Polubienia

Przejrzyj stronę ulubionych postów oraz otrzymanych polubień za posty użytkownika.


Posty polubione przez innych

Strony: 1 2 [3] 4 5 ... 11
Wiadomości Liczba polubień
Odp: Ongrys
Znowu oddala się nadzieja na rychły powrót Cazy do Polski :(
niestety, ale co się odwlecze,,,,, to nie wiem
Natomiast, z nowych wieści, mnie osobiście cieszy zwycięstwo Coseya nad Arią. Nic nie mam do Arii, ani do żadnej innej hipotetycznej serii, której i tak nie kupię, ale znam całego Jonathana i większość Arii, i jako (chyba?) miłośnik starych frankofonów wiem, że czekam z niecierpliwością na Jonathana, a Arii raczej i tak bym nie spróbował powtórnie.
W każdym razie wszystkim oczarowanym jedynym komiksem Coseya dostępnym niegdyś w PL (W poszukiwaniu Piotrusia Pana) i wszystkim innym, poszukującym niebanalnych serii - gorąco polecam!!

Szacunek, że faktycznie wzięli pod uwagę wyniki tej ankiety.
no to na pewno!

PS.
ciekawe, kto skosił Rozbitków? Niestety, obstawiam Scream

Wt, 02 Czerwiec 2020, 16:16:39
1
Odp: Ekspedycja (B.Polch, A.Mostowicz, A.Górny)
Masz rację, dla XXI-wiecznego człowieka w wygodnym fotelu, żadna aktywność zza czasów głębokiej komuny nie jest usprawiedliwieniem. A jednak czasu nie wrócisz i obecni rzesze polskich twórców są pokłosiem nielegalnych tłumaczeń drukowanych na ksero, komiksów wydawanych bez zgody autorów i inspiracji graniczących z plagiatami.
ależ właśnie o to chodzi, żeby z perspektywy upływu czasu i zgromadzenia zdecydowanie większej ilości danych, zrelatywizować swoją ocenę. ja nie mam nic do naśladownictwa popełnianego przez Polcha, Rosińskiego, Andrzejewskiego, Christę, czy bógwiekogo jeszcze z "wielkich". dzięki temu dostawaliśmy całkiem niezłą namiastkę tego, co mieli inni w normalnej rzeczywistości. ale żeby od razu budować im za to pomniki? hmm, "ikony"? czasem po prostu mniej wielkich patetycznych słów i ugryzienie się w język robi lepszą robotę. tak przynajmniej uważam ja, tuco. rozumiem, że inni mają swoje zdanie (to też szanuję <-- to piszę na wyrost, bo znów dostanę po uszach)

Wt, 02 Czerwiec 2020, 16:32:43
1
Odp: Ongrys
Cieszy mnie wasza radość z Coseya.

Pamiętam, jak w pracy robiliśmy sobie rankingi roczne najlepszych komiksów i któregoś roku najlepszym komiksem wybrałem W poszukiwaniu..., ku zdumieniu kolegów. Trochę się musiałem natłumaczyć, że to nie snobizm, bo intelektualne i nikt nie zna, tylko naprawdę najbardziej podobał mi się ten tytuł ze względu na rysunki, kadry, rozkład plansz, lokalizację i tło etno-historyczne, a także scenariusz i fajną atmosferę opowieści. Po latach odkrywam, że nie tylko mi spodobało się to - niewątpliwe - dzieło. Jeśli sił starczy po pracy to muszę sobie dzisiaj je odświeżyć.
no, ja już chyba parę razy (hmm, a może to nie-ja) pisałem, że to najbardziej niedoceniona pozycja Plansz Europy, albo i wszystkich grubych kolekcji Egmontu... choć w sumie teraz nie wiem, bo minęło już sporo czasu,,,,,,

Wt, 02 Czerwiec 2020, 19:04:25
2
Odp: Ekspedycja (B.Polch, A.Mostowicz, A.Górny)
Chodzi o to, że np. zabicie człowieka w średniowieczu nie było dla wszystkich zbrodnią (co najwyżej płaciło się pogłowne) a teraz jest zawsze - tylko czy mamy moralne prawo oceniać tamtych ludzi miarą naszej moralności?
Wiem, pojechałem z przykładem, ale chodziło o to, żeby uwypuklić o co chodzi - a wg mnie PRL a czasy obecne to całkiem niezły skok w rozumieniu rzeczywistości i w tym jak oceniamy pewne zachowania.
Przyznać się, ile to kaset kupiło się na bazarach - czy wtedy myślało się o tych sprawach? To było w sumie jedyne możliwe dotarcie do muzyki zagranicznej w tamtych czasach...
ok, chyba kapuję. to tak jak z molestowaniem dzieciaków, kiedyś w zasadzie "same się garnęły", a teraz wielkie halo! ;)
Ale na poważnie wg mnie coś na kształt coveru ma miejsce, gdy świadomość czerpania z coverowanego oryginału (bądź inspiracje nim) są zarówno po stronie twórcy covera, jak i po stronie szeroko pojętego odbiorcy. świadome przemilczenie takiego (nie zawsze wygodnego) faktu jest dla mnie mniejszym lub większym, ale oszustwem. [bez urazy...]

Wt, 02 Czerwiec 2020, 22:24:51
1
Odp: Hermann post pod postem, ale na inny temat.....

BERNARD PRINCE
Domyślam się, że pierwszy integral Bernarda nie wszystkim zainteresowanym przypadł do gustu. Jeśli dobrze liczę, na forum G. jedynie 2 opinie na temat, fakt że obie dosyć entuzjastyczne, ja wówczas nie podzielałem tego entuzjazmu: rysunki wydały mi się jeszcze dosyć toporne, potaci i twarze w pierwszych albumach z gruba ciosane, kreska (zapewne z powodu słabo doświadczonego warsztatu) zmierzająca w kierunku lekko humorystycznej. Skojarzenia z pierwszymi albumami Blueberryego jak najbardziej na miejscu. Historyjek nie bardzo już pamiętam, kojarzę, że były na takim właśnie średnio-tintinowatym poziomie. Z dużym ociąganiem wziąłem z kupki W. następny (2.) tom. Spodziewałem się, że im dalej w kierunku lat '70-'80, tym poziom graficzny, jak i scenariuszowy będzie systematycznie rósł, ale nie spodziewałem się, że ta Przygoda (jak by to nazwał GB) tak mnie pochłonie! Zrazu, dla lepszego strawienia grubego tomiszcza, miałem w planie przetykanie kolejnych albumów - czymś innym, ale Przygoda tak wciągała, że kończąc albumy, nie mogłem powstrzymać się przed rozpoczynaniem kolejnych. Wciągało starego chłopa jak gdyby miał 7 lat i czytał po raz pierwszy Relax nr 22, a w nim "W zatoce piranii" czyli kolejny odcinek Tajemniczego rejsu z Guckiem i Rochem. I to wcale nie oznacza, że Bernard dorównuje Guckom, w mojej opinii znacznie je przewyższa. Nie ujmując niczego komiksom Christy (bo naprawdę bardzo je lubię, ale nie potrafię ich ocenić z dzisiejszej perspektywy), ciężko mi sobie wyobrazić sytuację symetrycznie odwrotną. No nieważne, bo chyba znów niepotrzebnie zapędziłem się w kozi róg... W każdym razie, chciałem tylko powiedzieć, że Bernard (podobnie jak Blueberry i Gucki :) sięga w tym drugim integralu najwyższych poziomów europejskiego komiksu przygodowego (tak, wiem, dziś takie komiksy robi się zupełnie inaczej, w rezultacie są zupełnie inne niż te z przełomu '70/80, ale po głębokim namyśle, starając się usunąć czynnik nostalgii - wybieram jednak najlepsze z tamtych lat: Blueberryego, Princea....)
Trzeci integral (z winy chytrości jednej z internetowych ksiągarń) nigdy do mnie nie dotarł, ale na pewno będzie to pierwsza pozycja, którą wrzucę do kolejnych większych zakupów.
Jeśli ktoś jeszcze nie zaczął przygody z Bernardem, a chce uniknąć (niewielkiego) rozczarowania ramotkowością i nie przeszkadza mu rozpoczynanie zabawy od środka - niechaj zacznie od środkowego integrala.

PS.
Poziom wydania bardzo porządny. Za tłumaczeniami pana Jakuba nie przepadam, ale trawię bez większego bólu trzewi. Dodatki jak najbardziej na PLUS, tego mi właśnie bardzo brak w wydaniach wielkiego E.

Pt, 19 Czerwiec 2020, 11:57:50
7
Odp: Hermann eee, no właśnie tintinowatość a la '60 (czyli np. Comanche#1, B.Prince 1-6, Valerian 0-1, Blueberry 1-5, wczesny Luc Orient, itp) [pewnie się ktoś przyczepi do tego terminu, bo przecież Blueberry to przecie Pilote a nie Tintin, no i styl Gira jest zupełnie inny... mi raczej umownie idzie o pewien "trend" w uproszczeniu kreski, być może ze względu na jeszcze niedoskonałość warsztatu, może modę właśnie w magazynach, a może mniejszą ilość czasu na rysunek/planszę ze względu na niższe stawki... tego to naprawdę nie wiem, muszę się domyślać...

... i tutaj NIEZASTĄPIONĄ funkcję spełniają właśnie DODATKI, to takie mini machiny czasu, które trochę przenoszą mnie w czasoprzestrzeni i staję się 10latkiem czekającym przez tydzień na ciąg dalszy przygód moich ulubionych bohaterów. Dzięki dobrym dodatkom potrafię czasem wczuć się w atmosferę tamtych lat i prawie zupełnie nie przeszkadzają mi uproszczenia kreski, umowność kolorów czy schematyczność fabuły, ach jak szkoda, że nie zawsze jest nam dane z tym obcować... [właśnie zaczynam Jima Cutlassa bez cienia dodatków....:(]
Na szczęście ostatnio więcej klasyki europejskiej dostajemy od Kurca i Ongrysa. Valerian od Taurusa też na bogato jeśli chodzi o dodatki. Mi najbardziej dodatkowych materiałów brakuje w Blueberrym, Corto Maltese i Wieżach Bois Maury.
...a mnie się marzy ustanowienie takiego "standardu" integralnych wydań klasyki.
- dodatki przybliżające okoliczności powstania, wydania komiksu,
- zawarte w stopce/dodatkach/na okładkach daty wydań albumowych oraz wcześniejszych publikacji w czasopismach,
- info z oryginalnymi tytułami,
- reprodukcje okładek (co najmniej pierwszych, a najlepiej różnych) wydań oryginalnych,
- (tak jak w oryginale integrala Princea: dla lepszej orientacji - na tylnej okładce informacje o albumach wewnątrz integrala, a nie jak u Kurca kilka zdawkowych zdań o serii, których niestety nie przeczyta żaden przypadkowy czytelnik),
- w miarę możliwości (koszty vs nakład) powiększony format
....ech, marzenia....

Pt, 19 Czerwiec 2020, 21:21:37
2
Odp: Kurc
Ja przeczytałem Guliwerianę... to znaczy tak do 2/3. Potem odpuściłem, nie dałem rady dalej. Doszedłem do wniosku, że jeżeli takie są autorskie erotyki Manary, to nie rozumiem, o co tyle szumu.

A na półce stoi komplet Giuseppe Bergman i czeka na przeczytanie. Aż się boję za to brać...
akurat G.Bergman to świetny tytuł,
jeśli idzie o Druunę, to w stosunku do staroci z poczatku nowego wieku, oprócz najnowszego albumu z 2019, znanego jako "Celle qui vient du vent", mamy jeszcze "Animę" z 2016. ale fakt, równia spadku druuny już dawno przebiła poziom morza i zmierza... hmmm gdzie?

Cz, 25 Czerwiec 2020, 15:18:37
1
Odp: Kurc
G.Bergman jest eksperymentem artystycznym. Wyłącznie dla koneserów.
hmmm, dziękuję za komplement, ale naprawdę nie czuję w sobie ani cienia zapachu konesera. no, chyba że to miała być obraza, hjech;) ..w dzisiejszych czasach niczego nie można być pewnym.

Cz, 25 Czerwiec 2020, 22:29:31
1
Odp: Ongrys
I anie razu nie skopali przy tym grzbietu. To chyba faktycznie rekord :D.
[dla mnie to wprawdzie mało ważne, ale wiem, że to dla innych mało ważne, że dla mnie małoważne]

to bynajmniej nie kwestia przypadku. pan Leszek jest znany z dosyć pedantycznego podejścia do tematu, w każdym razie: wydaje komiksy tak, jak chciałby je dostać jako czytelnik. i widać, że jeśli się chce, to "się da"!

So, 27 Czerwiec 2020, 19:54:05
5
Odp: Jean Giraud ( Moebius ) niewiele tu ludziska piszą o innych (niż Incal, ew. Świat Edeny) produkcjach Gira-Moebiusa, czyli swego rodzaju komiksowego Jeckylla/Hydea, tja...

no to ja coś wyskrobię.
Otóż nie tak dawno skończyłem czytać pierwszy tom zbiorczego wydania Jima Cutlassa. hmm, i cóż więcej? podobało/ nie podobało? Pierwszy album tej serii (mam wrażenie, że gdy powstawał ten album nie było jeszcze pomysłu na serię) przeczytałem naprawdę dawno temu w (chyba) jakimś angielskim amatorskim tłumaczeniu, bo wtedy francuskiej mowy nie rozbierałem prawie ani ciut, w każdym razie nie pamiętam, ale pamiętam, że spodobał mi się ten album, może dlatego, że główna postać była taką trochę karykaturą Blueberryego, choć nie do końca. Miał więcej szczęścia niż.. czegokolwiek innego (choć w sumie w pewnym stopniu te jego szczęśliwe "uniki" tłumaczone są wojennymi doświadczeniami, itp). Odświeżając sobie niejako tę historię, ponownie się w nią wciągałem. Potem przyszedł drugi album i w zasadzie niby logiczna kontynuacja wątków (niczym w kanonicznej Comanche), odbudowa, obrona rancza (ekhm plantacji) i posiadłości przed wszelkim złem tego świata... No niby tak, ale zagłębiając się mocniej w drugi album, powoli zaczynam słyszeć i wyczuwać jakieś zgrzyty fabularne, niby wszystko pięknie i szybko toczy się naprzód, a jednak coś jest inaczej i to "inaczej" nabiera mocy coraz bardziej, w miarę zmierzania do końca całego integrala. Podobne uczucie "inności" towarzyszyło mi, gdy przypominałem sobie jakiś czas temu pierwszego integrala Sambre (choć tam dało się niemal dokładnie wskazać te miejsca, gdzie historia jest opowiadana zupełnie inaczej). Otóż chodzi oczywiście o to, że Charlier (autor scenariusza Mississippi River) zmarł, niedokończywszy drugiego albumu i po jego śmierci (podobnie jak w Blueberrym) w rolę scenarzysty wcielił się Gir. Oczywiście wszystkiego tego można dowiedzieć się z dodatków do integrala, które wydawca umieścił u spodu drugiej strony komiksu. To nie sarkazm, jako entuzjasta wszelkiego rodzaju merytorycznych dodatków, naprawdę cenię fakt, że informacje o autorach, latach wydania, czy też oryginalne okładki otrzymuję zgromadzone razem w takim wydaniu zbiorczym. Ale właśnie CHOLERNIE brak mi tych wszystkich niuansów, informacji o tle powstawania serii itp. [gdyby kogoś to interesowało, to np. okładka na str. 4 to oryginalna okładka pierwszego wydania, które nie było dziełem Castermana, ale Stowarzyszonych Humanoidów, i nie pochodzi z roku 1991 (jak info w naszym wydaniu), ale z roku 1979, ot taki drobny szczególik. Dla mnie to akurat bardzo ważny szczegół, bo mówi mi o tym, że Giraud porzuciwszy chwilowo swoją sztandarową serię Blueberry, był w głębokiej fazie "Moebius" (która objawiała się eksperymentami z substancjami zabronionymi oraz z publikacjami wielu odlotowych krótkich opowiastek. Zapewne Cutlassem Charlier próbował na powrót postawić Gira na solidnych torach "zwykłych" historii, takich jak Blueberry, co można powiedzieć mu się udało - rok później narysował pierwszy album drugiego indiańskiego cyklu Blueberryego. O tym wszystkim i wielu innych ciekawych rzeczach przeczytacie w integralnym drugim wydaniu Cutlassa, ale chyba dopiero wówczas, gdy wyda go ktoś inny, hjech...
dobra, koniec smędzenia i narzekania! brać i czytać, Komiksowa Brać, urwał jego nać!

Wt, 30 Czerwiec 2020, 14:38:53
6