej jakby obejmowały też ją standardowe rabaty, jakoś do tego Dylana nie jestem przekonany ale po pierwszy numer Zagora z pewnością sięgnę z ciekawości, oby na miękko, oby nie rozdymali tego dodatkami. Fajnie jakby wydawnictwo sięgnęło po jakąś erotykę, Włosi bazgrali tego na potęgę tam nie tylko Manara, Crepax i Serpieri. Może jakieś giallo?
So, 26 Wrzesień 2020, 19:11:08
1
Odp: Egmont 2020   Obracam właśnie w rękach trzy egmontowe cudeńka i kurde robią wrażenie, są naprawdę wielkie (chociaż zaczynam się przyzwyczajać) i pod względem jakości papieru itp nie mam żadnych zarzutów. Łyżka dziegciu w beczce miodu, w Przedwiecznych widać takie drobne jakby "kwadraciki" przypominające piksele, które nie znam się na tym, ale są zapewne efektem nałożenia tuszu, w zwykłym formacie to absolutnie niewidoczne, tutaj nieco jednak wypływa to na wierzch. W Batmanach, niektóre nowele mają przy tytule podanych autorów inne nie mają co z racji tego, że jest ich sporo trzeba będzie się sporo nawachlować, zapewne było tak w oryginale ani nie pamiętam, ani nie mam z czym porównać, trochę to jednak drażniące. A tak poza tym pełen lusus, obawiałem się nieco rysunków Kirby'ego, ale posypuję głowę popiołem wyglądają w tym formacie obłędnie, twarz Zurasa na całą stronę jest chyba większa niż twarz żywego człowieka a ten czerwony Celestianin też na całą stronę po prostu "ryje banię". Jak otworzyłem Batmana, to wróciły wspomnienia aż mi oczy zaszły łzami ze szczęścia Bolland, Liberatore, Sienkiewicz, Bisley, Janson, Sale, Cooke, Breccia i wielu wielu innych, to wygląda przerażająco wręcz pięknie i nie ma żadnych śladów powiększania, wszystko jest podkręcone na maksa. Jak tylko zobaczyłem "Wieczną Żałobę" McKeevera to natychmiast musiałem to przeczytać jak sobie pomyślę że przede mną jeszcze "Diabelska Trąbka" czy to antyutopijne opowiadanie to...a zresztą co się będę tutaj spuszczał, jeden z najlepszych komiksów o Batmanie na naszym rynku. Tak na koniec komiksy są przepiękne, mam jednak nadzieję, że to nie stanie się jakimś wydawniczym standardem i nie będą trafiać tam tytuły które powinny istnieć w normalnym obiegu. Ciężkie to, nieporęczne takie mało ergonomiczne, że się tak wyrażę, no i jednak cena robi swoje. Na koniec ciekawostka, nie widziałem żeby ktoś to wspominał tutaj, po wyjęciu z paczki komiksy wydały mi się takie jakby bardziej "smukłe" niż normalnie. Zmierzyłem to miarką i w standardowym egmontowskim amerykaninie stosunek wysokości do szerokości wynosi 1,49 tutaj było to 1,53.
Pt, 02 Październik 2020, 11:06:24
7
Odp: Egmont 2020  Daj spokój, jaki spadek formy? Fakt jego rysunki z tych okresów nieco się różnią chociaż widać że to ten sam artysta, kwestią subiektywną jest komu się podobają które bardziej. Natomiast te wcześniejsze są o wiele prostsze, stylem o wiele bardziej przypominające te z wydawnictw przygodowych, których wydawano wtedy na kopy i nieco bardziej jednak "generyczne". Te późniejsze, nieco bardziej "komiksowe", mają jednak zdecydowanie bardziej autorski pazur. To ewolucja rysownika a nie znaczący spadek formy.
Pt, 02 Październik 2020, 11:46:46
3
Odp: Egmont 2020
Cytuj
No i trafiłem z "Kingdom Come"

To zawęża Bazylowi pole manewru.

Nd, 04 Październik 2020, 22:35:39
2
Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi   Podsumowanie września. Wrzesień, tradycyjnie dla mnie miesiącem komiksu polskiego, tyle że po przegrzebaniu półek okazało się, że właściwie niewiele tych polskich komiksów posiadam do przeczytania. Noc cóż, życie potrafi kopnąć w jaja, może za rok będzie lepiej?

1. Najlepszy:

  "Nightwing tom 4 - Starzy i nowi wrogowie" - Tim Seeley, Javier Fernandez, Miguel Mendonça. Zbiorcze wydanie dwóch zbiorczych wydań (masło maślane) kończących serię Seeleya a całość podzielona jest na trzy rozdziały. W pierwszym Do Bludhaven, trafia nowy gracz pragnący dostać się na sam szczyt przestępczej piramidy, świeżo wypuszczony z dłuższej odsiadki w Blackgate facet będący kolejną wariacją Jekylla i Hyde'a nazywający siebie Blockbuster. Postać nieco niejednoznaczna moralnie co z pewnością wychodzi jej na dobre. W drugim autor sięgnie do agenturalnej przeszłości Dicka i wyśle go na konfrontację z jego byłą agencją wywiadowczą Spyral w której pomoże mu Helena Bertinelli - Huntress, która od czasu kiedy ją ostatnio widziałem nie tylko zmieniła twarz na taką jakby bardziej orientalną to jeszcze na dodatek bardzo dużo czasu spędziła na słońcu. Rozdział trzeci to "Le Grand Final" w którym wezmą udział praktycznie wszyscy bohaterowie z wyjątkiem Bruce i Damiana Wayne'ów oraz Barbary jacy pojawili się na łamach serii a stawką będzie jak najbardziej klasycznie los całego miasta. Za rysunki odpowiada Fernandez znany z wcześniejszych tomów oraz Mandoca który podmienił Marcusa To. Rysunki tego drugiego mniej mi przypadły do gustu, jego styl to taki typowy plastik-fantastik superhero aczkolwiek bez jakichś większych błędów technicznych, jak ktoś lubi taką konwencję powinien być usatysfakcjonowany, chociaż moim zdaniem poprzednik był nieco lepszy. O wiele lepiej podeszły mi rysunki Fernandeza, który o ile już w poprzednich tomach starał się mocno czerpać ze stylu uwielbianego przeze mnie śp. Norma Breyfogle tak tutaj kopiuje już bez skrępowania. Owszem można by mu zarzucić, zwykłe naśladownictwo, ale skoro zabrakło oryginału... Naprawdę bardzo fajna seria, Seeley przede wszystkim jest mocny się w pisaniu bohaterów, polubiłem niemalże wszystkie które pojawiły się na jej łamach, sympatyczny bohater tytułowy, dwóch naprawdę przyzwoicie skonstruowanych gagatków czyli Blockbuster oraz Raptor, który od początku interesujący w czwartym tomie został dodatkowo rozwinięty w interesującą stronę, do tego cała masa sympatycznych postaci drugo i trzecioplanowych. Momentami czuć, że nieco zabrakło miejsca jak w przypadku Shawn, której nie dość że nie polubiłem wcale, to jeszcze została kochanką Dicka właściwie z nieznanych mi przyczyn i tak samo z niespecjalnie rozsądnych przyczyn się z nim rozstała. Jednym słowem fajny, napisany z polotem i bez zadęcia mariaż komiksu superbohaterskiego, wydziwów w stylu Granta Morrisona, obyczajówki, komedii (na szczęście bez przesady) i kryminalnej sensacji. Jakby ktoś się interesował to ostatni tom nie jest ucięty siekierą jak dajmy na to Aquaman, autor zostawia wiele furtek pootwieranych dla dalszych autorów, ale całość sprawia wrażenie zakończonej z elegancją. A ja sobie czekam na "Graysona" w DC Deluxe. Ocena 7+/10.

 

2. Zaskoczenie na plus:

  "Kapitan Żbik - Wydanie I tom zbiorczy" - autorzy różni. Wstyd się przyznać (żartowałem, nie wstydzę się), ale nie znałem za bardzo Kapitana Żbika, tytuł to nie moje czasy a jako dziecko jakoś mi nie wpadły te komiksy w ręce (przeczytałem dwa zeszyty, nie wiem jakie ale nic z tego tomu). W każdym razie wraz ze zbiorczym wydaniem Ongrysu przyszła okazja łyknąć nieco wiedzy na ten temat a jako, że jestem fanem "milicyjnego" kina oraz podobnej literatury z lat 60-70 nie żal było widać tych kilkudziesięciu złotych. W pierwszym tomie, zawartych jest pierwszych dziesięć zeszytów serii, no może nie do końca zeszytów bo pierwszy to zbiór pasków komiksowych z Kuriera Szczecińskiego. Zbiór sensacyjno detektywistyczne komiksy z polskim Jamesem Bondem skrzyżowanym z Supermanem oraz inspektorem Kojakiem. Żbik wszystko potrafi, wszystko wie i na wszystkim się zna czyli istny człowiek socjalistycznego renesansu, chociaż i on czasem staje w obliczu bezradności wobec perfidii przestępców więc jakieś pozory realizmu zostają zachowane. Szczerze mówiąc właśnie niedostatki realizmu były rzeczą, która mnie zadziwiła, nastawiałem się raczej na coś bardziej przyziemnego i mocniej stojącego obydwiema nogami na ziemi, a tutaj większość opowiadań ma zdecydowanie przygodowe zacięcie i nie wydaje się specjalnie wiarygodna. Wyjątkiem jest ostatni ciąg fabularny (fabuły potrafią przeskakiwać z zeszytu na zeszyt pomimo różnych tytułów), który faktycznie tak na zdrowy rozsądek pokazuje jak mogło wyglądać śledztwo i jak wyglądał pościg za bandytami. Tym niemniej wszystkie zeszyty mają swój sens, na tym tle kompletnym kuriozum jest pierwszy rozdział "Pięć Błękitnych Goździków" tak napisany, że nie bardzo wiedziałem o co w nim chodzi na dodatek mający na celu chyba ukazanie Milicji jako kretynów i nieudaczników. Pod względem graficznym tom wygląda interesująco, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że artyści z braku czegoś co można by określić "polską szkołą komiksu" (która zdaje się do dzisiaj nie powstała) poruszali się po istnej terra incognita. Przyciągające wzrok, dające znać że mamy do czynienia z utalentowanym plastykiem chociaż drażniące brakiem teł rysunki Zbigniewa Sobali (w dalszych nieco bardziej dopracowanych zeszytach, wyglądają niestety nieco słabiej), dynamiczne kadry Jana Rockiego, pierwszy występ na scenie Grzegorza Rosińskiego (facet przebył baaaaaardzo długą drogę) i nieco realistyczniejsze prace Mieczysława Wiśniewskiego z których sporo zaczerpnął Jerzy Wróblewski mogą się podobać. Powiem więcej byłem całkiem przyjemnie zaskoczony niezłym poziomem rysunków, jakoś tak nastawiłem się że to będzie gorzej wyglądało. Kwestie propagandowe do przemyśleń, głęboko wierzę że harcerze po zorientowaniu się, że ktoś chce uciec z socjalistycznego raju nie lecieli na komisariat z donosem. Zresztą przyznam szczerze, to jest tak napisane że przyłapałem się na tym iż obserwując dysproporcję sił i możliwości pomiędzy państwem a przestępcami, to o ile nie zabili kogoś postronnego to kibicowałem tym drugim. Żeby w tamtych czasach zdecydować się na popełnienie ciężkiego przestępstwa trzeba było być prawdziwym twardzielem, albo prawdziwym desperatem (najpewniej jednym i drugim naraz). Wydanie Ongrysowe bardzo przyjemne, wydanie solidne, spora ilość ciekawych dodatków - "list" od Żbika będący jednocześnie jego życiorysem, sylwetki twórców wraz ze zdjęciami, okładki, propagnadowo-edukacyjne plakaty, krótkie paski komiksowe itp. Kupiłem wersję z regularną odsądzaną tutaj od czci i wiary okładką. Na żywo prezentuje się całkiem fajnie, gdyby nie natrętnie komputerowe kolory, uznałbym ją za bardzo udaną. "Kapitan Żbik" to jednak część historii polskiego komiksu, bawiłem się nieźle i czekam na tom drugi. Ocena 7/10.

  "Superman - Action Comics tomy 1-4" - Dan Jurgens i inni. Z pewną taką nieśmiałością podszedłem do tytułu, miałem ochotę na regularną serię z Supermanem bo od czasów Tm-Semic takowej żadnej nie czytałem, od pierwszego tomu Tomasiego nieco się odbiłem, Lois w batzbroi naparzająca się w "tajnej bazie" Batmana na Księżycu z Eradicatorem który zjadł Krypto to było dla mnie nieco zbyt dużo, na dodatek album straszył rysunkami. Pomyślałem, że Jurgens może stanowić nieco mniejszy szok poznawczy dla weterana mojego pokroju i w pewnym sensie się nie pomyliłem. Chociaż z drugiej tom pierwszy "Ścieżka Zagłady" jednak stanowił dla mnie niezły szok, poczułem się jakbym ostatnie ponad dwadzieścia lat spędził pod lodem (Jurgens też zresztą). Na początku widzimy Luthora ubranego w zbroję Supermana, przemawiającego w tv, na co Superman reaguje słowami "o nie Lex Luthor...tak być nie może, zaraz mu skuję mordę" (to mniej więcej jego słowa) i leci zamienić słowa w czyn. Trochę mało to supermanowe jak na mój gust, chyba powinien wziąć pod uwagę, że skoro to inny wszechświat to i Lex może być inny ale dobra niech będzie. Jak mówi tak robi i w samym środku szkolnej bijatyki wyskakuje jak przysłowiowy diabeł z pudełka kto?...Doomsday. W tej chwili, lekko z niedowierzaniem, przetarłem oczy i zerknąłem w kalendarz, ale nie to cały czas był 2020 rok. Nie dość, że wyskakuje ten Doomsday to jeszcze zaczyna się prać z Supermanem i robią to do samego końca albumu, oczywiście Action w tytule zobowiązuje, ale to była lekka przesada w tym tomie nie dzieje się nic z wyjątkiem nieustannego lania (przy okazji dowiedziałem się, że nieco chyba przepisano origin Doomsdaya, który ma teraz nieco więcej sensu). Mimo wszystko poczułem się znowu jak dzieciak czytający teemsemikową "Śmierć Supermana". Drugi tom "Powrót do Daily Planet" da czytelnikowi nieco odetchnąć, dla odmiany nie znajdzie się w nim ani jedna bijatyka. Scenarzysta porozstawia nieco figury na szachownicy, skupiając się na powrocie rodziny Kent (vel Smith) do Metropolis oraz drugim Clarku Kencie, który okazuje się być normalnym człowiekiem bez śladu jakichkolwiek wspomnień Supermana. W tomie trzecim "Ludzie ze Stali" Superman i Lex zostaną porwani na inną planetę przez dwóch obcych, którzy wykonują wyroki na przyszłych zbrodniarzach i którzy oskarżą Lexa, że w przyszłości z pomocą posiadanego motherboxu zostanie następcą Darkseida i wymorduje dziesiątki cywilizacji (trochę dziwny patent z tym, że Superman po kilku godzinach bez naszego słońca zaczyna tracić moce, kiedyś spędzał po kilka miesięcy w kosmosie i mu to nie przeszkadzało) a my będziemy mogli poobserwować naradzajacą się quasi-przyjacielską więź pomiędzy dwoma bohaterami. Tomie czwarty "Nowy Świat" to historia zawiązania się antysupermanowej koalicji  składającej się z Generała Zoda, Eradicatora, Cyborg Supermana, Mongula, Metallo i jakiegoś nie znanego mi pasującego tutaj jak pięść do nosa telepaty Blanque. Supek oczywiście zbierze swoją paczkę więc będziemy świadkiem sporego tag-teamu pod koniec. Rysunkowo seria wygląda przyzwoicie, DC nie popełniło błędu znanego z innych tytułów, wirtuozów ołówka jest sporo ale nie wystawiło ekipy różniącej się drastycznie stylami, większość wygląda na naśladowców Jima Lee i muszę przyznać że sprawdza się to tutaj całkiem nieźle.Wiadomo są całkiem nieźli wśród nich specjaliści jak i całkiem kiepscy ale całość nie wprowadza niepotrzebnego zamieszania, więc oceniam ich pracę pozytywnie. Obwawiałem się nieco czy seria Action Comics nie będzie się zbyt mocno krzyżować z Supermanem i da się ją czytać oddzielnie i muszę przyznać z przykrością, że tak trochę jest. Przez pierwsze trzy tomy, byłem przekonany że clou programu będą tajemniczy ktoś, który wydaje się sterować zza kurtyny wszystkimi wydarzeniami i drugi Clark, który będzie w jakiś sposób z nim powiązany, tymczasem w czwartym tomie okazało się że sprawa drugiego Clarka została rozwiązana na łamach bratniego tytułu. Trochę to słabe, odniosłem wrażenie że był tutaj kreowany na ważną fabularnie postać. Cóż, nie ma się co oszukiwać nie jest to klasyk, który u każdego fana postaci będzie stał na honorowym miejscu, ale lekkie, niezobowiązujące retro-czytadełko z ogranymi pomysłami w nieco uwspółcześnionym wydaniu w sam raz do kibelka, dobrze że Jurgensowi jeszcze się chce i co najważniejsze jeszcze może. Jeden z tytułów, które zakupowałem raczej z myślą o dalszej odsprzedaży, ale póki co zostaje na półce. Kończę resztę i w następne zamówienie wrzucam AC od Bendisa. Ocena 6+/10.



3. Najgorszy przeczytany:

  Nic naprawdę kiepskiego w tym miesiącu mnie nie trafiło.


4. Zaskoczenie na minus:

  "Jeż Jerzy - dzieła zebrane tom 1 i 2" - Rafał Skarżycki, Tomasz Leśniak. Przygody jednego z najbardziej znanych bohaterów polskiego współczesnego komiksu, swego czasu na tyle popularnego, że dostał własny film animowany. Tak jak i Żbik średnio mi wcześniej znanego, czytałem z pewnością ten komiks w którym wystąpił Szatan, ale za Chiny nie mogę sobie przypomnieć gdzie i kiedy. Cóż mogę powiedzieć, po prostu mnie ten komiks nie oczarował, w założeniu podejrzewam satyryczny, jak dla mnie wypełniony najczęściej niespecjalnie zabawnymi sucharami, na dodatek powtarzanymi do bólu. Owszem uśmiechnąłem się kilka razy, występy kilku znanych postaci z kręgów polityki i szeroko pojętej kultury, spotkanie księdza z harekrysznowcem, kurs samoobrony, koncert Cool Kids of Death, gościnny występ Majora Żbika i ogólnie większość scen w których pojawia się Policja, skinheadzi Stefan i Zenek ze swoim "odstąp jeśliś Polak" i okazjonalne występy Bandy Łysego są całkiem fajne ale zadziwiająco niewiele takich momentów jak na dwa stu-kilkudziesięcio stronicowe tomy, najśmieszniejszym momentem była dla mnie lektura wstępniaka do drugiej części autorstwa Jakuba Demiańczuka, całość jest chyba bardziej interesująca pod względem fabularnym niż zabawna. Problemem jest dla mnie w sumie jakaś taka "płaska" postać Jerzego, większość drugoplanowych bohaterów takich jak Inspektor Stein, Naczelnik Puszka, Przemysław R., Pietia Pawłow czy Ksiądz Egzorcysta jest najzwyczajniej w świecie ciekawsza. Pod względem rysunków Leśniaka również mam mieszane uczucia, o raczej paskudnawy wygląd pierwszych szortów nie ma się co czepiać, komiks im dalej w las tym lepiej wygląda. Tyle, że obok kadrów będących istnymi perłami, które naprawdę fajnie wyglądają leżą takie przy których mamy wrażenie, że autor popełnił je w minutę siedząc na wucecie, o tak dopracowanych cudeńkach jak naprzykład okładka pierwszego tomu w środku możemy zapomnieć. Wydanie w niewielkim formacie ale całkiem ładne, papier offset, galeria interesujących dodatków wśród których znajdziemy nie tylko wszelakie okładki na których pojawił się Jerzy, ale i świetny pomysł w postaci różnych jego wariantów narysowanych przez znanych bardziej lub mniej polskich rysowników (jest też zdaje się praca jednego z naszych forumowych kolegów). Na minus zbyt mocno ściśnięty w stosunku do okładki grzbiet, co sprawia że mające się układać w panoramę tomy są oddalone od siebie o dobre ponad pół centymetra. Cóż nie wypada nie mieć na półce chociaż jednego tomu z było nie było bardzo prominentnym bohaterem z naszego nieszczególnie wielkiego podwórka, więc sprzedawać komiksów nie będę, ale już chyba raczej nie mam ochoty na kolejne. Zresztą patrząc na tempo wydawania i zdaje się brak zapowiedzi tomu trzeciego, to nie jest chyba jakiś wielki hit sprzedażowy Kultury Gniewu więc kto wie czy się ukażą wogóle. Aha, jeżeli ktoś liczy na efekt nostalgii za latami 90-tymi to "Osiedle Swoboda" działa o wiele lepiej na tym polu. Ocena 5+/10.


5. Całkowicie darmowy dodatek


  "Sex Story - Historia seksu od małp do robotów" - Philippe Brenot, Laetitia Coryn. Komiksowy "podręcznik" dotyczący ludzkiej seksualności, jak w tytule obejmująca całkiem spory przedział czasu. Całość kojarzy się mocno z filmami animowanami z cyklu "Było sobie...", autor po kolei "zalicza" (tadam, po raz kolejny udało mi się dobrać odpowiednie słowo) kolejne epoki, opowiadając jak seks wpływał na wierzenia, systemy społeczne, polityczne czy też filozoficzne. Napisane to to z humorem, nie nudząco i momentami lekko wulgarnie czyli tak jak trzeba by zainteresować czytelnika. Jednym z problemów albumu może być to, że scenarzysta mimo że jest wykładowcą seksuologii to raczej nie pozwala sobie na naukową bezstronność i dosyć mocno przedstawia na jego łamach swoje poglądy, część jego twierdzeń sprawia wrażenie mniej opartych na naukowych dowodach a bardziej na osobistym "widzimisię", dlatego niespecjalnie traktował bym komiks jako wyrocznię ostateczną w dziedzinie historii erotyki i historii wogóle. Drugim problemem, nieco wyraźniejszym i chyba poważniejszym jest to, że wymaga on całkiem sporej wiedzy ogólnej na temat historii ludzkości, bez tego czytelnik może się pogubić nieco w tych wszystkich przedstawianych koncepcjach. Tyle, że potencjalny czytający posiadający taką wiedzę, niewiele znajdzie tam rzeczy o których by nie wiedział a całość zaczyna się sprowadzać do serii ciekawostek, rysunkowych gagów i zabawnych bon-motów. Rysunki Coryn przyjemne dla oka, również kojarzą się z wcześniej wspomnianymi francuskimi filmami rysunkowymi oraz ilustracjami Davida Macaulaya. Ładne wydanie, format duży i na szczęście udało mi się kupić wersję z nielimitowaną okładką. Nie jest to pozycja którą każdy koniecznie musi mieć na półce, ale ja bawiłem się przy lekturze całkiem dobrze, a kilka faktów (być może), faktycznie mocno mnie zaskoczyło. Ocena 7/10.


  "Legia Akademicka - Drogi do Wolności" - Juliusz Woźny, Martin Venter. Jeden z trzech darmowych komiksów przygotowanych przez Wojskowe Centrum Edukacji Obywatelskiej na okazję 100-lecia odzyskania niepodległości. Komiks historyczny przybliżający kulisy powstania Legii Akademickiej czyli formacji składającej się głównie z ochotników z warszawskich uczelni wyższych, która przeformowana w 36 Pułk Piechoty brała udział w ofensywie na Lwów oraz Bitwie Warszawskiej oraz ogólne wydarzenia mające miejsce podczas formowania się nowego państwa polskiego. Fabuły jako takiej tu nie ma, raczej typowo dla komiksu historycznego mamy wyrywkowe scenki ukazujące historię z bliższej lub dalszej perspektywy bohaterów zarówno historycznych jak i wymyślonych. Całkiem nietypowo zaś wygląda oprawa graficzna, co do której mam mieszane odczucia. Ilustracje, utrzymane są w barwach jakby mocno podkręconej sepii i przypominają kolaże McKeane'a pociągnięte mocnym konturem. Tyle, że świetnie wyglądające kadry leżą zaraz obok w sąsiedztwie paskudnych i ciężko powiedzieć od czego to zależy, jednym słowem komiks wygląda bardzo nierówno. Wychodzi na to, że dostajemy całkiem przyzwoity niewielki (48 stron) historyczny komiks w zadziwiająco oryginalnej formie. Na minus Piłsudski, Paderewski i Dmowski w kadrach a brak wzmianki o Daszyńskim, Korfantym i Witosie powiedziałbym, że to trochę nieładnie ze strony autora, ale to wręcz bardzo nieładnie. Wrażliwych ostrzegam, będą Orlęta Lwowskie czyli dzieci z karabinami. Całkiem udany i całkiem oryginalny sposób promocji, na dodatek przybliżający mało znane fakty i postacie z tamtych ważnych dni, mam nadzieję, że WCEO skorzysta z tej formy w przyszłych projektach.


So, 10 Październik 2020, 10:55:41
6
Odp: Egmont 2020
Cytuj
Umówmy się, Egmont musiałby wydać wszystko, żeby było dobrze.

  Jestem przekonany, że to by nie wystarczyło żeby było dobrze. Chyba niektórzy zapominają, że Egmont to nie tylko misja ale i biznes a czasy mamy jakie mamy. Snyder jest u nas popularny i się dobrze sprzedaje, Moore widocznie dobrze im poszedł skoro zdecydowali się  na kolejną serię no ale Moore to Moore. wydadzą to zobaczą jak się sprzeda to pewnie sięgną po następnego autora. Soule na naszym rynku jest raczej mało znany a jego komiksy to, to na dodatek różnie z nimi bywa.

Nd, 11 Październik 2020, 19:03:48
1