Polubienia

Przejrzyj stronę ulubionych postów oraz otrzymanych polubień za posty użytkownika.


Posty polubione przez innych

Strony: 1 2 [3] 4 5 ... 38
Wiadomości Liczba polubień
Odp: Egmont 2019   Oraz o to kiedy będą dodruki?
Pt, 15 Luty 2019, 09:48:34
1
Odp: Egmont 2019   NIe przejmuj się misiokles nie zniechęciła się obrażana przez różnych prostaków to i drobny żart jej nie zniechęci. Zresztą jak ona jest jedyną przyjazną, to reszta to co Twoi wrogowie?
Pt, 15 Luty 2019, 10:09:49
1
Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi   Tym razem w podsumowaniu sięgnę nie do zeszłego miesiąca a trochę wcześniej. Styczeń był dla mnie czasem nadrabiania kolekcji Conan i Star Wars o których zdaje się już pisałem wcześniej, a w grudniu i listopadzie nie udzielałem się, także niech będzie to podsumowanie tych dwóch miesięcy plus początku stycznia w których głównie nadganiałem WKKDC.UWAGA UWAGA JAK ZAWSZE MOGĄ POJAWIĆ SIĘ SPOILERY. Z reguły staram się ich unikać, ale wiadomo czasami po prostu się nie da.


1. Najlepszy przeczytany:

   "Batgirl - Rok Pierwszy" Chuck Dixon , Steve Beatty, Marcos Martin. Kontynuacja "Robina - Roku Pierwszego" napisana i narysowana przez ten sam zespół autorski, toteż trudno się dziwić, że komiksy są do siebie raczej podobne. W skrócie mamy tutaj z originem Batgirl w przeciwieństwie jednak do Robina, Barbara zajmuje tutaj jak 90% czasu antenowego w przeciwieństwie do poprzednika w którym dosyć dużo mieliśmy Batmana, tutaj Nietoperza uświadczymy raczej niewiele. Ogólnie klimat jest ogólnie lżejszy niż w Robinie, bardziej odpowiadający historii o młodej, zabawnej i inteligentnej dziewczynie za której chęcią obijania twarzy przestępcom nie stoi żadna tragedia w stylu zamordowania rodziców przez Two-Facea czy zjedzenia pieska przez Killer Croca, która wyraźnie w przyszłości otworzy okno i wpuści trochę światła i świeżego powietrza do jaskini Batmana. Na początek nasza heroina dostanie jako przeciwników duet Moth-Man & Firefly. Człowiek Ćma jest tutaj wyraźnym motywem komediowym przedstawionym w bardzo krzywym zwierciadle Człowiekiem-Nietoperzem "pracującym" dla drugiej strony mającym ten problem, że jest kompletny nieudacznikiem (z drugiej strony ciężko nie odczuć niewielkiej dozy niechętnego podziwu na widok jego determinacji), na dodatek chyba nie aż tak strasznie złym jakby chciał być. Co do Garfielda Lynnsa to mimo, że z drugiej ligi to zawsze był jednym z moich ulubionych gothamskich czarnych charakterów idealnie wpasowującym się w krajobraz tego miasta, zresztą otrzymuje tutaj bardzo mocną scenę. Babs nie zostanie sama w obliczu dwóch bandziorów i wspomoże ją Czarny Kanarek, do tego pojedynek z niejakim Blockbusterem w towarzystwie Robina, egzamin na superbohaterkę przeprowadzony przez Batmana, trochę rozmów z młodym podkomendnym Gordona któremu rudowłosa wyraźnie przypadła do gustu (Robinowi zresztą też) no i ukazanie relacji z ojcem i na zakończenie złożenie przysięgi nad grobami Marty i Thomasa. Wielki plus za scenę treningu z kukłami i figurę Jokera z rewolwerem stanowiącą zapowiedź losu Barbary. Kto czytał wcześniejszy komiks to wie czego po rysunkach się spodziewać, jest bardzo podobnie czyli mocno "animkowo" z wyjątkiem palety barw zmienionej z czarno-żółtej na różowo-czerwono-fioletową bardziej pasującą do komiksu o nastolatce, jak się komuś podobało wcześniej to teraz też będzie, jak nie to też wiadomo.Podsumowując dla mnie trochę słabszy tytuł niż "Robin", który był jednym z najlepszych Batmanów (może Egmont sięgnie po resztę batków Dixona?) jakie czytałem od bardzo dawna, ale jako autonomiczna historia o bohaterce, której doprawdy nie da się nie polubić jest lepiej niż bardzo dobrze i taką ocenę wystawiam 8/10.


   Drugi najlepszy: Nie wydawało mi się, abym miał czytać coś lepszego w tamtym czasie niż Batgirl, ale zapomniałem że na kupce leży:

   "Nowa Granica" Darwyn Cooke, Dave Stewart. Nie bardzo nawet wiem od czego zacząć, ten komiks to jeden wielki list miłosny do komiksów złotej i srebrnej ery oraz do Stanów Zjednoczonych Ameryki (jak ktoś ogląda obecnie tv i kibicuje ajatollahom to może niech lepiej nie czyta). Na dodatek należy do tak zwanych "elseworldów" za którymi szczerze mówiąc wprost przepadam i które DC wychodzą o wiele lepiej niż Marvelowi. Także punktem wyjścia dla głównych wątków jest końcówka lat 50-tych w których panuje sytuacja jaką znamy z "Watchmen" czyli na fali antykomunistycznych nastrojów i pod wpływem komisji McCarthyego społeczność superbohaterska zostaje zmuszona do rejestracji i zakończenia działalności. Większość odmawia i po cichu się wycofuje, część zostaje zabita, kilkoro się zgadza i dostaje oficjalne "koncesje" (Superman i Wonder Woman, którzy zostaną wysłani do Wietnamu) a niektórzy odmawiają rejestracji jednocześnie twierdząc, że nie mają najmniejszego zamiaru kończyć walki z przestępczością (zgadnijcie kto). Jakby nie patrzeć nie są to najszczęśliwsze czasy dla superbohaterów, ale natura nie znosi próżni i powoli nadchodzą bohaterowie jutra. Gdzieś na pustyni młody lotnik, który jeszcze niedawno latał myśliwcem nad słynną Mig Alley natknie się na rozbite ufo, gdzie indziej piorun uderzy w szafkę wylewając chemikalia na technika policyjnego, gdzie indziej na ulicach zacznie się pojawiać facet z łukiem a w samym Gotham eksperymentalny sygnał radiowy nadany przez zwariowanego staruszka ściągnie na Ziemię dziwacznego przybysza z Marsa. Bohaterami, którzy dostaną najwięcej miejsca będą właśnie debiutanci Hal Jordan, John Johns i Barry Allen aczkolwiek nie jest też aby i inni bohaterowie nie dostali szansy błysnąć solo (tekst Batmana o "pudełku zapałek za kilka centów" to mistrzostwo, 100% Batmana w Batmanie, co za terrorysta). Ogólnie historia składa się z mnóstwa wątków i bywa lekko chaotyczna, co jest raczej jedyną wadą tej pozycji, oprócz wymienionych postaci pojawią się też naprzykład Suicide Squad (aczkolwiek w zupełnie innym składzie niż znane z filmu, czy [chyba] komiksu) i innych grup dla mnie jako czytelnika z Polski zupełnie niewiadomej proweniencji, żeby zagmatwać sprawę jeszcze bardziej włożone też tutaj postacię absolutnie rzeczywiste (Chuck Yeager, Edgar Hoover) czy pochodzących z amerykańskiego folkloru (John Henry). Tak czy inaczej ujawni się w końcu zły boss a okaże się nim potężny stwór rodem z mitologii Cthulhu. I będzie to zagrożenie tak potężne, że wszyscy bohaterowie (ba nie tylko bohaterowie - całe społeczeństwo) będą musieli stanąć po raz kolejny do walki ramię w ramię, ci którzy dotychczas się chowali będą musieli rajtuzy pewnie nie zawsze już pasujące wcisnąć na siebie jeszcze raz, ci którzy uciekli na inne planety czy do innych wymiarów będą musieli zarezerwować bilety na długą drogę powrotną, przyda się każdy od największego herosa do najcherlawszego szeregowego żołnierza. Starzy wrogowie będą musieli zostać przyjaciółmi a czarne charaktery zostać bohaterami pozytywnymi. I nie wszyscy to starcie przeżyją. Rysunki Cooke'a tak jak i wcześniej jakie są każdy widzi mi się bardzo, ale to bardzo podobają a w tym przypadku wyglądają jeszcze lepiej niż zwykle, gdyż doskonale pasuje do czasów w których dzieje się akcja, dziewczyny często rysowane w pozach pin-up, postacie uchwycone tak aby przypominać propagandowe plakaty, to wszystko pięknie ze sobą współgra. Niektórzy mogą treści komiksu uznać za lewoskrętne, ale raz nie zapominajmy, że w tamtych czasach były to faktycznie istniejące poważne problemy, dwa jeżeli nawet to komiks jest tak dobry, że polecam go nawet wielbicielom tortów z wafelkami (bardzo nieładnie).  Jak już wcześniej wspomniałem, całość to jeden wielki hołd, dla klasycznego komiksu superbohaterskiego i nie ma tu mowy o żadnych dekonstrukcjach czy innych urealnianiach postaci, aczkolwiek też nie jest tak, że postacie są płaskie i jednowymiarowe, nie mają swoje problemy, racje i przemyślenia ale w zupełnie niedzisiejszy sposób nikt nie bije żony, żaden bohater nie pali cracku a żadna heroina nie budzi się po suto zakrapianej orgii z siedemnastoma lesbijkami. Tutaj superbohaterowie są takimi superbohaterami jakimi byli faktycznie w latach 40-tych i 50-tych, to widać, słychać i czuć. Cały komiks przepełnia ta optymistyczna energia, która zwielokrotniona w prologu w którym widzimy pojawiających się kolejnych superbohaterów i możemy przeczytać fragmenty słynnego przemówienia Johna Kennedy wygłoszone w LA, mające stanowić o kierunku rozwoju USA i całej ludzkości, niezwykle klimatyczna rzecz. Nie jest to najlepszy komiks jaki czytałem w zeszłym roku, aczkolwiek nigdy nie pamiętam co kiedy czytałem to na bank w zeszłym roku było to Torpedo 1936, ale najlepsza zeszłoroczna superbohaterszczyzna to już chyba tak. Wspaniały komiks, wielkie dzieło tego gatunku które naprawdę ma prawo do noszenia nazwy "klasyk" a nie jakieś tam fiu-bździu. Ocena 9/10.



2. Zaskoczenie na plus: Miał być "Kontrakt Judasza", ale coś tam już o nim wcześniej napisałem, a nie lubię się powtarzać także będzie nim:

   "Flash - Powrót Barry'ego Allena" Mark Waid, Greg LaRocque. Nie bardzo wiem, czy powinienem ten komiks nazywać zaskoczeniem na plus bo ogólnie lubię Waida jako scenarzystę, nie jest to może geniusz na miarę Alana Moore, ale też nie schodzi poniżej pewnego poziomu a te jego komiksu które czytałem z reguły oceniałem sporo powyżej średniej, z drugiej strony był już jeden starszy Flash w kolekcji autorstwa Waida i to był najsłabszy komiks jaki czytałem od tego autora, a i ja nie jestem jakimś wielkim fanem tej postaci, także do tego podchodziłem z pewną nieufnością. W każdym razie komiks napisany pod koniec lat 90-tych i punktem wyjścia jest pojawienie się w drzwiach Wally'ego Westa obecnego Flasha jego dawno zabitego (w czasie Kryzysu na Nieskończonych Ziemiach wydanego u nas) wujka. Wujek niezbyt dokładnie pamięta co się z nim stało, ale dosyć szybko pragnie wrócić do akcji. Toteż po Central City zaczyna biegać dwóch Flashów, na początku współpraca układa im się bardzo dobrze, ale z czasem wujek zaczyna się zachowywać "zdziwniej i zdziwniej" jakby to powiedziała Alicja. Wuja robi się "zdziwniejszy" do tego stopnia, że w końcu próbuje zamordować Wallyego a próbującym go zatrzymać trzem innym superbiegaczom Jayowi Garrickowi, Quicksilverowi i Merkuremu sprawia solidne manto pokazując kto jest najszybszym sprinterem świata. Tak czy owak, wariata trzeba powstrzymać, także do ekipy na prośbę Wallyego dołącza Green Lantern i...i tak wszyscy wiedzą jak to się skończy. Rysunki, kompletnie mi się nie podobają, to taki typowy dla lat 90-tych styl rysowania napompowanych bohaterów, ale niezbyt sprawnych technicznie. Barry na pierwszej planszy na której się pojawia wygląda jak rozjechany Kermit Żaba i tak jest często z resztą, niektóre twarze narysowane są całkiem ok a niektóre makabrycznie koślawo. Niektóre sceny akcji są z dobrą dynamiką uchwycone, niektóre strasznie statyczne, poziom jest strasznie nierówny i ja bym go nawet średnim nie nazwał. Minus za grafikę. Na koniec, sam komiks jest całkiem fajny, zagadka ożywienia Allena wciąga (aczkolwiek jak ktoś obraca się we flashowych klimatach, to raczej szybko połapie się o co chodzi), dialogi napisane są porządnie, interakcje zachodzące pomiędzy postaciami mają sens a całość naprawdę nie nudzi. Kolejny nie mający wielkich artystycznych pretensji, ale udany jako przedstawiciel gatunku komiks Waida, gdyby nie te rysunki jeszcze. Ocena 7/10



3. Najgorszy przeczytany:

  "Kolejny Gwóźdź" - Alan Davies. Cóż jest wielkim fanem pierwszego "Gwoździa" i uważam go za jeden z najlepszych tytułów w kolekcji. Słyszałem co prawda, że jego kontynuacja jest sporo słabsza ale "nic co widziałeś nie przygotowało cię na to co zobaczysz" przytaczając pewną reklamę. Standardowo zacznę od fabuły, której...nie ma. Tak, Davies nie chciał najwidoczniej aby go posądzić o odcinanie kuponów od pierwszej części i postanowił napisać sequel w całkowicie innym klimacie i odpuścić sobie scenariusz dla odmiany. Komiks zaczyna się od wielkiej wojny Green Lanternów z Apokalips w którą wmieszani są oczywiście Nowi Bogowi. Darkseid zostaje zdaje się zabity, a czytelnik przenosi się na Ziemię gdzie Liga Sprawiedliwości zaznaje właśnie zasłużonego odpoczynku i bonusów wynikających ze sławy. Sielanka nie trwa długo bo zostają zaatakowani przez jakichś ultra-oprychów. Dalej ci drudzy zostają zaatakowani przez tych trzecich a czwarci przez piątych gdzie w międzyczasie szóści biją się z siódmymi a Batman odwiedza Deadmana który mu oznajmia że zbliża się straszliwe zagrożenie. Na dodatek zaczynają się przenikać wymiary, pojawiają się armie i stworzenia z różnych epok więc wszyscy zaczynają się bić ze wszystkimi. Na jaw wychodzi w końcu, że za cale to zamieszanie odpowiada olbrzymia kosmiczna bakteria (?), ostateczna broń Darkseida. Przerażającego jednokomórkowca pokonuje Oliver Queen (jak wiadomo w poprzedniej części zawzięty wróg superbohaterów a tutaj przeniesiony do wnętrza tego androida co wsysa moce) poświęcając własne życie a Batman leczy się nareszcie ze swojej traumy i wraca do Ligi. Happy End. Rysunki jak to u Daviesa, wysoki poziom - sporo szczegółów, ładne typowe dla superbohaterszczyzny kolorowanie. Nie wiem co mam powiedzieć, aż takiego zakalca się nie spodziewałem po tytule myślałem że autor przedstawi kolejny patent, który różni świat alternatywny od "naszego" a to jednak chyba tylko chodziło o nawiązanie tytułem bo nic takiego nie zauważyłem, ten komiks ze swoim znakomitym poprzednikiem tak naprawdę nie ma nic wspólnego, nie wiem może jakby kolory zamiast Johna Kalisza nakładał Ryszard to byłoby to artystycznie ciekawsze? +1 za rysunki i +1 za bijatyki. Razem ocena i to naciągnięta 3/10.



4. Zaskoczenie na minus:

   "Człowiek który się śmieje/Azyl Arkham" Ed Brubaker, Doug Mahnke/ Grant Morrison, Dave McKean. Dwa komiksy w jednym, obydwa dwóch bardzo cenionych twórców (chociaż jeden z nich równie często jak ceniony to bywa znienawidzony) i obydwu których ja jakoś "nie czuję" (jednego nie cierpię, drugiego lubię ale jakoś jego komiksy tchu mi nie zapierają). Zacznając od "Człowieka..." mamy tutaj kolejną wersję pierwszego spotkania Batmana z Jokerem. Sam komiks jest dobrze napisany, ma fajny ciężki klimat, jest jakiś element zagadki kryminalnej (w sumie zagadki to chyba złe słowo bo tu się niczego nie rozwiąże, powiedzmy element śledztwa prowadzonego przez Batmana), trochę akcji a na dodatek obłędnie dobre rysunki Mahnke który potrafi połączyć pewną dozę realizmu ze swego rodzaju surrealistycznym pokręceniem, natomiast wszystko to jest jakieś takie letnie. Brubaker w moim odczuciu tak bardzo starał się zrobić dobry komiks o Jokerze, że się chyba zagalopował w planowaniu. To wszystko wygląda na tak bardzo solidnie przemyślane, że aż czuć tu brak swego rodzaju szczypty artystycznego szaleństwa a wszystko jest aż do bólu poprawne a komiks był zadje się całkowicie osobnym one-shotem więc autor mógł chyba pozwolić sobie na więcej. Na dodatek nie mam pojęcia skąd (z wyjątkiem wiadomo jasnego nawiązania do burtonowskiego Batmana), ale sam scenariusz wydaje mi się dziwnie znajomy. Druga część "Azyl Arkham", z określeń którymi obdarzono ten komiks to "kultowy" i "genialny" to jedne z najczęściej używanych. W każdym razie, akcja dzieje się dwóch liniach czasowych. W pierwszej w teraźniejszości Batman wkracza do Arkham opanowanego przez szaleńców w drugiej w przeszłości poznajemy historię Amadeusza Arkhama. Dosyć ciekawie jest przedstawiony Batman, jako facet wystraszony możliwością zobaczenia swojego prawdziwego odbicia w krzywym zwierciadle szpitala psychiatrycznego, z jednej strony trudno kupić pomysł tego akurat bohatera, który dostaje załamania akurat w takim momencie z drugiej nie jest raczej żaden kanon a kolejna wariacja na temat postaci więc pomysł wydaje się okej. Na temat tego komiksu można się naczytać o wiele, wiele więcej opracowań niż samego komiksu a to nawiązania do tego a to do tamtego, a to symbolika taka a to śmaka, tutaj Jung a tutaj Crowley, tyle że obydwaj są wymienieni z nazwiska i o ile w fabule opowiadającej o chorobach psychicznych i rozpadach osobowości trudno nie nawiązać do Junga i jego koncepcji strukturalnej to kto by powiązał oko Horusa, lub arkana z crowleyowskiego tarota z nim samym? To taki właściwie mój chyba najpoważniejszy zarzut do tego komiksu, on jest jakiś taki...pretensjonalny jakby. Obliczony na efekt, gęsto w nim od symboliki, nieprzesadnie dla mnie często rozpoznawalnej czy zrozumiałej, ale mam wrażenie że niekoniecznie też zawsze potrzebnej. Identycznie z rysunkami McKeana, którego również nie lubię. Ciężko ukryć, że pasują klimatem do tej opowieści a niektóre ilustracje wprost zachwycają, ale dla mnie to też wszystko trochę takie wyraźnie zaplanowane od początku do końca aby zrobić efekt łał. W niektórych momentach te jego dziwaczne kolaże malowideł, zdjęć i szkiców zaczynają męczyć. Zdaje się, że mógł się McKean momentami dać sobie na wstrzymanie, bo na niektórych stronach to ciężko rozpoznać co przedstawiają. Zastanawiam się, czy gdyby ten komiks narysował Jim Aparo to też by się cieszył taką estymą? Na bank nie, ale czy w przypadku komiksu można mówić o rozłączeniu formy z treścią? W tym akurat przypadku chyba nie. Za to na wielki plus napewno kreacje czarnych charakterów, Joker jako prowadzący ten obłąkany tv show posiadający aparycję rockmana (mi osobiście lekko się kojarzył z Davidem Bowie), Dwie Twarze, Kapelusznik i cała reszta to wszystko strzały w dziesiątkę. W każdym razie przy kreśleniu tych kilku powyższych zdań musiałem Azyl przeczytać drugi raz bo nie wiedziałem od czego zacząć i spodobał mi się bardziej niż za pierwszym razem, ale bez tak wielkiego zachwytu jak w przypadku dajmy na to "Nowej Granicy". No jakby nie patrzeć, jeden z tytułów który każdy fan Batmana nie tylko mógłby, ale chyba powinien znać i przy okazji najlepszy komiks jaki dotąd czytałem nielubianego przeze mnie scenarzysty. MImo wszystko spodziewałem się chyba czegoś bardziej wstrząsającego. Ocena 8/10.

So, 16 Luty 2019, 12:21:26
4
Odp: Filmowe uniwersum DC Comics - zapowiedzi, plotki   Tyle, że Larson to jeszcze młoda dziewczyna, na dodatek dobra aktorsko. A Adkins raz że nie umie grać, dwa że nie przypomina Affleca, trzy młodszego też nie przypomina.
Nd, 24 Luty 2019, 19:09:19
1
Odp: Watchmen (Strażnicy)    Może nie tyle spłyca, co jest po prostu filmem trwającym ponad dwie godziny w którym nie da się upakować tak bogatego w treść komiksu jakim jest "Watchmen" i z tego samego powodu "Diuna" Villeneuva nie będzie doskonałą ekranizacją jak kilka osób, tego nie da się zrobić w filmie. Snyder po prostu przeleciał główną oś fabularną i zrobił to na tyle dobrze, że podoba się nawet osobom które komiksu nie czytały, ani nawet nie siedzą specjalnie w takich klimatach. Mi osobiście też się bardzo podobał, ale porównywanie go do komiksu jest bardzo ciężkie bo się naprawdę mocno różnią.  Gieferg czepiają się Ciebie bo wypowiadasz się na tematy o których nie masz za bardzo pojęcia, ani ta adaptacja nie jest wierna (aczkolwiek 90% filmu jest żywcem wyrwane z komiksu) ani tym bardziej zakończenie nie jest lepsze. Komiks bez filmu jak najbardziej sobie poradzi, film bez komiksu nie istnieje. Wszedłeś na forum komiksowe i się dziwisz, że ludzie się dziwią że "Watchmen" nie czytałeś a się wypowiadasz na podstawie streszczenia.

Cz, 28 Luty 2019, 23:54:36
2
Odp: Banshee    Banshee to pulpa w czystej postaci, opowiastka hard-boiled przeniesiona w XXI wiek. Kicz jest wpisany w tę konwencję od głównego bohatera - wyciętego z papieru twardziela z małpią twarzą poprzez głównego antagonistę wyglądającego kropka w kropkę jak Janusz Tracz z Plebanii po główną postać kobiecą co po ekranie częściej lata nago niż w ubraniu. A już szczytem szczytów są odcinki wieńczące każdy sezon, które z powiedzmy od biedy trzymającej się "realizmu" sensacji zamieniają się w jedną wielką strzelaninę z użyciem karabinów maszynowych i granatników. "Grass Kings" i tak miałem na liście zakupów, ale skoro to podobne jest do serialu to tym przychylniej zajrzę do środka.
Pt, 01 Marzec 2019, 11:28:45
1
Odp: Watchmen (Strażnicy)    No cóż to może w takim razie i spłyca. Ja też jakoś inaczej widziałem te postacie w komiksie niż w filmie, ale to nie wynika raczej ze złej woli Snydera a z ram czasowych w jakich musiał upchać treść. No i przede wszystkim z chęci nakręcenia filmu tak aby spodobał się wszystkim nie tylko fanom oryginału (na podobną przypadłość mocno cierpi nowy Blade Runner), nie uważam tego filmu za strasznie wierną adaptację, zgadza się pod względem akcji jest identycznie, ale skoro miałem jakieś inne wyobrażenia na temat bohaterów a już końcówka pozostawiła we mnie zupełnie inne odczucia niż ta komiksowa. Dobrze, że Snyder zostawił chociaż trochę miejsca na przemyślenia dla widza. No i co to za Watchmen bez Minutemen (wiem czołówka jest rewelacyjna, ale ona sprawi przyjemność tylko tym co znają oryginał, ewentualnie fanom Boba Dylana)?
Pt, 01 Marzec 2019, 12:04:06
1
Odp: Watchmen (Strażnicy) Asterix i Kleopatra.
Pt, 01 Marzec 2019, 14:11:29
1
Odp: Kapitan Marvel   Ale jak mam iść do kina skoro nie zostałem zaproszony?
Wt, 05 Marzec 2019, 21:07:51
1
Odp: Hachette  To Hachette ma wydać jakąś kolekcję z Dreddem?
Cz, 07 Marzec 2019, 11:55:47
2